Wpisy otagowane jako 1864

Przemoc domowa

24 października 2014

Śmierć przez pobicie.

We Lwowie dnia 3go b. m. Katarzyna P., wyrobnica zamieszkała pod Nr. 390 2/4 posprzeczała się z mężem swoim z powodu, iż tenże przyniósł do domu tylko cześć tygodniowego zarobku, i człowiek ten pobity przez żonę umarł nagle dnia 5go b. m.

„Gazeta Lwowska” z 13 lipca 1864

Smutny skutek żartu

31 marca 2014

Smutny skutek żartu.

Wiadomy jest zwyczaj sławiański, wzajemnego oblewania się wodą młodzieńców i dziewcząt w poniedziałek wielkanocny. Praktykują go u nas z wielką satysfakcją zaściankowi adonisy na swych bogdankach i odwrotnie. Młódź wiejska hołduje jednak temu zwyczajowi z trochę zbyt rubasznem zamiłowaniem, pławiąc w czambuł wszystkie krasawice w pierwszym lepszym potoku lub rzece. Żart taki, posuwany po za wszelkie granice godziwości, smutne nieraz sprowadza skutki. Kilka dni temu stawało przed sądem krajowym lwowskim trzech parobków z Derewni, oskarżonych o zabójstwo z nieostrożności, popełniane właśnie skutkiem owego miłego zwyczaju. W tegoroczny poniedziałek wielkanocny ruski wrzucili oni służącą z nimi razem we dworze dziewkę do stawu w miejsce, gdzie woda sięgała na sążeń wysokości. Na krzyk topiącej się pospieszono z ratunkiem i wyciągnięto ją z wody, ale dziewka umarła jeszcze dnia tego samego. Cierpiała ona bowiem na wodną puchlinę w sercu, a gdy wpadła do wody, nastąpiła przerwa w cyrkulacji krwi a później śmierć przez paraliż. Sąd skazał każdego z winowajców na 2 miesiące więzienia. Godziłoby się naprawdę obywatelstwu i duchowieństwu wpływać, jeżeli nie na zniesienie, to przynajmniej na uszlachetnienie podobnych barbarzyńskich zwyczajów ludowych.

„Gazeta Narodowa” z 6 października 1864

Cygańska Kassandra

17 lipca 2013

Cygańska Kassandra.

Po przedmieściach lwowskich włóczy się od dni kilku jakaś stara cyganka, zapewne należąca do liczniejszej bandy, która koczuje gdzieś blizko Lwowa. Cyganka ta zwidza chaty przedmiejskie i mimo wzbraniania się ich mieszkańców, wróży im przyszłość. Groźna a odrażająca zarazem postać starej cyganki, jej wróżby, pełne najdziwaczniejszych banialuków, gróźb i przestróg – tak wielki wywierają wpływ na zabobonne umysły niektórych przedmieszczan, że owładnięci grozą, przed niepożądanym gościem nie śmieją w dziwnie zabobonnem przerażeniu stanąć w obronie swej własności, którą wśród wróżb przywłaszcza sobie cyganka, zmiatając śmiało wobec mieszkańców bieliznę, suknie i t. d. do ogromnego kosza. Ofiarą takiej śmiesznej zabobonności padają osobliwie rodziny krupiarskie. Przebiegła cyganka korzysta wybornie z tego i wybrawszy się z próżnym koszem na proroczą wróżkę, wraca z pełnym do bandy. Z niektórych domów wypchnięto wprawdzie oszustkę; dziwimy się wszakże, że nie znalazł się dotąd nikt, coby pomógł tej makbetowskiej megerze do samotnych dumań nad przyszłością pod kluczem.

„Gazeta Narodowa” z 30 października 1864

Moskiewskie straszydło

6 listopada 2012

Moskiewskie straszydło.

Zeszłego roku donosił angielski dziennik Times, że Moskwa buduje ku obronie Newy olbrzymi statek podwodny, kosztujący 115.000 rubli. „Budowa tego statku – pisała wtedy Times - okryta jest głęboką tajemnicą. Tyle tylko donieść możemy, że siatek ten poruszać się będzie za pomocą ściśnienia powietrza i połączony ma być z maszyną, która zapalać będzie przez elektrykę ogromne walce, napełnione prochem w celu niszczenia nieprzyjacielskich okrętów. Załoga tego podwodnego statku, który zawsze blizko powierzchni wody płynąć będzie, obserwować może przez maleńkie okienka, co się dzieje na powierzchni.” Nikt nie wierzył wtedy temu doniesieniu. Tymczasem wieść o tem podmorskiem straszydle potwierdza się zupełnie. Rząd moskiewski zamówił u firmy James Russel and Sons w Wednersbury aparat, który poruszać ma ten dziwoląg podwodny. Aparat składać się będzie z 200 rur z kutego żelaza przeciętnej długości 1-2 stóp. Rury te, przeznaczone do przechowywania powietrza, mają 13 cali średnicy. Wytrwałość ich obliczona na 2.000 funtów nacisku.

