Wpisy otagowane jako 1874

Miasto szczurów

20 maja 2016

Olbrzymiem gniazdem szczurów mógłby być nazwany cały Paryż. Wniosek taki wypływa z następującej statystyki, ogłoszonej w Corr Havas: Paryż liczy obecnie 2360 ulic, 113 placów, 229 kościołów, 22 wielkich teatrów, 31 wyższych zakładów naukowych, 38 szpitalów cywilnych, 8 dworców kolejowych, 6 przystani, 58 bram i 27 mostów. Równie zajmujące są także daty kanałów, kloak paryskich, nie masz bowiem drugiego miasta na świecie, któreby się wykazać mogło taką ilością szczurów jak stolica nadsekwańska. W kramach centralnych zabijają ich rocznie 30.000, w innych wśród miasta położonych 190.000, w jatkach i rzeźniach 160.000, u korzenników 300.000, w domach prywatnych 900.000, w garbarniach 100.000, w kanałach 110.000, na ulicach, podwórzach i t. p. 200.000, a naturalną śmiercią ginie ich corocznie także około 100.000, razem więc 1.700.000. Do tej liczby przydać należy około 3 miliony takich gryzoniów, które umieją ujść zastawionych na nie łapek i trutek; okazuje się więc, że Paryż żywi corocznie około pięć milionów tych zwierząt. Ażeby mieć wyobrażenie o tej masie – dodaje Corr. Havas – wystawmy sobie, że wszystkie szczury paryskie postanowiły przesiedlić się do Berlina i ruszyły w drogę, po dziesięć w każdym szeregu; otóż pochód ten zająłby nieprzerwanem pasmem ciał szczurzych całą drogę między stolicą Francyi a Prus tak, że w chwili, kiedy pierwsza dziesiątka szczurów wstąpiłaby w rogatki berlińskie, ostatnia wychodziłaby dopiero z kanału paryskiego.

„Gazeta Lwowska” z 29 lipca 1874

Praktyczne zastosowanie roweru

18 lipca 2015

Welocyped zaczyna być używany we Francji do celów praktycznych. Moniteur urządził sobie między Paryżem i Wersalem służbę welocypedów, dla spiesznego odbierania sprawozdań z obrad Zgromadzenia narodowego, gdyż pociągi kolei żelaznej nie w każdej chwili krążą pomiędzy temi miastami. O ile więc potrzeba, rękopisma do redakcji przewozi posłaniec na welocypedzie; drogę tę odbywa w przeciągu 45 minut. Ten sam dziennik używa welocypedów do odbierania kursów giełdowych, przez co ma je o 10 minut wcześniej niż miewał dotąd. Znaczniejsi bankierzy i ajenci handlowi przesełają welocypedami depesze do biura telegraficznego centralnego.

„Dziennik Polski” z 28 stycznia 1874

Reklama amerykańska

24 października 2014

Zmyślność reklamy amerykańskiej może w zdumienie wprowadzić najsprytniejszych nawet ajentów handlowych w starej Europie. Niedawno n. p. pewien kupiec w Nowym Jorku kazał wydrukować książkę do nabożeństwa i rozdał ją między publiczność u wszystkich wejść do kościołów, a która to książka na każdej stronicy w połowie zawiera modlitwy, w połowie zaś inseraty. W innem mieście amerykańskiem rada gminna obradowała niedawno nad ofertą pewnego spekulanta, który ofiarowywał miastu znaczną kwotę za prawo przyczepiania swych ogłoszeń na plecach policmenów miejskich.

„Gazeta Lwowska” z 15 kwietnia 1874

Niebezpieczne niedopałki

4 października 2014

Niedopałki cygar rzucane na miejscach publicznych, zwłaszcza na plantach, niejednokrotnie już były powodem smutnych wypadków. Świeżo znów padła ofiarą tej karygodnej lekkomyślności mężczyzn palących cygara młoda panienka w Peszcie. W poniedziałek wielkanocny w południe, przechadzając się po plantach na placu Józefa, ogarniętą została nagle płomieniem. Towarzyszące nieszczęśliwej osoby stłumiły wprawdzie ogień, porozrywawszy na niej palące się suknie, pomimo to odniosła ona bardzo ciężkie rany z oparzenia. Nie potrzeba dodawać że wypadek powstał z niedopałki cygarowej, od której jedwabna suknia z łatwością chwyciła ogień.

„Gazeta Lwowska” z 15 kwietnia 1874

Świecący śnieg

6 lutego 2014

Świecący śnieg.

