Polityka

Panika w Brodach 1877

5 lipca 2011

Brody 17 września.

Od kilku dni obiegały po mieście naszem zwłaszcza między ludnością żydowską niepokojące wieści, że chłopi okoliczni podobno przez ajentów rosyjskich poduszczeni, mają w dzień sądny wyrżnąć żydów i Lachów. Strach paniczny opanował żydów. Wszędzie po ulicy słychać było rozmowy o przyszłej rzezi, w co nawet ludzie poważni zupełnie uwierzyli. Pogłoski te znachodziły niby potwierdzenie w ustach niektórych chłopów, którzy tu i ówdzie mieli się w ten sposób odgrażać. Uwięziono nawet kilku chłopów i urządzono śledztwo; ośmiu chłopów czeka dotąd jeszcze wyroku; jak się jednak dowiedziałem od osób kompetentnych, obawa cała była bezpodstawną. Między ludem naszym oddawna jest rozpowszechnionem wyobrażenie, że djabeł w dzień sądny żydów żywcem porywa. Po pijanemu niejeden chłop w ten sposób sprawiał ulgę uciśnionemu sercu swemu i przypominał w kłótni, o którą między chłopem a żydem nie trudno, że taki koniec czeka krzywdzącego go żyda. Pomawiano ruskich księży o inicjatywę w tej brudnej sprawie – naturalnie bez cienia podobieństwa do prawdy. Fantazya roztaczała przed okiem przestraszonych najkrwawsze obrazy; X. S. z S. miał odbierać od chłopów przysięgę, że się niewzdrygną przed mordem i pożogą – miało to odkryć śledztwo; nawet we Lwowie wierzono, że X. S. kazano uwięzić; osoby najpoważniejsze ręczyły, że widziały jak X. S. prowadzono do wiezienia. Pokazało się, że cała ta wieść powstała w ten niewinny sposób, że widziano X. S. idącego ulicą (wracał od swej córki) a za nim o kilka kroków idącego tą samą ulicą żandarma. Mimo to strach żydów był wielki. Do jednego z naszych księży przychodziło kilku żydów, prosząc i zaklinając, by im prawdę powiedział, czy ich mają na dzień sądny wyrżnąć. Wczoraj wieczorem miasto było jak wymarłe. Żydzi wrócili wcześniej, niż zwykle z bóżnic – i pozamykali się w domach. Na ich usilne prośby, nakazano skonsygnować wojsko w koszarach. Kompania obrony krajowej, miejska policya i straż finansowa strzegła do białego dnia wszystkich dróg i ścieżek do miasta wiodących przed wrzekomą inwazyą; nawet przed domem konsula rosyjskiego stała straż przez noc całą; naturalnie, że i znaku nie było, by kto myślał o napadzie lub rzezi. Dzisiaj żydzi już swobodniej oddychają, chociaż trwoga nie ustąpiła zupełnie.

Żydzi tutejsi sympatyzują jak wszędzie z Turkami. Na pierwszą wieść o zwycięstwie Osmana baszy pod Plewną, panowała radość nie do opisania; w oknach dwóch sklepów wystawiono improwizowanych Turków, a jednemu żydowi sympatyzującemu z Rosyą, wyprawiono kocią muzykę. Mówią mi, że ów niefortunny zwolennik Rosyi nawet na ulicy pokazać się nie może, by nie był przez gawiedź żydowską insultowanym.

Wskutek wojny Rosyi ucierpiały Brody niezmiernie, handel cały z Rosyą prawie ustał; ubóstwo i nędza wielka między żydami.

„Czas” z 20 września 1877

Pop – hajdamaka

5 lipca 2011

Hajdamaka nr. II.

Od 3 lat wnoszą parafianie z Kołokolina (p. Rohatyn) skargi na swego proboszcza, ks. Petryckiego, brata redaktora Hajdamaków. Twierdzą oni, że paroch dopuszcza się zdzierstw gorzej od żyda, prześladuje parafian, odmawia spowiedzi i ślubów, od roku nie odprawia należycie nabożeństw, prowadzi procesy i bójki z parafianami i wogóle nie postępuje jak ksiądz, lecz jak najcięższy wróg włościan. Wnoszone skargi nie pomagały; władze nie odpowiadały na nie. Ks. Petrycki rozzuchwalił się i doszło do tego, że parafianie postanowili przejść na prawosławie.

