Wpisy otagowane jako 1913

Przewrót w kinie 1913

6 września 2010

PRZEWRÓT W KINIE.
Wiek wynalazków a nasze nerwy. – Przecie coś nowego. – Varieté na płótnie. – „Weź Pan tego psa”. – Zachwyt cesarza. – Unarodownienie kina.

Żyjemy w epoce przewrotów – nietylko na wulkanicznym półwyspie Bałkańskim i oszalałym Meksyku. Przewroty te dokonywują się w oczach naszych codziennie, niemal pod „naszemi rękami” uczestniczymy w nich, zżyliśmy się z nimi i spoufalili tak, że nam nawet spowszedniały. Kto dziś biorąc słuchawkę telefonu do rąk i rozmawiając na setki kilometrów, zdaje sobie sprawę z tego, że uczestniczy w najspanialszym niemal wynalazku ubiegłego stulecia? Kto przekręcając „wyłącznik” światła elektrycznego pomyśli, że skonstruowanie lampki żarowej wydarło prądowi elektrycznemu skrytą w nim tajemnicę światła?

Telegramy o przelocie Garrosa nad morzem Śródziemnem czytamy dziś przy kawie porannej z równem zainteresowaniem, jak kronikę policyjną o przejechaniu gęsi przez automobil a wiadomość o sporządzeniu lokomotywy biegnącej z szybkością 120 klm. na godzinę nie pozbawia nas ani na sekundę solidnej równowagi.

„Otrzaskaliśmy” się już z kinematografem, który początkowo wprawiał nas w zdumienie, a gramofon, cudowny utrwalacz głosu ludzkiego, i dźwięków na płycie – wyjący dziś w pogodny wieczór z każdego otwartego okna – przyprawia nas raczej o irytacyę, niż o podziw i zachwyt.

A jednak są wynalazki, które zdołają jeszcze przebić się do naszych nerwów przez grubą skórę zobojętnienia i przykuć naszą uwagę, zaabsorbowaną milionem spraw codziennego życia. Oto słynny Edison, który już nieraz wprawił świat w zdumienie, dokonał po kilkuletnich próbach wynalazku, polegającego właśnie na połączeniu spowszedniałego już dziś kinematografu ze znienawidzonym gramofonem i stworzył nowość zdumiewającą: mówiące i śpiewające obrazy ruchome.

Czytaj dalej…

Co zrobić z naszemi córkami?

6 września 2010

Co zrobić z naszemi córkami?

Zbliża się koniec roku szkolnego, a z nim wielu rodzicom nasuwa się pytanie, na które z ciężkiem sercem szukają odpowiedzi. Co zrobić z naszemi córkami? Jak pokierować te liczne zastępy młodzieży żeńskiej, które rok rocznie opuszczają szkoły średnie, jak przysposobić je do życia, a więc do zarobkowania, które w obecnych czasach stało się i dla kobiety nieodzownym warunkiem bytu.

Dla chłopców istnieją przeważnie utarte, choć może nie zawsze szczęśliwie dobrane drogi, prowadzące przez uniwersytet lub technikę do karyery biurokratycznej lub do t. zw. zawodów wolnych. Dzieje się to automatycznie, i chłopak byle się „przepchał” przez gimnazyum, pchać się, będzie przez życie i dalej, do czego w nierzadkich wypadkach bardzo przydatną mu będzie protekcya.

Dziewczęta są w stokroć gorszem położeniu. Te, które po skończeniu szkoły wydziałowej i kursów handlowych, dostają posady biurowe jako manipulantki lub mundantki, mogą jeszcze mówić o szczęściu, chociaż podrzędne te posady zazwyczaj są licho płatne, nie dają zabezpieczenia na przyszłość i mogą być uważane tylko za fazę przejściową między szkołą a zamażpójściem. Urzędy telefoniczne, telegraficzne i pocztowe, gdzie również kobiety mogłyby znaleść zajęcie, są stale przepełnione, a często też ze względów oszczędnościowych nie obsadza się tam wakujących posad.   Czytaj dalej…

Ułaskawienie szpiega

24 czerwca 2010

Ułaskawienie szpiega.