Profesor szwedzki Nordenskjold ogłasza nadzwyczaj zajmujący rezultat badań swoich nad rządkiem zjawiskiem śniegu, który świeci o zmroku podobnie jak próchno. Zjawisko to zdarza się tylko w krainach głęboko na północ posuniętych, podczas panujących tam długich nocy zimowych. Profesor Nordenskjold, biorąc w zeszłym roku udział w wyprawie podbiegunowej, obserwował je na wybrzeżu morskiem. Przechadzając się wzdłuż tegoż, albo po krawędzi gór lodowych, spostrzegł, że za każdym krokiem z pod nóg jego wytryskują iskry, a stopy brnące w śniegu, zwilżonym nieco podczas przypływu morza, a następnie znów oschniętym, okolone są jaskrawą pręgą biało-błękitnawą. Sprawiało to zjawisko na profesorze wrażenie takie, jak gdyby stąpał po piasku z iskier, które, pryskając, na okół, nabawiać mogły obawą, ażeby nie zapaliły odzieży. Zjawisko to zdarza się tylko w mróz co najmniej 35-stopniowy.

„Dziennik Polski” z 22 kwietnia 1874

Samobójstwo wystrzałem z działa

6 listopada 2012

Samobójstwo wystrzałem z działa.

W Neu-Ulm zastrzelił się w ten sposób Jan Scheller, wice-feldwebel przy artylerji bawarskiej; nabił on działo 1 funtem prochu, włożył na proch 4 kule karabinowe i 9 karabinowych kartaczy i wypalił. Przyczyną nieszczęśliwa miłość.

„Dziennik Polski” z 6 stycznia 1874

Skarb z Zarudzia

5 lipca 2012

Brody 14. kwietnia.

(Koresp. Dzień. Polsk.)

W Zarudziu pod Zborowem wykopano medal żelazny wielkości dawnego talara, dobrze zachowany Jana Sobieskiego, króla polskiego. Główna strona wyobraża rycerskiego króla w zbroi żelaznej z orderem ś. Ducha, na którą z jednej strony płaszcz przewieszony, głowa wieńcem wawrzynowym ozdobiona, twarz zaś marsowa pięknym wąsem okraszona. Nad głową w około napis: „Joannes III. Sobiescius.” Pod popiersiem: „J. J. Reichel F.” Strona odwrotna zawiera napis: „Electus A. D. 1674 d. 20. Maj. Coron. A. D. 1676. 2. Febr. Civis, Turcas, Profligavit, Ad Chotzimum, Rex, Victor Eorundem, Viennam obsidione liberavit, Fortitudine, Eruditione, et Eloquentia conspicuus, Privatus civilis dissidii particeps, Rex eopem malo exagitatus. Ob. Villanoviae A. D. 1696. Act. 72. R. 22. D. 17. Jun.” Obecnie znajduje się ten medal u ks. Sadoka Barącza w Podkamieniu. Prócz medala znaleziono też kilka tynfów, szóstaków i półtoraków Zygmunta III. z lat 1623 i 1623, tudzież trojaki Leopolda księcia Rakuzkiego.

„Dziennik Polski” z 16 kwietnia 1874

Spirytyzm

5 lipca 2012

Spirytyzm.

Zwolennikom spirytyzmu w Moskwie nastręcza korespondencja umieszczona w Sowr. Izwiestiach nowy materjał do snucia wniosków na korzyść swoich teoryj.

