Strona główna » Z życia codziennego » Rzeszowskie fiakry

Rzeszowskie fiakry

Nasze fiakry.

Jedną z najbardziej dających się odczuwać plag, które mimo ustawicznych protestów muszą mieszkańcy Rzeszowa znosić, są bezsprzecznie fiakry. Kpią sobie oni z wszelkich przepisów starostwa i policyi, która widocznie zanadto pobłażliwie zapatruje się na wybryki cechu dorożkarskiego, kiedy ten drwi sobie całkiem otwarcie w oczy pasażerów z taksy, grzecznością t. d.

Po innych miastach dawnoby załatwiono się z podobnymi osobnikami w sposób, przepisany ustawą: tam najmniejsze przekroczenie taksy bywa surowo karane; u nas zaś przeciwnie traktuje się widać dorożkarzy jako ludzi zupełnie innych, niż powinno się. Nieraz można oglądać takiego woźnicę, siedzącego na koźle w stanie zupełnie nietrzeźwym; nic więc dziwnego, że wypadki przejeżdżania przechodni są dość częste. Niedawno najechał taki pan na ulicy Sandomierskiej jakąś dziewczynę i do tego stopnia ją porozbijał, że omdlałą z bólu i upływu krwi musiano zaopatrzyć doraźnie w sklepie p. Schaitera.

Najbardziej rozkoszni są dorożkarze przedsiębiorcy Verständiga, górujący ponad,wszystkimi wprost bezczelnym wyzyskiem. I tak onegdaj Nr. 1. zażądał za 25 min. jazdy (w tem 1-2 min. postoju) w porze dziennej 2 kor., choć mu się wedle taksy należało 90 hal. Na zagrożenie, że dotyczący pasażer uda się na policyę, wyraził się ten młokos, że się policyi nie boi. Apelujemy więc do odpowiednich organów, żeby ukarano choć dla przykładu powyżej wymienionego dorożkarza, oraz by zarządzono środki, zapobiegające podobnym niesłychanym stosunkom. Nie dość już tego, że fiakry rzeszowskie pod względem wyglądu zewnętrznego i wygody mogą chyba z dorożkarzami ostatniej dziury prowincyonalnej iść w zawody, – to jeszcze narażają publiczność na strzelanie głupstw, wyzwisk, oraz na zdzieranie jej przy pierwszej lepszej sposobności.  

„Głos Rzeszowski” z 3 kwietnia 1910


Jeszcze o naszych fiakrach.

Otrzymaliśmy następujące pismo:

Poruszona przez Szanowną Redakcyę sprawa naszych fiakrów, jest rzeczywiście obecnie może najaktualniejszą kwestyą w naszem mieście, której bezwłocznie należałoby zaradzić. Trudno doprawdy nawet wyobrazić sobie, żeby w mieście, liczącem 23.000 mieszkańców, położonem na głównej linii kolejowej, doszło do podobnego rozprzężenia w świecie dorożkarskim. Mimo ustawicznych protestów, próśb zażaleń, nie widać wcale żadnych zmian na lepsze; dorożkarze kpią sobie dalej z taryfy, naciągając w niemiłosierny sposób pasażerów, postępują wobec nich więcej niż niegrzecznie, w nadziei zapewne, że jeśli dotychczas nic się nie zmieniło pod ich adresem ze strony władz przełożonych, to i z pewnością na przyszłość będzie im wszystko bezkarnie uchodzić. O zewnętrznym wyglądzie nie warto nawet wspominać! Brudne, obszarpane, rozklekotane pudła, częstokroć uprzyjemniające jazdę piekielną muzyką połamanych i przetartych resorów, wychudzone i dychawiczne szkapy, kiwający się na koźle woźnica, lecz nie ze zmęczenia, ale z powodu wypowiedzenia śmiertelnej walki „Eleuteryi” – oto obrazki, jakie można zbierać codziennie w miejscach ich postoju. Jak z dzienników można się dowiedzieć, nawet Złoczów, miasto o wiele mniejsze od Rzeszowa, doprowadziło wreszcie do ładu dorożki i potrafi utrzymać w karbach ich przemożnych właścicieli; u nas niestety wszelkie zabiegi w tym kierunku spotykają się z nader wymownem milczeniem miarodajnych sfer. Ciekawa rzecz jak długo trzeba będzie na jaką w tym kierunku reformę czekać.

„Głos Rzeszowski” z 1 maja 1910

Z życia codziennego , , Czytano 926 razy

Brak komentarzy do wpisu “Rzeszowskie fiakry”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*