Wpisy otagowane jako 1896

Nie kitujcie okien

26 marca 2015

Nie kitujcie!

Od jednego z lekarzy otrzymujemy następujące sezonowe refleksye: Z nastaniem mrozów gospodynie nasze rozpoczynają na seryo myśleć o zimie, przy czem wielki zazwyczaj nacisk kładzie się na stosowne „zaopatrzenie” pomieszkania. Polega ona głównie na tem, że zamyka się powietrzu wszelki przystęp do pomieszkania. W pierwszym więc rzędzie zakitowuje się szpary w oknach, lub też zakłada się je wełnianymi wałkami. Kto ma choć odrobinę pojęcia o hygienie, pojmie , jak nieroztropny ów dawny – co prawda – zwyczaj. Wiadomo przecie, że bodaj najważniejszym warunkiem zdrowia jest powietrze, ile możności, czyste. Ponieważ w zimie przebywamy w pomieszkaniu nierównie więcej, niźli sub Jove, należałoby więc tem troskliwiej starać się o odświeżenie atmosfery naszych pokojów. Zamiast tego jednak, jak widzimy, robi się wszystko, co możliwe, aby zamknąć konieczną w tym celu komunikacyę powietrza pokojowego z zewnątrz.

Wprawdzie wobec nizkiej temperatury atmosferycznej wymiana ta energiczniej niż w lecie, odbywa się już za pośrednictwem ścian, o ile są suche, praktyka jednak pouczyła dotąd każdego, iż ów przewiew nie wystarcza. Dajcież panie więc spokój kitowaniem okien; nie narzekajcie na niedokładną robotę stolarską i nie próbujcie jej naprawiać; pamiętajcie, że szczelinami wpływa z chłodnym prądem powietrza w przebytki mieszkalne zdrowie dla nas i naszych rodzin, dla dzieci przedewszystkiem, które w zatęchłej atmosferze nieodwietrzanych pokojów muszą marnieć i nabierać skłonności do zabójczych chorób.

„Słowo Polskie” z 14 listopada 1896

Tajemnica dębów

4 października 2014

Tajemnica dębów.

W Warszawie na Saskiej Kępie znajduje się kopiec obszaru kilkunastu sążni. Przy tym kurhanie rosły dwa dęby, które padły pod toporem. Po oczyszczeniu kloców z kory i gałęzi przystąpiono do piłowania – lecz trudne to było zadanie. Piły potrzeba było co chwila zmieniać, a gdy po mozolnej pracy udało się przeciąć kloc na dwie części, okazało się, iż dęby owe naszpikowane są gęsto kulami ołowianemi. Kule są okrągłe i dość duże, a z dawniejszych czasów, bo od lat kilkudziesięciu do karabinów używane są kule stożkowe. Właściciel gruntu powziął zamiar rozkopania kopca. Może co znajdzie…

„Gazeta Narodowa” z 31 marca 1896

Fabrykacja herbaty

6 lutego 2014

FABRYKACYA HERBATY.

Sądzicie szanowni czytelnicy, że tylko Chiny są ojczyzną herbaty, że tylko tam roślina ta, której kwiat zgotowany służy nam jako zdrowy, przyjemny i miłą wonią pokrzepiający napój, że artykuł ten w handlu bardzo ważną odgrywający rolę jest wyłączną własnością państwa Niebieskiego i jego długowarkoczych mieszkańców. – Gdzie tam! – I w naszym grodzie produkują herbatę, wprawdzie cokolwiek gorszą, odznaczającą się zupełnie odmienną wonią, barwą i smakiem, ale za to też tańszą, boć przecież nie każdy może kupić dobrą herbatę u Czaczkesów, lub u p. Landaua.

Fabrykacya sztucznej herbaty odbywa się w następujący sposób:

Po jedno – często dwurazowem przegotowaniu lepszej sorty herbaty, używanej w domach zamożniejszych i bogatszych składają sługi lub kucharki mokre liście na miseczce lub blaszce (nie zawsze wzorowej czystości) i suszą takowe w piecu (pełnym kurzu i starych brudnych łachów). Nazbierawszy cały worek tej herbaty, sprzedają ją handełesom za kilka lub lub kilkanaście centów, a ci znowu z małym zyskiem odsprzedają całymi worami fabrykantom.   Czytaj dalej…

Automaty 1896

29 września 2013

Automaty.

