Folklor Wielkiej Wojny

Środek przeciw biegunce

14 listopada 2009

Środek przeciw biegunce.

„Kur. Poznański” podaje następujący środek przeciw biegunce:

Skutecznym środkiem przeciw biegunce są zielone orzechy włoskie. Dawniej moczyło się pokrajane orzechy zielone w okowicie, o którą obecnie trudno. Skutkują one tak samo bez alkoholu, jeśli z nich zrobi się herbatę. Trzeba w tym celu orzechy drobno pokrajać i suszyć powoli (nie na słońcu i nie nad ogniem). Parzy się potem jak zwykłą herbatę. Łyżeczka esencyi wystarczy na szklankę od herbaty. Jeśli jedna szklanka nie poskutkuje należy po 3 godzinach wypić drugą. – Orzechy wkrótce poczną dojrzewać, dlatego trzeba się spieszyć z zerwaniem ich na lekarstwo, póki jeszcze zielone.

„Głos Rzeszowski” z 30 września 1917

Hiszpanka

14 listopada 2009

Hiszpanka.

Prof. Dr. Antoni Krokiewicz umieścił w „Głosie Narodu” cenne uwagi, które w streszczeniu powtarzamy.

Gorączka hiszpańska rozpoczyna ostro zazwyczaj dreszczem i ciepłotą ciała do 40° C. i wyżej (42° C.), nieznacznym bólem gardła (zaczerwienieniem łuków podniebiennych i języczka) a silnym bólem mięśniowym w zakresie kończyn górnych i dolnych, suchym kaszlem, dusznością i chrypką, z powodu zajęcia nieżytowego krtani i oskrzeli drobnych – tudzież niezwykłym osłabieniem, odurzeniem i ubezwładnieniem. W krótce sprawa przełamuje się korzystnie lub też wikła z zapaleniem płuc, przeważnie ogniskowym, rzadziej rozleglejszem płatowem, a dość często i z zapaleniem wysiąkowem opłucnej.

Charakterystyczny objaw stanowi ta okoliczność, iż rychło występuje osłabienie i porażenie mięśnia sercowego. Procent śmiertelności, przy wypadkach leczenia w szpitalach krakowskich wynosi 12 proc.

Wrota, któremi jad gorączki hiszpańskiej dostaje się do ustroju, stanowią niewątpliwie górne przewody oddechowe. Nie ulega też wątpliwości, iż najbardziej usposabiającym czynnikiem do rozszerzania się tej choroby jest oddechanie kurzem ulicznym, który zawiera niezliczone ilości zarazków posocznicy. To też nic dziwnego, iż wobec niesłychanego nieporządku i zaniedbania oczyszczenia ulic naszego miasta gorączka hiszpańska w ostatnich czasach zatacza coraz większe i tak zatrważające kręgi. Drugim ważnym czynnikiem, niepomiernie wpływającym na szerzenie się gwałtowne gorączki hiszpańskiej, jest nienależyte odżywianie się, które wywołuje zmniejszoną odporność ustroju przeciw chorobom zakaźnym Niezwykle ciężki przednówek i obecnie tak ciężkie warunki aprowizacyjne odgrywają tu niepoślednią rolę. To też w celu opanowania tej groźnej epidemi należy przedewszystkiem w czystości utrzymywać ulice i podwórka i niedozwalać, aby tumany kurzu i śmieci za każdem powiewem wiatru unosiły się w powietrzu i roznosiły zabójcze zarazki. Należy zwrócić się do Magistratu, aby nie lekceważył sobie zdrowia i życia obywateli i przestrzegał najbardziej zasadniczych praw hygieny i policyi sanitarnej. Należy również zwrócić się do władz rządowych, aby nie utrudniały możliwości aprowizacyjnej, tak ciężkiej w dzisiejszych czasach i życzliwszą opieką otaczały społeczeństwo cywilne. To są pierwsze warunki dla opanowania epidemii.

