Wpisy otagowane jako 1877

Lżył cara

9 lutego 2012

Kupiec Goryc z Poznania z Małych Garbard wyjechał 5. b. m. za interesami do Konina i tam, podpiwszy sobie, zaczął lżyć cara. Uwięziono go natychmiast; myślano już, że p. Goryca wywiezą na 2 lata do Sybiru, żona jego udała się natychmiast do Warszawy i po 2tygodniowem więzieniu powróciła z mężem do Poznania. Uwolniono go jedynie z względu na to, że nie był w trzeźwym stanie.

„Orędownik” z 22 grudnia 1877

Niegodziwy grabarz

9 lutego 2012

Z Brzeżańskiego.

W Świrzu umarł dnia 12. bm. pisarz gminny, który sprawami w trzech gminach: Świrza, Hanaczowa i Hanaczówki, jak najsamowolniej się trudnił; nazwisko jego do rzeczy nie należy. Mimo swego samowładztwa umarł pożałowania godny pisarz, starzec, w nędzy; ksiądz pochował go poczciwie, bez wszelkiej pretensji i już cała sprawa z nim skończoną być się zdawała, a tylko panowie wójci i radni gminni może sobie suszyli głowy jak to dalej prowadzić przerwane a korzystne zapewne i dla nich rządy i administrowanie, które pod tak dzielnem przewodnictwem najzupełniej się udawały przez lat kilka. Pogrzebano go, noc zapadła; z młyna powracał pewien gospodarz świrski do domu i skierował swe kroki krótszą drogą przez cmentarz. Idąc tak, usłyszał ludzki głos i stąpanie, zwrócił się i natrafił na rozkopany grób wzmiankowanego pisarza, a w grobie ujrzał i poznał grabarza przy otwartej i o ścianę grobu opartej trumnie, obdzierającego trupa z ubrania. Przerażony tym widokiem krzyknął na grabarza: „Niegodziwy człowieku, i ty nie boisz się rabować grobu?! Porzuć tę robotę i wychodź zaraz!” Grabarz mu na to: „A co ci do tego? Obdzierał on za życia chłopów, wolno mi teraz jego po śmierci obedrzeć.” I wyskoczył z grobu, a mając przy sobie siekierę, wśród przekleństw rzucił się na poczciwego człowieka z groźbą, że go porąbie w kawałki. Odbyła się scena okropna i walka rozpaczliwa, w której przechodzień, człowiek silny, wyrwał grabarzowi z rąk siekierę, i takową daleko odrzucił. Oba nad grobem chwycili się za barki, grabarz chcąc przechodnia wciągnąć do otwartego grobu, przechodzień chcąc grabarza przemocą zaciągnąć do miasteczka; w tej strasznej walce zaczął wołać o pomoc. Kto wie jakby się walka była zakończyła, gdyby szczęśliwym trafem nie był wówczas przechodził jakiś izraelita, który usłyszawszy wołanie przybiegł, gospodarzowi pomógł zwalczyć łotra i przyprowadzić do miasteczka, gdzie go też zaraz przełożony gminy w kajdany okuł, księdza o całym wypadku uwiadomił i śledztwo sądowe wdrożył.

„Dziennik Polski” z 25 lutego 1877

Niedźwiedź na peronie

9 lutego 2012

Niedźwiedź na peronie.