W dniu 24 maja br. sąd karny we Lwowie po przeprowadzonej rozprawie przeciw Stanisławowi Jacewiczowi, podpułkownikowi rosyjskiemu, skazał go za szpiegostwo na rzecz Rosyi na 4 i pół lata ciężkiego więzienia, który to wyrok Jacewicz przyjął. Onegdaj nadeszło do prezydyum sądu pismo z gabinetu cesarskiego, którem cesarz ułaskawia Jacewicza, darowując mu resztę kary. Wezwano zaraz Jacewicza do prezydyum sądu, odczytano mu pismo cesarskie i wypuszczono natychmiast na wolność. W zamian za Jacewicza Rosya ma ułaskawić porucznika 40 pp. Józefa Wallocha, skazanego w Warszawie na 6 lat Sybiru.

„Głos Rzeszowski” z 17 sierpnia 1913

Rozporządzenie o wąsach

14 listopada 2009

Rozporządzenie o wąsach.

Ministerstwo wojny wydało rozporządzenie, w którym podnosi, że oficerowie wbrew istniejącemu od dawna przepisowi, golą często wąsy, a następnie poleca surowo, ażeby przepis ten był przestrzegany, to znaczy, oficerowie nie golili wąsów. Przywilej golenia – jak stwierdza ministerstwo wojny – przysługuje tylko pułkowi dragonów Nr. 14 imienia Windischgraetza. Pułk ten goli wąsy na pamiątkę bitwy pod Kolinem (r. 1757), w której pułk ów, utworzony z gołowąsych młodzieniaszków, odznaczył się nadzwyczajnem męstwem.

„Głos Rzeszowski” z 19 października 1913

Z psychologii telefonistek

14 listopada 2009

Z psychologii telefonistek.

Pisze się o tem prawie tyle razy, ile razy żąda się połączeń i ile razy ich się nie otrzymuje Pisze się nieustannie. Jest to osobna gałąź scyencyi dziennikarskiej, mająca swój system i metodę. Przez pół należy do mineralogii, z tej racyi, że telefoniczne panienki twarde są jak kamień i na prośby nieczułe, przez pół zaś do ornitologii, a to dlatego, że czasami figlarne są jako ptaszki…

Naukowem zbadaniem istoty zwanej telefonistką, zajął się niedawno pewien psycholog, amerykański naturalnie. Udowodnił on, że na funkcyonowanie telefonistek przy aparatach oddziaływa cały szereg przyczyn, z pomiędzy których najważniejszą jest głos mówiącego.

Ów profesor poczynił w tym celu szereg praktycznych eksperymentów. Zasadził mianowicie do telefonu dwóch jegomościów: starego o gderliwym, rozkazującym głosie i młodzieńca, obdarzonego organem miękkim i flirtownym. Obaj kolejno żądali połączeń, a profesor obserwował. I cóż się pokazało? Młodzieniec uzyskiwał stale i natychmiast właściwe połączenie, gderliwy pan zaś czekał z zasady długo i najczęściej łączono go fałszywie. Eksperyment ten powtórzył ów profesor 400 razy i zawsze z tym samym skutkiem! Jeszcze ciekawsze są rezultaty obserwacyi tych połączeń, które dokonywano po rozmowie obu jegomościów. Oto 70 prc. połączeń żądanych przez innych abonentów, bezpośrednio po rozmowie sympatycznego młodzieńca, panienki dokonały fałszywie, ciągłe jeszcze bowiem brzmiał im w uszach pociągający głosik Adonisa. Gdy zaś gderliwy pan skończył mówić, to mówiący po nim otrzymali tylko 35 prc. fałszywych połączeń. Snać cieszyły się telefonistki, że przestał mówić i nie utkwił im w pamięci ton jego głosu. Cóż stąd za wniosek? Wyprowadza go na końcu swej książki uczony profesor, wyprowadzi go też każdy czytelnik: żądając połączenia telefonicznego mówić należy uprzejmie, zalotnie i młodzieńczo…

A wtedy najniezawodniej uzyskasz dobre połączenie. Chyba żebyś nie – uzyskał.

„Głos Rzeszowski” z 21 września 1913

Blaga a medycyna

14 listopada 2009

BLAGA A MEDYCYNA

Nieco z psychologii reklamy. – Blaga w medycynie. – „Humbug” w aptekarstwie.

