Śmieszne

Okradzenie policji

13 stycznia 2014

Nie do uwierzenia, a jednak prawdziwe. W Czerniowcach w nocy z czwartku na piątek okradziono lokal policji! Złodzieje dobrali się do biurka komisarza policyjnego i zabrali 80 zł. gotówką. Policjanta widocznie nie było na straży, i niech Bogu dziękuje: ocalał…

„Gazeta Narodowa” z 4 listopada 1884

Przygoda z pijawkami

13 stycznia 2014

Zabawna scena odgrywała się przed kilku dniami w coupé trzeciej klasy na kolei Karola Ludwika. Mama z dwiema panienkami i kilku młodych mężczyzn stanowiło towarzystwo, trudno bowiem zaliczać doń drzemiące w kącie indywiduum, którego exterieur zdradzało, jak to na pierwszy rzut oka można było poznać, małomiejskiego golibrodę, recte cyrulika. Młodym panom przypadło widać do gustu towarzystwo sąsiadek, gdyż bawiono się ożywioną salonową konwersacją, a panienki również zdawały się być zadowolone z tej nowej znajomości. Wszystko szło wybornie, mama była w znakomitym humorku i z nieukrywanem wcale zadowoleniem spoglądała na kibiców, zabawiających tak dobrze jej córeczki. Wkrótce jednak obiedwie panny zdradzać poczęły jakieś zaniepokojenie, które objawiało się coraz wyraźniej. Kręciły się na miejscu, wstawały, to znów siadały, czasami wyrywał się jakiś okrzyk, którego znaczenie trudno było odgadnąć. Rozmowa mimowolnie się urywała, jakkolwiek panny na wszelkie zapytania co się stało, odpowiadały z czarującym uśmiechem że „nic a nic”. Mimo tego jednakże było coraz gorzej, chwilami zrywały się obiedwie z siedzenia i krzycząc biegały pomiędzy ławkami. Troskliwa mateczka, która już poprzód wzięła córeczki na spowiedź do ucha, zdradzała również wielkie zaniepokojenie. Młodzi ludzie przestali się już dopytywać, nie mogąc wytłumaczyć sobie, co to ma znaczyć. Pociąg dojechał do najbliższej stacji. Wszystkie trzy panie wysiadły z największym pośpiechem, ku zdziwieniu młodych mężczyzn, którzy wiedzieli dobrze, że panie te odjadą do Lwowa, a Lwów jeszcze daleko. Na tej samej stacji wysiadał z coupé także ów drzemiący przez całą drogę cyrulik; zbierając wszystkie swe manatki, sięgnął ręką pod siedzenie, wyjął jakiś słoik i zaalarmował wszystkich wielkim krzykiem. I ten także! Młodzi pasażerowie uwierzyli w końcu, że znajdują się w jakiej filji zakładu kulparkowskiego. Dopiero nieszczęśliwy cyrulik na liczne pytania jednym tchem wyjaśnił całą sprawę. Okazało się przy wyjęciu słoika z pod siedzenia, że brak w nim było całego zapasu pijawek, które widocznie niezadowolone z swego miejsca pobytu, zawędrowały głęboko w okolice, gdzie jak najmniej były spodziewane przez młode panienki i wprawiły je w kłopot tem większy, że obecność panów nie pozwoliła im nawet skonstatować powodu dotkliwego bólu, jakiego nabawiła ich niespodziana wizyta gości przy tak dobrym apetycie.

„Dziennik Polski” z 21 lipca 1885

Żart z papugami

12 października 2013

Zabawny żart na Prima Aprilis, udał się pismu genueńskiemu Il Successo. W pierwszych dniach marca pojawiła się w mieście choroba nieznana, pochodząca od papug brazylijskich. Rada sanitarna Genui wydała z tego powodu kilka komunikatów, w których ogłosiła przepisy, jak wystrzegać się choroby i rozpoznawać papugi podejrzane. Ogłoszenia te, zwyczajem włoskim, były porozlepiane na rogach ulic. Rano w dniu l kwietnia ukazały się nowe plakaty z herbem Genui, wzywające wszystkich właścicieli papug, by na mocy art. 319 przepisów sanitarnych i art. 207 rozporządzeń policyjnych w tymże dniu niebezpieczne ptaki przynieśli do ratusza, gdzie będą dokonane oględziny lekarskie. Za uchybienie temu przepisowi wyznaczono karę 5 lirów. Ogłoszenie Il Successo podpisane było tak, iż uważny czytelnik mógł odkryć, że chodzi tu o żart karnawałowy. Ale właściciele papug wzięli tę sprawę na seryo i niebawem na ulicach Genui ukazały się całe orszaki ludzi, przeważnie sług, znoszących papugi do ratusza. W ratuszu z powodu tej niespodziewanej inwazyi papug, zapanowało ogólne zdumienie, lecz gdy dowiedziano się o żarcie, urzędnicy każdą nową papugę przyjmowali komicznym śmiechem. Najgorzej jednak wyszli ludzie z papugami w drodze powrotnej, bo, mieszkańcy, dowiedziawszy się o żarcie, zasypywali ich gradem dowcipów.