Gdy dnia 15. z rana pociąg kolejowy nadchodzący z Drezna, a który miał stanąć o godz. 9 z rana w Lipsku, zajechał przed dworzec w Coswig, spostrzegli pasażerowie ku największemu swojemu zdziwieniu na pustym peronie dużego niedźwiedzia, który niby naczelnik stacji przechadzał się spokojnie, stojąc na tylnych łapach. Maszynista skutkiem tego nie zatrzymał pociągu ale ruszył dalej, i dopiero gdy z pewnej od dworca odległości usłyszano strzał, pociąg powrócił na peron. Teraz dopiero wyjaśniła się rzecz jak następuje: W pobliskiej gospodzie stanął był na nocleg kuglarz z niedźwiedziem. Nad ranem niedźwiedź znalazł był sposobność zdezerterowania od swojego pogromcy i prostą drogą poszedł na peron. Na widok niespodziewanego gościa, którego na domiar trzymano za dzikiego, wszyscy uciekli i pochowali się w lokalnościach dworca. Przypadkiem nadszedł żandarm i ten z pokoju inspekcyjnego przez okno dobrze wymierzonym strzałem w głowę, położył niewinnego sztukmistrza trupem. W chwilę potem, oczywiście za późno, przybiegł właściciel jego i rozpaczał niezmiernie, bo mu ubito zwierza, który był dlań źródłem codziennego zarobku.

„Dziennik Polski” z 27 lutego 1877

Jak najrychlej wysuszyć mokre buty

17 listopada 2011

Jak najrychlej wysuszyć mokre buty.

Angielska gazeta „Agriculturist” w tym względzie daje następującą praktyczną radę: po zdjęciu mokrego obuwia trzeba je do wierzchu napełnić suchym owsem. Ziarna owsiane mają własność, jak wykazało doświadczenie, wyciągania wilgoci z tych przedmiotów, z któremi się stykają. Ziarna te więc natychmiast wyciągają wilgoć ze skóry butów i z zadziwiającą szybkością pochłaniają ostatnie ślady mokrości. Pochłonąwszy wilgoć, ziarna się rozciągają i napełniają buty gęstą ścisłą masą, rozprawiając je i wysuszając skórę, a nie robiąc jej z drugiej strony pękającą się i twardą. W dniu następnym wysypuje się owies, a wiesza się buty w worku w bliskości ognia dla zupełnego ich wysuszenia, ku wieczorowi buty są gotowe do nowego chodzenia po mokrych i błotnistych miejscach.

(„Gosp.”)

„Orędownik” z 29 grudnia 1877

Stonka ziemniaczana

17 listopada 2011

Szczególniejsze koncepta przychodzą ludziom do głowy pod wpływem – powietrza amerykańskiego. Kilkakrotnie już się zdarzało, że przybyłe z Ameryki osoby przywoziły z sobą, zapewne dla pochwalenia się przed Europą, żywe okazy chrząszczyka Kolorado; pewien Amerykanin przed kilkoma miesiącami wprawił w niemały kłopot upominkiem takim całą Anglię. Inni znowu miłośnicy małego niszczyciela ziemniaków w szkatułkach nadsyłają żywe jego okazy do Europy. Tylko czujności władz celnych w Niemczech zawdzięczyć można, że straszny owad dotad jeszcze nie zdobył sobie „prawa obywatelstwa” w Europie, jak to się mu powiodło już dawno w Ameryce. Świeżo znów na komorze w Bremie skonfiskowano paczkę adresowaną do Döbeln w Saksonii, którą przywiozła ostatnia poczta z Nowego Jorku, a która zawierała cztery żywe owady Kolorado. Tym razem już wziął tę sprawę prokurator w swe ręce.

„Orędownik” z 1 listopada 1877

Półtora miliona łysych

23 września 2011

Półtora miliona łysych.

Z powodu śmierci ministra Nepala (Indje) Sir Junga Bahadur, zaszłej 25. lutego przy którego pogrzebie spalono trzy żony zmarłego, rząd wydal rozkaz, aby wszyscy mężczyźni od lat 7 na znak żałoby golili przez rok cały głowy. Ponieważ w Nepalu znajduje się 1,500.000 mieszkańców płci męzkiej, wielka radość z tego powodu panowała pomiędzy narodem golarzy, a jeszcze większa pomiędzy terminatorami, którzy pewni są, że przez cały rok majstrowie ich nie będą mogli wodzić za czuby.

„Gazeta Narodowa” z 19 kwietnia 1877

Uwięzione diabły

23 września 2011

Uwięzione djabły.

