Wpisy otagowane jako 1910

Spis kawalerów

13 stycznia 2014

Spis kawalerów.

W początkach roku przyszłego dokonany ma być w całem państwie spis jednodniowy ludzi bezżennych w wieku od lat 19 do 50.

Zapewne spis ten łączy się z projektowanym podatkiem kawalerskim, więc kto nie chce płacić podatku powinien skorzystać z nadchodzącego karnawału.

„Gazeta Kielecka” z 30 listopada 1910

Z letnich wrażeń

9 lutego 2012

Z letnich wrażeń

K. A.

Ta nauka pływania to mi z początku kością w gardle stawała. Nikomu w życiu nie radziłabym uczyć się w ten sposób, lepiej już samemu mozolić się jak można, lepiej napić się sto razy wody niż takie przechodzić wrażenia.

Było nas uczących się przed południem – kobiet i dzieci (mężczyźni uczą się osobno) co najmniej dwadzieścia osób. Młody, opalony jak cygan „Schwimmeister” brał nas jedno po drugiem po poprzedniem opięciu skórzanym pasem na hak, przymocowany grubą liną do olbrzymiego drąga – i jak ryby puszczał na bystre fale. Dzieci piszcząc grzebały się jak małe żabki – z kobietami szło gorzej.

Co do mnie to pierwszy raz tak strasznie zbladłam, tak nieludzkim krzyknęłam głosem, że biedny człowiek, aż się sam przeląkł, i czemprędzej zawrócił ku schodkom. Tego okropnego uczucia jakiego wówczas doznałam, a które nie da się ująć w słowa, z pewnością nigdy nie zapomnę. „Schwimmeister” był spocony jakgdyby co najmniej złowił…. wieloryba.

Następny raz byłam już odważniejszą, a po sześciu lekcjach dostałam korkowy pas i zostałam puszczona sama,

Rzeczywiście niezmierna to przyjemność, zwłaszcza gdy się jest pewnym, że utonąć nie można. Co prawda zrobiwszy nieraz fałszywy ruch, traciłam równowagę i szłam głową pod wodę, lecz oprócz zmoczenia włosów, chwilowego szumu w uszach i słonego smaku w ustach, innych przykrości nie doznawałam.

Jedną z większych przyjemności kąpielowych, jest fotografowanie się w wodzie, Gdy tylko zjawił się fotograf i metalowym dźwiękiem dał znak gdzie należy się gromadzić, wszystko na gwałt rzucało się w tę stronę – przybierając najrozmaitsze pozy.

Nazajutrz rozchwytywano w mig kartki z odnośnemi grupami – częstokroć nie mogąc się poznać pod postacią tej lub owej karykatury.

Ale już największa uciecha była w czasie „scirocca”. Rzucano się z pewnego rodzaju ekstazą w rozigrane, na kilka metrów wysokie fale i wpadano w istotny szał. To też taki panował w ówczas hałas, że człowiek własnego nie słyszał głosu. Naprawdę cudowna to rzecz, taka burzliwa kąpiel.

Raz właśnie w czasie „scirocca”, dama jakaś z przypasaną do ramion poduszką, prawdopodobnie także korkową – leżąc na falach dawała się im swobodnie unosić. Wszyscy się śmiali, że pływa z łóżkiem, a ja jej zazdrościłam, i podziwiałam trochę ten spokój – i obojętność na wszystko, co się koło niej działo.

Innym razem, w czasie tak bardzo niespokojnego morza, że nikt w tym dniu nie ośmielił się kąpać, nasz nauczyciel z jakimś drugim, dawał formalne przedstawienie. Tłumy ludzi gromadziły się na wybrzeżu, by podziwiać tych dwóch nieustraszonych pływaków. Stojąc na wysokiej trambolinie odwrócony plecami, przewróciwszy w powietrzu koziołka, rzucał się jeden po drugim w morze, i przepadał w wodzie. Człowiekowi aż dech zapierało w piersi… Długa… długa chwila… a o kilka lub kilkanaście kroków dalej jeden po drugim ukazywał głowę na powierzchni i najspokojniej płynął znów ku trambolinie, by po kilkakroć to samo powtórzyć.

Różnorodnych więc emocyi mieliśmy poddostatkiem, trudno mi tu jednak wszystko opisywać – gdy i bez tego nadużywam może cierpliwości czytających.

