Archiwum miesięcy: Wrzesień 2010

Próba steru balonowego

6 września 2010


Próba steru balonowego.

W Berlinie w poniedziałek odbyła się ponownie próba steru balonowego systemu lipskiego profesora dr. Wölferta, której przebieg tym razem był wcale pomyślny, a balon bez wypadku spuścił się na ziemię pod Grunewald. Nordd. Allg. Ztg. wyraża się o tej próbie: Można powiedzieć, że dr. Wölfert rozwiązał już problem sterowania balonowem przynajmniej w „pierwszej instancyi”. Powiodło mu się istotnie podczas wyprawy poniedziałkowej zwracać balon w dowolnym kierunku; z daleka wszakże trudno nam było ocenić, z jakim skutkiem i pewnością przebijał się przez rozmaite prądy powietrza, jakie napotykał, wzbijając się w górę. Natomiast wolnem nawet okiem widzieliśmy dokładnie ciągłe zwracania się bani balonowej, według pewnej reguły żeglarskiej.

„Gazeta Toruńska” z 15 czerwca 1883

Krwiożercza wydra

6 września 2010

Chorostków pod Haliczem.

Dnia 22. Października przybiega do mnie kobieta z pola zapłakana i nastraszona i prosi, abym wydał jaki plaster, bo dziecku coś nos odgryzło. Znając ludzi wiejskich, że przesadzają, myślałem, że to tylko skaleczenie, wypytuję więc, a ona opowiada, że dziecko (12tygodniowe) położyła obok siebie na polu, a sama żęła kukurudzę, naraz dziecko mocno zapłakało, przybiega i widzi dziecko zakrwawione na twarzy, a od dziecka uciekło coś czarnego, długiego, błyszczącego. Po obmyciu dziecka przekonała się, że ono ma nos odgryziony. Bojąc się sam kurować takie niemowlę, ledwie namówiłem kobietę, że poszła do lekarza, tymczasem kazałem przykładać zimną wodę. Obecnie dziecku lepiej, rana się goi. Podając ten wypadek, zapytuję, jaki z naszych drapieżników mógł dziecku nos odgryźć? Że miejsce, gdzie ten wypadek się zdarzył, położono jest nad rzeką (Gniłą Lipą), zarosłą brzegiem łoziną, więc przypuszczam, że to mogła być wydra, ale jako znana z ostrożności i płochliwości, czyby była tak śmiałą i to w samo południe? Że to nie zrobiła ani łasica, ani kuna, jestem prawie pewny, bo położenie jest niskie i mokre, a kobieta wyraziła się, że „zwir dowhij, czornyj i błystiennyj”.

Wincenty Lekczyński.

P. P. Zdaje się nam z opisu zwierzęcia, podanego przez kobietę, że przypuszczenie szan. korespondenta jest słuszne, wydra bowiem lubo ostrożna i płochliwa, jest wielce drapieżną.

„Łowiec” z 1 grudnia 1886

Niewierny mąż

6 września 2010

Niewierny mąż.

Na stacyę Pogotowia ratunkowego przybyła wczoraj trójka: mąż z żoną i …. przyjaciółka męża, wszyscy pokaleczeni. Rany odnieśli oni w bijatyce, wywołanej przez żonę Annę Porębską, która zszedłszy swego męża na schadzce z kochanką, wszczęła awanturę. Najgorzej jednak na tem sama wyszła, gdyż mąż i jego przyjaciółka niemiłosiernie ją pokaleczyli. Po opatrzeniu krwawych ran wszyscy troje, w towarzystwie stójkowego, powędrowali pod telegraf.