Z Gorycji piszą pod datą 29. marca:

Zabobonność naszego ludu staje się słynną. Pomiędzy wielu baśniami, w które wierzą, jest i ta także, że w lesie Pannowity ukryte są od wieków nieprzeliczone skarby. Wielu ludzi starało się już odkryć te skarby i byłoby się im z pewnością udało, gdyby nieprzewidziany wypadek, który w ostatniej chwili zniszczył wszystko. Przed kilku dniami pewien wieśniak znów chciał próbować swego szczęścia, i poszedł szukać skarbu obok strzelnicy, tam się znajdującej. Straż, stojąca pytała go czego szuka w ziemi. Wieśniak przyznał się do wszystkiego, w nagrodę za to otrzymał od straży wyjaśnienie, że djabeł, który strzeże skarbu wtedy tylko go wyda, jeżeli mu się złoży haracz w sumie 200 zł. w banknotach, 11 w srebrze a 99 1/2 centów w miedzi. Wieśniak poskrobał się w ucho, ale wiedząc, że za tę sumę otrzyma miliony, zgodził się na to, że na trzecią noc pieniądze ma przynieść. O północy rzeczywiście wśród grzmotów pojawiły się djabły i witając piekielnie chłopa, zażądali oznaczonej sumy. Chłop zadowolony oddał pieniądze a djabły kazały mu wrócić na drugą noc, bo przez ten czas muszą się przekonać, czy pieniądze są prawdziwe. – Włościanin pełen ufności przyszedł rzeczywiście następnej nocy do lasu, ale na djabłów czekał nadaremnie. Tak samo drugiej i trzeciej nocy. Dał znać więc sądowi, a ponieważ doskonale znał straż więc policja niemiała wiele kłopotu w schwytaniu oszustów.

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1877

Wilk i zając

23 września 2011

Oryginalne polowanie.

Z Büd – Szent-Mihaly donoszą:

Wieśniak pewien, mieszkający na kresach wsi o świcie wychodząc z chaty zobaczył, jak pędem strzały wpadło dwoje zwierząt do własnej jego kuchni. Wieśniak poskoczył i szybko zatrzasnął drzwi a rozkazawszy żonie przez okno, aby nie wychodziła do kuchni, zwołał sąsiadów na walną naradę. Dwaj najodważniejsi dowiedziawszy się, że wilk i zając zamknięci są w chacie, wleźli przez komin do wnętrza i zabili widłami wilka, a następnie zająca schwycili żywcem.

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1877

Zabójstwo małpy

23 września 2011

Oryginalny proces, jak donosi Pielgrzym rozstrzygać będzie w Malborgu sąd powiatowy.

Przybył tam przed niedawnym czasem człowiek, który małpę pokazywał i mieszkał w hotelu, gdzie kilka dni dobrze jadł i pił. Kiedy nie mógł rachunku zapłacić, zostawił gospodarzowi małpę w zastaw. Gospodarz miał małpę w pokoju, w którym w szafie miał szkła, talerze, filiżanki itp. Jednego dnia przychodzi służąca, zabiera kilka filiżanek ze szafy i zostawia drzwi do niej otwarte. Małpa ciekawa zabiera się po wyjściu służącej do szafy, wyrzuca wszystko, co w niej było i tłucze na drobne kawałki. Na to wchodzi gospodarz, rozgniewany wybił małpę kijem i wsadził ją za karę niby do sklepu, w którym miał zapasy towarów kolonialnych. Kiedy po niejakimi czasie do sklepu zajrzał, przeląkł się bardzo, bo zobaczył, jak piwo, wino, petroleum i likiery rozmaite pomięszane, w sklepie się rozlewały, a w tej mieszaninie śledzie, sery i inne towary pływały. Rozgniewany gospodarz chwyta małpę, która jeszcze resztę śledzi z beczki wyrzucała, z całej siły rzuca ją o mur, i zabija. Właściciel małpy żądał tedy od gospodarza wynagrodzenia 210 marek, a że gospodarz tej sumy dobrowolnie zapłacić nie chciał, zaskarżył go.

