Wpisy otagowane jako broń

Zdarzenia myśliwskie

5 lipca 2012

Prawdziwe wydarzenia.

Myślistwo jest najprzyjemniejszą rozrywką, jest to zdrowy sport, wykonywany stale na świeżem powietrzu i w ciągłym ruchu, hartuje więc ciało, rozwesela człowieka, daje wiele wrażeń, uczy poznawać życie zwierza, jego zwyczaje i różne sposoby bytowania.

Krążą między ludźmi śmieszne anegdoty o myśliwskich kłamstwach i utarło się przekonanie, że każdy nemrod to wierutny łgarz, któremu nikt nie wierzy, gdy opowiada jaką przygodę myśliwską, lub jakiś nadzwyczajny wypadek. Lecz proszę mi wierzyć, że czasami dzieją się na polowaniach takie rzeczywiście niewiarogodne, a jednak prawdziwe wydarzenia, że tylko człowiek, nie mający pojęcia o myślistwie, nie może, czy też nie chce w to uwierzyć; przytoczę tu kilka wypadków, słyszanych od ludzi osobiście mi znanych, uczciwych i wiarogodnych.

Ś. p. Józef Ostrowski, brat mój, o którym było wspomnienie w Nr. 18 „Łowca Polskiego”, opowiadał takie zdarzenie:

W czasie polowania w lasach Kaukazu, pewnego dnia, żołnierz z komendy myśliwskiej zabił szakala i momentalnie zdjął z niego skórę; pod koniec tej operacji nadszedł mój brat i widzi, że krwawe ścierwo szakala, z wytrzeszczonemi na wierzchu ślepiami podnosi się i chwiejąc się na wszystkie strony, pełznie, chcąc się ukryć w krzakach – był to widok tak okropny, że brat mój nie mógł na to patrzeć i kazał żołnierzowi dobić nieszczęśliwe zwierzę.   Czytaj dalej…

Karabin maszynowy Maxima

12 maja 2011

Mitraileza Maxima.

Jak już telegraficznie było doniesionem cesarz Franciszek Józef zarządził zaprowadzenie mitrailezy Maxima w uzbrojeniu fortec. Jak wiadomo, od dawniejszego już czasu nabyto dla Austryi wielką ilość armat Maxima. Działa te, z których w ciągu minuty dać można około 600 strzałów, urządzone są do zwykłych nabojów karabinowych. – Naboje przymocowane są do płóciennych lub papierowych skrawków i przez te wprowadzone zostają do lufy. Działo to o tyle samo się obsługuje, iż odskok wsteczny, który przy wystrzale następuje, służy jako siła do wypchnięcia próżnych tutek nabojowych, do wprowadzenia nowych nabojów i do strzału. Żołnierz, obsługujący działo, które przed nieprzyjacielskiemi pociskami osłonięte jest żelazną kurtyną, zajmuje się tylko celowaniem działa i wkładaniem nowych wiązek nabojów. Aby zapobiedz rozpalaniu się lufy, co wskutek szybkiego strzelania niezawodnieby nastąpiło, otoczona ona jest rurą napełnioną wodą. Woda ta musi jednak od czasu do czasu być zmienianą, gdyż po pewnej ilości strzałów staje się niemal wrzącą. Wynalazca tej armaty Amerykanin Hyram Maxim utworzył również samodzielny karabin dla piechoty, przy którym odskok w tył niemniej jako działająca siła jest zużytkowanym.

„Czas” z 24 października 1889

Karabiny iglicowe

12 maja 2011

Karabiny igiełkowe.