„Głos Rzeszowski” z 9 stycznia 1910

Przeciw naśladownictwom

18 listopada 2011

W Niemczech wydane zostały nowe przepisy policyjne, które mają zapobiegać, aby w obieg pieniężny nie dostawały się marki (n. p. marki do gry, rabatowe i t. p.) naśladujące monety. Na tego rodzaju fabrykatach nie będzie wolno umieszczać wizerunków cesarza lub książąt Rzeszy, w tej postaci, w jakiej znajdują się one na monetach, wogóle tego wszystkiego, co mogłoby kogoś w błąd wprowadzić (n. p. liczba wartości, herby, napisy otokowe i t. p.). Wolno natomiast umieszczać portrety panujących w innej formie niż na monetach, a także i zakaz co do napisów otokowych pozwala na pewne wyjątki, Zakazanym będzie wyrób liczmanów okrągłych z gorszych metali, o 20-22 mm. średnicy, a to w celu położenia kresu oszustwom przy automatach na monety 10-fenigowe. Zakaz co do wizerunków nie dotyczy medali wielkich, powyżej 41 mm. średnicy, a wyrób medali i liczmanów owalnych lub wielobocznych, jak również takich, które są przeznaczone do wywozu za granicę, nie podlega żadnym ograniczeniom. Nie wolno również naśladować monet wycofanych z obiegu, ani też ich sprzedawać, o ile nie są stale połączone z jakimś innym przedmiotem jako jego część składowa. Ażeby zakłady przemysłowe, trudniące się wyrobem takich fabrykatów, nie poniosły strat skutkiem nowych przepisów, wejdą one w życie dopiero l kwietnia 1912 r.

B. M. B.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” listopad 1910    Czytaj dalej…

Skarb z Trościańca Małego

17 listopada 2011

Wykopalisko monet.

W Trościańcu małym (pow. Złoczów) przy karczowaniu lasu natrafił włościanin tamtejszy, Jan Balbuza, na gliniane naczynie, które prawdopodobnie przez uderzenie motyką rozbił na drobne części. Spostrzegłszy rozsypane monety, pozbierał takowe i zaniósł do domu, resztę zaś nieco później wygrzebały dzieci i oddały strażnikowi skarbowemu ze Złoczowa, który w „urzędowej” formie wcielił je do swej kieszeni. Z pozostałych nie wszystkich jednak czerepów naczynia, polewanego zieloną glazura, widać wklęsły ornament falisty, biegnący pośrodku brzuśca, tudzież równoległe linijki, biegnące przy samym denku. Naczynie to, o małem uszku, z przebitym niewielkim otworem, było średniej wielkości, podobne do nizkiego dzbanka. Wykopalisko składa się z przeszło 400 sztuk monet polskich i obcych łącznej wagi około 1 kg. (…)/opuszczono spis szczegółowy/

W wykopalisku tem ciekawy jest fakt znalezienia orta bydgoskiego Jana Kazimierza z r. 1650 wśród samych monet Zygmunta III. Ort ten stanowi integralną część wykopaliska i nie został później do niego dorzucony. Odmiana dotychczas nieznana. Monety nabył członek naszego Towarzystwa, p. Rudolf Mękicki ze Lwowa.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” lipiec 1910

Fabrykantka aniołków

17 listopada 2011

Fabrykantka aniołków.

Policyi tutejszej doniesiono, że zamieszkała w realności przy ul. Kordeckiego l. 49 Parania Pinakowa zawodowo trudni się „fabrykacją aniołków”. Bierze mianowicie na wychowanie niemowlęta, a następnie je głodzi. Przed dwoma dniami zmarł u niej trzymiesięczny chłopczyk, dwoje zaś innych niemowląt, które Pinakowa ma jeszcze na wychowaniu, są tak wynędzniałe, iż w razie dalszego złego odżywiania czeka ich również śmierć. Policya wdrożyła w tej sprawie dochodzenia.

„Gazeta Lwowska” z 8 kwietnia 1910

Rzeszowscy apasze

17 listopada 2011

Syn stróżki w kamienicy pp. Alsów nabywszy skądś pistolet wykonuje w ogrodzie tamtejszym i przyległych prawo polowania, strzelania do ptactwa jakie się nawinie i tępiąc je bez miłosierdzia i to w porze gdy one szukają miejsca na gniazda.

Z ludzi dotychczas nikogo nie uszkodził. Wogóle w Rzeszowie zauważyć można, że dzieci rodziców ciężko za domem pracujących pozostawione same sobie, łączą się w hordy, grasujące po mieście bezkarnie.

Nic się przed nimi nie ostoi, a co nie mogą skraść to zniszczą.

Złośliwość rzeszowskich apaszów dochodzi do tego, że wyrywają z korzeniami krzewy i młode drzewka, a ze starych drzew, których nie mogą wyrwać obłupują korę dookoła nożami.

