Wpisy otagowane jako 1907

Romantyczna hrabianka i parobek od koni

17 listopada 2011

Romantyczna hrabianka i parobek od koni.

Przed niedawnym czasem piękna hrabianka Henrietta Pongracs, córka jednego z magnatów węgierskich, uciekła z ojcowskiego zamku; rzuciwszy nazwisko, majątek, świetne życie w przyszłości, poszła za parobkiem dworskim, który Się mieni Jovan Andrassik. Ten wybrany hrabianki spełniał w zamku jej ojca najniższe posługi domowe, co nie przeszkodziło, ażeby się hrabianka na śmierć zadurzyła w rosłym i smukłym Jovanie. Oboje udali się do zagrody rodziców Jovana, gdzie hrabianka żyje ubogo, całkiem po chłopsku, ale utrzymuje, że z losu swego, przy boku miłego, jest najzupełniej zadowoloną i czuje się szczęśliwą. Rodzina jej czyni rozpaczliwe wysiłki, aby marnotrawną córę, która ma obecnie lat 16, nakłonić do powrotu w domowe progi, ale hrabianka jest na to wszystko głucha i oświadcza, że skoro dojdzie do pełnoletności, zawrze ze swoim ukochanym po wszelkiej formie ślub cywilny i kościelny.

„Goniec Polski” z 6 września 1907

Kat w Tarnopolu

17 listopada 2011

Do Tarnopola zjechał kat, który jutro, tj. we czwartek rano ma wykonać wyrok śmierci na Salewiczach, którzy otruli własnych rodziców. Pojawienie się kata wywołuje w całym Tarnopolu potężną sensacyę i wrażenie.

„Goniec Polski” z 7 marca 1907


 

Pogłoska o przyjeździe kata.

Z Tarnopola piszą: 

Przed paru dniami doniosły lwowskie dzienniki, że zjeżdża do Tarnopola kat, w celu wykonania egzekucyi na osobach małżonków Salewiczów, którzy dopuścili się morderstwa własnych rodziców. Wiadomość ta poruszyła mieszkańców, bo przyszła równocześnie z wieścią z Wiednia, że trybunał kasacyjny odrzucił zażalenie nieważności, wniesione przez obrońcę Salewiczów. Nadarmo wyglądano kata, publiczność chodziła po ulicach i szukała go poprostu. Z tego powodu nie brakło komicznych epizodów. Pewnego ajenta handlowego, który przybył do Tarnopola, wzięto za kata i poczęto go obserwować i chodzić za nim całemi gromadami. Biedak, nie mogąc sobie dać rady, opuścił zaraz Tarnopol. Przypuszczają, że Salewiczowie nie będą straceni, bo polecono ich łasce monarszej. W więzieniu tutejszem znajduje się obecnie cztery osoby, oczekujące szubienicy. Prócz Salewiczów, mają być straceni (jak donosiliśmy wczoraj rano, przyp. Red.) Michał Jankowicz i Antoni Podgórny, którzy dopuścili się rabunkowego morderstwa w dniu 19. października 1906 roku w Mysłowej, na karczmarzu Rosenbaumie i jego żonie.

„Goniec Polski” z 12 marca 1907

Pchły jako czynsz

17 listopada 2011

Pchły jako czynsz.

Sąd ławniczy we Wrocławiu rozstrzygnął w tych dniach zagadnienie, czy posłanie komuś w liście pcheł jest obrazą, czy nie. Zegarmistrz Scholz popadł w kłopoty pieniężne, zalegał z zapłatą komornego. Gospodarz domu, Franz, wypowiedział mu mieszkanie. Zaległe komorne wynosiło 90 marek, Scholz natomiast twierdził, że miał do zapłacenia tylko 45 marek i doniósł o tem listownie swemu gospodarzowi. Do listu zaś dołączył całą masę pcheł, aby gospodarzowi pokazać, jakie robactwo lęgnie się w mieszkaniu. W liście groził gospodarzowi, że jeżeli oskarży go o zapłacenie zaległego komornego, to resztę zwierzątek skaczących w mieszkaniu, poszle jego adwokatowi. Franz czuł się posyłką pcheł obrażony i stawił wniosek o ukaranie. Sąd uwolnił Scholza, gdyż w posyłce pcheł nie dopatrzył się obrazy.