„Journ. des Déb.” podaje następujący opis tych karabinów: „Karabin używany w armii pruskiej, którego znaczenie można było poznać podczas wojny duńskiej, dogodnym jest do użycia i niesłychanie szybko daje strzały. Nabija się z tyłu i zapala się za pomocą igły poruszanej sprężyną, kolba jest nieruchoma i ma kamerę, część lufy opierająca się bezpośrednio na kolbie jest ruchoma, zatyczka łatwo dająca się ujmować, posuwa ją od tyłu ku przodowi i odsłania kamerę, gdzie wprowadza się ładunek. Kiedy broń jest wystrzelona, lub kiedy jest nabita, zatyczka znajduje się po prawej stronie broni przed kurkiem cokolwiek nad zamkiem; kiedy żołnierz chce nabić broń, opiera ją o lewe ramię, prawą ręką bierze za zatyczkę, ruchem półkulistym sprowadza ją ku środkowej części lufy i pcha ją jak zasuwkę; pociąga ona cześć lufy, do której jest przymocowana i odsłania część tylną, żołnierz natenczas bierze ładunek, wprowadza go do kamery, powraca na miejsce część ruchomą ruchem od tyłu ku przodowi i spuszcza zatyczkę, która wracając do normalnego położenia hermetycznie zamyka lufę. Pociąga za cyngiel, kurek uderza w brandrurkę i uderzenie porusza bardzo prosty mechanizm, który posuwa na ładunek w środkowej jego części kostka, mocna kończatą igłę z tyłu naprzód; igła przeszywa tył ładunku i zapala naokoło masę piorunująca znajdująca się w ładunku. Wybuch wyrzuca cały ładunek, obwolutę, proch i pocisk; nie potrzeba zatem wyjmować obwoluty jak w strzelbach Lefaucheux. Tak w tym systemie usunięto rozrywanie ładunku, użycie stępla, piston. Łatwo można zrozumieć, że żołnierz pruski może dać pięć do sześć wystrzałów, kiedy jego przeciwnik może dać zaledwo jeden.”

„Gazeta Lwowska” z 16 lipca 1866

Czy kanonady armatnie sprowadzają deszcz?

24 czerwca 2010

Czy kanonady armatnie sprowadzają deszcz?

W Tygodniku wychodzącym w Cincinnatti znalazł się ktoś co napisał artykuł pod tytułem: Czy można deszcz sprowadzić, kiedy się zechce i gdzie się żąda? W tym artykule pisze między innemi, że w wojnie teraźniejszej kanonady nad Potomakiem, York River, James River, Mississipi, zawsze za sobą ciągnęły deszcze i burze. Później dopiero opatrzono się, że wstrząśnienia powietrza sztuczne, mogło być ich przyczyną. Gdyby wojna amerykańska fakt ten wyjaśniła, mogłyby z niego wyniknąć wielkie korzyści dla rolnictwa i nowa epoka w produkcyi zbóż, które niebo podlewałoby na żądanie człowieka. Należy więc wszędzie czynić nad tem pilne postrzeżenia. Po bitwie pod Bull Run w Wirginii, cały następny dzień deszcz padał, w Węgrzech w kampanii 1849 pod Budą każdy szturm i odstrzeliwanie sprowadzały deszcze.

„Nadwiślanin” z 4 lutego 1863

Kula w mózgu

24 czerwca 2010

Czy można żyć 38 dni z kulą w mózgu? Tak jednak było w Ayange, i opisuje ten wypadek następnie dziennik Le Voeu national, wychodzący w Metz:

D. 20 listopada 17letni chłopiec Jan Piotr Evener podbiegł niejakiemu Durenne pod rękę, kiedy tenże strzelał do celu. Strzał padł, lecz nikt nie wiedział, gdzie kula utkwiła. Spostrzeżono tylko na czole Evenera ponad prawem okiem małą plamę zakrwawioną, z której jedna kropla krwi się wysączyła i mniemano, że Durenne zmierzając się, uderzył strzelbą Evenera w czoło. Wypadek ten nie miał w pierwszej chwili żadnych następstw. Evener posługiwał dalej przy strzelaniu do celu, i dopiero później czuł się nieco słabym, lecz nie w takim stopniu, aby musiano szukać lekarza. Dopiero w parę tygodni po tym wypadku ojciec Evenera dostrzegł, że syn jego ma gorączkę i zawezwał lekarza. Chory zaczął majaczyć, a potem wpadał często w szał, okazywał znaki obłąkania, wśród którego wydawał krzyki podobne do ryku i ciągle trząsł głową i kołysał ją. D. 27 grudnia umarł. Burmistrz miejscowy, któremu cała choroba Evenera zdawała się być niepojętą, zawiadomił prokuratora i doniósł mu o dziwnych symptomatach choroby. Tegoż dnia zrobiono oględziny ciała i przystąpiono do otwarcia głowy. Znaleziono kulę w głowie, która przeszyła czoło, cały mózg i uwięzła w nim, a do koła niej utworzyło się owrzodzenie.

„Czas” z 16 stycznia 1867

Niewypały Przemyśl 1919

24 czerwca 2010

Tragiczny wypadek zdarzył się w domu kolejarza Kurka, zamieszkałego w pobliżu mostu drewnianego. Dzieci przyniosły kilka naboi karabinowych i wrzuciły je między węgle do kubła. P. Kurkowa włożyła węgle pod kuchnię. W chwili, gdy potem pochyliła się nad kuchnią, grzebiąc w palenisku, nastąpiła eksplozya, która nieszczęśliwą położyła trupem na miejscu.