Zgiełk życia współczesnego nie sprzyja skupieniu ducha, koncentracji psychicznej. Wielkie przemysłowe miasta, zaciemniające niebo dymami swych kominów, miasta czarne w dzień, a czerwone w nocy, pełne zgiełku w świetle słońca i pełne zgiełku w ciemnościach – nie sprzyjają kontemplacji.

Szybkie tempo, bogate rytmy życia naszej epoki, śpiewające przeciągle w gwizdach syren fabrycznych i beczeniu dyabelskiem samochodów, grzmiące miarowo w spazmach pracy milionów maszyn, wyrywające się ze szpalt dzienników, piorunujące z trybun monstree-meetingów, brzmiące w piosence ulicznika, w śmiechu szalonej dziewczyny, płynące rytmem skandowym w teatrach i szumiące w łopocie sztandarów – te rytmy zmieszane, zmącone, tysiączne, niepokoją nas dniem i nocą, nasycają nieustannie hałasem nerw każdy, rozrywają uwagę naszą na strzępy…

Czyż dziwna, że wobec tego koniecznością się stało sztuczne podniecanie tej osłabionej władzy psychicznej człowieka współczesnego, że tylko na drodze sztucznej zdobyć można kącik w jego przepełnionej pamięci, w której wprost przelewa się od faktów, dat, nazwisk i która po pewnym czasie już wprost nic nie przyjmuje ? Czyż dziwna jednem słowem, że koniecznością życia współczesnego stała się – reklama ?
Czytaj dalej…

Przepisy o kinematografach w Galicji

14 listopada 2009

Nowe przepisy o kinematografie.

W myśl nowych przepisów o przedstawieniach kinematograficznych, obostrzono przedewszystkiem przepisy, dotyczące udzielania licencyi na kinematografy. Udzielana ona będzie odtąd co najwyżej na lat trzy, przyczem pierwszeństwo do uzyskania licencyi przysługiwać będzie przedsiębiorstwu, które pewną część dochodów swoich przeznacza na cele dobra publicznego. Znaczy to innemi słowy, że przedewszystkiem uwzględniać się będzie przy udzielaniu licencyi rozmaite stowarzyszenia i korporacye, a na drugim planie dopiero przedsiębiorców prywatnych i jednostki. Aby zapobiedz handlowi licencjami, względnie ich wydzierżawianiu, stawiać się ma za warunek, że uzyskujący pozwolenie na otwarcie kinoteatru, obowiązany jest do bezwłocznego rozpoczęcia takiego przedsiębiorstwa na własną rękę i własny rachunek.

Przy udzielaniu licencyi rozróżniać się będzie między rodzajami wchodzących w ich program produkcji. Jeśli ogranicza się jedynie do widowisk z dziedziny przyrody lub z życia codziennego, uzyskanie pełnej licencyi nie będzie trudne; natomiast podania o licencję na przedstawienia dramatyczne i senzacyjne, mogą być wogóle odrzucone lub też uwzględnione jedynie pod pewnemi ostremi zastrzeżeniami. Urządzanie t. zw. „pikantnych przedstawień”, względnie przedstawień tylko dla mężczyzn, może być zupełnie zabronione, a z góry zabronione jest reklamowanie takich widowisk.

Każdy film, przeznaczony do produkcyi publicznej, musi być, jak dotyczas, poddany cenzurze władzy politycznej. Cenzurę tę wykonywać ma komisya, złożona z pięciu członków, w której skład wchodzić będą: reprezentant policyi i krajowej Rady szkolnej, dwaj reprezentanci stowarzyszeń humanitarnych, zajmujących się wychowaniem młodzieży, wreszcie jeden sędzia. Udzielone przez tę komisję pozwolenie na przedstawienie danego filmu, nie wyklucza jednakże bynajmniej następnego usunięcia go z repertuaru drogą zakazu kompetentnej władzy, a nawet jego konfiskaty.
Czytaj dalej…

Kinematograf i kinefon 1913

14 listopada 2009

Tadeusz Dąbrowski.

KINEMATOGRAF i KINETOFON.

