Archiwum miesięcy: Luty 2012

Uciekła z Murzynem

9 lutego 2012

PANI SZEWCOWA UCIEKŁA Z MURZYNEM.

W Kielcach pracował jako grajek w restauracji i zamieszkiwał u szewcowej Tkaczowej żonaty już z Krakowianką murzyn. Przed kilku dniami oświadczył, że wyjeżdża i zaprosił jej męża na kolację, upił i wyjechał rzeczywiście Tkacz po powrocie do mieszkania spostrzegł nie tylko brak 34-letniej żony, ale ku wielkiej rozpaczy zauważył brak pieniędzy o czem zawiadomił policję.

„Przyjaciel Ludu” z 12 października 1930

Telefon polski 1879

9 lutego 2012

Telefony p. Machalskiego były pokazywany wczoraj w Towarzystwie przyrodników, i zostały tam z najwiekszem uznaniem przyjęte. Nowe te a proste przyrządy dają rzeczywiście zadziwiające rezultaty. Wiadomo, że większość dotychczasowych telefonów przenosiła wprawdzie dokładnie mowę na znaczną odległość, lecz zawsze tak cicho, że trzeba było przykładać ucho do przyrządu, a co najwięcej trzymać w para stopach odległości. Do przenoszenia śpiewa i muzyki posiadano dość dobre aparaty, lecz do mowy, tak dobrze funkcjonującego telefonu jak ten, który wczoraj słyszeliśmy, nie było. Mały telefon, zaopatrzony w tubę papierową, powtarzał to co się mówiło na stacji wysyłającej, umieszczonej w jednej z sal wykładowych uniwersytetu, z taką siłą, że wszyscy obecni, w różnych zakątkach słyszeć ją mogli. Z początku była pewna trudność w zrozumieniu, bo, jak wiadomo trzeba się wsłuchać w głos telefonowy, żeby się nauczyć go rozumieć. Później każde słowo wychodziło wyraźnie i dobitnie. Śpiew barytonowy a później tenorowy przenosił się ze wszelkiemi odcieniami i robiło to wrażenie, jak gdyby telefon obdarzony był całym aparatem głosowym, a tymczasem była to mała, prosta, żelazna blaszka, która ten śpiew powtarzała. Ze wszystkich znanych dotychczas telefonów, ten, który był wczoraj pokazywany, jest bez wątpienia najlepszym i najdokładniej, najgłośniej powtarzającym mowę.

Miło nam skonstatować ten fakt, chociażby tylko ze względu na to, że twórca tego nowego telefonu jest naszym rodakiem, mieszka u nas, i że miasto nasze coraz więcej daje objawów zajęcia się pracami naukowemi. Na wczorajszem posiedzeniu telefony i p. Machalski przyjęci byli kilkakrotnemi, żywemi oklaskami.

„Dziennik Polski” z 1 maja 1879

Zęby papierowe

9 lutego 2012

Zęby papierowe.

Najnowszym wynalazkiem na polu sztuki dentologicznej są zęby z masy papierowej, takiej samej, z jakiej sporządzane bywają łudzące naśladowania korali. Zęby te odznaczać się mają trwałością zarówno jak taniością.

„Orędownik” z 3 października 1878

Lżył cara

9 lutego 2012

Kupiec Goryc z Poznania z Małych Garbard wyjechał 5. b. m. za interesami do Konina i tam, podpiwszy sobie, zaczął lżyć cara. Uwięziono go natychmiast; myślano już, że p. Goryca wywiezą na 2 lata do Sybiru, żona jego udała się natychmiast do Warszawy i po 2tygodniowem więzieniu powróciła z mężem do Poznania. Uwolniono go jedynie z względu na to, że nie był w trzeźwym stanie.

„Orędownik” z 22 grudnia 1877

Ukarana zabobonność

9 lutego 2012

Ukarana zabobonność.

