Plaga telefoniczna

Plaga telefoniczna.

Ktoś powiedział, że jedna rozmowa telefoniczna – to jeszcze nie wielkie nieszczęście, ale kilka z rzędu, to tortury, godne piekła dantejskiego. Bystry ten obserwator napewno opierał się na doświadczeniach, zebranych choćby i w Rzeszowie. Istotnie telefony zdają się być zaprowadzone w tym celu, by targać nerwy nieszczęśliwych abonentów, zdanych na łaskę i niełaskę „Klapki”, która nigdy nie spada, dzwonka, który nie dzwoni gdy tego potrzeba, a który wszczyna niemiłosierny hałas, gdy „nikt się nie zgłaszał”, fałszywych połączeń i przerwanych linii. Uzyskać u nas natychmiast dobre połączenie, to prawie to samo, co wygrać główny los na loteryi. A gdy nareszcie połączenie zostało uskutecznione, to jest ono niemal tak nierozerwalne, jak sakrament małżeństwa. Nic nie pomogą protesty i oddzwaniania. Gdy cię los sprzągł z zakładem „Concordia”, to cię nie uwolni od tego towarzystwa żadna siła, gdyż przez pół godziny panienka, której przydzielono twój numer, zapomniała o twem istnieniu i nie interesuje się wcale twoją klapką. Za to gdy musisz przez telefon załatwić dłuższą jakąś sprawę, przerywa ci co chwila srebrzysty głosik telefonistki: „Czy pan jeszcze rozmawia?” I dobrze gdy się zapyta, bo często zdarza się, że jej się sprzykrzy długa twoja i zapewne nudna konferencya, więc poprostu przecina w krótkiej drodze gordyjski węzeł pertraktacyi, przerywając połączenie.

Każdą rzecz przykrą można przyjmować ze stoicyzmem, a nawet z humorem. Ale, że telefon ten dziś tak ważny czynnik naszego przyspieszonego rytmu życiowego, zaliczać trzeba do rzeczy przykrych – jest skandalem. Zwłaszcza, gdy ktoś zmuszony jest często posługiwać się telefonem, odczuwa braki jego jako stan nie do zniesienia. Abonenci niestety zbyt często jaskrawe mają tego przykłady, a bezowocne prośby uzyskania rozmowy są zjawiskiem codziennem. Uzbrajamy się rzeczywiście w cierpliwość: powstrzymujemy się od skarg, do których niemal ciągle mielibyśmy powody, wiemy bowiem, że każda skarga znajduje echo i przykry sposób odbija się na personalu. Nie chcemy wcale obwiniać urzędniczek. Być może, że przeciążone pracą, zdenerwowane i licho płatne, nie mogą podołać swej służbie. Ale w takim razie niech będzie ich więcej, niech urlopy ich będą dłuższe, albo niech nam dadzą automaty. W przeciwnym razie bowiem, w naszem mieście nie będzie niczem więcej, tylko smutną parodyą instytucya, która w innych miastach funkcyonuje bez zarzutu, a u nas staje się istną plagą – za drogie pieniądze.

„Głos Rzeszowski” z 11 maja 1913

Technika i wynalazki, Z życia codziennego , , , Czytano 751 razy

Brak komentarzy do wpisu “Plaga telefoniczna”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*