„Gazeta Lwowska” z 24 kwietnia 1897

Indyjska przyprawa

29 września 2013

Indyjska przyprawa.

W kasynie oficerskiem w pewnem mieście Indji brytańskich, podawano na wety ciastka, które szczególniej smakowały oficerom a miały barwę szafranową. Zalety ciastek przypisywano używaniu proszku do pieczenia Gdy więc kucharz oznajmił pewnego dnia, iż zapas proszku się wyczerpał, oficerowie kazali sobie przynieść pustą puszkę, aby u tej samej firmy zapisać następny transport, a posłuszny kucharz z tryumfalną miną wręczył im puszkę po… proszku perskim na robaki.

„Gazeta Narodowa” z 9 maja 1890

Oświetlenie figury

29 września 2013

Jakieś pobożne duszyczki zrobiły „luft” swoim przepełnionym uczuciom, oświetlając „figurę” ś. Michała na Wałach Hetmańskich w wilję jego uroczystości. Kopciło się tam na piedestalu u stóp figury kilka lamp łojowych a skutek jest taki, że całe „dolne plecy” naszego patrona poczerniały.

„Dziennik Polski” z 1 października 1873

Święty Mikołaj z Kołomyi

17 lipca 2013

(N)

Kołomyja słynie z osobliwszych pomysłów. Do takich należy policzyć między innemi zawieszenie w tutejszej ruskiej cerkwi portretu pana burmistrza tutejszego, umieszczonego na środkowej ścianie. Pan burmistrz przedstawiony na obrazie jako sędziwy starzec, z brodą, przybrany w fraku i siedzący wygodnie w karle, gdy na przeciwnej ścianie umieszczony portret Najjaśn.[iejszego] Pana jest stojąco odmalowany.

Nieprzywykli nasi chłopkowie do podobnego obrazu w cerkwi, przychodząc i patrząc się na portret burmistrza, widzą w nim św. Mikołaja, tylko to sobie nie mogą pomieścić w swych głowach, zkąd się wzięły tak niestósowne szaty na św. Mikołaju.

Zkąd ten portret pana burmistrza przychodzi w cerkwi na głównej środkowej ścianie, trudno sobie wytłumaczyć, bo trudno i przypuścić, by to za wolą pana burmistrza było, zwłaszcza gdy pan burmistrz nie jest kolatorem cerkwi, lecz był tylko przedsiębiorcą przy budowie tejże. Ciekawi bylibyśmy tylko, gdyby nie pan burmistrz, ale żyd jaki był przedsiębiorcą przy budowie cerkwi, czyby go toż samo z wdzięczności dano odportretować, i na ścianie w cerkwi umieścić.

Druga osobliwość wydarzyła się temi dniami. Przy kopaniu około cerkwi znaleziono kości ludzkie, flaszkę z wódką i fajkę. Ks. proboszcz ruski uznawszy, że te kości są polskie a nie ruskie, kazał je odnieść do kościoła łacińskiego, gdzie też pochowane zostały, bo łacińscy księża nie wchodzili w to, jakie te kości były. Zdaje się, że ksiądz proboszcz ruski musi być doskonałym naturalistą, skoro nawet kości polskie od ruskich rozeznać umie.

„Gazeta Narodowa” z 18 sierpnia 1865

Podatek od kotów

17 lipca 2013

Podatek od – kotów zamyśla zaprowadzić rada kantonu zurychskiego. Władza ta wychodzi z tej zasady, że kot, którego cechą jest niewierność, fałsz, złodziejstwo, stoi na niższym szczeblu zwierzęcej hierarchji od psów; jeżeli więc pies, a właściwie jego właściciel, musi płacić podatek, tem bardziej nie powinno się od tego uchylać takie niewierne stworzenie jak kot. Wskutek tego panuje wielki lament między protektorkami kociego rodu, właściciele zaś restauracyj z pewnością nie posiadają się z radości, częściej bowiem teraz może wchodzić w ich menu – „zajęcza” pieczeń.

