O skarbach

KORESPONDENCYA.
Z powodu poszukiwań skarbów ukrytych, nowego typu antykwaryuszów, oraz legend o sekretach i narzędziach czarodziejskich, niezbędnych dla odszukiwania skarbów.

Kijów 30 Grudnia 1889 r.

Niektórzy publicyści miejscowi są tego przekonania, że badania dokonane w ciągu lat ostatnich w naszych okolicach przez archeologów i amatorów, dały ludowi prostemu pierwszy popęd do poszukiwania skarbów.

Mniemanie to jest mylnem.

Od niepamiętnych czasów lud tutejszy przechowywał podania o wypadkach historycznych, podczas których zakopywano do ziemi mienie, w celu ochronienia go od rabunku. Niemamy takiej miejscowości, gdzieby nie krążyły legendy, odnoszące się do dawnych wojen i skarbów wówczas zakopanych, przyczem zwykle jest mowa o napadach tatarskich i hajdamackich, niekiedy bez świadomości nawet o ich znaczeniu.

Podania te, przechodząc z pokolenia na pokolenie, w części zatraciły historyczny swój charakter i przeistoczyły się w legendy z domieszką rzeczy nadzwyczajnych; jednakże łatwo jest w nich dostrzedz początek osnuty na fakcie historycznym, prawdziwym. Rozmaite wersye tej samej legendy zdarza się słyszeć nieraz w różnych miejscowościach, ale, po odrzuceniu dodatków wtrąconych, łatwo jest poznać jednaki ich pierwiastek, wspólną genezę. Lud prosty zawsze mocno wierzył w te legendy i dawniej szukał też skarbów nie mniej chciwie. Będąc atoli w większej niż obecnie zależności, taił się z tem; tylko w nocy rozkopywał kurhany i horodyszcza, któremi tak bogate są Wołyń, Ukraina i Podole, a znalezione przedmioty sprzedawał pokryjomu, w najbliższych miasteczkach miejscowym złotnikom, żydkom. Obecnie, po emancypacyi, mniej trwożliwy poszukuje na swej ziemi, a czasami i na obywatelskiej, śmiało, we dnie, po skończonych robotach, a znalazłszy, nie zawsze się z tem chowa, lecz sprzedaje jawnie więcej ofiarującemu.  

Włościanie i mieszczanie chętnie oddają znalezione przedmioty miejscowej władzy dla odesłania do c. petersburgskiej Komisyi archeologicznej, bo gdy z tamtąd otrzymają w najgorszym razie samą wartość metalu, z dopłatą 1/3 wartości dla zachęty, to już mają więcej, aniżeli by im dał kramarz miejscowy. Są wypadki, w których właściciele znalezionych wykopalin dostają od tej Komisyi po kilka tysięcy, jak n. p. za wykopaliny w posesyi p. M. S. Essikorskiego w r. 1885 (1). Jeżeli zatem, pomimo ograniczeń prawnych, pojawienie się wykopalin i skarbów w ostatnim czasie jest częstsze, to okoliczność tę wypada przypisać temu, że kultura rolna, wzmagając się znacznie, objęła nieuprawiane dawniej przestrzenie pastwisk, lasów i nieużytków, że wiadomości o znalezionych wykopalinach, choćby nawet mylne, zawsze teraz dostają się do szpalt rozmaitych pism peryodycznych i są ciekawie czytane, że wreszcie, przybył dziś nowy w tym kierunku bodziec, którym jest konkurencya w nabywaniu przedmiotów archeologicznych i popęd do wyszukiwania takowych przez podróżujących antykwaryuszów.

Antykwaryusz taki jest to zupełnie nowy u nas typ ludzi, których zadanie polega w wynajdywaniu starożytności, w odszukiwaniu zbiorów i nakoniec, w nabywaniu takowych w jaki bądź sposób, byle w końcu zarobić najmniej 100%. Jeździ on ciągle po wsiach i miasteczkach, wyłudzając od zubożałych rodzin dawnych obywateli, za naiwnie lichą cenę, pamiątki familijne, cenne ozdoby, bronzy, meble i t. p. Potrafi on wymieniać u starych mieszczanek dawne monety i noszone na szyi dukacze małoruskie, a posiada sposób nabycia starych krzyżów, relikwiarzy, enkolpionów, obrazów, portretów osób historycznych i tym podobnych przedmiotów, które dawniej w sprzedaży nie bywały. Tego rodzaju antykwaryuszom wypada też przypisać pojawienie się w handlu fałszywych monet rzymskich, greckich, bizantyńskich i złotych monet Ś go Włodzimierza, a także srebrnych Riskuporysa II. Starożytności polskie fabrykują się en gros, i są sprzedawane amatorom nieznawcom za bajeczne ceny. Zjawiają się nawet imitacye greckich i scytyjskich ozdób tak doskonałe, że je znawca nawet niekiedy poznać nie może (2).

Antykwarze tacy utrzymują nawet stałych po miasteczkach agentów, pośredniczących w nabywaniu starożytności.

Nie mówiąc już o szkodach jakie przynoszą archeologii niepowołani poszukiwacze, o czem tyle już pisano w polskich i rosyjskich pismach, zaznaczyć tu wypada ten wynik, że gdy dotąd lud prosty szukał tylko pieniężnych skarbów, tak zwanych „kładów”, to obecnie wziął się też do poszukiwania archeologicznych zabytków z metalu. W zeszłym i w tym roku włościanie wsi Piekary, całemi partyami po 50 i więcej ludzi, poszukiwali w Kniażych-Horach zabytków archeologicznych; (3) w powiecie humańskim, około wsi Błahodarówki, całe kompanie poszukiwaczy skarbów od lat kilku pustoszą stare horodyszcza; w Korsuniu i jego okolicach, co jesień przewracają kamienie na brzegach Rosi, ku czemu dato popęd znalezienie przez żydów śród miasteczka kilkunastu talarów holenderskich. Koło Taraszczy, w lasach hr. Branickiego, ciągle plądrują mieszczanie i gajowi, poszukujący skarbu. W Skwyrze i okolicach tego miasta znajdują dość znaczne nawet wykopaliny monet polskich, szwedzkich i pruskich. W Krzemieńcu i jego okolicach również poszukiwacze skarbów są czynni.