„Goniec Polski” z 19 października 1907

Prysznic na ulicy

17 listopada 2011

Tusz na ulicy.

Mieszkania urządzone z komfortem mają łazienki i tusz, nie są one jednak dostępne dla każdego, bo są drogie. Kto więc chce mieć bezpłatny tusz, niech się przejdzie tylko ulicami Lwowa. Taki zimny tusz w obecnej, gorącej porze, spotkał p. Apolonię Staniszewską. Szła ona ulicą Arsenalską, gdy z okien drugiego piętra w kamienicy pod l.[iczbą] 6, wylano na nią konewkę zimnej wody, która zniszczyła jej mantylkę i kapelusz słomkowy. Co za bydlę ten tusz urządziło, pokaże dopiero śledztwo policyjne.

„Goniec Polski” z 30 sierpnia 1907

Z życia hajdamaków

23 września 2011

Z życia hajdamaków.

Dziwimy się, że młodzież ruska dopuściła się na uniwersytecie takich czynów, jakich niepowstydziliby się ich przodkowie: Naływajki i Chmielniccy, lecz dziwić się przestaniemy, gdy popatrzymy na ich życie, na ich otoczenie, w jakiem od maleńkości aż do uniwersytetu przebywają, gdy rozbierzemy ich dusze, to wtedy przyjdziemy do przekonania, że ta młódź ruska już od najwcześniejszej swej młodości wprawia się do hajdamaczyzny.

Ruska młodzież szkolna rekrutuje się z pomiędzy rodzin księży ruskich i chłopów. Z małymi bardzo wyjątkami ruski ksiądz tak sposobem życia jak też i kulturą moralną mało od chłopa się nie różni, gdyż nabrawszy w szkole jakiej takiej ogłady, zatracił ją na wsi i znów zchłopiał.

W gimnazyum znachodzą się znów na jednej ławce, a także mieszkają na wspólnej stancyi, najczęściej najgorszego gatunku za tanie pieniądze, gdzie od swych gospodarzy uczą się już za młodu wszystkiego najgorszego, wyzwisk, pijatyki, gry w karty, a gdzie niema nad niemi żadnego nadzoru, robią co chcą, a władza szkolna ruska z reguły nie nadzoruje takich stancyj, w których pomieszczeni są wychowankowie powierzeni ich pieczy. Ksiądz ruski z natury skąpy, chłop znów z potrzeby i chciwości szukają takich umieszczeń dla dzieci, gdzieby ich najmniej kosztowało, w których po kilkunastu uczni dusi się w ciemnicy i dymem tabacznym nasiąkniętej atmosferze, pośród flaszek z piwa i wódki, nierzadko u rębacza lub dozorcy kamienicznego, wogóle u ludzi, którzy z inteligencyą nie mają nic wspólnego.

Siedliskiem – że się tak wyrazimy – ruskiej uczącej się młodzieży jest okolica placu Strzeleckiego i Benedyktyńskiego. Okoliczne szynkownie roją się od tej młodzieży, a powszechnie wiadomo, że są to najgorsze jaskinie rozpusty, a żaden z profesorów choć dokładnie wiedzą, jakie ich uczniowie prowadzą poza szkołą życie, nie wybierze się tam nigdy na ich połów. A ręczymy, że połów ten byłby obfity. Piszący te słowa był przypadkowo świadkiem w jednej z nocnych kawiarni, tuż pod bokiem ruskiej cerkwi św. Mikołaja, jak pewien student z ruskiego gimnazyum o trzech złotych paskach wycinał hołubce przy akordzie wstrętnych pieśni, a licznie zebrana rzesza podochoconych towarzyszy biła mu huczne oklaski.

Czegóż więc społeczeństwo spodziewać się może po takiej młodzieży? Dlaczego dziwimy się, że po setkach lat z ruskiej duszy nie znikła tradycya Żeleźniaków, Naływajków i Chmielnickich?

„Goniec Polski” z 7 marca 1907

Jezuita w chałacie

23 września 2011

Jezuita w chałacie.

