Strona główna » Kino, Technika i wynalazki » Przewrót w kinie 1913

Przewrót w kinie 1913

PRZEWRÓT W KINIE.
Wiek wynalazków a nasze nerwy. – Przecie coś nowego. – Varieté na płótnie. – „Weź Pan tego psa”. – Zachwyt cesarza. – Unarodownienie kina.

Żyjemy w epoce przewrotów – nietylko na wulkanicznym półwyspie Bałkańskim i oszalałym Meksyku. Przewroty te dokonywują się w oczach naszych codziennie, niemal pod „naszemi rękami” uczestniczymy w nich, zżyliśmy się z nimi i spoufalili tak, że nam nawet spowszedniały. Kto dziś biorąc słuchawkę telefonu do rąk i rozmawiając na setki kilometrów, zdaje sobie sprawę z tego, że uczestniczy w najspanialszym niemal wynalazku ubiegłego stulecia? Kto przekręcając „wyłącznik” światła elektrycznego pomyśli, że skonstruowanie lampki żarowej wydarło prądowi elektrycznemu skrytą w nim tajemnicę światła?

Telegramy o przelocie Garrosa nad morzem Śródziemnem czytamy dziś przy kawie porannej z równem zainteresowaniem, jak kronikę policyjną o przejechaniu gęsi przez automobil a wiadomość o sporządzeniu lokomotywy biegnącej z szybkością 120 klm. na godzinę nie pozbawia nas ani na sekundę solidnej równowagi.

„Otrzaskaliśmy” się już z kinematografem, który początkowo wprawiał nas w zdumienie, a gramofon, cudowny utrwalacz głosu ludzkiego, i dźwięków na płycie – wyjący dziś w pogodny wieczór z każdego otwartego okna – przyprawia nas raczej o irytacyę, niż o podziw i zachwyt.

A jednak są wynalazki, które zdołają jeszcze przebić się do naszych nerwów przez grubą skórę zobojętnienia i przykuć naszą uwagę, zaabsorbowaną milionem spraw codziennego życia. Oto słynny Edison, który już nieraz wprawił świat w zdumienie, dokonał po kilkuletnich próbach wynalazku, polegającego właśnie na połączeniu spowszedniałego już dziś kinematografu ze znienawidzonym gramofonem i stworzył nowość zdumiewającą: mówiące i śpiewające obrazy ruchome.


Wynalazek Edisona po kinematografie i fonografie nie opierał się na genialnej intuicyi, jest on tylko bardzo zmyślnem przeprowadzeniem i skrystalizowaniem idei, na którą mógł wpaść każdy, szło przecie tylko o mechaniczne połączenie obu aparatów do jednego celu, schwytania poruszających się i mówiących ludzi na ekran i płytę. A jednak mimo tę „naturalność” wynalazku, produkcye jego wzbudziły wprost entuzyazm u widzów słuchaczy a przedsiębiorca, który pierwszy wprowadził kinetefon na rynek wiedeński sprzedał bilety wstępu do olbrzymich „Sophiensäle” w Wiedniu na długi szereg przedstawień.

Tajemnicą powodzenia „kinetofonu” jest jego urządzenie, dozwalające z drobiazgową precyzyą utrwalać równoczesność ruchu i głosu. Bywały już i przedtem podobne próby, jak n. p. cynefon Gaumonta, a zasadzały się one na tem, że równocześnie puszczało się w ruch film i płytę gramofonową. Już po kilku sekundach jednak obraz „bił się” z własnym głosem a publiczność w najdrastyczniejszych chwilach wybuchała spazmatycznym śmiechem. Bo i jakże nie było się śmiać, gdy bohater senzacyjnego dramatu strzelał się pół minuty po detonacji a spazmatyczny płacz jego kochanki słychać było z odległego o 600 kroków automobilu. Po gruntownym ośmieszaniu się próby wszelakich „filmów mówiących” zostały zaniechane i zupełnie już znikły z ekranów.

Edison po kilkuletnich doświadczeniach skonstruował przyrząd automatycznie wprawiający w ruch jeden i drugi aparat, co przy reprodukcyi daje najzupełniejsze złudzenie rzeczywistości. Ta pełnia złudzenia też sprawia, że kinetofon mimo nasze zobojętnienie do wynalazków mimo jego „nieoryginalności” zdobył sobie wstępnym bojem powszechne uznanie i poważnie zagroził kinematografowi. Nie ulega bowiem wątpliwości, że milczący głuchoniemy film, ilustrowany Bóg wie jaką orkiestrą, nie zdołała wytrzymać konkurencyi z filmem mówiącym i śpiewającym. Powodzenie kina tkwi właśnie w złudzeniu ruchu życia, jeśli złudzenie to będzie pełniejsze, film „niemy” musi ustąpić miejsca żywemu.