„Czas” z 16 kwietnia 1901

Oswojony myszołów

6 września 2010

W tym roku na wiosnę znalazł pewien leśniczy w okolicy Naunhof w parowie leśnym massę żywą, którą stanowiły dwa myszołowy tak z sobą pazurami spojone, iż się rozdzielić nie mogły. Przyniesiono mi żywcem owe dwa w jedność połączone myszołowy, z których jednego chloroformem zabiłem i wypchałem. Jaki mógł być powód tak zażartej walki nie wiadomo. Drugiego, pięknie brunatnemi i różowemi barwami naznaczonego, z siwemi oczami, pozostawiłem żywego i posiadam go dotąd. Przez lato trzymałem go na łańcuszku silnym w ogrodzie, i karmiłem mięsem ptaków drapieżnych. Dla obcych był on niedostępny i złośliwy, zrywał często łańcuch, a wtedy nie mało miałem kłopotu z łowieniem go. Drażniony przez inne ptaki lub głodny, wrzeszczał przeraźliwie. W Październiku zdjąłem mu więzy i wróciłem zupełną wolność, lecz jakież było moje zdziwienie, gdy syn swobody nie uleciał, lecz dobrowolnie pozostał w niewoli. Odtąd chodzi po ogrodzie i dziedzińcu, biega lub lata, gdzie mu się podoba, kłóci się z dwoma moimi jamnikami o mięso i żer, widząc kąpiące się gołębie, lub psy wodę pijące, czyni to samo, ugania za psami i kąsa je w ogon. Wieczorem idzie do szopy, i dziobem kuje w beczki i t. d. Na zawołanie „Karol” przybiega natychmiast. Zaprawdę rzecz nie do pojęcia, iż ptak drapieżny i tak płochliwy może się do tego stopnia ułaskawić!

Sport-Zeitung.

„Łowiec” z 1 maja 1879

Piśmienny odyniec

6 września 2010

Piśmienny odyniec.

Ze styczniowego polowania w Staszowskich dobrach hr. Andrzeja Potockiego, na którem, jak wiadomo, padło 37 dzików donoszą o następującym wybornym żarciku myśliwskim:

Ostatniego dnia hr. S ., stojąc na stanowisku, spostrzegł dzika, zdążającego wprost ku niemu, Przypuściwszy go na strzał, zabił na miejscu. Zbliżając się do zabitego dzika, zdziwił się bardzo, zobaczywszy, iż ma on na szyi uwiązany list. Zdziwienie było jeszcze większe, gdy dostrzegł, że list adresowany do niego i to na tem stanowisku, na którem stał obecnie. Rozpieczętował więc list i odczytał co następuje :

„Jaśnie wielmożny hrabio! Ponieważ zabiłeś mego ojca, matkę i innych szanownych członków mojej rodziny, więc ogarnęła mię rozpacz i widzę, że nie mam po co żyć już na świecie. Wskutek tego postanowiłem odebrać sobie życie, idę więc prosto na ciebie, abyś mnie nie zabił. Zanoszę tylko prośbę o celny strzał abym się długo nie męczył. Odyniec-samobójca”.

Gdy miot się skończył i myśliwi się zeszli, śmiechy i żarty zapanowały ogólne. Przygodę wyjaśniono tak: W cukrowni w Rytwianach chowano młodego dzika, którego zobaczywszy hr. Br., towarzysząca łowom, uplanowała zrobić jednemu z myśliwych powyższego figla, a zwierzywszy się ze swego planu łowczemu, znalazła w nim poparcie. Otóż napisawszy list, zawiązano go dzikowi na szyi, a ponieważ w roku bieżącym śniegi były bardzo wielkie, więc łowczy wydeptał ścieżkę prosto do stanowiska, na którem miał stać hrabia S. Przed naganką puszczono dzika na ścieżkę; postraszony dobrze kijem, przeszedł udeptaną ścieżką na przeznaczone miejsce, i padł od celnego strzału.

„Łowiec” z 1 maja 1891

Dawne przepisy dla rowerzystów

6 września 2010

W sprawie jazdy na kołowcach wydał obecnie naczelny prezes, p. Willamowitz, rozporządzenie, ubowięzujące od dnia l stycznia 1896 roku. Rozporządzenie to pozwala jeździć na kołach tylko osobom przynajmniej lat 14 liczącym, a nadto wymaga, aby chcący używać tej przyjemności postarali się na policyi o kartę legitymacyjną. Przy kole winien wisieć numer. Wolno jeździć po drogach i tamach. Pod kara zaś grzywny 60 marek nie wolno jeżdżąc po niektórych ulicach, oraz dla zabawy okrążać ludzi, wozy i zwierzęta, a nadto kołownik winien zbaczać na prawo przed wozami, jeźdźcami i pieszo idącymi.