Spłoszeni odpowiadają kamieniami i ordynarnemi wyzwiskami.

Wołany do pomocy policyant z reguły odpowiada, że mu nie wolno zejść z posterunku.

Wśród kafrów lepsze obecnie panują stosunki.

„Głos Rzeszowski” z 24 kwietnia 1910

Tajemnice toaletowe

6 lipca 2011

Tajemnice toaletowe.

Dla naszych pięknych czytelniczek nieobojętnym może będzie przepis pielęgnowania rąk, którego nam łaskawie udzieliła jedna z pań, odznaczająca się rzeczywiście ślicznemi rączkami. Repertuar przyborów ku temu celowi składa się: z szczoteczki do paznogci, kawałka pomeksu, trochę amoniaku, cytryny i boraksu. Przedewszystkiem trzeba ile możności nosić rękawiczki, mydeł używać nie gryzących, a najlepiej marsylskich, białych, lekko pachnących. Gdy ręce bardzo spracowane obmyć je w wodzie letniej, w której ma być namoczona nie wielka ilość otrąb pszenicznych. Z plam doskonale się czyszczą boraksem lub amoniakiem i przy stwardnieniu skóry wycierać zgrubiałe miejsca cierpliwie pomeksem, poczem na noc umyć rozpuszczonym boraksem lub amoniakiem, natrzeć lekko gliceryną i włożyć rękawiczki. Przeciw czerwoności rąk, która jest tak bardzo rozpowszechnioną, używać soku z cytryny, mieszanego w równych częściach z gliceryną. Ręce nie należy kilka razy przez dzień myć mydłem, wystarczy sokiem z cytryny, czasem z odrobiną soli. Każdym razem po umyciu wycierać starannie ręcznikiem i przez dłuższy czas nie narażać je ani na zimno ani na gorąco.

Plamy z atramentu czyścić sokiem z cytryny, pomarańczy, lub pomidorem, liśćmi szczawiowemi albo wreszcie mlekiem – z owoców lub jarzyn tylko sokiem z cytryny – ze smoły, skórką z cytryny. Dla bardzo pracowitych pań, które w danym razie nie wahają się nawet kartofli obierać – wskazanem jest by zaraz po tej czynności nie myć rąk, lecz w jakiś czas później, gdy z soku wydzielonego przez kartofle najzupełniej obeschną. Ręce opalone słońcem myć na noc serwatką nie wycierając wcale ręcznikiem, – w braku serwatki użyć letniej wody, potem wodą różaną, nakoniec natrzeć lekko gliceryną i włożyć rękawiczki. Po innych cięższych robotach natrzeć trochę waseliną, poczem umyć ciepłą wodą z mydłem. – Wreszcie przy poceniu się rąk należy takowe wycierać ręcznikiem zamaczanym w następującym płynie: wody kolońskiej 70 gramów, tynktury belladony 15 gr. – Niekiedy przed wyjściem na zabawę gdzie podczas tańcu ręce najwięcej się pocą, zamoczyć takowe na dobrą chwilę w chłodnej wodzie z ałunem.

Zatem moje panie dalej do dzieła, a wkrótce rzeszowianki zasłyną z pięknych rączek…

„Głos Rzeszowski” z 13 grudnia 1903



Szybkie usuwanie z rak niemiłej woni.

Ręce wymyć gorczycą a niemiły odór zniknie. Tym sposobem czyszczą się wagi i inne naczynia, aby usunąć z nich woń niemiłą.

„Głos Rzeszowski” z 24 lipca 1910

Niemoralne fotografie

5 lipca 2011

Niemoralne fotografie.

W Wiedniu senzacyę wywołało zarządzenie policyi, skierowane przeciw handlom artystycznym. Mianowicie wezwano na policyę właściciela takiego magazynu na Kärntnertrasse i kazano mu usunąć z wystawy kopie trzech dzieł Rubensa i Tycyana. Policya dodała, że niema nic przeciw sprzedaży tych kopij, jednakże nie pozwala ich trzymać na wystawie.

U nas we Lwowie w każdym niemal sklepiku papierowym, nagich niewiast na obrazkach i widokówkach i to bynajmniej nie klasycznych, pełno na każdej wystawie tam, gdzie widokówki sprzedają.

„Goniec Polski” z 30 lipca 1907     Czytaj dalej…

Zemsta bociana

5 lipca 2011

Zemsta bociana.