„Głos Rzeszowski” z 6 października 1918

Kawa i jej surogaty

12 sierpnia 2009

Kawa i jej surogaty.

Kwestya kawy, stanowiącej i u nas tak ulubiony napój, interesuje niewątpliwie cały ogół, dla tego streszczamy fachowy artykuł, ogłoszony w sprawie kawy przez znaną autorkę J. Albinowską w „Kuryerze Lwowskim”:

Podobny brak kawy jak obecnie, przeżywała Europa z początkiem 19 wieku, w czasie „zamknięcia kontynentalnego”. I wtedy bowiem Anglia w zaciętej walce z Napoleonem I odcięła Europę od dowozu kolonialnych towarów, do których, tak jak dziś, należała rozpowszechniona kawa. Jak wiadomo, brak cukru trzcinowego, z zamorskich krajów sprowadzanego, zastąpił wynaleziony wówczas cukier buraczany, a brak kawy starano się zastąpić innymi materyałami roślinnymi. Do tego przyczyniła się nie tylko nader wysoka cena kawy, ale rosnące przekonanie o jej szkodliwości. Dziś, gdy zdobycie z kartą w ręku poboru kawy wymaga straty znacznego czasu i formalnego wyścigu, zaciekawi nasze gospodynie, jak sobie od dawna już radzono, aby zastąpić kawę innym środkiem (surogatem) i jak można tańszym sposobem, a teraz wprost niezbędnym, zaoszczędzić drogi środek zamorski. Ponieważ w najbliższej przyszłości nie będzie nam z kawą lepiej, radzę zawczasu zapoznać się z wypróbowanymi, innymi artykułami zastępczymi.

Trudno jest jednak zastąpić skład chemiczny kawy; to też wszystkie jej surogaty różnią się od składu właściwej kawy. Najpierw zwrócono już u schyłku 18 wieku uwagę na cykoryę. Tę dawno już uważano za środek leczniczy, a dostarczała ona płynu bardzo zbliżonego, zwłaszcza kolorem, do kawy. Suszono liście cykoryi albo upalono, a nawet przepalano jej korzenie. Użycie cykoryi do kawy z powodu jej apetyt pobudzającego zabarwienia i przysmaku przyjemnego jest obok kawy bardzo rozpowszechnione, tak, że powstały bardzo liczne fabryki do tej zaprawy i obrót pieniężny tychże dochodzi do bardzo wysokich sum. Jest też ona dziś najważniejszym i najzwyklejszym surogatem kawy. Jednak zwykle miesza się ją z kawą, tem więc bardzo oszczędza się obecnie tak już cenny artykuł spożycia codziennego.

Drugim najważniejszym surogatem kawy jest marchew. Jej uprawa i rozpowszechnienie u nas są znane, zaś zastosowanie i postępowanie to samo, co u cykoryi. Daleko lepszym i szlachetniejszym surogatem kawy są figi. Te kraje się w cienkie paski, a te w kosteczki, pali się kawę w piecyku i po upaleniu tłucze się w moździeżu. Kawę figową dodaje się w połowie do zwykłej kawy. Znajduję, że lepszą jest kawa, gdy na 2 dekagramy jej daje się 1 dekagram figowego surogatu. Używając kawy figowej, należy zawsze najpierw na sitku maszynki nasypać prawdziwej kawy (2 dekagramy na 3 osoby), a na wierzch dopiero figową, bo proszek figowy zanadto zatyka drobne dziurki sitka maszynki. Do surogatów, które bez użycia kawy właściwej mogą ją w napoju zastąpić, należy jęczmień.

Kawa żołędziowa. Dojrzałe żołędzie po wyłuszczeniu przepoławia się, zwolna pali w piecyku, miele w młynku albo tłucze w moździerzu i stosownie, jak kto lubi, mocniejszą czy słabszą, dale 1-2-3 łyżeczki do ćwierć litra kipiącej wody i gotuje, poczem delikatnie zcedza, by osadu nie zmącić.