Konstanty Bełtys nieposiada ściśle określonego zajęcia. Jest on przygodnym działaczem na wszystkich polach pracy społecznej. W lecie kelner za drągiem, w jesieni rozdawacz kartek na ulicy, w zimie posługacz prywatny, na wiosnę znów inny dyabeł, a już cały rok dyrektor świeżego powietrza, nieraz rady sobie dać niemoże na świecie. Wczoraj, aby jakoś żyć, ofiarował się Schindlerowi na ul. Gródeckiej, że mu śnieg z dachu zrzucać będzie. Ale gdy Schindler oświadczył po namyśle, że to próżna fatyga, bo śnieg i bez tego raz kiedyś z dachu bezpłatnie zleci, Bełtys kopnął nogą; w dużą butlę, w której na spirytusie moczyły się wiśnie. Kosztowny płyn zniszczał, a Schindler posłał po policjanta, aby aresztował szkodnika. Gdy jednak Bełtys oświadczył, że to tylko miał na celu, aby się na tych parę ciężkich dni do kozy dostać i tam pogodniejszych czasów doczekać, Schindler oświadczył z jezuicką chytrością, że niema żadnej pretensyi do Bełtysa i policyant musiał odstąpić od aresztowania, a Bełtys z nosem spuszczonym na kwintę uprawia dalej głodówkę i bezrobocie.

„Goniec Polski” z 16 stycznia 1907

Jak ludzie żyją na Marsie?

23 września 2011

Jak ludzie żyją na Marsie?

Na niebie naszem, w jasną noc gwiaździstą, dostrzedz można obecnie wielką gwiazdę, połyskującą jaskrawem światłem czerwonem. Jest to planeta Mars, najbliższy nasz sąsiad. Droga, po której obiega około słońca jest bardzo wydłużona i dlatego Mars to się zbliża, to się oddala od ziemi naszej, a jak obecnie, jest oddalony od nas o ośm milionów geograficznych mil, a od słońca o 32 miliony.

Takie zbliżenie w porównaniu z oddaleniem innych ciał niebieskich, dało możność człowiekowi przy pomocy udoskonalonych dalekowidzów i innych narzędzi fizycznych, wynalezionych w ostatnim czasie, zaglądnąć niedyskretnie w wewnętrzne życie naszego sąsiada i w warunki bytu jego. Ze zdumieniem dowiedziano się, że warunki te tak są podobne do naszych, ziemskich, iż godzi się przypuścić, że mieszkańcy Marsa są podobni do nas, iż twory tam żyjące mogłyby żyć i na naszej ziemi, a my na Marsie.

Dlatego też sądzimy, iż zaciekawimy czytelników, opisując co astronomowie i astrofizycy odkryli na Marsie i w jakich warunkach rozwija się tam życie.

Przedewszystkiem musimy powiedzieć, że według pojęć naszych o stworzeniu świata, Mars jest planetą starszą od ziemi, a jako starszy ma losy dalej posunięte, aniżeli karmicielka nasza. Przypatrując się więc sąsiadowi naszemu, możemy się dowiedzieć co i nas czeka w przyszłości, jak rzut oka młodzieńca na pooraną zmarszczkami twarz starca, odkrywa mu kartę jego przyszłości. Jeżeli więc są tam ludzie, to prawdopodobnie fizycznie i moralnie są oni dalej posunięci, aniżeli ich sąsiedzi ziemscy.   Czytaj dalej…

Jeden wariat na 179 mieszkańców Irlandii

23 września 2011

Jeden waryat na 179 mieszkańców Irlandyi.

Dr. Graham dyrektor szpitala waryatów w Dublini, złożył sprawozdanie z którego się okazuje, że w Irlandyi znajduje się teraz 25.070 waryatów, czyli że przypada jeden waryat na 179 mieszkańców. W ciągu może jednego stulecia liczba waryatów powiększyła się dziesięciokrotnie. Jakaż jest tego przyczyna? Niejedna ale mnóstwo, odpowiada dr. Graham. Przedewszystkiem rozwój życia politycznego. Tłumy nie mogą dyskutować ani o religii, ani o polityce, bo niewygimnastykowany ich umysł schodzi zaraz na bezdroża. Każ drwalowi i parobkowi tańczyć pas de deux na wywoskowanej posadzce salonów. Do pięciu minut powywracają się wszyscy. Aż tu każą ciężkim i ciasnym umysłom rozstrzygać najzawilsze sprawy społeczne i polityczne, zastanawiać się nad budową państwa. przerabiać ją etc. Następnie strejki i podniecenie wszystkich uczuć, jakie one wytwarzają. Dalej alkohol i odbieranie tłumom pociech religijnych, przez propagandę bezwyznaniowości.