Temi dniami stawał przed sądem w Brodnicy, w Prusiech Zachodnich, pewien mularz, który na publicznej drodze pobił pewną kobietę do krwi, aby właśnie tej krwi jej użyć jako lekarstwa. Twierdził on bowiem, że owa kobieta oczarowała go dotknięciem ręki, i że zły duch, który skutkiem oczarowania weń wszedł, pobudził go do wykonania owego czynu. Sąd skazał złego ducha na 4-miesięczne więzienie, które przecież odsiedzi ten, kto złego ducha w sobie nosi. – Podobna kara spotkała również w Brodnicy kobietę zabobonną, która miała pewną dziewczynę w podejrzeniu, iż córce jej „zadała” kołtuna. Zwabiwszy dziewczynę do swojego pomieszkania, pobiła ją do krwi, aby nią nasmarować kołtuniatą córkę.

„Dziennik Polski” z 22 kwietnia 1874

Środek na wściekliznę

9 lutego 2012

„Korespondent Płocki” z dnia 12. Lutego b. r. donosi:

Jakkolwiek ogłoszenia tego rodzaju są po większej części zwodnicze, jednakowoż z powodu, że dotyczy choroby, na którą w medycynie nie ma dotąd stanowczych środków, a przeto zostawia szerokie pole doświadczeń, nie od rzeczy będzie dociec prawdziwości środka, o którym donosi dziennik „Agriculture” z bież. roku.

Pewien młody wieśniak, pokąsany przez psa wściekłego, a następnie zamknięty w izbie, zjadł wszystkie wiązki czosnku, zawieszone tam do suszenia. Nieszczęśliwy szarpany niewysłowionymi bólami gryzł, co mu pod oko podpadło, ilość też zjedzonego czosnku była bardzo znaczna, ale to go uleczyło zupełnie. Dr. Porto zastosował tę metodę do innych chorych i każdego wybawił od śmierci. Naprzód dobrze ranę wymywa odwarem czosnkowym, następnie wciera w nią jeszcze czosnek utarty, przez ośm dni chory pije tylko napar czosnkowy i zjada naczczo kilkanaście główek czosnku. Czosnek jest bardzo silnym narkotykiem, łatwym do nabycia, warto więc w danym razie zastosować go nietylko dla ludzi, ale i dla zwierząt. Jest to rzeczą pożądaną, aby ten, kto go jako lekarstwo zastosuje czy to u ludzi, czy zwierząt, zagrożonych wścieklizną, raczył szczegółowo o skutkach osiągniętych zawiadomić.

„Łowiec” z 1 czerwca 1884

Środek przeciw wściekliźnie

9 lutego 2012

Środek przeciw wściekliźnie.

Ojciec Haghenbeck, Jezuita, missyonarz, donosi do „Roczników szerzenia wiary” o szczególnym środku leczniczym, używanym przez dzikie plemiona w Bengalu, co następuje: „Przed kilku miesiącami, podróżując na północy, przybyłem z Dighia do Barambai, gdzie zamieszkałem u bogatego Bunyara, którego w styczniu r. b. (1889) ochrzciłem. Stało się, że wściekła suka pogryzła siedmiu ludzi, między którymi znajdowali się dwaj moi tragarze. Zarządziłem, aby natychmiast rozgrzano kawał żelaza dla wypalenia ran. Dzicy jednak spojrzeli na mnie śmiejąc się, a jeden z nich rzekł: „Ej sahibie, to drobnostka, my mamy znakomity środek przeciw wściekliźnie, zobaczysz.” W tem przybiegła znów wściekła suka; jeden rzucił się na nią z kijem i zabił ją na miejscu, a inny rozpruł jej brzuch i wyrwał jej wątrobę, pokrajał ją, w kawałki i podał każdemu ze zranionych, którzy zjedli ją surową z krwią. „Teraz już im nie grozi żadne niebezpieczeństwo” zapewniano mnie; gdy nie chciałem wierzyć i nalegałem na wypalenie, przyprowadzono mi człowieka, który miał wielkie blizny na nogach. Przed pięciu laty człowiek ten został pokąsany przez wściekłego psa, zjadł kawałek zakrwawionej wątroby zwierzęcia i rany nie pociągnęły za sobą żadnych skutków. Fakt opowiedziany zdarzył się w końcu marca, dziś mamy 3 października, rany pokąsanych zagoiły się, i są oni dotąd zupełnie zdrowi. Co właściwie myśleć o tym szczególnym środku, i co powiedziałby o nim Pasteur? Nasi krajowcy utrzymują nawet, że środek ów, dany człowiekowi, ulegającemu już napadom wścieklizny, uleczy go.”