„Dziennik Kujawski” z 6 lipca 1895



Dla cyklistów.

Dyrekcya policyi w Krakowie, wydała regulamin jazdy na kole w obrębie miasta Krakowa, z którego podajemy ważniejsze przepisy. Nie wolno: a) jeździć po chodnikach i drogach przeznaczonych dla pieszych, po plantacjach miejskich, ogrodach publicznych, ścieżką po nad Rudawą, ulicami Lubicz i Rakowiecką w dzień Wszystkich Świętych i dzień Zaduszny, ulicą Sienną od Rynku głównego do Małego, drogą po nad Rudawą w czasie trwania wyścigów konnych, po placach targowych w czasie trwania targów, po placach dla ćwiczeń wojskowych, oraz po miejscach zamkniętych dla pojazdów z powodu jak np. procesyi, pochodów pogrzebowych, robót publicznych i t. d.; b ) prowadzić koła przez chodniki; c) jeździć po ulicach kilku osobom obok siebie; d) brać z sobą na koło małe dzieci; e) przywiązywać psów do koła; f) jeździć na kole nie trzymając w rękach kierownicy.

Kolarz winien wymijać w lewo, wyprzedzać w prawo, jechać na skrętach i krzyżowaniach się ulic powoli i w czas ostrzegać dzwonkiem.

Nie wolno jechać szybko t. j. w tempie przewyższającem chyżość raźnego kłusu koni.

Do kierownicy każdego koła mają być przymocowane: hamulec i donośny dzwonek, nocną zaś porą do przodu koła u góry zapalona latarka o szkle bezbarwnem.

Wojskowi w służbie czynnej i żandarmi podlegają temu regulaminowi wtedy, jeśli nie są w akcyi wojskowej, albo jadą na kole w cywilnem ubraniu. Jednak i w tych wypadkach należy się w razie przekroczenia regulaminu ograniczyć do doniesienia o tem, przynależnej władzy.

Na wezwanie organów policyi lub magistratu winien każdy kolarz zsiąść z koła i wylegitymować się. Jeśli nie może wylegitymować się, winien udać się ze strażą do najbliższego lokalu władzy bezpieczeństwa i tam na żądanie złożyć koło, dla zabezpieczenia grzywny.

Przekroczenia tegoż regulaminu – o ile nie podpadają pod postanowienia ustawy karnej – ulegną karze pieniężnej do 100 złr., albo aresztu do dni 14.

„Czas” z 13 kwietnia 1901

Co zrobić z naszemi córkami?

6 września 2010

Co zrobić z naszemi córkami?

Zbliża się koniec roku szkolnego, a z nim wielu rodzicom nasuwa się pytanie, na które z ciężkiem sercem szukają odpowiedzi. Co zrobić z naszemi córkami? Jak pokierować te liczne zastępy młodzieży żeńskiej, które rok rocznie opuszczają szkoły średnie, jak przysposobić je do życia, a więc do zarobkowania, które w obecnych czasach stało się i dla kobiety nieodzownym warunkiem bytu.

Dla chłopców istnieją przeważnie utarte, choć może nie zawsze szczęśliwie dobrane drogi, prowadzące przez uniwersytet lub technikę do karyery biurokratycznej lub do t. zw. zawodów wolnych. Dzieje się to automatycznie, i chłopak byle się „przepchał” przez gimnazyum, pchać się, będzie przez życie i dalej, do czego w nierzadkich wypadkach bardzo przydatną mu będzie protekcya.