„Gazeta Narodowa” z 7 sierpnia 1864

Muzykalne duchy

6 listopada 2012

Muzykalne duchy.

Mimo coraz bardziej postępującej oświaty w XIX. stuleciu, wiara w duchy i upiory znajduje zawsze licznych zwolenników. Jak dawniej Cagliostro, Swedenborg, tak doniedawna miał powodzenie Hume, który mówiąc mimochodem, porzucił mistycyzm i osiadł w Rzymie, gdzie na wcale pobożnego jak słychać wykierował się człowieka. Po tych mistrzach magii, kołomanii i w ogóle tej nowej nauki, którą nazwano duchownictwem, nie długo opróżnionem było miejsce.

W Londynie wzbudzają teraz niesłychane wrażenie koncerta, dawane przez duchów. Dwóch Amerykan braci Davonport, wywołują te duchy, podług swego własnego upodobania do gitary, fortepianu – lub cymbałów, i kierują tym koncertem. Oto co donoszą zagraniczne dzienniki o jednym z tych koncertów nadziemskich lub podziemnych. W sali znajdują się trzy oddziały. W obu skrajnych siedzą bracia Davonport. Obaj skrępowani są powrozami jak zbrodniarze. W średnim oddziale leżą rozmaite instrumenta muzyczne. Naraz spada zasłona i odzywają się tony muzyki koncertowej. Wszystkie instrumenta poczynają wydawać odgłos – a naraz powstaje muzykalno-piekielna wrzawa. Nagle podnosi się zasłona a obu braci widać powiązanych na dawnem miejscu. Kazawszy się uwolnić z więzów siadają obaj bracia na krzesłach między publicznością, od których ich znowu przywiązują powrozami. Publiczność zasiada wokoło obu braci, którzy nadto podają dłoń swoim sąsiadom. Instrumenta muzyczne leżą na stole. Naraz światło gaśnie. Natychmiast zaczyna się znowu koncert, z tą tylko różnicą, że instrumenta wśród dźwięków latają po sali. Ktoś słyszy tuż nad swem uchem dźwięk dzwonka, innemu brzmi gitara nad głową. Niekiedy zawadzi który z instrumentów o widza, zadając mu bolesne razy i pchnięcia, a korespondent, któremu zawdzięczamy ten opis, dostał sam po głowie od jakiejś swawolnej gitary. Gdy zapalono znowu lampy, siedzieli obaj bracia duchownicy skrępowani na krzesłach, a niektóre instrumenta leżały widzom na kolanach. Inny, już niemuzykalny eksperyment opisują tak znowu: Światło gaśnie. Jeden z braci oświadcza życzenie pozbycia się swego surduta. Zapalają znowu lampy i publiczność widzi go bez surduta, chociaż ręce miał związane. Jeden z widzów zażądał, aby mu powrozy, któremi się krępują obaj magowie, upadły na kolana. Gaszą znów światło i natychmiast słychać świst lecących sznurów, które pogłaskawszy po drodze niedelikatnie jakiegoś jegomości po twarzy, padają na kolana ciekawego. Na tem skończyło się przedstawienie.

„Gazeta Narodowa” z 11 października 1864

Sztuczki elektryczne

6 listopada 2012

Sztuczki elektryczne.

Pięćdziesiąt tysięcy franków, wyznaczone przez cesarza Napoleona w nagrodę za najużyteczniejsze zastosowanie elektryczności, otrzymał pan Rumkorff, wynalazca elektrycznego kłębka. Najlepsze pojecie tej maszyny powziąść można w kuglarskim teatrzyku pana Robin, zawsze przepełnionym ciekawymi. Więcej on zapewne niż akademia przyczynił się do obeznania Paryżanów z tym potężnym wynalazkiem, mającym niezmierną przyszłość przed sobą. Maszyna Rumkorffa służy do gromadzenia elektryczności na punkt jeden. Siła jej jest przerażająca. Gdyby kto dotknął drutu podczas kiedy maszyna funkcjonuje, byłby na miejscu spiorunowanym. Fizyk Robin obchodzi się też nader ostrożnie z tą tytaniczną zabawką. Przedstawienia odbywają się w ciemnej sali. Maszyna, wprowadzona w ruch, ciska błyskawice na pół metra długie, połamane w zygzaki i prujące powietrze z przerażającym świstem. Jest to poprostu piorun w ręka człowieka. Pan Robin pokazuje moc jego na tafli szkła, a raczej klocu szklannym, dziesięć cali grubym. Postawiony pod strzały maszyny, kloc ten przeszyty bywa nawylot gromem. Wpadłszy weń iskra wyrabia drogę, podobną do stalaktytów. Następnie czarodziej przedstawia pracę piorunu w chmurach, zorzę północną i fantastyczne obrazy mozaikowe, złożone z biegających kolorów tęczy. Potem wychodzi na scenę bęben dobosza, poległego pod Inkermanem. Samotny bęben stoi na środku sali – na nim leżą pałeczki. Elektryczność porywa je i wybija niemi z największą werwą rozmaite wojskowe znaki. Pełen luidorów kufereczek wnet zastępuje miejsce bębna. Czarodziej z uśmiechem zaprasza którego z najsilniejszych widzów, żeby wziął go sobie. Ten i ów próbuje, ale żaden Herkules nie oderwałby tej małej szkatułeczki od stołu, na którym stoi. Elektryczność trzyma tak silnie, iż dotykającemu wydaje się, że mu kto każe górę z miejsca ruszyć.