Ruskij Selanyn donosi, że kilku rozważniejszych włościan wstrzymało mieszkańców Kołokolina od przejścia na prawosławie, a 27. zm. udała się deputacya 6 włościan, pod przewodem Wasyla Kałyny do ks. metropolity, by prosić o stanowczą odpowiedź na swe skargi. Oświadczyli oni, że jeżeli konsystorz nie załatwi sprawiedliwie ich sprawy, parafianie przejdą na prawosławie. Ze łzami w oczach prosili ks. metropolitę, aby zabrał „toho łupija” z Kołokolina. Metropolita, ks. Szeptycki zapytał członków deputacyi:

- Czy złożycie przysięgę na to, że wszystko, co mówicie, jest prawdą?

- Złożymo! – odpowiedzieli włościanie.

I tak się też stało; wśród uroczystej ciszy odbyło się zaprzysiężenie. Spodziewać się należy, że teraz skarga parafian będzie uwzględniona.

„I ten Petrycki – pisze Rus. Sel. - ten paroch w Kołokolinie jest uważanym za pierwszego patryotę ukraińskiego; on jest organizatorem partyi ukrainofilskiej, jego wysławiają ukr. gazety za jego „narodolubstwo” – a on „prostyj dureń, łupij i demoralizator”, jaki pan, taki kram; jaka partya, tacy też organizatorzy. I taki człowiek „haukaje wsiudy” na Polaków, że oni krzywdzą włościan, a sam jest dla nich najzaciętszym wrogiem. Gdzież Hajdamaky, gdzież Swoboda, dlaczego nie upomną się o krzywcie włościan?

W sprawie prowadzenia się ks. Petryckiego ma być wniesiona w parlamencie interpelacya. Czy posłowie ukraińscy zechcą się ująć za pokrzywdzonymi włościanami? Wątpimy, gdyż paroch Petrycki jest jednym z filarów partyi, a brat parocha jest członkiem klubu ukraińskiego.

Hajdamaka numer II. godny braciszek hajdamaki nr. I. długo budował Ukrainę w powiecie rohatyńskim, uosabiając w sobie wszystkie cnoty Gonty i Żelaźniaka.

Doprawdy, że cierpliwy i poczciwy nasz lud wiejski, skoro nie zrobił dotąd we właściwy i należyty sposób porządku z tym „ł u p i j e m”.

„Goniec Polski” z 11 grudnia 1907

Chłopi w wiedeńskim Reichstagu

12 maja 2011

Chłopi w wiedeńskim „Reichstagu”.

Pierwsze wybory do parlamentu w Galicyi odbyły się w czerwcu 1848. Lwów wybrał na posłów Floryana Ziemiałkowskiego, Maryana Dylewskiego i Aleksandra hr. Dunina Borkowskiego. Wybory w stolicy odbyły się spokojnie, natomiast na prowincyi, wśród ciemnego ludu wiejskiego, dzięki podżegaczom, przyszło do wielkich zaburzeń. Szczególnie we wschodniej Galicyi, ruscy chłopi nie chcieli stawać do urny wyborczej, utrzymując, że nikomu nic nie wierzą, a jeżeli cesarz przez ustanowienie parlamentu chce im co dobrego uczynić, niech im przyszle zawiadomienie „na grunt”. W Lubaczowie chłopi rozpędzili i pobili wyborców. Podżegacze i wrogowie Polaków głosili na zebraniach po wsiach, że konstytucya jest to Polka, z którą ożenił się cesarz austryacki, który chce odbudować Polskę, a wtenczas dopiero Polacy sprowadzą Tatarów i zaprzedadzą wszystkich w jassyr. Takiemi baśniami karmiono ówczesnego wieśniaka, podsycano nienawiść posianą przez lwowskich świętojurców, tak, że w Radymnie tłum wzburzonych chłopów o mało nie zamordował księdza za to, że w kazaniu wspomniał o dziejach Polski.

W kilku okręgach wschodniej Galicyi wybrani zostali chłopi na posłów do pierwszego „Reichstagu”. W drodze do Wiednia dowodził im poseł Sawka, urlopnik z okręgu gródeckiego.

Z pobytu ich we Wiedniu, wielkie żniwo miały humorystyczne pisma. Malowano ich w żelaznych klatach, albo prowadzonych na łańcuszku przez znane figury urzędowe na posiedzenia w „Reichstagu”.   Czytaj dalej…

Wielki książę Ukrainy

12 maja 2011

Wielki książę Ukrainy.