„Automat panu usłuży” – objaśnienie takie nietylko dostanie obecnie w każdem większem mieście wszelki przyjezdny, który z miłym uśmiechem na twarzy zatrzymuje w biegu niewinnego bliźniego swego i prośbą o ogień zabiera mu dwie minuty drogiego czasu, ale też w wielu innych niemniej ważnych i nagłych okolicznościach. Przypuśćmy ten wypadek, że ktoś chce sobie życie osłodzić – nic łatwiejszego, rzucić mu tylko trzeba marny nikiel w automatycznego Merkurego a natychmiast może otrzymać do wyboru bombony, czekoladę lub biszkopty. Albo znowu przypuśćmy, że ktoś stanął przed decydującym zwrotnym punktem w swojem życiu i postanowił przeto gruntownie się – umyć: automat mu natychmiast z całą uprzejmością podaje wonny kawałeczek mydła. Jeżeli ten ktoś stanął na wyższym stopniu cywilizacyi, może w zamian za kilka innych groszy otrzymać wyborny środek do oczyszczenia zębów, albo malutką buteleczką oryginalnej perfumy, jaką tylko „naprzeciw” Maryi Fariny w Kolonii wyrabiają. Czytaj dalej…

Papierowa armata

31 sierpnia 2013

Papierowa armata.

Nowy wynalazek w dziedzinie sztuki wojennej odkrył, jak o tem donoszą, „Münchener Neueste Nachrichten”, pewien inżynier, zatrudniony w fabryce broni Kruppa w Essen. Skonstruował on małą armatę z masy papierowej, którą każdy żołnierz od piechoty może wygodnie umieścić na tornistrze. Masa papierowa, z której składa się armata ręczna, posiada więcej siły odpornej, niż stal, a pewność strzału na stosunkowo wielką odległość ma być zdumiewającą. Armata ta ma mieć 5 centimetrów średnicy. W czasie wojny, gdy artylerya z powodu niedogodności terenu nie mogłaby skutecznie być użytą, armata ręczna może oddać wielkie korzyści. Wynalazca wystarał się już o patent, a bataliony szkolne w Prusach maja być według wspomnianego dziennika, zaopatrzone w nowy wynalazek. Jeżeli wiadomość ta zgadza się z prawdą, spodziewać się można wielkiego przewrotu w organizacyi armii.

„Gazeta Narodowa” z 10 kwietnia 1896

Broń małokalibrowa 1896

6 listopada 2012

Przeciwko broni małokalibrowej powstaje opozycya w kołach wojskowych i marynarzy Stanów Zjednoczonych, gdzie zaprowadzenie karabinów kalibru 0.303, zamiast dotychczasowej broni systemu Springfielda, zostało niedawno postanowionem. Co do siły uderzenia i dystansu okazała nowa broń małokalibrowa zalety zadziwiające. Na odległość 30 yardów przebija kula takiego karabinu 62 desek 3/4 calowych ustawionych za sobą o 3/4 cala jedna za drugą, a jeszcze w odległości 2500 yardów jest strzał trafnym i niebezpiecznym. Lecz to nie jest jeszcze wszystko, czego się od strzału wymaga; i w wojnie i w łowach ma on albo zadać śmierć, albo uczynić niezdolnym do dalszej walki, a pod tym względem zebrane w ostatnich czasach doświadczenia, nie świadczą na korzyść broni małokalibrowej.

