Wpisy otagowane jako Bydgoszcz

Baran, wpadający przez okno

14 listopada 2009

(Bydgoszcz) 

Smutno-komiczny wypadek zaszedł u nas dnia 4 bm. Kilka koni dragońskich wpadło do ogrodu nad Brdą, gdzie wyrządziły wielką szkodę. W ogrodzie pasł się baran, który na widok rozbieganych rumaków wskoczył przez okno do mieszkania, gdzie zniszczył maszynę do szycia. Żona właściciela na widok barana, wpadającego do pokoju, tak się przeraziła, że zachorowała.

„Dziennik Kujawski” z 6 lipca 1895

Balony

11 sierpnia 2009

Podróż balonem z Ameryki do Europy.

Znakomity francuski aeronauta Chevalier ma zamiar w miesiącu Czerwcu r. b., korzystając z zachodnich wiatrów, jakie w tym czasie panują w górnych warstwach powietrza po nad Oceanem Atlantyckim, odbyć napowietrzną, podróż z Nowego Yorku do Europy. Balon pana Chevaliera „Esperance” ma 85 stóp wysokości a 150 stóp poprzecznej średnicy. Łódka jego, zbudowana w kształcie małego domku, może w sobie pomieścić 52 osób. Pytanie jednak, czy znajdzie się tyle amatorów podróży, której celem jest wprawdzie Europa, ale w czasie której nieprzewidziany jaki przypadek każe może passażerom zwiedzić…. dno Oceanu.

„Zwiastun Górnoszlązki” z 7 maja 1869


Bydgoszcz. W niedzielę puszczono u nas balon na sznurze z ogrodu Patzera. Zgłosiło się wiele osób, aby za 3 marki wznieść się w górę i zobaczyć kochaną Bydgoszcz. Tylko 4 osoby mogły brać udział w powietrznej podroży. Najprzód usiadły dwie panie w łódce pod balonem, a potem dwóch panów. Później miała się wznieść w górę pani Rosita Calverini. W ogrodzie panowała niezmierna gorączka, wszyscy jednakże czekali cierpliwie, aby się przypatrzeć niezwykłej produkcyi. Przeciągano umyślnie godzinę powietrznej jazdy, aby publiczność wśród gorączki mogła się krzepić piwem. Nakoniec o 7 i pół godziny wieczorem wzniósł się balon, przytrzymany drucianą liną. Pani Calverini, ubrana po męzku, jako majtek, wzbiła się w górę na kilkaset metrów, a potem wyskoczyła z łódki w powietrze a uchwyciwszy się lin przy spadochronie, zaczęła się spuszczać powoli na ziemię. Groziło jej niebezpieczeństwo, że przyrząd zaczepi się o drzewa, jednakże udało się pokonać wszelkie przeciwieństwa, i odważna dama bez żadnego szwanku spuściła się wśród pola kartoflanego. Niedługo przybyła do ogrodu, gdzie ją publiczność witała radosnemi okrzykami i oklaskami. Podziwiać należy w każdym razie odwagę i zręczność p. Calverini.

„Dziennik Kujawski” z 31 lipca 1895

Kuchnia dla klas średnich

11 sierpnia 2009

Kuchnia dla klas średnich otwarta została w Bydgoszczy w lokalach restauracyi Hohenzollern przy placu Welziena. Porcya obiadu kosztuje 80 fen., pół porcyi 50 fen. Karta tygodniowa na porcyę kosztuje 5,20, na pół porcyi 3 marki. Przy potrawach mięsnych trzeba oddawać znaczki na mięso. W pierwszych dwóch tygodniach nie można zabierać obiadów do domów, lecz trzeba je spożyć na miejscu. Należy przynieść serwetki. Napiwki są wyłączone.

„Dziennik Poznański” z 14 listopada 1916

Pijaństwo w Bydgoszczy

26 lipca 2009

Bydgoszcz.

Pijaństwo w naszem mieście raczej się pomnaża, aniżeli powiększa. Mianowicie podczas Świąt Bożego Narodzenia i w wieczór Sylwestra wszędzie było można spotykać pijane osoby, a nawet kobiety. Dnia 6 bm. leżał na śniegu chłop tak opiły, że ledwie mógł się poruszać. Dwóch policyantów chciało go zaprowadzić do aresztu, ale pijak zaczął się opierać i miotać straszne przekleństwa. Trzeba go było związać, położyć na taczki i zawieźć do więzienia.

W naszej okolicy kilku pijaków zmarzło. Podobne przykłady nie wywierają prawie żadnego wpływu.