„Dziennik Polski” z 1 lutego 1898

Wędrujące łyżki

6 listopada 2012

Wędrujące łyżki.

Gazeta Kołomyjska opowiada o następującym fakcie.

„Do rzemieślnika N. przyszedł w ubiegłym tygodniu sekwestrator i zagrabił dwie łyżki srebrne za zaległy podatek zarobkowy. Właściciel udał się za sekwestratorem do urzędu podatkowego i natychmiast je wykupił. Przyszedłszy do domu, zastał drugiego sekwestratora, który przyszedł go sekwestrować za zaległy podatek domowo – czynszowy. Ten znowu zabrał te same łyżki, które właściciel tego samego dnia wykupił. Jeszcze nie zdołano ich schować, a tu nazajutrz raniutko nadchodzi policyant i zabiera je za grzywnę, nałożoną przez radę szkolną za niejednostajne uczęszczanie dzieci do szkoły. Nie było co robić tylko znowu wykupić. Lecz jeszcze nie koniec na tem. Rewizor szarwarków przypomniał sobie tego samego dnia, że ma zaległość u N. przychodzi więc do niego i zabiera leżące jeszcze na stole, dopiero co przyniesione łyżki. Tym razem właściciel także je wykupił, ale już nie przyniósł ich do domu, tylko w mieście sprzedał nieszczęsny przedmiot ciągłej sekwestracyi. Fakt ten podajemy dla illustrowania sumienności, z jaką się w tym roku drożyzny ściąga zaległe podatki i opłaty.”

„Gazeta Narodowa” z 2 lutego 1892

Żartownisie – adres policji

6 listopada 2012

Głupi żart.

Ulicą Serbską przechodził dziś włościanin z Janowa Wasyl Semeńczuk, i zapytał dwóch młodych ludzi, którędy się idzie na policyę, bo ma tam interes. Na to jeden z dowcipnisiów pokazał mu na wiszącą przed sklepem chustkę i powiedział: weź tę chustkę, a zaraz będziesz wiedział, którędy się na policyę idzie! Poczciwy i ograniczony chłopek pomyślał chwilę, a potem zdarł chustkę z wystawy, ale w tejże chwili wyskoczył kramarz i wśród wielkiego zbiegowiska kazał głuptasa aresztować i odprowadzić na policyę, gdzie biedaka, po wytłumaczeniu całego zajścia, wypuszczono znów na wolność. Czy jednak Semeńczuk zapamiętał sobie drogę na policyę – o tem wątpić należy.

„Goniec Polski” z 29 sierpnia 1907

Język polski w sądach pruskich

6 listopada 2012

Język polski w sądach pruskich.

Sędzia. No jo! wi jesteszta erby, pomarłego Jakob Kodritzky w Bruchu, a po grusku jego jest jeszcze sztama na jego gruntu zerbrecesu z r. 1798 z piątego dwudziestego apryla; procenty i ta sztama już to obże mają bić płacone, to brakuje z te kszączka hypoteczny wigaszyć. No, czy wy przynieśli waszego najstarszy brat tudyszajny i tofszajny?

Strona. Przeproszę wielmożnego landrychta, mój półbrat nie czuje (słyszy), leydował na głowę, to ja bede za niego godał.

Sędzia. No jo, cóż djabła, ty głupy, ty upity szwintuch, breda jaki, ja tobie nie fraguje, a cy ti erba, a ili sia (wiele, siła) ty od to majesz erbuszku, pies mam więce rozum, ty jak bydo (bydło). Bendziesz znów fordrowany itp.

„Dziennik Polski” z 6 sierpnia 1873

Żartowniś 1879

5 lipca 2012

Mistyfikacja, której ofiarą padli niedawno dwaj mieszczanie lwowscy, zagrożeni śmiercią itd., jest niczem w porównania z procesem, jaki się toczy obecnie przed sądem wojennym marynarki angielskiej w Devenport. Porucznik okrętowy Coyte, mając szyfrę telegramów rządowych, zabawiał się dłuższy czas wysyłaniem rozkazów do rozmaitych stacyj morskich, ażeby chwytano urojonych korsarzy fenijskich, transporty torpedów itp. na Oceanie Atlantyckim. Admirałowie i dowódcy statków dali się wziąć na lep temu figlarzowi, i cała eskadra przez dłuższy czas uganiała po morzu bez najmniejszej przyczyny, ale z niemałym kosztem dla skarbu, póki telegrafista w Kingstown na wyspie Jamajce nie odkrył fałszerstwa. Żarcik ten drogo kosztować będzie swego sprawcę, bo „sąd wojenny nie żartuje”.