W wojnie pomiędzy Chilijczykami a Peruwiańczykami, gdzie część armi chilijskiej bronią o kalibrze 0.30 uzbrojoną była, sprawdzili chirurdzy, że tylko 15% trafionych utraciło życie lub stało się niezdolnymi do walki. Japończycy byli w ostatniej wojnie z Chinami uzbrojeni przez jenerała Mutawę w wyborną broń mołokalibrową, najbardziej zbliżoną do francuskiej. Otóż sprawozdania obcych oficerów a między innymi porucznika O’Brien, który ze strony wojennego departamentu Stanów Zjednoczonych był na plac walk chińsko japońskich odkomenderowany, twierdzą, że trafność strzałów pozostawiała wiele do życzenia i że kula tylko wtedy zabijała przeciwnika lub czyniła go niezdolnym do walki, gdy trafiła w głowę lub brzuch. Uderzywszy w kość, przewierca kula gładką dziurę nie druzgocząc kości wcale. A należy dodać, że kula karabinu japońskiego ma kaliber 0.315, więc jest nieco większa, niż kula karabinów małokalibrowych europejskich.

O działaniu karabina angielskiego cal. 0.30, opierając się na doświadczeniach poczynionych w walkach z Birmańczykami i na granicy Tybetu, raportuje jenerał Lowe co następuje: „Niejednokrotnie przyprowadzano nam jeńców, którzy byli przestrzeleni dwoma lub trzema kulami, a mimo to zdolni byli odbyć marsz na 6 lub 7 mil (ang.), zanim się do naszego obozu dostali. Jeńcy ci tłumaczyli, że na placu boju dlatego tak mało trupów i rannych pozostaje, iż pada tylko ten, który zostanie trafiony w głowę lub w brzuch, a niezdolnym do ucieczki staje się tylko ten, któremu kula stawy w nodze nadweręży. Chitralczycy na granicy tybetańskiej mieli broń cal. 0.45 i dlatego strzały ich były śmiertelne lub raniły tak, że żołnierz stawał się niezdolnym do boju”.

Jenerał Lowo przytacza jeszcze następujący drastyczny przykład. „Pewnego razu – pisze on – mieliśmy rozstrzelać szpiega. Oddział żołnierzy stanął od niego na 15 kroków i dał ognia. Sześć kuł trafiło delinkwenta, a trzy przeszyły mu pierś. Padł jak piorunem rażony, lecz gdy mu przecięto wiązy na nogach i rękach, skoczył i uciekał jeszcze ćwierć mili. Dopiero kawalerzysta z szablą w ręce położył koniec tej przykrej scenie”.

Fachowe sprawozdania, zamieszczone w londyńskich Times o walkach na Kube, konstatują między innymi, że o wiele więcej pada Hiszpanów od kul, niż Kubańczyków, a to dlatego, że broń powstańców jest w ogóle większego kalibru, niż karabiny hiszpańskie.

Co zatem pod względem humanitarnym i lekarskim uważać należy za zaletę, to staje się niekorzyścią, gdy przychodzi do walk, gdzie strony walczące nie są uzbrojone bronią jednego kalibru.

„Łowiec” z 20 kwietnia 1896

Chwytanie żywych orangutanów

6 listopada 2012

Chwytanie żywych orangutanów, którymi zoologiczne ogrody i menażerye się zaopatrują, nie należy do łatwych zadań. Kapitan H. Storm, który od wielu lat dostawą rozmaitych zwierząt z Celebes, Sumatry i Borneo się zajmuje, taką podaje o tem wiadomość.

Dżakowie, krajowcy wyspy Borneo, usiłują najprzód orangutana zapędzić na odosobnione wolno stojące drzewo, które potem gromadnie otaczają. Brak drzew w pobliżu i to hałaśliwe zebranie ludzi w około wstrzymuje orangutana od usiłowań ucieczki, tem bardziej, że Dżakowie rozpalają na około ognie, których się orangutan lęka. Po dwóch dniach zaczyna orangutanowi dokuczać głód i pragnienie. Wówczas wyciskają Dżakowie sok z trzciny cukrowej i z rośliny „tuba”, zawierającej w korzeniu i łodydze sok mleczny, który odurza zwierzęta i człowieka, a w większej ilości wypity zabija. Otóż mieszaninę taką w naczyniu wraz z kilkoma świeżymi owocami zawieszają na jednej z niższych gałęzi drzewa, na które orangutan się schronił. Śmiałka, który naczynie zawiesza, podkurzają obficie dymem, aby go od napadu małpy ochronić.