Zabawne są wogóle wszystkie proroctwa, przyszłości wieszczące. Ubawiłem się tedy niezgorzej, czytając feileton „Berliner Tageblattu”, „Pester Lloydu”, „Zeit”, które na wieść o wynalazku Edisona, mającym obrazowi świetlnemu, rzucanemu ns płótno, dodać jeszcze słowo – zapowiadały śmierć kinematografu na rzecz kinetofonu. A wynalazek ten zaczyna przybierać już realne kształty. Onegdaj w Wiedniu odbył się pokaz przed zbiegowiskiem ciekawej publiczności. Maluczko, maluczko, a nowy typ świetlnych teatrów rozpocznie tryumfalny swój pochód po świecie. Drzyjcie wszyscy koncesyonowani przedsiębiorcy, drzyjcie wytwórcy film, właściciele wypożyczalń dla wszystkich krajów ziemi! Oto nadchodzi zagłada.

No, ale zanim się to stanie, możemy tymczasem spokojnie szansę rozważyć? Czemże będzie kinetofon, który objąć ma niepodzielne władztwo w przyszłości? Będzie fotografią dzisiejszego teatru i metod, które nim rządzą. Czem jest zaś kinematograf? Jest odbiciem starego teatru, o którym dziś już myślimy z uśmiechem, z jego patosem, koturnem i teatralnymi gestami, oraz gonitwą, mu właściwą, za melodramatycznym efektem. To są przecież różnice kilkudziesięciu lat kultury co najmniej, różnice smaku i wyrobienia estetycznego i nie można się spodziewać tak łatwo, by różnice te rychło się zatarły. Kinetofon i kinematograf to jest krótko i jasno: teatr artystyczny i teatr ludowy, popularny. A jak nie można myśleć o tem, by cała ta gawiedź, która się zbiega dzisiaj do świetlnego teatru, miała pójść jutro do zwykłego „granego” teatru, tak trudno pomyśleć wprost, by kinetofon całą tę rzeszę gawiedzi mógł pod skrzydła swoje zagarnąć.  Czytaj dalej…

Jak powstają austryackie monety i banknoty?

14 listopada 2009

Jak powstają austryackie monety i banknoty?

Odwiedzający kinoteatry będą mieli sposobność zapoznać się z bardzo interesującym filmem. Donoszą bowiem z Wiednia, że ministerstwo skarbu zezwoliło na kinematograficzne zdjęcie mennicy państwowej i kolei, jakie przechodzą kruszce i papiery, zanim zamienią się na monety i banknoty. Austryackie ministerstwo skarbu należy w tym wypadku [do] wyjątków, inne bowiem państwa zazdrośnie strzegą tajemnicy wyrobu pieniędzy, aby zaspokojeniem ciekawości ludzkiej nie narażać skarbu państwa na ewentualne straty, które mogą spowodować rozmaici fałszerze.

„Głos Rzeszowski” z 10 sierpnia 1913

Telegraf bez drutu jako przyrząd meteorologiczny

14 listopada 2009

Telegraf bez drutu, jako przyrząd meteorologiczny.

Młody uczony francuski F. Duroquier, ogłosił w czasopiśmie „Nature” rezultaty swych badań nad telegrafem bez drutu, jako aparatem meteorologicznym. Doświadczenia swe i obserwacye prowadził Duroquier przez cały rok na stacyi telegrafu bez drutu w miejscowości Danche, w departamencie Inre et Loire we Francyi; aparat telegraficzny połączył w swych doświadczeniach z telefonem otrzymał bardzo ciekawe wyniki.

