Wpisy otagowane jako 1929

Tajemnice gumy do żucia

20 maja 2017

Tajemnice gumy do żucia.

Opowiadają następującą, dziwną, ale, jak na amerykańskie stosunki, nader prawdopodobną, historję powstania gumy do żucia. Pewien nowojorski kupiec otrzymał był przed dawnemi laty z Meksyku ładunek żywicy z drzewa zwanego „chicle” i to z poleceniem przerobienia jej na gumę. Niestety, nadesłany towar żadną miarą do tego celu się nie nadawał. Cóż tedy robić z całym ładunkiem? Odbiorca – niezawodnie był nim ów Mr. Thomas Adams, którego fabrykanci gumy do żucia ogłosili największym dobroczyńcą narodu – był zwolennikiem amerykańskiego na świat patrzenia: Nie dlatego – począł rozumować jankes – rośnie w Chinach ryż, bo go Chińczycy chętnie jedzą, ale właśnie dlatego, że w Chinach rośnie ryż, stał się on pożywieniem Chińczyków. Nie dlatego białe niedźwiedzie i psy morskie żyją pod biegunem, bo Eskimosi lubią ubierać się w białe futerka i smarować się tranem, ale rzecz ma się odwrotnie.

Przeto Mr. Thomas zadecydował bez długiego namysłu: Amerykanie muszą zjeść mój ładunek, poprostu z tego powodu, bo nadszedł do Ameryki. A na cóż zresztą reklama?  Czytaj dalej…

Dziesięć lat ukrywał się w chlewku przed wojskiem

26 lipca 2016

Dziesięć lat ukrywał się w chlewku przed wojskiem.

We wsi Wesołówka ziemi sandomierskiej policja ujęła dezertera Władysława Kwaśniewskiego, który uciekł z wojska przed 10 laty i do chwili obecnej ukrywał się bez przerwy w rodzinnej wiosce na poddaszu chlewa, gdzie pożywienie podawała mu matka. Kwaśniewski, gdy go brano do wojska, był młodzieńcem silnym i dobrze zbudowanym; po 10 latach dobrowolnego więzienia na stryszku bez ruchu niemal, w okropnych warunkach higjenicznych, przedstawia straszliwy obraz. Sprowadzony do Sandomierza, zachowuje się jak dziki człowiek, a na zadawane mu pytania, dlaczego uciekł z wojska, odpowiada w kółko: „Bo się strasznie bojałem”. Policja ujęła go przypadkowo. Mianowicie burza wyrwała strzechę nad chlewikiem, a sąsiedzi, zobaczywszy dziwnego człowieka, który opuszczał kryjówkę, donieśli o tem policji. Ujęcie niezwykłego dezertera wzbudziło sensację.

„Gwiazdka Cieszyńska” z 28 maja 1929

Zwariowane kobiety z Essen

20 maja 2016

Zwarjowane kobiety z Essen
Bezimienna gmina. – Kobiety opętane manją religijną.

W mieście Essen siedem histerycznych kobiet zawiązało szczególniejszą sektę religijną pod nazwą „Gminy bezimienne]”. Praktyki ich religijne polegały na tem, że codziennie zbierały się w kaplicy miejscowego szpitala i modliły się. Nie byłoby w tem nic nadzwyczajnego, ale kobiety te utrzymywały, że są wysłankami Boga i przez Boga powołanemi do uzdrawiania ludzi.

Mimo oporu służby szpitalnej, wchodziły do sal, zatrzymywały się przy każdem łóżku, wkładały chorym ręce na głowę, wyrabiały najrozmaitsze cudactwa i „hokus pokus”, a za żadną cenę nie można było się ich pozbyć.

Ta plaga szpitalna trwała przeszło pół roku. Zjawiały się one regularnie w każdą środę i niedzielę i robiły takie zamieszanie i niepokój na sali chorych, tak denerwowały pacjentów, że postanowiono je siłą usunąć. Ale i to niewiele pomogło, gdyż histeryczki, wyrzucone jedną bramą, powracały drugą. Wezwano ostatecznie policję, a gdy ta chciała przy pomocy pałek gumowych zrobić porządek, dostały prawdziwego szału. Broniły się, gryzły. drapały i kopały policjantów, rzucały się na ziemię, tak, że i policja okazała się wobec nich bezsilną.

Ostatecznie dyrekcja szpitalna zrobiła doniesienie do prokuratorji o naruszenie spokoju publicznego, a policja ze swej strony o opór władzy. W sądzie oświadczyły histeryczki jednomyślnie, że spełniają tylko rozkaz Boży i że na przyszłość absolutnie nie rezygnują z odwiedzania szpitala. Ponieważ wyrok nie jest jeszcze prawomocny, wszystkie siedem historyczek cieszą się wolnością i znowu są plagą szpitala. Nic nie pomogło nawet, że jeden z nieszczęśliwych małżonków obił swoją żonę, należącą do 7 stowarzyszonych, gdyż ciągle tylko biegała do szpitala i cały dzień się modliła, pozostawiając gospodarstwo i 6 dzieci na opiece męża. Psychiatrzy twierdzą, że te kobiety są ciężko chore, a co gorsza, istnieje obawa, ze duchowa ta zaraza może się rozszerzyć i przejść także na inne niewiasty.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 9 sierpnia 1929

Karygodne wybryki w Złoczowie

12 października 2013

Karygodne wybryki młodzieży gimnazjalnej w Złoczowie.
(Telegram własny „Il. Kuryera Codziennego”)

Lwów, 20 lutego (C).

W związku z wynikiem klasyfikacji w gimnazjum w ZŁoczowie dopuścili się uczniowie gimnazjum szeregu karygodnych wybryków.