Skoro już naczynie wisi na drzewie, gaszą Dżakowie ognie i kryją się w pobliskie krzaki. Orangutan, ośmielony ciszą, spuszcza się ku gałęzi, zjada podsunięte owoce i wypija chciwie zaprawiony sok. Skutek działania „tuby” pojawia się w krótkim czasie; już w pół godziny jest małpa tak pijaną, że ledwie się trzyma na drzewie. Jeżeli porcya była za duża, to orangutan traci przytomność, spada z drzewa i zazwyczaj kaleczy się ciężko. Tego nie pragną wcale Dżakowie; najpożądańszem jest dla nich, jeśli orangutan jest tylko dobrze podchmielony, ale umie się jeszcze między gałęziami utrzymać. Wtedy podcinają Dżakowie drzewo i w chwili, gdy orangutan wraz z drzewem na ziemie padnie, bryzgają mu w oczy ostrym wywarem pieprzu, który go oślepia. Tak ubezwładnionego krępują i wsadzają do klatki, Tu dopiero dostaje orangutan kilka porządnych tuszów, które go przyprowadzają do przytomności i pozwalają oczy otworzyć – lecz w niewoli.

Już po 24 godzinach zachowuje się złowiony orangutan spokojnie i spożywa podawane mu owoce i ryż gotowany. Lecz „tuba” pociąga za sobą także „katzenjammer”, a w szczególności biegunkę uporczywą, na którą niejeden schwytany orangutan ginie. Dlatego też Dżakowie starają się złowioną małpę jak najrychlej sprzedać.

„Łowiec” z 20 lutego 1896

Oryginalny inserat

17 listopada 2011

Oryginalny inserat.

Jakaś p. Emilia Sander ogłasza w General – Anzeiger für die Neumark:

„Aby zapobiedz pomyłkom lub głupim plotkom, donoszę tym wszystkim, którzy słusznie czy niesłusznie moją osobą się interesują, że pan, który w najbliższych dniach bardzo często będzie ze mną chodził po ulicach, jest moim bratem, nie zaś narzeczonym, lub czemś gorszem jeszcze”.

„Czas” z 7 lipca 1896

Sztuczki z piwem

6 lipca 2011

Z butelki dobrze zakorkowanej, wypić szklankę piwa, bez naruszenia korka i butelki.

Sztuka ta wydaje się bardzo trudną, a jest istotnie bardzo łatwą. Bierze się butelkę, która ma wydrążenie na dole, a wiadomo, że takie wydrążenie znajduje się u wszystkich flaszek do wina i piwa, przewraca się szyjką na dół i wlewa się w owo wydrążenie napój, zatem wypija się rzeczywiście z butelki piwo a nie narusza się korka i butelki. Można te sztukę więcej interesująca uczynić, jeżeli się weźmie więcej butelek, wybiera się, próbuje, szemrze się rozmaite słowa itd.

(*) XIX-wieczne butelki od piwa miały wklęsłe denka, jak obecne butelki od szampana


 

Piwo i wodę pić z jednej szklanki.

Nalej piwa do kufla, do połowy, nakryj go płótnem, a na to piwo nalej (jakby przez sito) wody. Z powodu gęstości piwa, woda się z niem nie zmiesza, lecz zostanie u góry. Można więc naprzód wypić wodę, a potem dopiero, osobno piwo, albo piórkiem lub słomką, naprzód piwo, a potem wodę.
oba wycinki z: „Ananas. Kalendarz galicyjski humorystyczny, ilustrowany i informacyjny na rok 1896″

Sztuczki magiczne z użyciem jajek z 1896 roku

12 maja 2011

Postawić jajo sztorcem.

Trzeba jajem poprzednio dobrze potrzaść, żeby się żółtko z jajkiem pomięszało i nie psuło równowagi.



Całe jaje w butelce, która ma mniejszy otwór od niego.