Wszelkim perturbacyom meteorologicznym towarzyszą, jak wiadomo, perturbacje elektryczne. Perturbacye zaś elektryczne mogą być zaraz przy ich powstaniu w bardzo rozległym okręgu odczuwane przez aparaty, czułe na elektryczne (Hertza), powstające w atmosferze przy różnych zmianach pogody. Okazuje się, że aparat telegrafu bez drutu, jako czuły na fale Hertza, daje zupełnie nieoczekiwaną możność badania elektryczności atmosferycznej, w praktycznem zaś wyzyskaniu tych studyów daje pożyteczne wskazania co do stanu atmosfery. Obecnie określenia naukowej meteorologii ograniczają się do określenia burz, przyczem w tym celu stosowane są albo dźwiękowe sygnały – dzwonki, albo aparaty piszące, połączone z elektrycznemi detektorami; wszelkie wyładowanie burzowe elektryczności na wielkiej odległości sygnalizuje dzwonek lub gwałtowna deformacya linii krzywej na zapisującym aparacie. Duroquier zastosował nowy, bardzo prosty sposób obserwacyi, którego dotąd nie używano, a mianowicie, telefon. Pioruny, deszcz, zimno burze, regestruje odbieracz telefoniczny przy aparacie radiotelegraficznym przez charakterystyczne „zjawiska dźwiękowe”, które Duroquier nazywa „pasożytami atmosferycznemu”, t j. „saletnikami” rozmaitych zmian pogody. Duroquier stwierdził i zanotował w telefonie następujące typowe dźwięki: silny, powtarzający się i rosnący trzask oznacza zbliżającą się burzę piorunową i naodwrót, przy oddalaniu się burzy trzask słabnie i rozlega się rzadziej; padający nawet bardzo daleko od stacyi grad powoduje lekki świst, pochodzący ze słabych wyładowań elektrycznych wśród stykających się kulek gradu; obniżenie się temperatury, przymrozkom jesiennym, towarzyszą słabe dźwięki, przypominające klaskanie w ręce; przybliżanie się deszczu, śniegu, mgły, robiącym powietrze lepszym przewodnikiem elektryczności, sprzyja większej dokładności radiotelegraficznych wskazań, a odwrotnie działa zimno i suchość atmosfery.

Wszyscy mający do czynienia nawet ze zwykłym aparatem telefonicznym, czynnym na większych przestrzeniach t. zw. „międzymiastowym”, n. p. urzędnicy przy telefonach, dziennikarze, mogli zaobserwować podobne zjawiska; teraz po doświadczeniach Duroquiera mogą systematyzować swoje spostrzeżenia i uzupełniać.

Po tem sprawozdaniu z rezultatów swoich obserwacyi, Duroquier daje wskazówki co do szczegółów z doświadczeń z przepowiadaniem pogody na stacyach telegrafu bez drutu i wskazuje na ważność i konieczność podobnych „aerologicznych” spostrzeżeń, które w połączeniu z innemi danemi, pozwolą meteorologii z większą niż dotychczas pewnością i dokładnością przepowiadać pogodę.

„Głos Rzeszowski” z 28 września 1913

Plaga telefoniczna

14 listopada 2009

Plaga telefoniczna.

Ktoś powiedział, że jedna rozmowa telefoniczna – to jeszcze nie wielkie nieszczęście, ale kilka z rzędu, to tortury, godne piekła dantejskiego. Bystry ten obserwator napewno opierał się na doświadczeniach, zebranych choćby i w Rzeszowie. Istotnie telefony zdają się być zaprowadzone w tym celu, by targać nerwy nieszczęśliwych abonentów, zdanych na łaskę i niełaskę „Klapki”, która nigdy nie spada, dzwonka, który nie dzwoni gdy tego potrzeba, a który wszczyna niemiłosierny hałas, gdy „nikt się nie zgłaszał”, fałszywych połączeń i przerwanych linii. Uzyskać u nas natychmiast dobre połączenie, to prawie to samo, co wygrać główny los na loteryi. A gdy nareszcie połączenie zostało uskutecznione, to jest ono niemal tak nierozerwalne, jak sakrament małżeństwa. Nic nie pomogą protesty i oddzwaniania. Gdy cię los sprzągł z zakładem „Concordia”, to cię nie uwolni od tego towarzystwa żadna siła, gdyż przez pół godziny panienka, której przydzielono twój numer, zapomniała o twem istnieniu i nie interesuje się wcale twoją klapką. Za to gdy musisz przez telefon załatwić dłuższą jakąś sprawę, przerywa ci co chwila srebrzysty głosik telefonistki: „Czy pan jeszcze rozmawia?” I dobrze gdy się zapyta, bo często zdarza się, że jej się sprzykrzy długa twoja i zapewne nudna konferencya, więc poprostu przecina w krótkiej drodze gordyjski węzeł pertraktacyi, przerywając połączenie.