Jeszcze kilka luźnych uwag o sporządzaniu kawy. Używając zwykłej kawy tylko, da się wiele tego dziś tak cennego, a trudnego do nabycia artykułu zaoszczędzić, nie ujmując w niczem jej dobroci. Przedewszystkiem więc trzeba należycie upaloną kawę odpowiednio zemleć, a więc bardzo miałko na dobrym młynku. Młynek powinien być od czasu do czasu wymytym, i to wrzącą wodą, gdyż tłuszcz zawarty w kawie osadza się na kółkach młynka, a starzejąc się, psuje dobroć i smak kawy. Dobrze upalona kawa powinna mieć jasno-bronzowy kolor. Parzyć kawę należy tylko zupełnie kipiącą wodą, więc o + 100 C., każda inna temperatura marnuje wiele materyału. Dla tego dobre są maszynki t. zw. „non plus ultra”, na której tylko wrzątek przejść przez sitko może. Kto nie ma dobrej maszynki, niech lepiej ją gotuje po turecku, to jest w następujący sposób: 2 dekagramy zmielonej kawy i pół do 1 dekagrama cykoryi wsypuje się do 1 i pół szklanki wrzącej wody. Gdy raz kawa zakipi, zakrapia się ją jedną łyżką zimnej wody i na bok odstawia, by się ustała, szczelnie nakrytą, poczem zlewa się ją ostrożnie, by osadu nie zmącić.

„Dziennik Poznański” z 12 września 1916

Przesądy w rowach strzeleckich

12 sierpnia 2009

Z różnych stron.
Przesądy w rowach strzeleckich.

Osobliwy zabobon wojenny zdaje się panować ogólnie w rowach strzeleckich koalicyi, jeśli można wierzyć sprawozdaniom prasy amerykańskiej. Zabobon ten istnieje tak u Anglików jak u Francuzów. Czasami są to przesądy z czasów pokojowych, dostosowane do warunków wojennych. Między innemi istnieje mniemanie żołnierzy, że nie należy jedną zapałką zapalać trzech cygar jednocześnie. Już w czasach pokojowych zapalającemu trzecie cygaro jedną zapałką, czynność ta przynosiła nieszczęście – a podczas wojny na froncie sprowadza śmierć niechybną i to nie bohaterską na polu bitwy tylko niepotrzebną przez przypadek.

Jak to należy rozumieć, widzimy z przykładu przytoczonego przez Nowo-Yorski „Sun”. Trzej oficerowie siedzieli razem przy stole; rozmawiali o tym właśnie przesądzie i jeden z nich Francuz uważał go za głupstwo. Przez przypadek zapalono jego cygaro jedną i tą samą zapałką jako trzecie. Następnego dnia poległ. Dziesięć kilometrów po za frontem został zabity przypadkowo zbłąkanym niemieckim granatem.

Ogólnie znanym jest też zabobon o „towarzyszu w bieli”, który po każdej bitwie tajemniczo błądzi po pobojowisku, ratując rannych. Kto go spostrzeże, niechaj będzie na bliski przygotowany koniec, bo ów „towarzysz w bieli” jest równocześnie zwiastunem zgonu dla nie rannych na pobojowisku, którzy go widzą przy dziele miłosierdzia. U niektórych pułków przesąd ten jest głęboko zakorzeniony, na co przytaczamy przykład podług pisma „Cincinnati Times”: Dwóch żołnierzy na froncie miało przenocować podczas zimowej nocy w rozstrzelonym budynku stajennym, posiadającym rodzaj piętra. Gdy noc zapadła, zapytał jeden drugiego, gdzie woli się umieścić u góry czy na dole. Zapytywany oczywiście zdziwił się nie mało, gdyż sądził, że obaj razem w jednem spać będą miejscu. Lecz zrozumiał propozycyę przyjaciela, dowiedziawszy się, że ów widział „towarzysza w bieli”. W istocie więc jeden z nich przepędził noc na górze, drugi zaś spał na dole, a przeczucie śmierci spełniło się: o północy przelatujący granat zabił śpiącego na górze. Lecz tylko przypadkiem drugi żołnierz uszedł śmierci, gdyby bowiem granat był eksplodował zabiłby niechybnie obu.