Ciekawe zdarzenie opisują gazety rossyjskie. We wsi Minżyn w pow. izmajłowskim, na chacie włościanina Kornieja uwiły sobie gniazdo bociany. Korniej nie lubił tych ptaków, głównie z powodu przesądów. Ujrzawszy więc gniazdo bociana, przeraził się strasznie. Po namyśle jednak postanowił bociana wypędzić. Wszedł na dach, spłoszył ptaka, który siedział na jajach, wyrzucił je z cała nienawiścią z gniazda, poczem gniazdo zrujnował. Dokonawszy tego, chłopek uspokoił się nieco.

Po dwu dniach, Korniej, zjadłszy obiad, położył się w pobliżu chaty na murawie. Pomimo upału, spał twardo. Nagle zbudził go jakiś syk. Spojrzał i w mgnieniu oka zerwał się na nogi. W pobliżu miejsca, na którem leżał, znajdował się waż wyprężony, gotowy do rzucenia się na niego.

Korniej pochwycił kapotę, która miał pod głową i rzucił na węża, poczem go zabił kamieniem. Zaledwie jednak to uczynił i wszedł do izby, usłyszał brzęk stłuczonej szyby w oknie. Obejrzał się. W oknie zobaczył głowę bociana, który w długim swym dziobie trzymał wijącego się gada. Bocian wypuścił węża, który, dokonawszy kilku skrętów, wyprężył się, podnosząc łeb do góry. Przerażony włościanin krzyknął i wybiegł z izby.

Przez cały tydzień Korniej spał w innej izbie, nawet nie zaglądając do tej świetlicy, w której bocian wybił szybę i puścił węża. Wreszcie zdecydował się zajrzeć tam i odskoczył z przestrachu. W izbie kotłowało się od wężów.

Chłop zawiadomił sąsiadów, którzy przyodziawszy długie kapoty i skórzane owczarskie spodnie, uzbroiwszy się nadto w kłonice, rozpoczęli walkę z wężami. Oczywiście wszystkie pozabijano.

Korniej wszakże wpadł w jakąś melancholię, a na widok bociana drży cały.

„Gazeta Lwowska” z 14 lipca 1910

Jak zwalczać mrówki

12 maja 2011

Mrówki łatwo wytępić, kładąc do szaf kredensów i t. p. liście piołunowe, lawendy, pokrajaną w plasterki cytrynę. Gdzie nie leżą artykuły spożywcze lub są słoje z konfiturami szczelnie obwiązane, można wysypać z boraksem mieszanym miałkim cukrem.

„Głos Rzeszowski” z 24 lipca 1910

Kino Illusion Rzeszów 1910

24 czerwca 2010

Teatr elektryczny „Illusion” przy ulicy Sobieskiego (dawnej Zielonej) zasługuje ze wszech miar na poparcie. Pierwsze dwa przedstawienia zawiodły, wskutek nieoględnego obchodzenia się przy ustawianiu maszyny, dlatego publiczność była narażoną na pewien zawód, który przez zmianę elektrotechnika sprowadzonego z Odessy zastał usunięty.

Mieliśmy sposobność skonstantować, że obecnie maszyna funkcjonuje znakomicie, obrazy wychodzą bez zarzutu, program codziennie nowy, doborowy i urozmaicony.

Właściciel teatru „Illusion” p. Piasecki, posiada filmy z najlepszego zakładu paryskiego a obfitość ich wystarczy na dłuższy pobyt w Rzeszowie. W Krakowie teatr p. Piaseckiego miał ogromne powodzenie i rozpoczął obecnie podróż po kraju. Popierajmy więc przedsiębiorstwo polskie.

Szczegółowy program codziennie na rozlepionych afiszach.

„Głos Rzeszowski” z 1 maja 1910

Rzeszowskie fiakry

24 czerwca 2010

Nasze fiakry.

Jedną z najbardziej dających się odczuwać plag, które mimo ustawicznych protestów muszą mieszkańcy Rzeszowa znosić, są bezsprzecznie fiakry. Kpią sobie oni z wszelkich przepisów starostwa i policyi, która widocznie zanadto pobłażliwie zapatruje się na wybryki cechu dorożkarskiego, kiedy ten drwi sobie całkiem otwarcie w oczy pasażerów z taksy, grzecznością t. d.