„Gazeta Lwowska” z 25 lipca 1890

Łysych już nie będzie

9 lutego 2012

Łysych już nie będzie.

Czasopismo medyczne Berliner Klinische Wochenschrift umieszcza wiadomość, że pewien lekarz niemiecki, nazwiskiem Schmieltz, używając w swej praktyce często przy chorobach ócz, podskórnego wstrzykiwania pilokarpinu (pylocarpinum muriaticum), zauważył bardzo oryginalne działanie uboczne tego alkoidu. Jeden z jego pacjentów, starzec 60-letni, był zapełnię łysy, tak, że z tyłu głowy tylko pozostało mu nieco siwych włosów. Ale po trzykrotnem wstrzykiwaniu (w ciągu dwóch tygodni) cała głowa zaczęła porastać naprzód gęstym puszkiem, następnie zaś puszek ten zmienił się we włosy siwe, z przymieszką ciemnych i te już pozostały stale. U innego zaś mężczyzny, 34-letniego, mającego w środku głowy łysinę wielkości dłoni, puszek zaczął porastać na pozbawionej włosów skórze bardzo prędko, bo już w kilka dni po użyciu rzeczonego środka, a w parę tygodni łysina zapełnię się pokryła włosami gęstemi, cokolwiek tylko jaśniejszej barwy. – „Jeżeli dalsze próby stwierdzą spostrzeżenia dr. Schmieltza – powiada wspomnione czasopismo medyczne – to pilokarpina odegra niezmiernie ważną rolę w przemyśle i lekarze znajdą się w dość dziwnem położenia: ubiegania się o lepsze z perukarzami i mimowolnego im szkodzenia.

„Dziennik Polski” z 30 marca 1879

Niebieskie kanarki

9 lutego 2012

Niebieskie kanarki.

Na jednej z wysp archipelagu Bismarck’a, pewien uczony ornitolog angielski znalazł niedawno gatunek ptaków, nieróżniących się od kanarków niczem, prócz barwy upierzenia, które nie jest żółte, lecz niebieskie. Śpiew tych niebieskich kanarków podobny jest zupełnie do śpiewu słowika. Uczony przywiózł kilka okazów dla ogrodu zoologicznego.

„Łowiec” z 1 marca 1926

Niegodziwy grabarz

9 lutego 2012

Z Brzeżańskiego.