Każdą rzecz przykrą można przyjmować ze stoicyzmem, a nawet z humorem. Ale, że telefon ten dziś tak ważny czynnik naszego przyspieszonego rytmu życiowego, zaliczać trzeba do rzeczy przykrych – jest skandalem. Zwłaszcza, gdy ktoś zmuszony jest często posługiwać się telefonem, odczuwa braki jego jako stan nie do zniesienia. Abonenci niestety zbyt często jaskrawe mają tego przykłady, a bezowocne prośby uzyskania rozmowy są zjawiskiem codziennem. Uzbrajamy się rzeczywiście w cierpliwość: powstrzymujemy się od skarg, do których niemal ciągle mielibyśmy powody, wiemy bowiem, że każda skarga znajduje echo i przykry sposób odbija się na personalu. Nie chcemy wcale obwiniać urzędniczek. Być może, że przeciążone pracą, zdenerwowane i licho płatne, nie mogą podołać swej służbie. Ale w takim razie niech będzie ich więcej, niech urlopy ich będą dłuższe, albo niech nam dadzą automaty. W przeciwnym razie bowiem, w naszem mieście nie będzie niczem więcej, tylko smutną parodyą instytucya, która w innych miastach funkcyonuje bez zarzutu, a u nas staje się istną plagą – za drogie pieniądze.

„Głos Rzeszowski” z 11 maja 1913

Dola weterana

14 listopada 2009

Dola weterana.

Znanym jest dobrze mieszkańcom naszego grodu, sympatyczny 72 letni staruszek, sprzedający sodową wodę pod kasztanami. Lecz nie wszyscy może wiedzą, że to jest powstaniec – Sybirak, Wincenty Chmiel, bohater z pod Wojsławic i Rzeżyny.

Staruszek pobierał pensyę z Towarzystwa Weteranów 63-4 r. ze Lwowa, w wysokości nędznych 8 koron. „Za wiele do śmierci – za mało do życia” jak mówi przysłowie, to też nędzną była dola tego prawego syna ojczyzny. Ale oto od pięciu miesięcy, z niewiadomych powodów, przestano zupełnie przysełać tę skromną zapomogę biedakowi, który w obec chłodnego lata i ciągłych deszczów i z sodowej wody nie może osiągnąć żadnego prawie dochodu – przymiera więc głodem, nie wiedząc jakiego użyć pośrednictwa, by się dowiedzieć co jest powodem zdania go na łaskę ślepego losu. Miejscowy delegat Towarzystwa, p. Dąbrowski zrezygnował z swego stanowiska – nie zostaje nic innego jak za naszem pośrednictwem zapytać Towarzystwo weteranów 63-4 r. czy tak się wynagradza za miłość Ojczyzny i krew przelaną?…

„Głos Rzeszowski” z 10 sierpnia 1913

Ilu przodków ma człowiek?

14 listopada 2009

Ilu przodków ma człowiek?

Pytanie to było już niejednokrotnie przedmiotem badań i obliczeń, które doprowadziły do najnieprawdopodobniejszych rezultatów. Jeżeli za punkt wyjścia obliczeń weźmie się ilość pokoleń, to szereg tych pokoleń staje się nieskończenie długi.

Każdy człowiek ma dwoje rodziców, dwie babki, dwóch dziadków, cztery prababki, czterech pradziadków i t. d. w nieskończoność. W dziesiątem pokoleniu wstecz każdy człowiek ma już 1000 przodków, w 16 już 65.000 a w dwudziestem ilość przodków dochodzi do miliarda.

Przodkowie obecnie żyjących ludzi przedstawiali około r. 800 armię 8 mil. Naturalnie tylko teoretycznie. Praktycznie biorąc, wielka ilość przodków odpada wskutek pokrewieństwa i tak n. p, rodzeństwo ma tych samych rodziców, cioteczne lub stryjeczne rodzeństwo tych samych dziadków i t. d. Przez każde, nawet najdalsze pokrewieństwo wypada pewna część z górnych szeregów przodków i miliardy teoretycznie obliczone znacznie topnieją, tak że w końcu nie można się już tak bardzo dziwić, że ludzkość na ziemi doszła obecnie zaledwie do liczby l i pół miliarda.

„Głos Rzeszowski” z 27 kwietnia 1913

« Poprzednia strona