Przed kilku tygodniami donosiliśmy na tem miejscu o wiekopomnem odkryciu przez hajdamaków „wielkiego księcia Ukrainy” w sobie hetmana kozackiego, Jana Wyhowskiego, zmarłego przed 250 laty. P. Petryckyj wystąpił z projektem odszukania zwłok tego bohatera i przeniesienia ich w tryumfie do Lwowa. W ostatnim numerze swojego pisma zmienia jednak p. Petryckyj radykalnie zdanie swoje o wynalezionym przez siebie „pierwszym ukraińskim księciu” i twierdzi, że „był to wielki gałgan, który hadziackim traktatem zaprzedał Ukrainę Polakom”, więc i zajmować się nim nie warto. Niedługo więc cieszyła się Ukraina swoim wielkim księciem.

„Goniec Polski” z 19 marca 1907

Zamość się… „polonizuje”!

12 maja 2011

Zamość się… „polonizuje”! Taką sensacyjną wiadomość znajdujemy w „Ukraińskiem Słowie”. Dotąd ośmielaliśmy się przypuszczać, że Zamość był wogóle od wieków polski. Sądziliśmy także, że w tym prastarym grodzie kwitnęła bujnie cywilizacya polska, że historya Zamościa opromieniona jest wspaniałą działalnością Jana Zamojskiego i akademii Zamojskiej, że wreszcie twierdza Zamość ma świetne karty w dziejach wojny polskiej! Niestety to wszystko były tylko – „polskie brechnie”, jak to najoczywiściej wynikać się zdaje z korespondencyi zamieszczonej w światłym organie ukraińskim. Zamość był bowiem dotąd ukraińskim w każdym calu, a teraz dopiero „spolszczył sia wse!” Znikają dawne napisy na chatach i drogach, w szkole i gminie słychać język polski, na gruntach opuszczonych (!) przez Ukraińców panoszy się ludność polska. Statystyka ostania wypadła fatalnie. Słowem kolonizacya (!) polska wre w całej pełni, a rząd austr. ją wspomaga. Chwalebny jest ten dobry humor organu ukr., mimo tak ciężkich czasów.

„Dziennik Poznański” z 20 listopada 1917.

Antyhitlerowska papuga

12 maja 2011

Antyhitlerowska papuga.

Brzmi to jak w bajce, a jednak jest to prawda. Rzecz miała się w Hamburgu. Pewien marynarz sprzedał właścicielowi portowej knajpy wyuczoną papugę, która mile pozdrawiała każdego gościa słowami: „Grüss Gott” (*) i „Aufs Wiedersehen” (**). Gościnna papuga stała się curiosum knajpy, które oczywiście musieli obejrzeć i szturmowcy Hitlera w brunatnych koszulach. Jeden z nich, wszedłszy do lokalu, odpowiedział na pozdrowienie papugi „Heil Hitler”. I oto stało się coś niebywałego. Papuga naperzona zaczyna krzyczeć: „A ty brunatna świnio – Precz z Hitlerem!” i wiele innych nieparlamentarnych wyzwisk pod adresem wszystkich niemal członków rządu hitlerowskiego. Wszystko struchlało. Oczywiście na miejscu aresztują gospodarza i papugę. Po trzech dniach rozprawa przed sędzią specjalnym. Papuga na rozprawie pozdrawia sędziego bardzo mile „Grüss Gott” i zachowuje się całkiem przyzwoicie dopóki nie wszedł jako świadek żołnierz oddziału szturmowego. Scena z knajpy powtarza się jota w jotę ku radości zebranej na rozprawie publiczności. Zapada wyrok. Gospodarz skazany na znaczną karę pieniężną z zagrożeniem obozem koncentracyjnym, a papuga na… ścięcie. Dowcipnego marynarza – właściwego sprawcy całej afery – oczywiście nie odszukano.

„Gazeta Lwowska” z 30 października 1933

(*) „Szczęść Boże”
(**) „Do widzenia”

Precz z niemieckimi zabawkami!

6 września 2010

Precz z niemieckiemi zabawkami!
(Do polskich dzieci).

Każde dziecko powinno o tem pamiętać, iż ma dwie matki, które musi jednakowo kochać, szanować i uszczęśliwiać. Jedna – ta pierwsza, która otacza dziecko opieką, która troszczy się o jego wygody i przyjemności, która tuli do serca gorąco i złote słowa nauki szepce – ta bywa kochana i wdzięcznością otaczana. Tamta druga – potrzebuje tak samo miłości dzieci, jak i ta pierwsza matka, one tak samo czeka na te lata, w których już dzieci stają się dojrzalsze, aby czerpać siłę z ich sił, aby stawać się szczęśliwszą przez ich czyny i cnoty i naukę.