W Świrzu umarł dnia 12. bm. pisarz gminny, który sprawami w trzech gminach: Świrza, Hanaczowa i Hanaczówki, jak najsamowolniej się trudnił; nazwisko jego do rzeczy nie należy. Mimo swego samowładztwa umarł pożałowania godny pisarz, starzec, w nędzy; ksiądz pochował go poczciwie, bez wszelkiej pretensji i już cała sprawa z nim skończoną być się zdawała, a tylko panowie wójci i radni gminni może sobie suszyli głowy jak to dalej prowadzić przerwane a korzystne zapewne i dla nich rządy i administrowanie, które pod tak dzielnem przewodnictwem najzupełniej się udawały przez lat kilka. Pogrzebano go, noc zapadła; z młyna powracał pewien gospodarz świrski do domu i skierował swe kroki krótszą drogą przez cmentarz. Idąc tak, usłyszał ludzki głos i stąpanie, zwrócił się i natrafił na rozkopany grób wzmiankowanego pisarza, a w grobie ujrzał i poznał grabarza przy otwartej i o ścianę grobu opartej trumnie, obdzierającego trupa z ubrania. Przerażony tym widokiem krzyknął na grabarza: „Niegodziwy człowieku, i ty nie boisz się rabować grobu?! Porzuć tę robotę i wychodź zaraz!” Grabarz mu na to: „A co ci do tego? Obdzierał on za życia chłopów, wolno mi teraz jego po śmierci obedrzeć.” I wyskoczył z grobu, a mając przy sobie siekierę, wśród przekleństw rzucił się na poczciwego człowieka z groźbą, że go porąbie w kawałki. Odbyła się scena okropna i walka rozpaczliwa, w której przechodzień, człowiek silny, wyrwał grabarzowi z rąk siekierę, i takową daleko odrzucił. Oba nad grobem chwycili się za barki, grabarz chcąc przechodnia wciągnąć do otwartego grobu, przechodzień chcąc grabarza przemocą zaciągnąć do miasteczka; w tej strasznej walce zaczął wołać o pomoc. Kto wie jakby się walka była zakończyła, gdyby szczęśliwym trafem nie był wówczas przechodził jakiś izraelita, który usłyszawszy wołanie przybiegł, gospodarzowi pomógł zwalczyć łotra i przyprowadzić do miasteczka, gdzie go też zaraz przełożony gminy w kajdany okuł, księdza o całym wypadku uwiadomił i śledztwo sądowe wdrożył.

„Dziennik Polski” z 25 lutego 1877

Konserwa mleka kobiecego

9 lutego 2012

Konserwa mleka kobiecego.

Profesor uniwersytetu kazańskiego, Danilewski, wynalazł i przywiózł do Petersburga na próbę ostatecznie przygotowane przezeń mleko kobiece, które podług słów naocznego świadka, doktora, ma zupełnie taki sam smak, kolor i zapach jak naturalne mleko kobiece. W stanie rozpuszczonym, nieprzygotowanym, konserwa ta ma pozór zupełnie suchej kaszy, którą stosownie do potrzeby kładą w gorącą wodę i mleko w jednej chwili jest gotowe. Pozostawiona na powietrzu i w miejscu ciepłem mieszanina ta nie kiśnie w ciągu dwóch dni; sucha zaś skorupa konserwy nie psuje się nigdy. Dzieci piją chętnie to mleko, a żołądek ich wybornie je trawi. Były wypadki, że dawano je i przy silnych rozstrojeniach żołądka, a zawsze skutkowało lepiej, aniżeli krowie lub jakiebądź inne sztucznie przygotowane mleko. Przeznaczone ono jest wyłącznie dla dzieci przy piersi i będzie prawdziwem dobrodziejstwem jeśli nadal próby się sprawdzą, gdyż wynajmowanie mamki, przy niemożności karmienia dziecięcia mlekiem macierzyńskiem, połączone jest z takiemi kosztami i wszelkiego rodzaju niedogodnościami, że w wielu rodzinach przymuszeni bywają karmić dzieci mlekiem krowiem. Podług składu chemicznego, to sztucznie przygotowane mleko dla dzieci, niczem się nie różni od mleka naturalnego kobiecego.

„Dziennik Polski” z 26 września 1871

Niedźwiedź na peronie

9 lutego 2012

Niedźwiedź na peronie.