Próby nowego wynalazku dokonane po raz pierwszy w Ischlu w obecności cesarza, powiodły się wspaniale. Program nie był długi, bo też niewiele jeszcze mówiących filmów dla Europy sporządzono.

I tak na ekranie zjawił się wyfraczony gentleman wygłosił krótki wykład o tajemnicy nowego wynalazku, zapowiadając dalsze produkcye,

Już ten pierwszy punkt wprawił publiczność w zdumienie, zgodność i współczesność ruchu z wygłaszanemi słowami była tak doskonała, iż chwilami zapominano o tem, że ten człowiek na płótnie właśnie… nie żyje. Za chwilę weszła na ekran orkiestra A wraz z nią tłum gapiów, maszerujący w tak doskonale słyszanego marsza, a niebawem za nią wpadł pies wyszczekując jakąś psią aryę z taką psią „naturalnością”, że jakiś trwożliwszy widz z pierwszych rzędów nie zważając na obecność cesarza krzyknął prawie głośno: „Panie, weź pan tego psa!”

Złudzenie życia potęgowało się z każdym następnym obrazem.

Oto kilkunastu urwiszów studentów amerykańskich wpada z olbrzymim hałasem na „prześcieradło” i rozpoczyna prawdziwie amerykańskie psoty, więc chóralny śpiew, imitujący śpiew pastorów, później wesoły korowód, naśladowanie profesorów, wreszcie ogólną bijatykę. A wszystko oddane z zadziwiającą precyzyą.

Można sobie wyobrazić pełnię wrażenia, gdy każdy ruch tego gwarliwego, skłębionego środowiska uwydatniony był doskonale odpowiadającym mu dźwiękiem czy głosem.

Cesarz co chwilę wstawał w loży jakby chciał lepiej słyszeć produkcyę i powtarzał bez przerwy: „To wspaniały wynalazek! To wprost nie do wiary!

Nastąpiła scena z amerykańskiego teatrzyku rozmaitości. Niezbyt filigranowa, ale dobrze śpiewająca subretka, tancerze „podeszwowi” i ogromnie komiczny murzyn, naśladujący mowę jakiegoś kandydata na posła.

Publiczność bawi się wyśmienicie, po skończonym numerze zrywają się rzęsiste oklaski, jakby w prawdziwem „Variété”, odzywają się wołania „bis” i murzyn wchodzi po raz wtóry, kłania się dziękując za aplauz, powtarza ostatnią piosnkę. Naturalnie huragan oklasków wybucha ponownie – nie wiadomo, gdzie kończy się złuda, a zaczyna rzeczywistość!

O pełnej doniosłości nowego wynalazku mówić byłoby zawcześnie, w każdym razie jest to pewne, że zmiecie on z powierzchni kina z ich „sensacyjnymi”, trującymi programami a szerokim masom da o wiele moralniejszą strawę nie mówiąc już o popularyzacji muzyki i dzieł muzycznych, które zawsze działają uszlachetniająco.

Jeden szczegół przy tem godzi się podnieść specyalnie. Oto kinetefon unarodowi kino. Dziś film kina jest do pewnego stopnia międzynarodowy, wystarczy zmienić tylko napisy, by film z Arcansas przenieść do Rzeszowa albo z Uralu do Barcelony. Tkwi w tem zapewne pewien moment dodatni – nie należy jednak zopominać, że dzieje się to naszym kosztem. Bo fabryki zagraniczne filmów wcale nie starają się przystosować produkcyi do wymogów naszej kulturalnej indywidualności, obsypują nas obskurnemi dramidłami a my wszystko bezkrytycznie połykamy. Teraz ta rzecz się zmieni.

Jesteśmy wprawdzie bardzo potulni wobec obcego importu, ale wątpić należy, czy zechcemy słuchać szwabskiego gruchania lub angielskich łamańców językowych. Powstać będą musiały polskie fabryki mówiących filmów a przez to samo wzmoże się ta gałąź przemysłu, u nas tak wątła i suchotnicza, za granicą rozwinięta już w olbrzymie przedsiębiorstwa. A i to coś przecież znaczy.

„Głos Rzeszowski” z 14 grudnia 1913

Kino, Technika i wynalazki , , , Czytano 1 382 razy

Brak komentarzy do wpisu “Przewrót w kinie 1913”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*