„Gazeta Narodowa” z 22 kwietnia 1877

Dziki człowiek

6 lipca 2011

Jakiś „dziki człowiek”, pokazywany w budzie jarmarcznej w Grudziądzu, stał się przedmiotem rozmaitych szykan i dokuczliwości z strony gawiedzi ulicznej, która zwykła się gromadzić w koło bud i dziurami przyglądać się dziwom w nich pokazywanym. Gdy mu dokuczono zbytecznie, kłując ostro zarzniętemi kijami, wypadł z pałką w ręku i niebezpiecznie jednego z swych napastników pobił. Uwięziono go i wykazało się przed sądem, że pochodzi z wyspy św. Maurycego w pobliżu Madagaskaru, że jako majtek przybył do Hamburga i tam się wynajął do pokazywania się za pieniądze. Kara zapewne spotka go łagodna ze względu na dokuczliwe drażnienie go i właściwą ludziom jego narodowości gwałtowność.

(G. T.)

„Orędownik” z 24 listopada 1877

Telefon

6 lipca 2011

Telefon.

Najwierniejszy przyjaciel naszego największego poety Adama Mickiewicza, żyjący jeszcze w Warszawie pan Edward Odyniec zapewnia, że nasz poeta bawiąc przed 1830 r. w Petersburga zabawiał się pisaniem książki, którą nazwał „Historyą przyszłości.” Ma się rozumieć, iż mało kto wiedział o tej fantastycznej zabawce naszego wielkiego mistrza słowa, a że nigdy jej nie przeznaczył do druku, najlepszy dowód w tem, że książka zaginęła i nikt jej już widzieć nie będzie. Jednakże zdarzyło się, iż przyjacielowi swemu p. Odyńcowi, będąc raz w dobrym humorze, przeczytał z niej wyjątek dotyczący tego, jakie będą postępy nauk i wynalazków w roku pańskim 2000. A stało tam, „że z biegiem czasu ludzie doszli do takiego wydoskonalenia przyrządów na słuch działających, iż siedząc wygodnie przy palącym się na kominku ogniu – czego nasz poeta wielkim był zwolennikiem – można słyszeć, nie ruszając się z miejsca, koncertów świetnych i świetniejszych jeszcze mów parlamentarnych.” Któż nie byłby wtedy – oprócz serdecznego przyjaciela – wyśmiał po prostu naszego Mickiewicza, gdyby mu był seryo to przypuszczenie wypowiedział? A jednak nie trzeba nam było aż do 2000 roku czekać na urzeczywistnienie przewidzeń wielkiego poety, bo oto mamy już takie małe narządko, zwane „Telefonem,” które wprawdzie zdaniem wszystkich uczonych jest jeszcze w kolebce, bo wielkiego wydoskonalenia potrzebuje, za nim będzie wstanie ważne światu oddawać usługi, ale nie mniej urzeczywistnia to niedawno jeszcze niedościgłe marzenie, iż o kilkadziesiąt a nawet podobno i o kilkaset tysięcy kroków wszelkie dźwięki najlżejsze i mowę ludzką ze wszystkiemi jej odcieniami wiernie i dokładnie za pomocą tego przyrządu słyszeć można.   Czytaj dalej…

Panika w Brodach 1877

5 lipca 2011

Brody 17 września.