Sztuka ta wywołuje wielkie wrażenie. Włóż jaje w winny ocet, w którym tak zmięknie, że można mu nadać kształt podługowaty, t. j. tak długi i cienki, że przejdzie otworem szyjkowym do butelki, w która nalej świeżej wody, a po niejakim czasie odzyska jaje kształt właściwy. Aby wywołać większe wrażenie, wyrzuć jaje oknem i miej przygotowana poprzednio butelkę z jajem twardem, twierdząc, że w butelce znajduje się wyrzucone jaje.



Trzymać jaje w ręce i ugotować.

Weź jaje, pokaż każdemu, że jest nienaruszone, idź potem do drugiego pokoju lub za zasłonę, zrób mały otwór, ulej trochę białka i napełnij mocnym spirytusem, przewróć otwór do góry, trzymaj ze 2 minuty, a jaje będzie tak ugotowane, że można je spożyć.



Z jaja w wodzie wyprowadzić płomień.

Wydmuchuje się płynną część jaja, a skorupkę dobrze się wysuszy, poczem napełnia się ją siarką, saletrą i niegaszonem wapnem. Wrzuć takie jaje w wodę, a pokaże się płomień. Sztuka ta wywołuje niemałe wrażenie.

 

wszystkie wycinki z: „Ananas. Kalendarz galicyjski humorystyczny, ilustrowany i informacyjny na rok 1896″

Ptaki w domu poprawy i więzieniach

6 września 2010

Ptaki w domu poprawy i więzieniach.

Zbrodniarzom więzienia państwowego w Michigan (w Stanach Zjednoczonych) wolno jest mieć ptaki. To też aż 600 tych śpiewaków jest w posiadaniu i pieczy zamkniętych tam więźniów. Wielu wytrawnych zbrodniarzy okazuje wielką czułość dla małych stworzeń, dzielących z nimi samotność więziennej celi. W znacznej części cel znajdują się także kanarki. Za dnia przy pogodzie klatki bywają wywieszane na zewnątrz, a wieczorem, gdy więźniowie wracają po pracy do cel, wstawiają je napowrót do cel więziennych. Pielęgnowanie takie ptaków ma wedle orzeczenia urzędników i dozorców bardzo błogo oddziaływać na więźniów. Inny jeszcze wzgląd spowodował administracyę do pozwolenia więźniom na utrzymywanie ptaków; oto troska o materyalną ich przyszłość. Jest im bowiem wolno ptaki hodować, a potem sprzedawać. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży ptaków są zwracane więźniom w chwili, gdy wychodzą na wolność.

„Czas” z 9 lipca 1896.

Szczęka w żołądku

24 czerwca 2010

Szczęka w żołądku.

Czytamy w dziennikach warszawskich: Fatalny wypadek spotkał onegdaj p. G., jednego z urzędników kolejowych. Pijąc szybko kufelek piwa, p. G. połknął sztuczną szczękę, która zagrzęzłszy w krtani, na razie zagrażała mu uduszeniem. Szybko przywołany lekarz, z trudnością tylko zdołał przepchnąć szczękę do żołądka, gdzie do tej chwili jeszcze pozostaje, gdyż biedny p. G. nie może się dotychczas zdecydować na operacyę.

„Czas” z 24 czerwca 1896

Szkoła przyczyną krótkowidztwa

24 czerwca 2010

Szkoła przyczyną krótkowidztwa.

Prof. Schnabel z Wiednia miał niedawno wykład o krótkowidztwie, nabytem w szkole, i zaznaczył, że rozwija się ono szczególnie w gimnazyach. Przecętnie na pięciu uczniów, którzy wstępują do szkoły ze zdrowym wzrokiem, przynajmniej jeden opuszcza ją krótkowidzącym. Uczniowie ulegają zepsuciu normalnego wzroku od jedenastego do piętnastego roku życia, a z przejściem do wyższych klas krótkowidztwo u każdego ucznia się wzmaga i pochłania coraz więcej ofiar.

„Dziennik Poznański” z 23 czerwca 1896