Po innych miastach dawnoby załatwiono się z podobnymi osobnikami w sposób, przepisany ustawą: tam najmniejsze przekroczenie taksy bywa surowo karane; u nas zaś przeciwnie traktuje się widać dorożkarzy jako ludzi zupełnie innych, niż powinno się. Nieraz można oglądać takiego woźnicę, siedzącego na koźle w stanie zupełnie nietrzeźwym; nic więc dziwnego, że wypadki przejeżdżania przechodni są dość częste. Niedawno najechał taki pan na ulicy Sandomierskiej jakąś dziewczynę i do tego stopnia ją porozbijał, że omdlałą z bólu i upływu krwi musiano zaopatrzyć doraźnie w sklepie p. Schaitera.

Najbardziej rozkoszni są dorożkarze przedsiębiorcy Verständiga, górujący ponad,wszystkimi wprost bezczelnym wyzyskiem. I tak onegdaj Nr. 1. zażądał za 25 min. jazdy (w tem 1-2 min. postoju) w porze dziennej 2 kor., choć mu się wedle taksy należało 90 hal. Na zagrożenie, że dotyczący pasażer uda się na policyę, wyraził się ten młokos, że się policyi nie boi. Apelujemy więc do odpowiednich organów, żeby ukarano choć dla przykładu powyżej wymienionego dorożkarza, oraz by zarządzono środki, zapobiegające podobnym niesłychanym stosunkom. Nie dość już tego, że fiakry rzeszowskie pod względem wyglądu zewnętrznego i wygody mogą chyba z dorożkarzami ostatniej dziury prowincyonalnej iść w zawody, – to jeszcze narażają publiczność na strzelanie głupstw, wyzwisk, oraz na zdzieranie jej przy pierwszej lepszej sposobności.   Czytaj dalej…

Zabita piorunem

14 listopada 2009

Zabita piorunem.

We wtorek, podczas burzy wracała z robót polnych niejaka Leksiuniowa, wdowa po niedawno zmarłym wyrobniku ze Staromieścia. W chwili, gdy zarzuciła na ramię motykę, ugodził w nią piorun i położył na miejscu trupem. Zawezwany dr. Koeppel skonstatował śmierć od porażenia. Leksiuniowa osierociła dwoje drobnych dziewcząt.

„Głos Rzeszowski” z 1 maja 1910

Skarb w kościele

14 listopada 2009


Znalezione skarby.

W artykule pod tym samym tytułem omawia Miesięcznik kościelny (Poznań, rok 1910. styczeń) następujący wypadek. Rzecz dzieje się w Poznańskiem. Przy budowie kościoła znaleziono w puszce kilkanaście monet złotych i srebrnych, oraz inne drogocenne rzeczy. Gmina kościelna jest właścicielką gruntu, a rząd patronem kościoła. Puszkę znalazł robotnik K. Kto jest właścicielem znalezionego skarbu? Odpowiedź na to pytanie daje § 984 kodeksu cywilnego pruskiego, orzekający, że jeżeli się znajdzie i weźmie w posiadanie rzecz, która tak długo leżała ukryta, że jej właściciela odszukać już nie można, wtenczas nabywa własność w połowie ten, kto ją znalazł, w drugiej połowie zaś właściciel tej rzeczy, w której skarb był ukrytym. W tym wypadku zatem skarb przechodzi po połowie na własność gminy kościelnej i robotnika.

Przepis powyższy nie obowiązuje w całych Niemczech, ponieważ na mocy art. 109 ustawy, zaprowadzającej kodeks cywilny, zachowały siłę obowiązującą przepisy krajowe, według których w publicznym interesie za odszkodowaniem należy oddać władzy znalezione stare monety lub inne starożytne zabytki. W prawie krajowem pruskiem takich przepisów niema, w innych krajach, np. w Wirtembergii, istnieją.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” kwiecień 1910

Przyrząd do liczenia pieniędzy

14 listopada 2009

Przyrząd do liczenia pieniędzy wynalazł po dziesięcioletniej pracy Amerykanin Batdorf. Przy liczeniu pieniędzy postępuje się w ten sposób, że wysypuje się je na płytę, a stąd do mechanizmu, który je liczy automatycznie do wysokości 25 względnie 50 sztuk. Wskazówka pokazuje dokładnie ilość monet, jaka się w danej chwili w maszynie znajduje. Gdy ilość sztuk dosięgnie odpowiedniej cyfry, maszyna sama zawija pieniądze w rulony, otwarte na obu końcach, aby można było sprawdzić, jaka moneta w rulonie się znajduje. Maszyny takie wyrabia firma Löwe w Berlinie; przy ich pomocy można będzie w minucie przeliczyć i zwinąć w rulony 300 do 400 sztuk monet. Wiadomość powyższą zaczerpnęliśmy z miesięcznika Towarzystwa numizmatycznego we Wiedniu.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” listopad 1910

Następna strona »