Inny przypadek opowiada nam o przeczuciu śmierci pewnego oficera lotników, dzielnego, niestrudzonego żołnierza. Pewnego dnia zwierzył się swemu przyjacielowi, iż napisał ostatnie pożegnalne listy i prosi go o wysłanie ich w razie wiadomości o jego śmierci. Wszyscy towarzysze śmiali się z niego, gdyż owego wieczora było zupełnie spokojnie na froncie, a samolotów nie puszczano już od kilku dni. Mimo to ów oficer zmarł jeszcze tego samego dnia: niespodziewanie generał przybył do obozu, chcąc się przypatrzyć nowemu statkowi powietrznemu; dzielny oficer lotników, który widział „towarzysza w bieli”, prowadził maszynę; na znacznej wysokości popsuło sie coś u samolotu, a lotnik spadł na ziemię i zabił się na miejscu.

Wreszcie należy jeszcze wspomnieć o śnie o autobusie, uchodzącym za pewny znak śmierci; komu się śni o autobusie, polegnie napewno. Oczywiście czasem uda się los oszukać. Pewien francuski podoficer dowiedział się od jednego ze swych żołnierzy, że ten miał ów sen śmiertelny; żołnierz był nieco wystraszony, podoficer kazał sobie sen dokładnie opowiedzieć i wreszcie rzekł: „Nie był pan przecież nigdy w Paryżu! Nie widziałeś więc nigdy autobusu, a to co widziałeś we śnie może jest jaką nową maszyną wojenną, której obecnie Anglicy używają, ale nigdy w życiu autobus”.

Opis jednakże autobusu zgadzał się na włos, lecz żołnierz uspokoił się, dzięki perswazyom podoficera i został przy życiu.

„Dziennik Poznański” z 24 lipca 1917

Rekordowa pogróżka

12 sierpnia 2009

Rekordowa pogróżka.

Z Kazania donoszą do „Now. Wrem.”, że urzędnicy kazańskiej okręgowej lecznicy psychiatrycznej oświadczyli, iż o ile, zgodnie z ich życzeniem nie nastąpi dymisya dyrektora i lekarzy, uzbroją wszystkich waryatów i znajdujących się tu, jako poddanych próbie przestępców (ogółem kilkaset osób ) i cały ten tłum wypuszczą na miasto…

„Dziennik Kijowski” z 24 maja (6 czerwca) 1917

Wódka w Rosji

12 sierpnia 2009

Wódka w Rosyi.

Znany rosyjski publicysta, Aleksander Jakowlew, pisze w moskiewskim dzienniku „Utro Rossii”.

Armia rosyjska jest absolutnie trzeźwa. Wódkę przypomina się często, ale obecnie myśli się o niej więcej lirycznie: „Ach, gdybyśmy tak mieli teraz flaszeczkę wódki!” Jest to rzeczą zrozumiałą, ponieważ armia w alkoholu chce szukać zapomnienia swoich trosk. Mimo to armia jest trzeźwa. Zupełnie inaczej dzieje się w głębi kraju.

Z frontu wyjechałem do Moskwy, skąd udałem się na Kaukaz, potem aż nad Wołgę, byłem we wsiach gubernii samarskiej i saratowskiej i… wszędzie widziałem mnóstwo pijaków. Poznałem tam napoje: „braszkę”, „gorłuczkę”, „gorzką”, „denaturat”, „odekolon”, „kałgankę”, „chanszę”, „miód”, „arak”, „samodelkę”, „śliwowicę” i t. d.