Od kilku dni obiegały po mieście naszem zwłaszcza między ludnością żydowską niepokojące wieści, że chłopi okoliczni podobno przez ajentów rosyjskich poduszczeni, mają w dzień sądny wyrżnąć żydów i Lachów. Strach paniczny opanował żydów. Wszędzie po ulicy słychać było rozmowy o przyszłej rzezi, w co nawet ludzie poważni zupełnie uwierzyli. Pogłoski te znachodziły niby potwierdzenie w ustach niektórych chłopów, którzy tu i ówdzie mieli się w ten sposób odgrażać. Uwięziono nawet kilku chłopów i urządzono śledztwo; ośmiu chłopów czeka dotąd jeszcze wyroku; jak się jednak dowiedziałem od osób kompetentnych, obawa cała była bezpodstawną. Między ludem naszym oddawna jest rozpowszechnionem wyobrażenie, że djabeł w dzień sądny żydów żywcem porywa. Po pijanemu niejeden chłop w ten sposób sprawiał ulgę uciśnionemu sercu swemu i przypominał w kłótni, o którą między chłopem a żydem nie trudno, że taki koniec czeka krzywdzącego go żyda. Pomawiano ruskich księży o inicjatywę w tej brudnej sprawie – naturalnie bez cienia podobieństwa do prawdy. Fantazya roztaczała przed okiem przestraszonych najkrwawsze obrazy; X. S. z S. miał odbierać od chłopów przysięgę, że się niewzdrygną przed mordem i pożogą – miało to odkryć śledztwo; nawet we Lwowie wierzono, że X. S. kazano uwięzić; osoby najpoważniejsze ręczyły, że widziały jak X. S. prowadzono do wiezienia. Pokazało się, że cała ta wieść powstała w ten niewinny sposób, że widziano X. S. idącego ulicą (wracał od swej córki) a za nim o kilka kroków idącego tą samą ulicą żandarma. Mimo to strach żydów był wielki. Do jednego z naszych księży przychodziło kilku żydów, prosząc i zaklinając, by im prawdę powiedział, czy ich mają na dzień sądny wyrżnąć. Wczoraj wieczorem miasto było jak wymarłe. Żydzi wrócili wcześniej, niż zwykle z bóżnic – i pozamykali się w domach. Na ich usilne prośby, nakazano skonsygnować wojsko w koszarach. Kompania obrony krajowej, miejska policya i straż finansowa strzegła do białego dnia wszystkich dróg i ścieżek do miasta wiodących przed wrzekomą inwazyą; nawet przed domem konsula rosyjskiego stała straż przez noc całą; naturalnie, że i znaku nie było, by kto myślał o napadzie lub rzezi. Dzisiaj żydzi już swobodniej oddychają, chociaż trwoga nie ustąpiła zupełnie.

Żydzi tutejsi sympatyzują jak wszędzie z Turkami. Na pierwszą wieść o zwycięstwie Osmana baszy pod Plewną, panowała radość nie do opisania; w oknach dwóch sklepów wystawiono improwizowanych Turków, a jednemu żydowi sympatyzującemu z Rosyą, wyprawiono kocią muzykę. Mówią mi, że ów niefortunny zwolennik Rosyi nawet na ulicy pokazać się nie może, by nie był przez gawiedź żydowską insultowanym.

Wskutek wojny Rosyi ucierpiały Brody niezmiernie, handel cały z Rosyą prawie ustał; ubóstwo i nędza wielka między żydami.