Dzieci polskie kochają Ojczyznę, uczą się i lubią się uczyć każdej piosenki, która o sławie polskiej mówi, lecz nie wiedzą, czem dzisiaj, gdy są jeszcze dziećmi, mogą Jej służyć.

Otóż, chcemy powiedzieć dzieciom polskim, iż i przy zabawie, mogą i powinny przestrzegać tego, aby nigdy niemieckich zabawek niekupować, ani ich brać od starszych.

- Precz z niemieckiemi zabawkami!… Oto hasło dzisiejsze dla polskich dzieci.

- My wiemy, jak tam w dali, krwią zachodzą ręce polskich dziatek, które mowę polską miłują, więc jakże mielibyśmy bawić się zabawkami od Niemców sprowadzanemi?…

- My wiemy, jak tam prześladują i gnębią ojców biednych, jeśli chcą dzieci wychować po polsku, więc jakże byśmy ich zabawki mieli brać do rąk ?…   Czytaj dalej…

Aresztowanie dezerterów

24 czerwca 2010

Aresztowanie dezerterów.

W szynku Peczenika przy ul. Zamarstynowskiej we Lwowie aresztowano wałęsających się przed tygodniem w Rzeszowie Stanisława Kowalskiego, nauczyciela ludowego i Jana Stanika djurnistę magistratu. Obaj służyli obecnie przy konnicy rosyjskiej w Lublinie w randze plutonowych. Aresztowano ich dlatego, że nie mając grosza w kieszeni, prosili bawiących się w szynku gości o datki. Przybyli oni do Lwowa 18 b. m. są w mundurach mocno zniszczonych, oczywiście bez broni. Opowiadają oni, ze z Lublina umknął wraz z nimi cały szwadron kawaleryi wraz z oficerami i przeszedł do Galicyi, rotmistrz wyjechał do Ameryki, reszta tuła się tutaj. Szwadron ten miał udać się z całym swoim pułkiem do Mandżurji, lecz wolał pożegnać się z „godnościami wojskowemi”, niźli pójść dobrowolnie na rzeź za sprawę despotycznego caratu. Kowalski liczy lat 26, Stanik lat 24, obaj są stanu wolnego, urodzeni w Warszawie.

„Głos Rzeszowski” z 25 czerwca 1905

Bloki rysunkowe

24 czerwca 2010

Bloki rysunkowe.

Od szeregu lat nasze handle przyborów szkolnych sprowadzają bloki rysunkowe z Wiednia, Czech i Ślązka, a w ostatnim roku Budapeszt wprost zasypał Galicyę swymi zielonymi blokami, znajdując niestety u przeważnej części naszych kupców usłużnych zwolenników wysyłania grosza za granicę wtedy, gdy go posiadamy sami tak mało i gdy łatwo ulokować go możemy w kraju.

W Galicji bowiem wyrabia bloki rysunkowe, nie ustępujące w niczem blokom węgierskim, czeskim i niemieckim, kilka firm, jak Czerlańska fabryka papieru Braci Kolischer, J. F. Fischer w Krakowie, Landau i Zucker w Krakowie, Leopolia we Lwowie, I. Ringer w Krakowie, Spółka wytwórczo-handlowa przyborów szkolnych we Lwowie i inne.

Wobec tak licznej konkurencyi między firmami krajowemi zarówno co do ceny, jako też jakości bloków rysunkowych sądzimy, że już ostatni czas by Kupiectwo nasze solidarnie zerwało z systemem zamawiania tych przyborów rysunkowych w Peszcie i t. p, miejscowościach zagranicznych. – Oileby zaś nasi kupcy nie zastosowali się do tego powszechnego u nas obecnie żądania wyrażamy nadzieję, że nasze patryotycznie usposobione nauczycielstwo nie pozwoli sobie i młodzieży narzucać towaru obcokrajowego.

Wobec zbliżającego się początku roku szkolnego jest to kwestya na czasie.

„Głos Rzeszowski” z 20 sierpnia 1905

Kto był Bismarck?

24 czerwca 2010

Kto był Bismarck?