„Ziemia Przemyska” z 26 stycznia 1919

Nadzwyczajna siła broni palnej naszego wojska

11 sierpnia 2009

Nadzwyczajna siła broni palnej naszego wojska.

Przed paru dniami, objaśniało się dwóch ludzi dozoru więziennego, co do sposobu w jaki się obecna broń wojskowa nabija. Próba odbywała się z karabinem nabitym, który wystrzelił. Kula przebiła 3 calowe drzwi dębowe do sieni więzień prowadzące, przebiła okno z taką siłą, iż dziurka w tafli była jakby wywiercona, małym świderkiem, odbiła się skośno o boczną ścianę schodów, uderzyła w mur na skręcie prostu i wróciła napowrót inną trasą przez okno, przebiegła dość szeroką ulicę i uderzyła o gmach więzienny wybiwszy dość głęboki otwór. Przypadku na szczęście nie było żadnego.

„Pogoń” z 1 listopada 1881

Czuwajcie, bo nie wiecie śmierci godziny!

11 sierpnia 2009

Z Paryża.

„Czuwajcie, bo nie wiecie śmierci godziny!” Prawdę owych słów przypomina nam nagła śmierć księcia Beauveau-Craon. (czytaj Bowo-Kraon) Książe występując z wozu swego, upuścił na ziemię pistolet nabity, który sam wypalił i tak nieszczęśliwie trafił księcia, że za parę minut skonał.

Gazety od Renu opowiadają, nam dwa zdarzenia, gdzie muchy były przyczyną nagłéj śmierci. W Dirschuoen umarła 28. Czerwca niewiasta, która po ukąszeniu muchy spuchła i tego samego dnia życie skończyła. Trzy tygodnie przed tém umarła w Oberwichterich z téj saméj przyczyny młoda żona wyrobnika. I cóż to za muchy? Tu zachodzi insza przyczyna, bo nie masz much tak jadowitych. W ciałach zdechłych kretów, szczurów, raków i innych zwierząt, kiedy się zacznie zgnilizna, utworzy się bardzo ostra trucizna. Muchom nie szkodzi ten jad, ale gdy się go mucha napije, a potem człowieka ukąsi, dostaje się coś z owéj trucizny w krew człowieka i człowiek takim sposobem bywa przez muchę zatruty. Więc bądźcie ostrożni a gdzie ujrzycie ścierw zwierzęcia, zakopujcie go do ziemi, aby was nie spotkało nieszczęście przez jadowite ukąszenie muchy.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 24 lipca 1868

Nowy przyrząd do strzelania w ciemności

10 sierpnia 2009

Z dziedziny wynalazków.

Wiadomo jak trudnem jest skuteczne strzelanie w nocy – a często bardzo zwierz upragniony unika starannie światła dziennego i tylko nocną porą jak cień, przesuwa się ledwie dostrzegalny dla oka oczekującego nań na zasiadce myśliwego. Zasiadka ma u nas mało zwolenników, lecz w tropikach jest to czasem jedyny sposób dojścia do strzału do grubych, tamtejszych drapieżników a i u nas trafia się czasem sposobność strzału wśród nocy do dzików, które za dnia gdzieś w cudzych rewirach o kilkanaście kilometrów może mają swoje barłogi i poza nocną porą bywają dla nas niedostępne. Lecz jakżeż trudno wśród mroków strzelić z pewną precyzyą.

Ażeby temu zaradzić, używano różnego rodzaju lamp i reflektorów, bądź umieszczanych na lufie broni lub też działających osobno a mających na celu oświetlenie przedmiotu do którego strzelać wypadło. Do tak oświetlonego przedmiotu, o ile dał się oświetlić, trzeba było dopiero pospiesznie mierzyć a strzał był w każdym razie zawisłym od zręczności strzelca i znacznie zawsze problematyczniej-szym jak przy dziennem oświetleniu, pominąwszy już inne różne, ciemne strony połączone z dźwiganiem i przewożeniem dużych skomplikowanych aparatów.

Przed kilku jednak dniami wpadł mi w rękę projekt broni, za pomocą której może każdy bez celowania wśród najciemniejszej nocy umieścić kulę w żądanym punkcie. Kapitan artyleryi w Przemyślu pan Daninger jest wynalazcą tego przyrządu, który zastosowany do broni kulowej pozwala nam posługiwać się nią wśród nocy z najlepszem powodzeniem.