Wszystko to razem stwarza to, co nazywamy „degeneracyą”. To co jest teraz w Irlandyi, czeka całą Europę, a szczególnie i najrychlej – Galicyę.

„Goniec Polski” z 1 listopada 1907

Kupowanie piękności

23 września 2011

Kupowanie… piękności.

Pisaliśmy już raz o tem, ale zupełnie ogólnikowo, jak to lekarze za pomocą najnowszych manipulacyi starą i brzydką kobietę znów w młodą i ładną – młodą pozornie tylko – zamienić umieją. Obecnie dochodzą nas z pism amerykańskich o tem bliższe, a ciekawe dość szczegóły. Oto co pisze na ten temat jeden z nowojorskich dzienników.

Kobieta, pragnąca koniecznie być piękną lub przynajmniej poprawić najbardziej szpecące ją błędy matki-przyrody, potrzebuje w dzisiejszych czasach mieć tylko dobrze wypchaną portmonetkę. Od chwili bowiem, gdy lekarze, zwłaszcza amerykańscy, przekonali się, że na kulturze piękności można zarobić bardzo grubo, liczba środków upiększających tak się wzmogła, iż urzeczywistnia się niemal bajka o owym młynie zaczarowanym, do którego wędrowały staruszki, aby wyjść z niego piękne i odmłodzone.

Kto może zdobyć się dzisiaj w Ameryce na wydanie kilku tysięcy dolarów dla odmłodzenia twarzy, temu nie trudno dopiąć usunięcia z niej oznak nadchodzącej starości, jak fałd i zmarszczek, opuszczonych kątów ust i podwójnego podbródka.  Czytaj dalej…

Przeciw używaniu gorsetów

23 września 2011

Przeciw używaniu gorsetów.

Towarzystwo dla polepszenia ubrania kobiecego w Sztutgardzie, Wirtemburgu, napomina w piśmie ulotnem dziewczęta, opuszczające szkołę, aby nie używały gorsetów. – „Wkrótce zaliczać się będziesz do panien dorosłych” – czytamy w tem piśmie – i otrzymasz długie suknie. Będziesz miała nowe obowiązki, – którym ustąpić muszą zabawy dziecięce. Ale nie obawiaj się tego, że skończy się także wesołość i zniknie pogoda duszy; jedną i drugą możesz zachować w każdem położeniu życia i w każdym wieku. Ale główną przytem rzeczą jest zdrowie, a w celu utrzymania zdrowia potrzebne jest racyonalne ubranie. – Nie noś więc nigdy gorsetu, bo przez jego używanie możesz się nabawić blednicy, cierpień żołądka i różnych chorób, które ci zatrują życie i uczynią cię niezdolną do spełnienia obowiązków, które cię oczekują. Uszanuj też wolę Stwórcy przez to, że nie osłabisz giętkości i siły, jaką dał twemu ciału, przez używanie twardych stalówek w gorsetach i przez zbytnie ściskanie się paskami, przez co ucierpiałyby płuca, żołądek i inne organy. Nawet luźno noszony gorset szkodzi zdrowiu. – Zdrowe ciało jest dosyć silne, aby się prosto trzymać, a właśnie przez noszenie gorsetu traci potrzebną do tego siłę muskularną. Oprócz tego w gorsecie figura jest brzydka, bo sprzeciwia się naturze. Dowiedli tego jasno lekarze, artyści i doświadczone matki, i radzą ci nosić ubranie, które się przyczynia do zdrowia i jest ładne, a nie droższe, niż inne”.

„Goniec Polski” z 4 sierpnia 1907

Powieszony przez pomyłkę

23 września 2011

Powieszony przez… pomyłkę.

Warszawa.