„Dziennik Polski” z 6 maja 1879

Akuratność

5 lipca 2012

Co za akuratność!

Gazecie Wiedeńskiej czytamy następujące obwieszczenie:

„C. k. sąd powiatowy w P. czyni niniejszem wiadomo, że w depozycie tegoż sądu znajduje się już od lat 30 cały ruchomy majątek Leopolda R. wynoszący cztery centy w. a. Wzywa się przeto spadkobierców prawnych wymienionego spadkodawcy, ażeby się do roku i dni 45 tem pewniej u sądu zgłosili, gdyż w przeciwnym razie powyższa suma przypadnie na rzecz skarbu”.

„Dziennik Polski” z 28 października 1869

Kradzież u kanalarza

5 lipca 2012

Niesłychana kradzież.

Kanalarzowi (przedsiębiorcy czyszczenia kanałów) Józefowi Sperlingowi donieśli robotnicy, że jego parobek Antoni Kadyło, „ukradł” śrubę wartości aż 5 koron! Z powodu tej kradzieży niezawodnie p. Sperlingowi grozi bankructwo, przez śrubę niezawodnie utraci cały włożony kapitał w przedsiębiorstwo czyszczenia kloaków. Głupi Kadyło, nawąchał się tyle „kadzideł” u pana Sperlinga, a teraz przez jedną śrubę utracił łaski pana, u którego warto było przynajmniej służyć jako u zasłużonego fabrykanta perfumeryi…

„Goniec Polski” z 1 lutego 1907

Kazanie z przeszkodami

9 lutego 2012

Kazanie z przeszkodami.

Kiedy w Lawrence, mieście w amerykańskim Stanie Kansas, niedawno temu ksiądz z ambony wiernych piorunującym głosem usiłował rozbudzić z letargu grzesznego, na cmentarzu pomiędzy dwoma kogutami zacięta wszczęła się walka. Wierni rzekomo aby zapobiedz zgorszeniu, jeden po drugim cichaczem wynieśli się z kościoła, ale nikt nie wracał i godny kaznodzieja został sam jeden. Zakończył więc kazanie wołając przez okno: „My wszyscy jesteśmy nędzni grzesznicy… któryż więc kogut wygrał?”

„Dziennik Polski” z 8 października 1871

Oświetlenie gazowe

18 listopada 2011

Dawniej a dziś.

Gdy w Niemczech zaprowadzono po raz pierwszy oświetlenie gazowe w roku 1811 w mieście Freibergu w Saksonii, Kölnische Zeitung w numerze z 28-go marca 1819 tak się o niem wyraziła:

„oświetlenia gazowego nie powinno się dopuszczać

1) ze względów teologicznych, ponieważ ono sprzeciwia się urządzeniu boskiemu, według którego w nocy powinno być ciemno,

2) ze względów prawnych, ponieważ jest niesprawiedliwie urządzać oświetlenie gazowe z funduszów publicznych, do których przyczyniają się także i ci, którzy z niego nie tylko nie korzystają, ale nawet stratę ponoszą,

3) ze względów lekarskich, ponieważ oświetlenie gazowe jest dla zdrowia szkodliwe, a prócz tego zachęcając do przebywania późno w noc na ulicach i placach publicznych, jest przyczyną zaziębiania się,

4) ze względów moralnych, ponieważ oświetlenie nocne ulic sprzyja pijaństwu, a złodziejom ułatwia ich rzemiosło,

5) ze względów policyjnych, ponieważ od oświetlenia gazowego płoszą się konie,

6) ze względów ekonomicznych, ponieważ za urządzenie gazowe pieniądze idą za granicę (wówczas do Anglii),

7) ze względów narodowych, ponieważ nocne oświetlenie gazowe psuje wrażenie iluminacyj, które podnoszą ducha narodowego”.

„Goniec Polski” z 26 lutego 1907

« Poprzednia stronaNastępna strona »