O czynnościach takich poszukiwaczów na Wołyniu podaje bardzo ciekawe wiadomości p. Orłów (4) b. prezes izby dla spraw włościańskich („Prysutstwije po krestjansk. diełam”) w Żytomierzu.

Na Podolu, w pow. bałckim, włościanie wsi Kraśnenki, od lat kilku energicznie poszukują na swych polach skarbów zakopanych przez Tatarów.

Miejscowe pisma peryodyczne, przepełnione są rozmaitemi wiadomościami i legendami o „Skarbach”.

Pomyślne w niektórych miejscowościach poszukiwania kompetentnych i uczonych osób zaciekawiły w tym kierunku lud prosty, który przypuszcza, iż pomyślność rezultatów zależy od posiadania pewnych sekretów, mogących wskazać gdzie mianowicie zakopane są skarby. Inni znowu są przekonani, że nasi uczeni posiadają pewne tajemnicze instrumenta, wskazujące miejsca ukrytych skarbów. Następstwem tych przekonań jest mnóstwo próźb podawanych do władz miejscowych i towarzystw archeologicznych o pozwolenie poszukiwań, a także o zaopatrzenie owemi cudownemi narzędziami. W biurze Cerkiewno-archeologiczn. Towarzystwa jest kilkanaście w tym rodzaju podań. Jeden z poszukiwaczy, poddany pruski, niejaki p. Hepke, w podaniu swem uskarża się, iż „w ciągu 20to letnich poszukiwań nie mógł przyjść do ostatecznych rezultatów. Raz tylko widział on ślad metalu, który się ulotnił (5). Biedak ten pracował te lata w pow. hajsyńskim, w lochach, gdzie mają być schowane przez Tatarów niezmierne skarby. Pracy tej przeszkodziła miejscowa policya. P. Hepke, mniemając że mu robią trudności z powodu, iż jest poddanym pruskim, upewnia w swej proźbie, że on się urodził w tym kraju i języka niemieckiego nie zna wcale.

Niemniej oryginalną jest proźba inna, niejakiegoś p. Serweckiego, podana ze wsi Małego-Czerniatyna (pow. berdyczowski), o której dowiadujemy się ze „Sprawozdania” o niej zamieszczonego w „Kijewlaninie” z d. 3 maja 1889 (nr 97). Ognisty ten amator skarbów prosi, aby odpowiedziano mu na następne zapytania:

„Jak się nazywa instrument wskazujący obecność w ziemi ciał postronnych, t. j. żelaza, miedzi, srebra i t. p., jako też i ów tajemniczy przyrząd, który on widział u archeologa, pana Ossowa (ma to być G. Ossowski), objeżdżającego w r. 1887 gubernję Kijowską w celu poszukiwań archeologicznych. Nakoniec prosi o instrukcyę, „jak ma ten przyrząd używać„!

Z wyżej przytoczonego pokazuje się iż o szanownym archeologu naszym G. Ossowskim powstała już dziś, śród ludu w powiecie berdyczowskim cała legenda, opiewająca, jak on za pomocą jakiegoś talizmanu znajduje skarby. Mamy tedy gotowy przykład powstania legend ludowych o tem, czego lud ten sobie objaśnić nie potrafi. Niemogąc zrozumieć tej roli jaką w tej sprawie odegrywa fachowa znajomość rzeczy, zamiłowanie w nauce i poświęcenie się dla jej celów, lud ten, w najzwyczajniejszej lasce badającego, lub w najpospolitszej zondzie, podejrzywa różczkę czarodziejską, upatruje talizman, na skinienie których otwierają się skrytki utajonych skarbów.

Takie są sprawy zaprzątające dziś pewnego rodzaju praktyczne umysły naszej krainy, w celach osiągnięcia upragnionego „rezultatu ostatecznego”. Interesującem wydało mi się wspomnieć o nich w kronice dziejów obecnej chwili, a to tem bardziej, iż dają one popęd tworzeniu się legend, których genezę przyszłość łatwo może zamglić i dla dalszych pokoleń niezrozumiałą uczynić.

K. Bołsunowski.

Przypisy oryginalne:

(1) Ob. N. BIELASZEWSKI: „Manietnyje kłady kijewsk. gub.u, str. 42 (Wykopaliska monet gub. Kijowskiej).

(2) W r. 1885 sprzedany był apis srebrny, a w r. 1887, cała serya bransolet i innych ozdób.

(3) Znaczna cześć przedmiotów tam znalezionych nabyli u nich prof. W. Antonowicz, dla Muzeum Uniwers. S. Włodzimierza i p. Chojnowski, dla swego prywatnego zbioru.

(4) W wołyńskich gubernialnych wiadom. za r. 1886 i odbitka osobna.

(5) Tutejszy lud prosty wierzy w to, że skarby chowają się od ludzi grzesznych, i wówczas zapadają głębiej, zostawiając po sobie „ślad metalu”.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” styczeń 1890

Historia i archeologia , , , , , Czytano 1 088 razy

Brak komentarzy do wpisu “O skarbach”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*