Pomysł pana Daningera polega na następujących szczegółach. Do lufy broni kulowej przytwierdzony rodzaj lunety. W lunecie tej nie ma szkła ocznego a zamiast niego dwa metalowe, polerowane wewnątrz jako reflektor. Przed tem dnem w kierunku ku objektywowi jest umieszczona malutka lampka elektryczna a przed nią krzyż tak, jak w zwykłej lunecie sztućcowej. Przed krzyżem zamknięta jest luneta dalszemi soczewkami i objektywem. Lampka za pomocą splecionego drutu połączona jest z suchą bateryjką elektryczną, którą można wygodnie umieścić w kieszeni.

Jeżeli teraz wśród nocy rozświetlimy za pociśnięciem guzika lampkę w lunecie, to rzuci nam cień krzyża na przedmiot znajdujący się w osi lunety, oświetlając go równocześnie. Luneta jest w ten sposób dostosowana do broni, że przy strzale kula pada tam, gdzie padł cień punktu przecięcia krzyża.   Czytaj dalej…

Armata na ośle

26 lipca 2009

Pyszny pomysł

Zaledwie przebrzmiały wieści o nadzwyczajnych rezultatach, otrzymanych w Ameryce przez dynamitowe działa, aliści dochodzi wiadomość o nowym pomyśle, którego ojczyzną tym razem jest Anglia. W strzelnicy artyleryi pod Woolwich odbywano świeżo próby z armatami górskiemi, jak wiadomo, przewożonemi w czasie kampanii na grzbietach mułów lub osłów i ustawianemi następnie, w razie potrzeby, na daném miejscu. Otóż jeden z członków komisyi próbnéj zapragnął przekonać się, czyby armat, bez żmudnego stawiania ich na ziemi, wprost z grzbietu zwierząt użyć się nie dało. Żądanie członka, mimo ożywionego sporu, utrzymało się, przeznaczono zatém na próbę armatę, złożoną na grzbiecie osła, któréj lufa opuściła się w tył zwierzęcia. Osieł na razie zachował się najspokojniéj i bez oporu zezwolił na wycelowanie armaty. I już wszyscy pewnymi byli dobrego strzału, aliści w chwili, w któréj lont zapalono, osieł zaczął się kręcić, a następnie wierzgając, galopować po placu na wszystkie strony, wywijając morderczą częścią ciała. Tableau! Wśród obecnych powstał popłoch nie do opisania, nie zważając na kopyta ośle, co żyło pokładało się na placu z bijącem sercem, wyczekując strzału. Nareszcie strzał padł szczęśliwie, nikomu nie czyniąc krzywdy, raz na zawsze stwierdzając, że niebezpiecznie jest osłów w armaty uzbrajać.

„Kurjer Poznański” z 5 listopada 1889

Nowy sposób tępienia drapieżników

26 lipca 2009

Nowy sposób tępienia drapieżników.

Pewien przemysłowy fabrykant broni w Niemczech, wynalazł samopał do tępienia szkodliwych dla zwierzyny ptaków. Słup jest zaopatrzony w lufkę automatycznie nabijaną, mogąca dać sto strzałów po jednorazowem nabiciu; u szczytu znajduje się sprężyna, którą ptak siadając na słup musi przycisnąć swym ciężarem, co powoduje wystrzał, a kulka flobertowa trafia go z pod spodu, powodując śmierć natychmiastową. Maszynerya bardzo prosta jest tak urządzona, że można jej działanie zastosować do ciężaru ptaka, a więc np. tak urządzić, by ptaki lżejsze od wron usiadłszy na słupie, nie powodowały wystrzału. Samopał taki, nie mówiąc już o praktyczności w użyciu, ma tę zaletę, że zabija zwierzę natychmiastowo, oszczędzając mu długich i strasznych męczarni, jakich doznają zwierzęta schwytane w żelaza. Cały przyrząd jest bardzo tani, kosztuje bowiem 15 marek.

„Łowiec” z 16 stycznia 1908

Sum – olbrzym z granatem we wnętrznościach

26 lipca 2009

Sum – olbrzym z granatem we wnętrznościach

Podczas łowienia ryb na Polesiu, rybacy Rafałowicze, ojciec i syn, wyłowili z rzeki Strumień suma o wadze 14 kilogramów, we wnętrzu którego znaleziono granat ręczny t. zw. niedopał.

