Strona główna » Z życia codziennego » Lwowskie podwórko

Lwowskie podwórko

Na lwowskiem podwórku.

O ile się niemylę – pisze współpracownik Kurjera Lwowskiego - to na zamkniętej niedawno wystawie przyrodniczo-lekarskiej nie było ani jednego modelu lwowskiego podwórka, które przecież zwracałoby uwagę, szczególnie gości zamiejskich. Bo my, Lwowiacy, tak przyzwyczailiśmy się do naszego podwórka, niekiedy szumnie dziedzińcem nazywanego, że choćbyśmy dziennie kilka razy koło takiego klejnotu przeszli, to nigdy niedoceniamy wartości tego, co posiadamy.

Lwowskie podwórko to dość regularna figura geometryczna kilkumetrowej powierzchni, wybrukowana zazwyczaj dużemi bryłami kamienia wystającego, tak, aby przechodząc, można sobie zupełnie swobodnie połamać nogi. W środku znajduje się otwór kanałowy, zamknięty kratami żelaznemi. Kraty te są na to, aby uchronić lokatorów od bezpłatnej kąpieli, od wstrętnych wyziewów kanałowych. Dokoła tych krat walają się szczątki niedojedzonych flaków, kości, kapusty, fasoli, przepalone leguminy, bawią się dzieci stróża z dziećmi „pani gospodyni”, ciskając na siebie kawałkami rozmoczonego w pomyjach chleba. Opodal tych krat lokuje się zazwyczaj kataryniarz, którego słucha cała kamienica, a nikt nic mu nie daje.  

W miejscu, gdzie dwie ściany podwórka zbiegają się, tworząc kąt prosty, stoi instrument, podobny do pulpitu na głównym urzędzie pocztowym z drzwiczkami na górze i z boku.

- Na co ten instrument ? – pytasz się stróżowej ?

- To jest paka na śmiecie.

- A dlaczego kupa śmieci leży koło paki?

- Bo nikomu nie chce się otwierać drzwiczek.

Słusznie!

W innem znowu miejscu stoją otworem drzwi od miejsca ustępowego, gdzie – jak powiada przysłowie – siekiera rzucona, zawisa spokojnie w powietrzu. Drzwi dlatego się otwiera stale, aby konserwowany odór nie szedł na marne, ale, by lokatorowie coś mieli z tego i za darmo nie płacili drogiego czynszu.

W takiej atmosferze wzrastają pokolenia! Dzieci stróżów, rębaczy, posługaczy i t. p., bawią się koło samego kanału. Dzieci zaś „pańskie” mają to bene, że owe wstrętne, zabójcze zapachy wdychają w siebie z ganku pierwszego, czy tam drugiego piętra, gdzie je mamcie i nianie wyprowadzają „na świeże powietrze”.

Po obiedzie zaś cała rodzina wychodzi „na ganek”, trochę się „przewietrzyć” i pogadać z sąsiadami „z przeciwka”.

Takie jest lwowskie podwórko w zasadzie! Szczegóły lokalne mogą być różne. Inaczej wyglądają one podczas ulewy (zatapiającej wszystkich sutereniarzy), inaczej w spiekę, (w czasie której temperatura zapachów podwórkowych dochodzi do punktu wrzenia); inaczej w niedzielę, inaczej zaś w dni zwyczajne!

Świetny Magistracie król. stoł. miasta Lwowa! Wystawy hygieniczne, to rzecz cudowna, pouczająca i modna! Ale żeby zobaczyć lwowskie podwórka, wystarczy pojechać magistrackim powozem do pierwszej lepszej kamienicy i powąchać! Wystarczy wysłać jakiegoś koncepistę, choćby do Wiednia, żeby popatrzył, jak tam dbają o zdrowie lokatorów. Niech ten koncepista siedzi od 9. do 3. rano w „Venedigu”, a jeżeli potem rano zobaczy choć jedną latorośl kamienicznego stróża, bawiącą się ochłapami gnijących flaków, dajcie mu złoty medal.

I pamiętajcie, ojcowie miasta, że we Wiedniu są drogie mieszkania, ale mimo to są grubo tańsze, niż we Lwowie. I jeżeli się tam płaci drogo, to ma się coś za to. Jakie takie powietrze i spokój; dzieci i starzy nie trują się za swe własne pieniądze, planowo i systematycznie.

Świetny magistracie! Zabierz się raz przecież do tych ohydnych pak, otoczonych kupami śmieci do tych kratek, „hermetycznie” zamykających doły kanałowe, do tych flaków, spalonych legumin i gnijących szczątków niedojedzonego chleba.

Zabierz się jak najprędzej, bo nam nie pomoże ani ogród jezuicki, ani park Jordana, bo mamy truciznę na własnem podwórku!

„Goniec Polski” z 10 sierpnia 1907

Z życia codziennego , , Czytano 833 razy

Brak komentarzy do wpisu “Lwowskie podwórko”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*