Pod tym tytułem zamieszczają Berl. Neu. Nach. ciekawe wyniki ankiety – że się tak wyrazimy, – jaką przedsięwziął pewien oficer z nowymi rekrutami w swojej kompanii. Otóż z ogólnej liczby 78 rekrutów, 21 nieumiało wcale odpowiedzieć na pytanie powyższe, – nie słyszeli nigdy nazwiska Bismarck’a; 22 nazwało go wielkim generałem, 9 słynnym wodzem, 6 ministrem wojny, 5 pierwszym kanclerzem państwa, a 9 orzekło, że Bismarck założył państwo niemieckie. Jeden rekrut utrzymywał, iż Bismarck był pierwszym cesarzem niemieckim, inny uczynił z niego wielkiego poetę; trzeci wiedział o nim tylko tyle, że prowadził Kulturkampf, czwarty zapewniał, że Bismarck przetłómaczył Biblię, inny znów powierzył mu godność pierwszego szefa kompanii w wojnie, wreszcie jeden rekrut oświadczył, że Bismarck był największym wrogiem cesarza. Gdy natomiast pewnego razu ten sam oficer spytał swoich rekrutów, kto był Windthorst, trzy czwarte podniosło palce w górę na znak, że wiedzą,

„Czas” z 17 kwietnia 1901

Ułaskawienie szpiega

24 czerwca 2010

Ułaskawienie szpiega.

W dniu 24 maja br. sąd karny we Lwowie po przeprowadzonej rozprawie przeciw Stanisławowi Jacewiczowi, podpułkownikowi rosyjskiemu, skazał go za szpiegostwo na rzecz Rosyi na 4 i pół lata ciężkiego więzienia, który to wyrok Jacewicz przyjął. Onegdaj nadeszło do prezydyum sądu pismo z gabinetu cesarskiego, którem cesarz ułaskawia Jacewicza, darowując mu resztę kary. Wezwano zaraz Jacewicza do prezydyum sądu, odczytano mu pismo cesarskie i wypuszczono natychmiast na wolność. W zamian za Jacewicza Rosya ma ułaskawić porucznika 40 pp. Józefa Wallocha, skazanego w Warszawie na 6 lat Sybiru.

„Głos Rzeszowski” z 17 sierpnia 1913

O uświadomieniu narodu ruskiego

14 listopada 2009

Ze świata.

Szczęśliwi ci Ukraińcy galicyjscy! Nie tylko kochają ich hakatyści, ale i los sprzyja im widocznie, gdyż po każdem ich żnamienniejszem wystąpieniu zsyła zaraz wypadki, które na to wystąpienie rzucają światło pouczające.

W tych dniach p. Budzynowski, jeden z wielkich koryfeuszów wielkiego galicyjsko-ukraińskiego narodu, w rozmowie z korespondentem „Słowa polskiego” twierdził, że porozumienie, że wynalezienie jakiegoś modus vivendi między Polakami a Rusinami jest koniecznością, gdyż bez tego zginą nie tylko Polacy i Rusini, ale Austrya, Rosya, no i zapewne świat cały, – z drugiej zaś strony dowodził, że do takiego porozumienia przyjść nie może i nigdy nie przyjdzie. A w trakcie tej złowrogiej rozmowy powiedział między innemi, że Polacy nie maja pojęcia, jak dobrze lud ruski jest już „uświadomiony.”

I oto jednocześnie w „Haliczaninie,” organie starorusinów, ukazała się korespondencya jednego z proboszczów ruskich, który donosi, że w tych dniach przyszli do niego jego parafianie z wiadomością, że u nich we wsi był – nieboszczyk arcyksiążę Rudolf.

Wiadomo, że wśród ludu wiejskiego, zwłaszcza ruskiego w Galicyi utrzymuje się wiara, że arcyksiąże nie zginął w Meierlingu, tylko przez długie lata więziony był w ciemnym lochu za to, że zanadto kochał chłopów i chciał im rozdać wszystkie „lisy i pasowiska” (lasy i pastwiska). Obecnie chodzi znów po świecie i w tych dniach pojawił się właśnie w okolicy Perehińska. Był bardzo blady, chudy i strasznie wymizerowany, ale od chłopów żadnego posiłku przyjąć nie chciał, mówiąc że żyje tylko własnemi łzami, które wylewa cierpiąc za miłość do chłopów i za prawdę. Miał dwa krzyże: jeden większy w ręku, drugi mały na piersiach, okrutnie błyszczący. Tym większym błogosławił lud i dawał go do pocałowania. Gdy się chłopi zaczęli uskarżać przed nim, że im jelenie i dziki wielkie szkody zrządzają w polach, uspokajał ich, że to wszystko będą mieli wynagrodzone. Jednemu z gospodarzy obiecał przysłać trzysta koron, tylko zażądał kilka koron na pocztę i stemple. Chłop nie mając pieniędzy, dał mu zegarek. Innym także naobiecywał różnych rzeczy i pobrał zaliczki na koszta przesyłki. Zapewnił, że za tydzień znów przyjedzie i zacznie rozdawać lasy kameralne. Wreszcie kazał się odwieźć do Słotwiny, a gdyż odwożący go chłop nie chciał wziąść zapłaty za furmankę, tak się rozszczulił, że całej wsi wszystkie podatki na wiek wieków darował.