Od dwu lat istnieje zakaz picia wódki, a jednak ileż to istnieje gatunków napoi, by tylko zaspokoić pragnących.   Czytaj dalej…

Bukiet pokrzyw dla śpiewaczki

11 sierpnia 2009

Bukiet pokrzyw dla śpiewaczki.

Z Pragi donoszą: Śpiewaczka praska M. Kavanówna, występująca stale jako gość w czeskim teatrze, nie cieszy się wśród publiczności czeskiej szczególną sympatyą, ponieważ nie chce śpiewać po czesku, chociaż już dawno mieszka w Pradze i sama twierdzi, że umie po czesku. A przynajmniej tak oświadczyła w znanym procesie, który miała ze swą współzawodniczką panią Olivierową. Gdy panna Marya Kavanówna skończyła ostatni śpiew swój na końcu aktu, spadł na scenę spowity białym papierem bukiet kwiatów, zauważony przez jednego z grających, który go wręczył artystce. Ona przycisnęła bukiet z uśmiechem do piersi i chciała się ukłonić, gdy w tej chwili zakrzykła. W papierze były bowiem pokrzywy, które artystkę poparzyły ciężko po rękach i po piersi. Policya śledzi sprawcę.

„Dziennik Poznański” z 6 lipca 1917

Dziennikarz czeski skazany na śmierć

11 sierpnia 2009

Dziennikarz czeski skazany na śmierć.

„Gazeta Lwowska” ogłasza następujący wyrok sądu doraźnego:

Redaktor Jan Kotek z Prośnic został wyrokiem sądu krakowskiej komendy wojskowej w Morawskiej Ostrawie z dnia 23 grudnia 1914 za zbrodnię zakłócenia porządku publicznego z par. 95 a) u. k. popełnioną tem, że dnia 6 grudnia 1914 w gminie Smrżitz, wobec zgromadzonych członków rozwiązanego stowarzyszenia spożywczego, miał nieprzyjazną państwu mowę, którą usiłował wzniecić pogardę i nienawiść do jednolitego związku państwowego cesarstwa, doraźnie skazany na karę śmierci przez powieszenie.

Wyrok ten wykonano tego samego dnia w dwie godziny po ogłoszeniu, na podwórzu sądu.

„Dziennik Poznański” z 5 stycznia 1915

Fabrykant cygar przed sądem

11 sierpnia 2009

Fabrykant cygar przed sądem.

W Raciborzu na Górnym Śląsku toczył się przed izbą karną ciekawy proces przeciwko fabrykantowi cygar Pawłowi Böhmowi. Na rozprawę zawezwano 34 świadków i 9 rzeczoznawców. Żołnierze będący w Królestwie Polskiem skarżyli się na 6 fenygowe cygara „Londondocks”, które były niemożliwe. Użalili się u lekarza, który zbadał cygara i stwierdził w nich zgniłe włókna i odpadki myszy. Oprócz tego zawodowiec i znawca wyrobów tytoniowych stwierdził, że tytoń tych cygar nie fermentował, że fabrykant wytwarzał z surowego tytoniu cygara. Cygara z takiego tytoniu są niebezpieczne dla zdrowia. Kantyny wojskowe pobierały cygara te od niejakiego Schönfeldera z Wrocławia, a ten od fabrykanta Böhma z Raciborza. Böhm, skoro dowiedział się o badaniach jego cygar, zmienił nazwę gatunku z „Londondocks” na „Sumatra” i w dalszym ciągu gatunek ten sprzedawał. Mimo to sprawa wyszła na jaw i fabrykanta zabrano do więzienia śledczego. Rzeczoznawcy stwierdzili, że w cygarach Böhma była słoma, włókna, sznury, trawa i robaki. Wszystko to pokrajano maszyną i zafarbowano wodą z cykoryi lub tytoniu. Oskarżony tłomaczył się, że robotnicom nakazywał, aby utrzymywały porządek w fabryce. Sąd uznał oskarżonego winnym i skazał go na trzy miesiące więzienia.