Dziewczęta są w stokroć gorszem położeniu. Te, które po skończeniu szkoły wydziałowej i kursów handlowych, dostają posady biurowe jako manipulantki lub mundantki, mogą jeszcze mówić o szczęściu, chociaż podrzędne te posady zazwyczaj są licho płatne, nie dają zabezpieczenia na przyszłość i mogą być uważane tylko za fazę przejściową między szkołą a zamażpójściem. Urzędy telefoniczne, telegraficzne i pocztowe, gdzie również kobiety mogłyby znaleść zajęcie, są stale przepełnione, a często też ze względów oszczędnościowych nie obsadza się tam wakujących posad.   Czytaj dalej…

Polowanie na dziki w mieście Stanisławowie

6 września 2010

Polowanie na dziki w mieście Stanisławowie.

Wypadek ten niezwykły i ciekawy zdarzył się 8. Października w r. 1870.

W lasach hr. Stadiona, odległych o dwie mile od Stanisławowa, urządzono wielkie polowanie z nagonką na dziki, i wypędzono całą trzodę, złożoną z 18 sztuk do lasu Łysickiego o milę od miasta oddalonego. Gdy i tam trzoda nie znalazła spokoju, prześladowana przez łowców, zbliżyła się ku Łysickim polom, rozlegającym się o pół mili od Stanisławowa, zarosłym gęstymi krzakami, gdzie przenocowała. Nazajutrz rano wśród mgły wyszła z krzaków na role włościańskie w celu żerowania Wieśniacy w części pieszo lub konno dążyli ku owym polom z pługami, spostrzegli żerujące świnie i wnet poznali, że to są dziki. Zebrawszy się i naradziwszy z sobą, postanowili zajść je od krzaków i z głośną wrzawą natrzeć na nie w celu napędzenia na kogoś, któryby uzbrojony w strzelbę mógł bodaj jedno z nich położyć.

Plan wykonany został pomyślnie, wnet więc rozległa się w gęstych zaroślach straszna wrzawa i cały zastęp wieśniaków pieszo i na koniach wypadł z zarośli na żerującą trzodę, nie spodziewającą się wcale tak gwałtownego natarcia. W panicznym popłochu rzuciła się ona wprost ku miastu. Wrzawa piekielna zwróciła uwagę żołnierzy, kwaterujących w pobliżu wsi, którzy wypadli z karabinami, a spotkawszy się z trzodą w szalonym pędzie ku miastu dążącą, kilka za nią strzałów posłali.    Czytaj dalej…

Przykazania nauczyciela ludowego

6 września 2010

Dwanaście artykułów nauczyciela ludowego,

1. Bez przygotowania się do poszczególnych lekcyj, z dziećmi przeprowadzać się mających, nie chodź nigdy do szkoły. Naukę rozpoczynaj modlitwą z podniesieniem ducha do Boga.

2. Bądź zawsze pierwszy w szkole a wychodź z niej ostatni.

3. Witaj zawsze dzieci twoje uprzejmie i po przyjacielsku, ażeby pokochały ciebie i szkołę. Tylko życzliwość i miłość zdołają nauczycielowi utorować drogę do serc dzieci. Groza i zimna mina nie zbliża dzieci do nauczyciela.

4. Trzymaj się ściśle ułożonego rozkładu godzin i bez ważnych przyczyn nie odstępuj nigdy od niego. Porządek jest duszą czynności wszystkich, tembardziej zaś w szkole, gdzie dzieci mają się do niego przyzwyczaić pod każdym względem.

5. Co w twojej szkole mówisz lub czynisz, o czem pouczasz lub czego przestrzegasz, wszystko niechaj będzie wypływem dobrej woli i niechaj płynie z świadomości celu. Tu młode duchy mają się poić tem wszystkiem, co podnosi i uzacnia ludzi.   Czytaj dalej…

Ptaki w domu poprawy i więzieniach

6 września 2010

Ptaki w domu poprawy i więzieniach.