W tutejszej cytadeli znajdowało się dwóch politycznych więźniów mianowicie bracia Jan Niewiadomski i Jan Karol Niewiadomski. Pierwszego Jana N. skazano na 3 miesiące więzienia, zaś Jana Karola N. na śmierć. Wczoraj rano wyprowadzono Jana, skazanego na 3 miesiące więzienia na miejsce stracenia. Zapewniał on o swej niewinności, przedstawiając, że został skazany na 3 miesiące więzienia; nic to nie pomogło, powieszono go. W kilka godzin później stwierdzono pomyłkę. Generalny prokurator ułaskawił Jana Karola i skazał go na 8 miesięcy więzienia.

„Goniec Polski” z 3 sierpnia 1907

Lwowskie podwórko

23 września 2011

Na lwowskiem podwórku.

O ile się niemylę – pisze współpracownik Kurjera Lwowskiego - to na zamkniętej niedawno wystawie przyrodniczo-lekarskiej nie było ani jednego modelu lwowskiego podwórka, które przecież zwracałoby uwagę, szczególnie gości zamiejskich. Bo my, Lwowiacy, tak przyzwyczailiśmy się do naszego podwórka, niekiedy szumnie dziedzińcem nazywanego, że choćbyśmy dziennie kilka razy koło takiego klejnotu przeszli, to nigdy niedoceniamy wartości tego, co posiadamy.

Lwowskie podwórko to dość regularna figura geometryczna kilkumetrowej powierzchni, wybrukowana zazwyczaj dużemi bryłami kamienia wystającego, tak, aby przechodząc, można sobie zupełnie swobodnie połamać nogi. W środku znajduje się otwór kanałowy, zamknięty kratami żelaznemi. Kraty te są na to, aby uchronić lokatorów od bezpłatnej kąpieli, od wstrętnych wyziewów kanałowych. Dokoła tych krat walają się szczątki niedojedzonych flaków, kości, kapusty, fasoli, przepalone leguminy, bawią się dzieci stróża z dziećmi „pani gospodyni”, ciskając na siebie kawałkami rozmoczonego w pomyjach chleba. Opodal tych krat lokuje się zazwyczaj kataryniarz, którego słucha cała kamienica, a nikt nic mu nie daje.   Czytaj dalej…

Miliony z dymem

23 września 2011

Miliony z dymem!

Artykułem, na który w dosłownem znaczeniu wyrzuca się pieniądze bo z dymem je puszcza, jest bezsprzecznie tytoń, bowiem bez niego ludzkość najzupełniej obejść by się mogła, a jeżeliby owe mnogie miliony, które na tytoń wydaje rokrocznie, na produktywniejsze wydała cele, stanęłaby ogromnie wyżej ekonomicznie, nie mówiąc już nawet o tem, ile zyskałaby na zdrowiu.

Wśród mocarstw Europy, Austrya niewątpliwie – mimo zapewnień ministeryalnych – jest najbiedniejszem, a mimoto ludność wydaje na tytoń przeszło ponad 200 milionów rocznie. Nie jest to fikcyą, ale cyfry wzięte na podstawie rządowego sprawozdania ministerstwa skarbu. Otóż w I. półroczu 1906 wyniósł przychód ogólny ze sprzedaży tytoniu w Austryi (bez Węgier) 117,084.438, a o 7,200.586 więcej niż w tym samym okresie 1905 roku.

W olbrzymiej tej milionowej sumie biedna Galicya partycypuje na trzecim miejscu z 16,431.621, Czechy i Austrya Dolna konsumują prawie 2 razy tyle, co Galicya. Palimy zatem mniej tytoniu. Bieda nasza okazuje się w cyfrze t. zw. „specyalitetów”. Otóż w Austryi Dolnej spalają ich za 2,915.286 Czechach za 1,184.931; w Galicyi tylko za 947.717 koron. A przecież Galicya ma więcej ludności. Ano bieda!

Pod względem wydatności trybutu tytoniowego to oczywiście płaci go najwięcej ta klasa, która ma najmniej pieniędzy i której tytoń szkodzi najwięcej i ekonomicznie i fizycznie. Z cygar bowiem spalono najwięcej t. zw. Gemischte Ausländer, po 5 halerzy, bo 240,210.515; z cygaret t zw. „Sport” po 2 h, 997,793.339 i „Drama” po 1 halerzu (596,268.300 sztuk).