Wszelkie perswazye księdza, że to prosty oszust wywiódł ich w pole, nie zdały się na nic, nawet i to, że ów „Rudolf boży” nie dotrzymał słowa i nie pojawił się więcej, nic nie pomogło, bo to widocznie „pany”, w strachu o „lisy i pasowiska”, pochwycili go znowu i napowrot wsadzili do lochu.

Oto faktyczne stwierdzenie chełpliwych słów p. Budzynowskiego o wysokiem uświadomieniu i kulturze ludu ruskiego w Galicyi!

„Głos Rzeszowski” z 6 września 1908

Adwokat Lieberman

14 listopada 2009

Ciekawe zajście, jakie zdarzyło się w czasie rozprawy karnej, która niedawno temu odbyła się w sądzie przemyskim, podaje „Naprzód”: Stawało trzech o zbrodnię obrazy religii i oszustwa oskarżonych włościan z Borszczowic. Zbrodni mieli się dopuścić przez to, że jeden z oskarżonych namawiać miał świadków do fałszywych zeznań. Obrońcą był adwokat socyalista dr. Herman Liebermann. Jeden ze świadków były wójt Borszczowic, słuchany przed sądem powiada:

- Za mene buło w seli wsio spokijno. Ałe teper jizd’at jakiś Wityki, Regery i Liebermany i buriat narid.

Adw. dr. Lieberman: A znacie wy ich, widzieliście ich kiedy?

Wójt: Ta ditko ta znaje, hde po świti krutyt sia takij Lieberman! (Ogromna wesołość na sali).

„Głos Rzeszowski” z 25 października 1903

Aresztowanie hrabiego defetysty

11 sierpnia 2009

Aresztowanie właściciela majątku z pod Gniezna
za sianie defetyzmu

Wielkie poruszenie wywołał fakt przytrzymania ziemianina rotm. rezerwy hr. Rzewuskiego z Arcugowa pow. gnieźnieńskiego, znanego z germanofilskiego nastawienia. Rzewuski wyraził się publicznie w Gnieźnie, że „Polska w przypadku wojny z Niemcami nie dałaby sobie rady”.

Takie sianie defetyzmu przez hr. Rzewuskiego wywołało oburzenie społeczeństwa i spowodowało natychmiastowe przytrzymanie hr. Rzewuskiego do dyspozycji prokuratora S. O.

W dniu wczorajszym hr. Rzewuski został osadzony decyzją sędziego śledczego w więzieniu.

„Dziennik Ostrowski” z 2 kwietnia 1939

* (S. O. – Sądu Okręgowego)

Bukiet pokrzyw dla śpiewaczki

11 sierpnia 2009

Bukiet pokrzyw dla śpiewaczki.

Z Pragi donoszą: Śpiewaczka praska M. Kavanówna, występująca stale jako gość w czeskim teatrze, nie cieszy się wśród publiczności czeskiej szczególną sympatyą, ponieważ nie chce śpiewać po czesku, chociaż już dawno mieszka w Pradze i sama twierdzi, że umie po czesku. A przynajmniej tak oświadczyła w znanym procesie, który miała ze swą współzawodniczką panią Olivierową. Gdy panna Marya Kavanówna skończyła ostatni śpiew swój na końcu aktu, spadł na scenę spowity białym papierem bukiet kwiatów, zauważony przez jednego z grających, który go wręczył artystce. Ona przycisnęła bukiet z uśmiechem do piersi i chciała się ukłonić, gdy w tej chwili zakrzykła. W papierze były bowiem pokrzywy, które artystkę poparzyły ciężko po rękach i po piersi. Policya śledzi sprawcę.

„Dziennik Poznański” z 6 lipca 1917

« Poprzednia stronaNastępna strona »