„Dziennik Poznański” z 10 maja 1916

O wygrażanie nauczycielce

11 sierpnia 2009

O wygrażanie nauczycielce.

Przed sądem ławniczym w Poznaniu toczyła się rozprawa przeciwko robotnikowi S. z Jeżyc, oskarżonemu o wygrażanie nauczycielce. Robotnik przybył do szkoły i wymawiał nauczycielce, że obiła jego córkę, przyczem wygrażał jej skargą u władzy szkolnej. Z podniesioną ręką miał powiedzieć: „Gdy panią spotkam na ulicy – zabiję”. Prokurator wniósł o dwa tygodnie więzienia, lecz sąd uwolnił oskarżonego, wychodząc z założenia, że groźby swej nie wykonał.

„Dziennik Poznański” z 15 września 1915

Sprawiedliwość w Rosji

11 sierpnia 2009

Gwałty nad sędzią.

Sędzia pokoju specyalnie rozpatrujący sprawy między dorożkarzami i pasażerami stał się ofiarą oburzającego gwałtu. Podczas rozpatrywania jednej z takich spraw między dorożkarzem Domańskim i pasażerem, urzędnikiem związku ziemskiego, p. Rewenskim, dorożkarz, widząc, iż szala sprawiedliwości nie przechyla się na jego stronę, zaczął sędziego obrzucać obelgami, następnie podarł własnoręcznie protokół i wyrok i, postępując… konsekwentnie zaczął laską przekonywać sędziego, iż wydał wyrok niesłuszny. Niedość na tem. Po pewnym czasie, dorożkarz powrócił do sądu w towarzystwie żony i swoich stronników, aby raz jeszcze wypowiedzieć sędziemu, co o nim myśli. Wypowiedziawszy zaś, schwycił sędziego i zaczął go wlec przemocą pod sąd rady delegatów. Milicyanci obecni w sądzie nie uważali za stosowne wtrącać się do zatargu między „obywatelem dorożkarzem” i „obywatelem sędzią” i gdyby nie obrona osób postronnych, którzy wyrwali sędziego z rąk rozjuszonego dorożkarza, pytanie jeszcze, czy sędzia czy też jego dusza stanęłaby przed trybunałem rady delegatów.

„Dziennik Kijowski” z 23 czerwca (6 lipca) 1917



Sądy doraźne.

Wczoraj na dworcu kolejowym schwytano na gorącym uczynku złodzieja, usiłującego skraść portmonetkę inwalidzie, pozbawionemu rąk. Gdy schwytanego złodzieja pod konwojem odprowadzono do komisaryatu milicyi, tłum rzucił się na niego i zaczął bić. Bito laskami, kamieniami i wkrótce na bruku pozostał do tego stopnia zeszpecony trup, iż tylko na podstawie ekspertyzy daktyloskopijnej oddział śledczy stwierdził, że zabity został znany złodziej Burak.

Onegdaj wieczorem również na stacyi kolejowej, w pobliżu komory celnej tłum żołnierzy rozprawił się z nieznanym złodziejem, schwytanym na kradzieży.

„Dziennik Kijowski” z 24 czerwca (7 lipca) 1917

Uwolniony z powodu zabójstwa

11 sierpnia 2009

Uwolniony z powodu zabójstwa.

Przed sądem wojennym w Poznaniu odbyła się wczoraj rozprawa z powodu dramatu rodzinnego, jaki rozegrał się w Baborówku w powiecie szamotulskim. Donosiliśmy w swoim czasie, że nadinspektor J., który jako feldfebel znajdował się na polu walki, przybywszy do domu niespodzianie na urlop, zastrzelił swego zastępcę, który z jego żoną utrzymywał niedozwolony stosunek miłosny. Sąd wojenny feldfebla J. uwolnił.

„Dziennik Poznański” z 12 lutego 1916

Za 10 fenigów 5 miesięcy więzienia

11 sierpnia 2009

Za 10 fenygów 5 miesięcy więzienia.