„Dziennik Ostrowski” z 17 marca 1939

Uczennica gimnazjalna zastrzeliła koleżankę na strzelnicy

25 lipca 2009

Uczennica gimnazjalna zastrzeliła koleżankę na strzelnicy

Na strzelnicy w Leżajsku nas Sanem odbywały się ćwiczenia strzeleckie hufca gimnazjum żeńskiego. W pewnej chwili 19-letnia Anna Bohrerówna wystrzeliła tak nieszczęśliwie, że zabiła swą koleżankę Gizelę Guzik, która stała przy tarczy i zapisywała wyniki. Po przeprowadzeniu dochodzeń prokuratura sporządziła akt oskarżenia przeciwko Bohrerównie i kierowniczce hufca nauczycielce Kędziorównie. W wyniku przeprowadzonej rozprawy Bohrerówna została skazana na 6 miesięcy więzienia z zawieszeniem wykonywania kary, Kędziorównę natomiast uniewinniono.

„Dziennik Ostrowski” z 10 kwietnia 1938

Aeroplan rosyjski nad Lwowem

25 lipca 2009

Aeroplan rosyjski nad Lwowem.

„Kuryer Lwowski” z dnia 24 b. m. donosi: „Wczoraj po godzinie 8 rano zjawił się nad miastem rosyjski aeroplan z dwoma lotnikami, zaopatrzonymi w bomby. Po okrążeniu miasta latawiec, ostrzeliwany gęsto, zatrzymał się przez chwilę nad dworcem Podzamcze, gdzie jeden z lotników upuścił dwie bomby. Pocisk ugodził w stojący na torze wagon i zabił znajdujących się wewnątrz czterech funkcyonaryuszy. Drugą bombę rzucono obok mostu na Zniesieniu. Aeroplan poszybował następnie w stronę ulicy Żółkiewskiej, gdzie rzucono zeń trzecią bombę, która padła z hukiem na dziedziniec realności kowala Kapuścińskiego na ul. Zborowskich. Wskutek wybuchu bomby wszystkie szyby w szerokim promieniu powypadały z ram z brzękiem, przyczem zginął pies, siedzący w pobliskiej budzie. Po dokonaniu napadu lotnicy oddalili się w kierunku Dublan.”

„Dziennik Poznański” z 28 sierpnia 1915

Nowa broń

25 lipca 2009

Nowa broń.

Francuzi wprowadzili w obecnej wojnie nowy rodzaj broni, mianowicie strzały, podobne do dawnych łukowych, które rzucają z latawców, a któremi powodują poważne zranienie, jak to stwierdził niemiecki lekarz J. Volkmann. Pewien żołnierz raniony taką strzałą opowiada:

„Nasz pułk spoczywał dnia 1 września w zwartej masie, tak, iż poszczególne kompanie najwyżej 8 kroków były od siebie oddalone, gdy naraz zauważyliśmy nad nami krążenie dwóch latawców w wysokości 1200-1500 metrów. Naraz odczułem ból w nodze prawej, jakby od silnego ukłucia. Myślałem, że to sąsiad nieoględny ukłuł mnie bronią, gdy naokoło mnie odezwały się krzyki i innych towarzyszy, a także konie, zaprzągnięte do wozu pakunkowego, zaczęły się płoszyć. Badając bliżej nogę, znalazłem w niej strzałę, tkwiącą w głębokości 1 i pół cm.; strzałę zaraz wydobyłem. Wokoło towarzyszy spotkał podobny los. Jeden miał łydkę przepchaną, innemu strzała wprost przybiła nogę do ziemi, trzeciemu przebiła wargę i usta. Konia trafiła tuż nad okiem. Skoro tylko minęło przerażenie, odgadliśmy, gdzie źródło było tych strzałek i każdy starał się ukryć pod wozem”.

Z innych opowiadań wynika, że strzały te trafiły w 33 wypadkach na 100. Aczkolwiek broń ta nie jest straszna, to przecież używana wobec zwartych mas, wywołuje conajmniej popłoch, nie mówiąc o tem, że nieraz i ciężkie, a nawet i śmiertelne zranienia.

Strzała taka, to 10 cm. długa igła ze stali 8 mm. grubości, której dolna jedna trzecia jest masywna i przechodzi w cienkie iglaste zakończenie, a zaś inne dwie trzecie przedstawiają się, jakoby je złożono ze czterech drążków o gwiaździstem przecięciu. Strzała taka waży 16 gramów.

„Dziennik Poznański” z 1 października 1914

« Poprzednia stronaNastępna strona »