Oprócz wybicia szyb w gimnazjum, w mieszkaniu jednego z profesorów, znieważono czynnie nauczycielkę. Policja prowadzi dochodzenia celem ujęcia sprawców.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 22 lutego 1929

Niedyskrecje stacji nadawczej

6 listopada 2012

Niedyskrecje stacji nadawczej.

W Stanach Zjednoczonych radjofonja nie jest zmonopolizowana, jak w Europie; ogromna ilość firm przemysłowych, kościołów, dzienników, agencji prasowych, propagandowych i t. p. w rozmaitych stanach, w różnym czasie i na różnych falach, nadaje komunikaty lub koncerty najbardziej odpowiadające celom, stawianym przez nadawców. Ponieważ nikt w Ameryce nie wie, kto, co i o jakiej. porze będzie nadawał przez radjo, ta okoliczność nasunęła żartownisiom w małem mieście stanu Ohio pomysł połączenia domowej instalacji telefonicznej z głośnikiem pewnego wytwornego klubu.

Kiedy rzecz cała była gotowa, w godzinach, gdy w klubie zbierało się najliczniejsze towarzystwo, sprawcy „kawału” radjowego zaczęli nadawać sensacyjne wiadomości, ujawniające pewne, wymyślone lub istotne, wykroczenia, których mieli dopuścić się wybitni członkowie tego klubu. Podano więc sensacyjne wiadomości o uprawianiu przez owych członków klubu, szmuglu napojów alkoholowych, zdrad małżeńskich, zaciąganiu wielkich długów, nie wahając się przed rozgłoszeniem tą drogą wielu innych, intymnych szczegółów z życia prywatnego osób, cieszących się opinią ludzi bardzo zamożnych i solidnych. Zrozumiała była panika, która podawanie codzienne tego rodzaju wiadomości, nie nadających się do rozgłaszania publicznego, musiało wywołać w sferach towarzyskich. Skompromitowani obywatele postanowili wreszcie wnieść skargę do władz policyjnych, które ze swej strony zwróciły się przedewszystkiem do Waszyngtonu z zapytaniem, jak należy postąpić w tej sprawie?

Otrzymano odpowiedź, aby natychmiast zmontować automobil z przyrządami radjogonometrycznemi i wysłać na miasto, celem wykrycia tajnej stacji nadawczej. Jak podają dzienniki amerykańskie, sprawcy tego niesmacznego kawału zameldowali się sami w policji, dzięki czemu afera ich została wykryta i zdemaskowana.

„Gazeta Lwowska” z 23 marca 1929

Minister roznosicielem gazet

23 września 2011

Minister roznosicielem gazet.

Nowy angielski minister poczt i telegrafów, Lee Smith, opowiada o zabawnem zdarzeniu, które mu się przytrafiło, gdy bawił niedawno na urlopie w pewnym zakątku Walji.

Minister wszedłszy do biura pocztowego, aby kupić znaczków pocztowych, zauważył, że jedyna urzędniczka, a zarazem telegrafistka tego biura jest wprost w rozpaczy. Zapytał więc o powód tego zdenerwowania i otrzymał odpowiedź, że nadeszła depesza terminowa, która ma być natychmiast odesłana adresatowi, tymczasem chłopiec biurowy roznosi właśnie listy.

Według zaś przepisów pocztowych nie wolno urzędniczce opuścić pod żadnym pozorem biura pocztowego, ma jednak prawo powierzyć, w braku roznosiciela depesz, depeszę terminową osobie budzącej zaufanie, do odniesienia adresatowi za wynagrodzeniem 3 pensów.

Minister, widząc rozpacz urzędniczki, podjął się odniesienia depeszy.

Panna spojrzała wobec tego uważnie na usłużnego klienta i rzekła:

- Wygląda pan na człowieka, któremu można zaufać. W imię więc Boże powierzam panu depeszę.

Minister nietylko odniósł zaraz wręczony sobie telegram pod wskazanym adresem, ale także przyjął zarobione uczciwie trzy pensy.

Na pytanie jednak, co sobie za te trzy pensy kupił, odpowiada tylko uśmiechem.

„Gazeta Lwowska” z 19 września 1929

Lis wegeterianin

12 sierpnia 2009

Z Mozajki lisiej

Lis wegeterjanin


W październiku roku zeszłego znajomy mój p. K. wyjechał faetonem wraz z żoną, wczesnego słonecznego popołudnia w pole, celem obejrzenia orki. Gdy przejeżdżał drogą polną, obok świeżo wschodzącej na buraczysku pszenicy, zwrócił mu uwagę woźnica na lisa, który na tymże łanie o kilkaset kroków od drogi, coś białego zajadał.

Ponieważ p. K. broni ze sobą nie miał, pojechał spiesznie do pługów, których dozorca miał przy sobie strzelbę pośledniego gatunku, celem płoszenia i tępienia gawronów niszczących zasiewy pszeniczne. Wziąwszy tę dubeltówkę, polecił woźnicy ostrożnie lisa okrążać i podjeżdżać. Ten rzeczywiście tak sprytnie manewrował, że zbliżył się, nie płosząc lisa – na jakich 60-70 kroków.

Po strzale wywrócił się mykita martwy, trzymając ów biały przedmiot w pysku. Tym przedmiotem, był duży burak cukrowy, niezebrany z pola.

Widocznie lis ten był namiętnym amatorem słodyczy, skoro w biały dzień, w czasie ruchu w polu i mając w dostatecznej ilości innego żeru – z taka zapamiętałością konsumował buraka i to go ostatecznie zgubiło.

„Łowiec” 1 maja 1929