„Przy końcu roku zeszłego, opowiada korespondent, w domu księdza prawosławnego we wsi Baraszewie (pow. ałatyrski) zdarzył się bardzo dziwny wypadek. Zaczęło się od tego, że 23. grudnia (v. s.) o godz. 9. wieczorem drobne przedmioty jako to: pudełko, nożyczki, naparstek itp. spadły ze stołu w chwili, gdy gospodarze udawali się na spoczynek. Sądzono z razu, że sprawcą tego zdarzenia był kot, i gdy w kilka minut potem te same przedmioty położone na swojem miejscu spadły znowu, a nadto z okna wazoniki z kwiatami spadły na podłogę, gospodarz odszukał mniemanego winowajcę i wypędził go z pokoju. Ale zaledwie mieszkańcy domu zasnęli, gdy spadanie rozmaitych drobnych rzeczy powtórzyło się, i rozbudziwszy gospodarzy, przejęło ich strachem, który nie pozwolił im zamknąć oczu do samego rana. Odtąd odbywały się codziennie w mieszkaniu księdza podobne zjawiska, polegające wyłącznie na rozrzucaniu nie tylko małych przedmiotów, ale nawet dość wielkich i ciężkich rzeczy. Tak np. nagle spadał ze stołu samowar napełniony wodą wrzącą i zgiął się w kilku miejscach, a w ślad za nim rzucała tajemnicza siła imbryki i filiżanki. Stół, krzesła, obrazy, zegarek kieszonkowy wiszący na gwoździu okręconym po kilka razy łańcuszkiem, znajdowane były przez gospodarza nagromadzone w jednem miejscu, przyczem spadając na podłogę, i szkło od portretu uderzywszy się o przeciwległą ścianę, rozbiło się na szczątki. Stojące na oknie pudełko z zapałkami ugodziło w czoło krewnę gospodarza, a nóż kuchenny tępą stroną uderzył sługę. Nieraz z przedpokoju do sali wpadały kalosze; rzeczy znajdujące się w sypialni rzucała ręka niewidzialna jedne na podłogę, drugie zaś (np. suknie damskie) przerzucała do spiżarni przez ciasny otwór między rantem i przepierzeniem, wynoszący zaledwie 2-3 werszków szerokości. Wyłamywane z pieca kamienie, które można było wydobyć tylko za pomocą topora, z wielkim pędem uderzały o ścianę. Nawet przedmioty kościelne wobec świadków uległy temuż samemu losowi.”

Korespondent Sowr. Izw. przytaczając powyższe szczegóły, nie robi żadnych uwag, chociaż ze sposobu opowiadania wnosić można, że wierzy on do pewnego stopnia w nadprzyrodzoną przyczynę faktu, nam się zaś zdaje, że tu zachodzi pewne kuglarstwo ze strony popa, który rozpuściwszy pogłoskę o nieczystym (tak czerń moskiewska nazywa zwykle djabła), postara się następnie rozgłosić, iż ukazał się mu we śnie taki a taki święty z rozkazem sprawienia przynajmniej nowego obrazu, jeśli parafjanie chcą się uwolnić od złego, poczem zaczną się dziać cuda, lud szczodrze zacznie rzucać miedziaki na wystawienie ołtarza i pop się zbogaci.

„Dziennik Polski” z 23 kwietnia 1874

Spalone włosy

9 lutego 2012

Dziwne nieszczęście wydarzyło się w tych dniach w Jerzycach. Młoda dziewczyna cierpiała od długiego czasu na ból głowy. Matka, chcąc córce swej pomódz, zmaczała jej wieczorem głowę dobrze petroleum, przyczem młodszy syn przyświecał łojówką. Zbliżył się on ze światłem za nadto do głowy swej siostry, przez co się włosy, petroleum zlane, zajęły. Matka usiłowała przytłumić płomień już to rękoma, już to wodą, co się jej jednakże nie udało. Dopiero sąsiad nadbiegły obwinął dziewczęcia głowę chustką wełnianą i przez to ogień przygasił. Dziewczę straciło naturalnie wszystkie włosy, a prócz tego jedno ucho mocno popalone zostało; matka zaś całkiem poparzyła sobie ręce. Obie znajdują się w kuracji lekarskiej.

„Dziennik Polski” z 28 marca 1874

Czarne jabłka

9 lutego 2012

Jabłka czarnego koloru zrodziły się w ogrodzie autorki znanej powieści Chata wuja Tomasza, pani Stowe, zamieszkałej we Florydzie w Ameryce. Właścicielka ogrodu twierdzi, iż brak wapna na jej gruntach jest powodem takiej barwy jabłek, ale przeciwnicy usamowolnienia murzynów, których sprawy pani Stowe, jak wiadomo, żarliwą jest przyjaciółką, powiadają, że to Opatrzność ukarała przyjaciółkę murzynów znacząc jej jabłka czarno.

„Dziennik Polski” z 23 kwietnia 1874

Ukarana zabobonność

9 lutego 2012

Ukarana zabobonność.

Temi dniami stawał przed sądem w Brodnicy, w Prusiech Zachodnich, pewien mularz, który na publicznej drodze pobił pewną kobietę do krwi, aby właśnie tej krwi jej użyć jako lekarstwa. Twierdził on bowiem, że owa kobieta oczarowała go dotknięciem ręki, i że zły duch, który skutkiem oczarowania weń wszedł, pobudził go do wykonania owego czynu. Sąd skazał złego ducha na 4-miesięczne więzienie, które przecież odsiedzi ten, kto złego ducha w sobie nosi. – Podobna kara spotkała również w Brodnicy kobietę zabobonną, która miała pewną dziewczynę w podejrzeniu, iż córce jej „zadała” kołtuna. Zwabiwszy dziewczynę do swojego pomieszkania, pobiła ją do krwi, aby nią nasmarować kołtuniatą córkę.