„Czas” z 20 września 1877

Przyjacielski dowcip

24 czerwca 2010

Zarząd jednego z pierwszych hoteli wiedeńskich otrzymał w tych dniach depeszę z Pragi od pewnego bankiera, który zamawiał sobie osobny pokój, mając następnego dnia przyjechać do Wiednia z żoną. W godzinę nadeszła druga depesza, bez podpisu, ostrzegająca, iż młodzi państwo, o których przybyciu otrzymał zarząd doniesienie, podejrzeni są o zamiar samobójstwa, należy ich przeto strzedz i zawiadomić policyę. Rządca hotelowy pospieszył tedy do dyrektora policyi, który wyznaczył dwóch strażników, aby przebrani za kelnerów pilnowali przybyłych. Młoda para zajechawszy na drugi dzień do hotelu, witaną była z wielkiem uszanowaniem przez wszystkich, a szczególnie obsługiwali ją troskliwie dwaj kelnerzy. Po obiedzie, który z wybornym apetytem wesoło zpożyli, zapragnęli wypocząć i oświadczyli to służbie. Mimo to raz jeden, raz drugi kelner miał jakiś interes wypływający z troskliwości o dobre obsłużenie gości, którzy wreszcie zmuszeni byli zamknąć się. Oba kelnerzy ustawili się pod drzwiami i podsłuchali następującą rozmowę. „Przecież raz jesteśmy sami, mówił pan, gniewa mnie ta przesadzona grzeczność tych ludzi; ani razu nie mogłem cię pocałować mój gołąbku”. „I ja sobie to myślałam” odrzekła pani. „No, więc teraz serdeczny całus” – i przycisnął piękną żonę do serca, całus był długi, przez kilka minut zrobiła się cisza, wreszcie młoda żona, której oddechu brakło z lekkim okrzykiem padła na krzesło. W tej chwili otwarły się drzwi gwałtownie, a obaj kelnerzy pospieszyli – na pomoc. Podróżny oburzony uderzył pięścią w stół i zawołał: „Idźcie sobie do stu djabłów! cóż to jesteśmy pilnowani?”. „Oczywiście, odpowiedział jeden z nich, nic z tego, dziś się państwo nie zabijecie”. Na hałas ten zbiegła się służba hotelowa, przybiegł zarządca – wszyscy myśleli, że już katastrofa nastąpiła. Po chwili rzecz się wyjaśniła. Druga depesza pochodziła od przyjaciela, który młodemu żonkosiowi figla chciał zrobić – i powiodło mu się.

„Czas” z 29 września 1877

Ekscentryczny bankiet

24 czerwca 2010

Lord Russel, admirał floty angielskiej, wydał niedawno wielki bankiet dla oficerów marynarki, który odznaczał się następującą ekscentrycznością: w ogrodzie pałacowym wykopano sadzawkę, wyłożoną płytami marmurowemi. Do tej sadzawki wlano 600 butelek koniaku, tyleż rumu i 1200 butelek malagi; wrzucono nadto 600 funtów cukru i 200 sztuk gałek muszkatołowych. Obok kipiało w kotle 40 beczek wody, do której wrzucono 2000 cytryn. Po sadzawce krążył w małej złoconej łódce karzełek, który czerpał do kubków i podawał otaczającym sadzawkę gościom trunek, po którym pływał. Szkoda, że nie podano przytem wiadomości, ile mianowicie osób osuszyło w ten sposób sadzawkę i czy prędko łódka usiadła na mieliźnie?

„Czas” z 29 września 1877

Środek przeciw ukąszeniu pszczoły

28 sierpnia 2008

Środek przeciw ukąszeniu pszczoły.

Przeciwko ukąszeniom owadów, mianowicie pszczół, os, szerszeni itd. najskuteczniejszym środkiem jest sok cebuli. W tym celu rozrzyna się cebulę nożem i pociera ranę po wyjęciu żądła sokiem cebuli, poczem ból natychmiast ustaje i opuchnięcie ustępuje.

(„Gospod.)

„Zwiastun Górnoszlązki” 27 listopada 1877

(wypróbowane w praktyce)  



Środek przeciw ukąszeniu pszczoły.

Wziąść świeżą makówkę białego maku, narznąć ją i zaraz po ukąszeniu wycisnąć z niéj parę kropel soku na miejsce ukąszone. Ból uśmierza się przezto natychmiast i nie powstaje puchlina.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 11 października 1870 



Środek na ukąszenie pszczoły.

Jedna z niemieckich gazet podaje bardzo prosty sposób na ukąszenie pszczoły, t. j.: sok z czosnku i cebuli. Sokiem tym pomazać należy miejsce ukąszenia, nie wyjmując żądła z rany, a ból i puchlina wkrótce ustąpią.

„Światło” z 1 listopada 1890

« Poprzednia strona