Zbrodniarzom więzienia państwowego w Michigan (w Stanach Zjednoczonych) wolno jest mieć ptaki. To też aż 600 tych śpiewaków jest w posiadaniu i pieczy zamkniętych tam więźniów. Wielu wytrawnych zbrodniarzy okazuje wielką czułość dla małych stworzeń, dzielących z nimi samotność więziennej celi. W znacznej części cel znajdują się także kanarki. Za dnia przy pogodzie klatki bywają wywieszane na zewnątrz, a wieczorem, gdy więźniowie wracają po pracy do cel, wstawiają je napowrót do cel więziennych. Pielęgnowanie takie ptaków ma wedle orzeczenia urzędników i dozorców bardzo błogo oddziaływać na więźniów. Inny jeszcze wzgląd spowodował administracyę do pozwolenia więźniom na utrzymywanie ptaków; oto troska o materyalną ich przyszłość. Jest im bowiem wolno ptaki hodować, a potem sprzedawać. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży ptaków są zwracane więźniom w chwili, gdy wychodzą na wolność.

„Czas” z 9 lipca 1896.

Sprawa z wilkiem

6 września 2010

Sprawa z wilkiem.

Od naocznego świadka otrzymaliśmy opisanie zdarzenia prawdziwego, które podajemy niżej.

Dnia 24. stycznia r. b. oddalił się we wsi Osobnicy powiatu Jasielskiego, pies pewnego gospodarza o kilkadziesiąt kroków od domu i został napadnięty przez wilka. Zaczęła się gonitwa. Na nieszczęście wilka znalazła sią po drodze pomiędzy płotami studnia, którą pies znał dobrze. Uciekając w tym kierunku przeskoczył pies zręcznie studnię i pomknął dalej, podczas kiedy wilk nieznający miejscowości i zaślepiony pogonią wpadł w sam środek tejże. Znalazłszy się w tem niedogodnom położeniu zaczął wyć. tak przeraźliwie, że się pobudzili najbliżsi mieszkańcy. Zebrawszy się w gromadę i uzbroiwszy się w cepy, dodali sobie gospodarze nawzajem otuchy a idąc za głosem dotarli aż do studni. Oczywista nastąpiły, jak to u ludu w takich razach bywa, odgrażania się i obiecywanie zemsty za porwanego już poprzednio psa. Noc jednakże była bardzo ciemna i trudno było zabrać się do wilka. Cóż począć? Dobra rada zawsze się znajdzie, więc znalazła się i tutaj. Jeden z gospodarzy uczynił wniosek, ażeby studnię przykryć i udać się do karczmy, gdzie wygodnie poczekać można do rana. Wniosek tak praktyczny został jednogłośnie przyjęty i zacna gromadka potoczyła się do Hajzyka (karczmarza), gdzie oczywista pito na skórę wilczą do samego rana.

Skoro rozedniało, wzięto powrozy i wydobyto wilka, który był ciężki bardzo i nie dawał znaków życia. Studnia nie była wprawdzie głęboka, ale mimo to musiał się wody opić, a mróz ubezwładnił go do reszty. Mniemano, że się już udusił tembardziej, że go powrozem do góry windowano. Leży tedy wilk martwy koło studni, a przy nim stoi gromadka ludzi, między nimi arendarz, który teraz bardzo śmiały i drwi z wilka, a gospodarzy pyta, co ze skórą będą robili. – Damy ją wyprawić – powiada jeden, jest nas tu jedynastu, to będziemy z niego mieli 22 rękawic w sam raz. – Wy głupiaki – mówi Hajzyk – wy dacie ją pani hr. D., a ona wam da za to pastwisko, to będzie z pół wsi na nią chodzić. – Nie, to inaczej nie będzie, tylko na rękawice – odzywa się inny wieśniak – bo przypatrzcie się, jaki on piękny ma ogon, to będzie na okładziny do rękawic. I biorąc wilka za ogon, zachwyca się jego pięknością. Wtem nadbiega chłopak jednego z właścicieli przyszłych rękawic i woła: – Tatuniu dajcie ta powróz, bo Kasper jedzie do lasu po drzewo. – Tatuś zdejmuje powróz ze szyi wilka a kum jeszcze ogonem nacieszyć się nie może i pieści się z nim, a chwali, co to za piękne będą okładziny. Wilk tymczasem leży i słucha. Gazda zdjąwszy powróz ze szyi wilka, powiada: – Ja ci mego psa nie zapomnę i chociaż po śmierci, to cię jeszcze poczęstować muszę. – Rzekł i ściągnął grubym powrozem wilka po grzbiecie. Tu już nieboszczykowi cierpliwości zabrakło. Zerwał się przeto na równe nogi a amatorowi ogona bryzgnął w twarz tak, że go w sąsiednim rowie myć musieli, a nieoglądając się nawet, by zobaczyć wrażenie, jakie czyn jego sprawił, dał drapaka i zniknął z oczu rękawiczników.