„Dziennik Polski” z 22 kwietnia 1874

Proces dzieciobójczyni 1874

9 lutego 2012

Z Izby sądowej.

Skład sądu podczas przedwczorajszej (27. b. m.) rozprawy, był następujący:

Prezesem trybunału: r. Ortyński, sędziami: pp. Nikisz i Schetzel, zastępcą dr. Poźniak; protokolistą auskultant Nowacki Michał.

Zastępcą prokuratorji dr. Leżański, obrońcą dr. Nurkowski Feliks; rzeczoznawcami medycznymi dr. Karcz i chir. Tangel.

Sędziowie przysięgli: pp. Goldberg Salomon, Szolc Michał, Reizes Nathan, Szubut Karol, Herman Ludwik, Langner Franciszek, Dembkowski Leon, Spuler Franciszek, Wisner Wojciech, Breier Jan, Szuman August i Horwart.

Publiczność silnie obsadziła miejsce dla niej wyznaczone. Szepty i ciche opowiadania krzyżują się w sali rozpraw; z gorączkową ciekawością obecni coraz częściej zwracają oczy ku drzwiom, któremi zwykle wprowadzają zbrodniarzy. Niecierpliwość się wzmaga. Nareszcie, gdy już panowie przysięgli zajęli ławę, na znak przewodniczącego woźny otwiera podwoje i cicho, z czołem pochylonem, wśród ogólnego milczenia wchodzi młoda kobieta.

Strój jej wieśniaczy; głowa związana białą chustką perkalową, a nad tą chustką jeszcze jedna chustka, duża, wełniana, w kraty różnobarwne tak okrywa jej lica, że rysów trudno jest dostrzedz. Gorący wstyd ciągle pochyla jej głowę; oczy łez pełne nie śmią spojrzeć na obecnych.   Czytaj dalej…

Wypadki kradzieży w szkole

24 czerwca 2010

Wypadki kradzieży w szkole.
Napisał Jan Nep. Wasung.

Wypadki kradzieży trafiają się w szkole czasem między uczniami, szczególniej początkowymi. Dzieci, zaczynające chodzić do szkoły, nie mają jeszcze dokładnego pojęcia o cudzej własności, a częstokroć źle chowane w domu, przynoszą już stamtąd skłonności do tego występku. Odpowiednie postępowanie pedagogiczne nauczyciela pod względem rozsądzania podobnych spraw, wyszukania sprawcy i wpływania na jego poprawę – jest bardzo wielkiej wagi. Dlatego zamierzyłem skreślić kilka uwag, mogących służyć za wskazówkę w tej mierze.

Zdarza się czasem, że temu lub owemu uczniowi zginie w szkole rysik, pióro, rączka, kałamarz; w rzadszych wypadkach książka, tabliczka i t. p.

Najczęściej dziecko spostrzegłszy stratę, skarży się przed nauczycielem, często z płaczem, że mu to lub owo zginęło i powiada, że mu ktoś wziął. Podobne zażalenia należy przyjmować z największą oględnością, przyczem trzeba pamiętać, że się ma do czynienia z dziećmi. Trzeba więc baczyć na to, że dziecko mogło rzecz, którą mniema być skradzioną, gdzie schować, położyć lub zarzucić, o czem jako dziecko zapomniało, w żalu zaś za nią i w obawie straty tej rzeczy, radeby złożyć winę na kogoś, dlatego też uskarża się, że mu zagubiony przedmiot ktoś wziął.

Nauczyciel łatwo osadzi, czy wypadek zaszły należy do tego rodzaju, bo podobnie czynią zwykle dzieci żywszego temperamentu, czyli jak mówimy, więcej „roztrzepane”. W takim razie najlepiej uczyni, jeżeli okaże swoje zdziwienie nad skargą, a przyjmując ją z niedowierzaniem, oświadczy, że nie przypuszcza, aby w szkole, gdzie, jak sądzi, ma same dobre dzieci, mógł się znaleść taki niedobry uczeń, któryby się poważył drugiemu coś brać i sobie przywłaszczać. Po wyrażeniu tego przekonania każe nauczyciel zaginionej rzeczy szukać tak właścicielowi, jako jego sąsiadom, w nadziei, że jako zarzucona tylko może się znajdzie.   Czytaj dalej…