Na klasy średnio-zamożne, a właściwie także biedne, wypada druga kategorya tanich cygar, a więc „Portorico” po 7 hal. (97,297.778); „Virginia” po 10 h (82,879.622) i „Kuba” po 10 hal. (81,212.557 sztuk). Z papierosów na te klasy przypadają „Damen” po 3 hal. (157,994.934), dalej „Memfis” po 4 hal. (57,798.825) i „Sultan” po 4 hal. (40,041.511).

Z cygar drogich jeszcze jako tako idą „Trabucos” po 16 hal. (15,502.385) i „Britannica” po 14 hal. (14,629.275); z papierosów: „Donau” po 2 hal. (12,577.914) i „Hercegowina” po 3 hal. (6,527.625).

Iście proletaryackich cygar i papierosów z najgorszej sorty tytoniu idzie stosunkowo najmniej; i tak cygar „Kleine Inlender” po 3 hal., 48,696.036, zaś papierosów „Ungararische”po 1 hal., 103,321.122 sztuk. Widać, że proletaryat austryacki ma podniebienie wybredne i nie dziwne to, że „burżujom” zazdrości choćby takich „Damen”, lub „Portorico”.

Nakoniec dodamy, że najmniejsza konsumcya ogranicza się na t. zw. „Regalitas” po 18 hal., bo sprzedano ich tylko 1,385.414, a w dziale papierosów na „Stambuł” po
5 hal., 2,646.111.

Specyalna taryfa nie jest tu wzięta w rachubę.

„Goniec Polski” z 6 kwietnia 1907

Świntuch baba

6 lipca 2011

Świntuch baba.

Przy ul. Hausnera 14, zaszedł dziś w nocy taki typowy lwowski wypadek: właścicielka kamienicy, chcąc wyprzątnąć kloakę, poleciła stróżowi, aby kał kloaczny wylewał w muszlę wodociągową i w ten sposób odprowadzał go na ulicę. Stróż zabrał się do tej roboty w nocy, i łatwo pojąć, co się niebawem działo w całym domu i na całej ulicy, po której kał się rozpłynął. Ludzie poczęli się dusić nawet w zamkniętych mieszkaniach, bo straszny odór zapowietrzył całą okolicę i wdzierał się do wszystkich domów. Ostatecznie zaalarmowano policyę i ta położyła kres tej strasznej manipulacyi. Policya powinna właścicielkę kamienicy surowo ukarać za ten szelmowski pomysł zamieniania wodociągu na – kanał kloaczny! Oj! ta ulica Hausnera!

„Goniec Polski” z 18 września 1907

Dziad zbrodniarz

6 lipca 2011

Niesłychana zbrodnia.

Z Sokala donoszą nam: W dniu 8-go września odbył się w Sokalu odpust doroczny w kościele tutejszym OO. Bernardynów. Na odpust ten ściągają się pątnicy z całej Galicyi prawie, tudzież sąsiednich wiosek rosyjskich. Dziadów, kalek rozmaitych liczy się tu podczas odpustu na tysiące. Dwóch dziadów pokłóciło się między sobą. Jeden z nich udał się natychmiast do posterunku żandarmeryi w Sokalu i zeznał na swego towarzysza, co następuje: Przed 4-ru laty, dziad Wasyl porwał z pola w Koszlakach pow. Zbaraż pasącego bydło chłopca Wasyla Trojana, liczącego wówczas lat ośm. Z chłopcem poszedł w świat. Następnie ze swymi towarzyszami związał chłopca i kipiącym smalcem wypiekł mu oczy i złamał rękę. Chłopak stracił zupełnie wzrok. Katował go i bił, przyuczając do żebractwa. Rodzice poszukiwali chłopczynę, ale nadaremnie. Aż dopiero teraz wyszło wszystko na jaw. Przyaresztowano tego dziada i zamknięto w tutejszym sądzie. Chłopcem zaopiekował się na razie tut. magistrat. W śledztwie zeznał chłopiec wszystko, opisał katusze, jakie przeszedł. Dziś chłopczyna 12-to letni przedstawia obraz nędzy, wypalone oczy wyglądają strasznie. Od czasu do czasu dostaje ataków nerwowych, kurczy się, pytając gdzie dziad Wasyl, aby go nie bił.

„Goniec Polski” z 12 września 1907

« Poprzednia stronaNastępna strona »