„Dziennik Kujawski” z 9 stycznia 1895

„Armata” na wróble

25 lipca 2009

„Armata” na wróble zabiła swego konstruktora – ogrodnika

BYDGOSZCZ. Niezwykły wypadek miał miejsce we wsi Samsieczno pod Bydgoszczą. Właścicielem dużego sadu był tam młody; ogrodnik, 25-letni Bolesław Bielicki. Toczył on zaciętą walkę z wróblami, które wyrządzały mu duże szkody w owocach i wreszcie skonstruował przeciwko swym skrzydlatym wrogom pewien rodzaj „armaty”, która miała wystrzelić automatycznie i położyć trupem wielką ilość szkodników jednym strzałem.

Przed tym jednak ogrodnik chciał ją wypróbować. Armata jego – była to zwykła rura żelazna, napełniona prochem i z jednej strony zatkana korkiem. Gdy w czasie próby ogrodnik przytknął zapaloną zapałkę do jej otworu – nastąpił straszliwy wybuch, proch rozerwał rurę, a odłamki jej zabiły na miejscu niefortunnego, a lekkomyślnego „wynalazcę”

„Dziennik Ostrowski” z 22 lipca 1938

Stracenie zbrodniarza w Bydgoszczy

10 lipca 2009

Stracenie zbrodniarza Hohma w Bydgoszczy.

D. 28 marca rano o 6 godzinie obwieściły czerwone, jak krew, plakaty, że dokonano wyroku sądowego na złoczyńcy Hohmie, który popełnił trzy okropne zbrodnie przeciw moralności. Pióro się wzdryga, aby pisać o podobnych występkach, wołających o pomstę do Boga. Zakamieniały zbrodniarz śmiał się targnąć na niewinność małych dziatek. D. 19 grudnia 1893 r. zwabił w ustronne miejsce trzyletnią Rozalią Gaca, która zbezcześcił, a następnie w okrutny sposób zamordował. Wyrokiem sądu przysięgłych został Hohm skazany na karę śmierci.

D. 27 marca oznajmiono mu, że nazajutrz wyrok będzie spełniony. Zbrodniarz oświadczył, że jest niewinnym i że ma wspólnika, gdy jednakże się przekonał, że zapieranie na nic się nie przyda, przyznał się do winy. Przez noc całą czuwało przy nim dwóch dozorców, którzy się co kilka godzin zmieniali. Pastor Händler pocieszał go na drogę wieczności. Wieczorem przyszli krewni winowajcy, aby się z nim pożegnać. Przyniesiono mu butelkę wina i chleb obłożony szynką. Jadł z dobrym apetytem i wypalił sześć cygar, a potem spał przez kilka godzin spokojnie.

Rano o godzinie 5 1/2 zebrał się przed gmachem ziemskiego sądu znaczny tłum publiczności. Na dziedziniec więzienny wpuszczano osoby tylko za kartami wstępnemi. W drugiem podwórzu więzienia, otoczonem wysokiemi murami, ustawiono ławkę z wywyższonym w końcu klocem. Kat Reindel wyjął z skrzyneczki topór, położył go na poblizkim stole i przykrył czarną chustą. Przy stole sądowym zasiadł prokurator, dwóch sędziów i sekretarz sądowy. Było około 40 widzów, pomiędzy nimi także ojciec zamordowanej Rozalii; oprócz tego przy murze stanął pluton wojska 34 pułku piechoty.

Krótko przed szóstą godziną kat Reindel i trzej jego pomocnicy zdjęli z siebie zwierzchnie surduty. Reindel, okazały mężczyzna, liczący około 50 lat wieku, był ubrany w czarny frak.

Punktualnie o 6 godzinie ukończono wszelkie przygotowania. Uderzono w dzwonek żałobny, a na znak prokuratora wprowadzono winowajcę, któremu pastor towarzyszył. Hohm, blady na twarzy, przystąpił pewnym krokiem do stołu. Wojsko prezentowało broń, prokurator odczytał wyrok, a następnie rozkaz gabinetowy tej treści, że cesarz nie chce korzystać z prawa ułaskawienia. Gdy prokurator pokazał skazańcowi i katowi podpis cesarski, wtedy oprawcy, pochwyciwszy Hohma, zaprowadzili do ławki, na którą go położyli, tak, że głowa na pniu spoczęła. Hohm, kładąc głowę na kloc, zawołał: „O Boże! o Boże!” Wnet błysnął topór w ręku kata, a za chwilę spadła głowa winowajcy na ziemię. Topór zaciął się na kilka centymetrów głęboko w drzewie. Cała czynność trwała tylko dwie minuty.

Wnet przyniesiono zwyczajną trumnę, w którą pomocnicy ułożyli ciało, kładąc głowę we właściwe miejsce. Wkrótce zabito trumnę gwoździami i włożono na karawan, który skierowano na cmentarz przy szubińskiej żwirówce. Tu czekały z wieńcami matka i żona winowajcy, które szły za trumną do grobu.

Nieszczęśliwa matka straconego Hohma jest poczciwą kobietą, która nie sądziła, że syn jej tak smutnie skończy.

„Dziennik Kujawski” 30 marca 1894