„Łowiec” z 1 maja 1887

Z jakiego naczynia pijać piwo?

6 września 2010

Z jakiego naczynia pijać piwo?

Nad tą rzeczą zastanawia się od kilku lat profesor dr. Schultze w Liesing pod Wiedniem. Przyszedł on do tego przekonania, że szklanek do piwa używać nie należy, tylko zwyczajnych kamiennych dzbanuszków polewanych płynem z soli kuchennej. Piwo w szklankach już po pięciu minutach pogarsza się, traci smak i zapach. Do tego doszedł profesor Schultz, robiąc próby przy pomocy przeszło stu ludzi uczonych. Piwo ma tę własność, że rozczynia szkło, wyciągając z niego części ołowianki, która bardzo szkodzi zdrowiu. Szklanka, która przez dłuższy czas leżała w piwie, straciła na wadze, bo pozbyła się właśnie tych szkodliwych zdrowiu człowieka składników. A zatem pijmy piwo z dzbanuszków i naczyń kamiennych, polewanych glazurą z soli kuchennej.

„Światło” z 1 maja 1890

Hamulec bezpieczeństwa

6 września 2010

Nieprzyjemnego uczucia na widok znikającego budynku stacyjnego w Rzeszowie, gdzie zamierzał wysiąść doznał Michał Iwaniszyn. Ale jako szybko oryentujący się pasażer, przestudyował szybko przepis o użyciu hamulca i zastosował natychmiast ten wynalazek. Pociąg stanął w polu, Iwaniszyn wysiadł zadowolony, ale niezadowolona władza kolejowa pociągnęła go do odpowiedzialności.

„Głos Rzeszowski” z 3 marca 1912

Zamach na pociąg ciężarowy

6 września 2010

Zamach na pociąg ciężarowy.

Z Tyrolu donoszą: Gdy 14go b. m. około godziny 10ej w nocy pociąg ciężarowy mijał Hopfgarten uderzyła lokomotywa na przeszkodę. Pociąg został natychmiast wstrzymany i po usunięciu przeszkody, którą był kamień ważący 40 kilo, ruszył dalej. Lecz zaledwo pociąg ujechał 100 kroków, uderzyła lokomotywa o większy jeszcze kamień, przez co została znacznie uszkodzoną, pociąg jednak wyszedł cało. Zwróciło to uwagę i nie ruszając z miejsca zrewidowano kolej, na której w odstępach 70 kroków od siebie znajdowały się jeszcze dwa wielkie kamienie na szynach. Że pociąg się nie wykoleił, zawdzięcza tylko temu, że z powodu silnego łuku, jaki tor w tem miejscu zakreśla, jechał bardzo powoli. Żandarmeryi udało się pochwycić sprawcę. Jest nim 19 letni Alojzy Zach, który zapytany: dlaczego to uczynił, odpowiedział, że chciał widzieć przewracający się pociąg.

„Czas” z 1 maja 1889

Kawałek żelaza

6 września 2010

Kawałek zwykłego żelaza wartości talara wyrobiony na podkowy niesie dochodu 3 talary, takiż kawałek lanego żelaza wyrobionego na sprzęty i ozdoby ma wartość 45 talarów, na szpilki i igły 75 talarów, na ostrza do nożów stołowych 90 talarów, na ostrza do scyzoryków 700 talarów, na biżuterye 2000 talarów, na guziczki do koszul 6000 talarów a na sprężyny do zegarków 50.000 talarów.

„Szkoła. Tygodnik Pedagogiczny” z 1 maja 1875

« Poprzednia strona