Gdy dnia 15. z rana pociąg kolejowy nadchodzący z Drezna, a który miał stanąć o godz. 9 z rana w Lipsku, zajechał przed dworzec w Coswig, spostrzegli pasażerowie ku największemu swojemu zdziwieniu na pustym peronie dużego niedźwiedzia, który niby naczelnik stacji przechadzał się spokojnie, stojąc na tylnych łapach. Maszynista skutkiem tego nie zatrzymał pociągu ale ruszył dalej, i dopiero gdy z pewnej od dworca odległości usłyszano strzał, pociąg powrócił na peron. Teraz dopiero wyjaśniła się rzecz jak następuje: W pobliskiej gospodzie stanął był na nocleg kuglarz z niedźwiedziem. Nad ranem niedźwiedź znalazł był sposobność zdezerterowania od swojego pogromcy i prostą drogą poszedł na peron. Na widok niespodziewanego gościa, którego na domiar trzymano za dzikiego, wszyscy uciekli i pochowali się w lokalnościach dworca. Przypadkiem nadszedł żandarm i ten z pokoju inspekcyjnego przez okno dobrze wymierzonym strzałem w głowę, położył niewinnego sztukmistrza trupem. W chwilę potem, oczywiście za późno, przybiegł właściciel jego i rozpaczał niezmiernie, bo mu ubito zwierza, który był dlań źródłem codziennego zarobku.

„Dziennik Polski” z 27 lutego 1877

Lwowskie piekło

9 lutego 2012

Lwowskie piekło.

Na wczorajszem posiedzeniu Rady pan Starzewski w następujący sposób opisał stosunki panujące w miejskim zakładzie dla nieuleczalnych im. Bilińskich:

Nie ma w tym zakładzie ani opieki lekarskiej, ani urządzeń sanitarnych.

Przerażające są: płacz dzieci, okropny krzyk epileptyków i jęki chorych.

W środku nieporządki, na jednem łóżku waryat i paralityk, umierający suchotnik obok młodego wieśniaka, w kącie nieszczęśliwiec jakiś obok trupa. Nigdzie niema umywalni ani krzesła – a obok pieca siedzi na stolcu uśmiechnięty idyota. W izdebce obok idyotów – dzieci, karmiące idyotki…, głuchoniema, której dano obce dzieci do karmienia. Na łóżeczkach po czworo dzieci. Z waryatami rady dać sobie nie można. Dzieci przeważnie chore na zapalenie egipskie. Mnóstwo też tam dzieci, wysłanych przez magistrat. Są to okropne obrazy niedoli sierocej.

Na 1. piętrze na 40 łóżkach 100 kobiet. Nawet na jego przytępione nerwy był to widok okropny. Nie ma tam żadnego lekarza, tylko 2 razy tygodniowo przyjeżdża lekarz miejski, który ma zbadać 180 ciężko chorych… Czy ci nędzarze nie zasługują na jakąś opiekę? Do zakładu tego przyjmuje magistrat – nie lekarz – chorych wydalonych ze szpitala, dzieci porzucone przez rodziców, rekonwalescentów, starców… W drugiej instancyi przyjmują zakonnice chorych podług płci, stąd kombinacye chorych i nie chorych na jednem łóżku. Jest tam piekło dantejskie, kto nie wierzy, niech zobaczy – umieszczono tam nędzarzy – którym powiedziano: Skazani jesteście na śmierć.

Prezydent p. Michalski oświadczył, iż wszystkiemu winnien zarząd szpitala krajowego, który wyrzuca chorych. Brak pieniędzy nie pozwolił dotychczas na zaprowadzenie lepszych porządków. Zresztą w szpitalu krajowym, ani w szpitaliku im. św. Zofii nie dzieje się lepiej. Wreszcie zarzucił dr. Starzewskiemu, że zabawił się w przesadę – dzieci na jednem łóżku się także bawią…

R. Markiewicz narzekał na szpital krajowy i żądał, aby kraj wystawił zakład dla ozdrowienców i nieuleczalnych. Ze szpitala wyrzucają chorych na mróz 20-stopniowy. Wreszcie przyznał, że dr. Starzewski przedstawił obraz prawdziwy.