„Gazeta Narodowa” z 11 sierpnia 1864

Wstawianie zębów w roku 1864

6 listopada 2012

Australskle zęby.

Od niedawna sprowadzają dentyści z Australji naturalne zęby, które wstawiają zamiast sztucznych. Australczycy mają bowiem bardzo białe i piękne zęby, które pozwalają sobie europejskim spekulantom wyrywać za paciorki ze szkła, wstążki i barwiste szmatki. Do Londynu posełają teraz całe skrzynie australskich zębów.

„Gazeta Narodowa” z 26 sierpnia 1864



Zęby pradziadka.

Zagraniczne pisma opowiadają, że pewien Francuz, któremu do męzkiej urody nie zbywało na niczem, oprócz na zdrowych zębach, zwidzając w grobowcu zwłoki swych antenatów, zrobił spostrzeżenie, że trup jego pradziadka miał przepyszne, białe jak kość słoniowa zęby. Próżny Francuz wpadł zaraz na koncept przyswojenia sobie tych pięknych zębów. Przywołany dentysta powyjmywał nieboszczykowi zęby i wstawił je potem prawnukowi. Odtąd Francuz ten chlubi się najpiękniejszemi zębami, które uważa za najcenniejszy spadek po pradziadku, a któremi już niejedno miał podbić serce. Tak przynajmniej opowiadają dzienniki, które niedawno doniosły także, że europejscy spekulanci wyrywają w południowej Afryce krajowcom w zamian za szklanne błyskotki ich piękne zęby, i całemi transportami przedają ten nowy artykuł handlowy do stolic europejskich, gdzie go damy i panowie skwapliwie rozchwytują.

„Gazeta Narodowa” z 10 listopada 1864

Kawa i herbata zamiast tytoniu

6 listopada 2012

Ludzie słabej woli, przyzwyczajeni do palenia, przechodzili nieopisane męki, skoro lekarz z jakichkolwiek powodów palić im zabronił. Obecnie zło to już jest usunięte. Niejaki p. Jakób Barrat poleca takim właśnie – we francuskim czasopiśmie „La Naturę” – cygara i papierosy z liści kawowych. Mają one odznaczać się czystym dymem i wybornym smakiem, a są przytem zupełnie dla zdrowia nieszkodliwe. O ile się więc pomysł p. Barrata rozpowszechni, tytoniowi grozi wcale poważna konkurencja.

„Głos Rzeszowski” z 5 stycznia 1902



Herbaciane sygara.

W Petersburgu wynaleziono sygara z zielonej herbaty i już je nawet fabrykują i rozsełają. Do Wiednia nadeszły już nawet te nowowynalezione herbaciane sygara. Mają być one daleko zdrowsze i przyjemniejsze niż tytoniowe; a woń ich prześciga najwytworniejsze dymy hawańskie.

„Gazeta Narodowa” z 25 października 1864

Kataklizm w Śniatyniu

5 lipca 2012

Miasto Śniatyn nawidzone zostało d. 17. czerwca między godziną 1. a 2. popołudniu wielką klęską. Od południa po okropnym upale i duszącem powietrzu naciągnęły złowróżbne chmury, które pędził silny wiatr; nagle zrywa się straszna burza z deszczem i gradem wielkim – i w tej chwili wszystkie okna od strony południowej tłuką się – wylatują – wyrywają – grad i deszcz wpada do pokojów i izb – psuje wszystko – w domach przestrach, krzyk, płacz i lament – na dworze szum, łoskot – drzewa się łamią – dachy spadają – na kościele łacińskim dach z blachy żelaznej cały zerwany i o kilkanaście sążni rzucony, połamany, pogięty – pojedyncze blachy o kilkadziesiąt sążni były zaniesione – okna wszystkie potłuczone. I w samym kościele wewnątrz wielka szkoda zrządzona. W ogrodach i polach wszystko poniszczone, drzewa połamane po ogrodach, po ulicach i przy drogach – tak że w pierwszej chwili komunikacja drogami w Śniatynie została zatamowana; inne drzewa nie tylko z owoców ogołocone, ale bez liści zupełnie wyglądają jak w listopadzie. Na cmentarzu drzewa połamano, niektóre pomniki uszkodzone; kaplica obok cmentarza, w prawdziwem znaczeniu rozszarpana i rozerwana została na wszystkie strony. Słychać o poginieniu bydła, o utracie życia ludzkiego, – dotychczas nie wiem nic jeszcze, ale o wielu słabych z powodu przelęknienia. Szkoda zrządzona w tej chwili nie da się jeszcze obliczyć. Bóg nas zasmucił, oby tak ukorzonych pocieszyć raczył!

(Z)

„Gazeta Narodowa” z 21 czerwca 1864