W Berlinie pewnego wieczoru znalazł kupiec Lanc w kącie swego zakładu skulonego kamieniarza Hasewinkla, który stawiony przed sąd oświadczył, że z głodu – ponieważ przez 3 dni nic nie jadł – zjadł na miejscu z zapasów składu 4 funty kiełbasy, kilka jaj a wypił dwie butelki wina i dwie butelki soku. Ponieważ kupiec Lanc potwierdził brak tych artykułów i cofnął co do tego swój wniosek o ukaranie, wniósł także i prokurator o umorzenie postępowania karnego za kradzież tych przedmiotów. Ale znaleziono przy oskarżonym 10 fenygów, które, jak sam przyznał, zabrał z kasy składu. Za kradzież tych 10 fenygów skazano Hasewinkla, ponieważ częściej już był za kradzież karany, na pięć miesięcy więzienia.

„Dziennik Poznański” z 5 stycznia 1916

Za fałszywe pogłoski

11 sierpnia 2009

Za rozpowszechnianie fałszywych pogłosek o osobach bliskich domowi panującemu i o dowódcach armii niemieckich odpowiadały przed izbą karną w Głogowie na Śląsku handlarka Gertruda Schmidt i żona robotnika Marya Rösler. Skazane zostały na 3 dni więzienia.

„Dziennik Poznański” z 30 września 1915



Zasądzona na więzienie za rozsiewanie fałszywych wieści.

Przed sądem wojennym w Olsztynie w Prusach Wschodnich odpowiadała żona pewnego strażnika kolejowego z powodu rozsiewania fałszywych wieści. Oskarżona opowiadała sąsiadce, że „Kaiser jest w niewoli” i że wie o tem od burmistrza. Podczas rozprawy tłomaczyła się, że nie miała na myśli cesarza, lecz sąsiada, który sie nazywa „Kaiser”. Za lekkomyślność skazaną została na 5 dni więzienia.

„Dziennik Poznański” z 10 września 1915

Żołnierze angielscy

11 sierpnia 2009

Żołnierze angielscy.

W „Berl. Tagebl.” pisze pod powyższym nagłówkiem B. Kellermann, specyalny korespondent z frontu zachodniego:

Myją się jak koty, które wpadły w dół z gliną.

Wszędzie na dziedzińcu siedzą lub stoją, na pomoście przy magazynie towarowym, na schodach skrobią i szczotkują. Glina z rowów w Givenchy i w Loos wzbija się w chmurach pyłu z kitlów o barwie ziemi i ze spodni. Opanki rozwijają, trą pomiędzy dłońmi, piorą i wywieszają do osuszenia. Scyzorykami usuwają stwardniałe błoto ze surdutów i spodni. Inny stoi w koszuli i trzepie spodnie. Niktby nie uwierzył, ile nagromadzić się może gliny w jednych spodniach. Głęboko siedzieli w błocie, tam u licha!

Kilku górali szkockich stoi przy kurku od wody w krótkich spódnicach szkockich i myje gołe nogi. Bili się wspaniale. Stojąc prosto, dawali salwy. Tylko niewielu z nich jest tutaj, reszta, można to poznać po ich oczach, leży tam na polu.

Wszyscy pracują bez śmiechu, prawie nie mówiąc ze sobą z powagą ludzi zajętych swym interesem. Widać, że do porządku przyzwyczajeni, błota i brudu nie znoszą. Wielką kładą wagę na stronę zewnętrzną. Wczoraj w bitwie wzięci w niewolę, dziś wielkie pranie, od jutra zaczyna się życie prywatne. Kontrakt ich skończył się. Często widziałem jeńców francuskich, pozostających trzy dni w błocie i łachmanach, dumających nad niedolą. Żadnej wagi nie przywiązywali oni do strony zewnętrznej. Kontrakt ich nie skończył się.   Czytaj dalej…

« Poprzednia stronaNastępna strona »