Dr. Löwenstein oświadczył, że żale dra Starzewskiego nie były mową opozycyjną, lecz krzykiem podeptanego uczucia ludzkości. Jest to jeden obrazek z całej nędzy sanitarnej Galicyi. Ci biedacy wśród utrapień okropnych skazani na poczucie tego, że umierają. Na taki ból i nędzę dusza ludzka patrzeć nie powinna. W szpitalu lwowskim stwierdził obraz nędzy fizycznej i moralnej – w Sejmie nie robiono mu zarzutów, że podniósł rozmaite okropności, lecz przeciwnie, Wydział krajowy poczynił inwestycye i w szpitaliku św. Zofii będzie lepiej. Kraj na nieuleczalnych niema pieniędzy – mnóstwo waryatów nieuleczalnych chodzi po ulicach. Jest to rzecz o pomstę do nieba wołająca. Polecił do przyjęcia wnioski dra Starzewskiego mające na celu usunąć te wszystkie okropności.

„Goniec Polski” z 9 marca 1907

Mężczyźni pracujący z natężeniem umysłowo powinni się żenić z głupiemi kobietami…

9 lutego 2012

Mężczyźni pracujący z natężeniem umysłowo powinni się żenić z głupiemi kobietami.

Kraków, 30 Kwietnia.

Znany psychjatra angielski Wernon Briggs zamieszcza artykuł, w którym stwierdzają zmniejszenie się ilości urodzin wśród uczonych i wogóle ludzi umysłowo wybitnie pracujących, wskazuje, że wytężona praca umysłowa za wiele krwi odprowadza do mózgu kosztem sił fizycznych całego organizmu. Jedynym środkiem na to jest kojarzenie się ludzi pracujących z natężeniem umysłowo z osobami o mózgu możliwie najbardziej leniwym i spokojnym za to o dobrze rozwiniętem ciele. Wykształcone kobiety pracujące umysłowo winny w interesie zachowania rasy poślubiać zdrowych, przystojnych chłopców, którzy prochu nigdy nie wymyślą, a uczeni mężczyźni niechaj się żenią z jaknajgłupszemi ale za to zdrowiem tryskającemi kobietami.

Dr. Briggs stwierdza, że najinteligentniejsze rodziny wymierają dlatego, że małżeństwa kojarzą się wśród osób o równym poziomie umysłowym.

„Ilustrowany Kurjer Codzienny” z 1 maja 1925

Rozwój fizyczny u obu płci

9 lutego 2012

Rozwój fizyczny u obu płci.

Pewien lekarz amerykański zajął się zbadaniem nader interesującej kwestyi, bo rozwoju fizycznego u chłopców i dziewcząt. Badania dokonał na 3000 osobnikach w wieku od 5 do 21 lat. Długość głowy znacznie mniejsza we wszystkich peryodach rozwoju u dziewcząt, a więc przez całe życie, lecz różnice długości głowy u obu płci znacznie zmniejszają się; gdy bowiem u chłopców największa długość głowy przypada na rok 21, u dziewcząt daje się to dostrzegać w latach 18. Głowa dziewcząt bywa znacznie węższą od głowy chłopców. Twarz dziewcząt dochodzi do największej szerokości w 17 roku, u chłopców zaś w 18 roku. Wzrostem chłopcy przewyższają dziewczynki, poczynając od 5 roku, lecz od 8 roku dziewczynki rosną, tak szybko, że przeganiają chłopców, którzy dopiero w roku 10 biorą nad niemi górę. W wieku od 12-15 lat dziewczynki bywają zawsze wyższe od chłopców, lecz po 15 latach chłopcy już ostateczną biorą przewagę. Od 17 roku wzrost dziewczyn posuwa się nader powoli, gdy tymczasem chłopcy w wieku tym rosną nadzwyczaj szybko. Te same zmiany zachodzą co do wagi i rozwoju korpusu. Na zasadzie badań swych, doktor doszedł do przekonania, że gdy dziewczęta dochodzą do pełnego rozwoju w 17 roku, chłopcy rozwijają się i mężnieją dopiero po 21 roku.

„Gazeta Lwowska” z 17 września 1895

« Poprzednia stronaNastępna strona »