Wpisy otagowane jako handel

Rabusie piękności

26 lipca 2016

Rabusie piękności.

W jaki sposób odbywa się we Francyi handel włosami kobiecemi, opowiada René Maizeroy w paryzkim dzienniku „Gaulois” na podstawie osobistych obserwacyj w miasteczku Vivarais:

Przy starych, zapadłych okopach miejskich kupcy włosów kobiecych rozbili swoje wązkie namioty. Są to cztery słupy, pokryte płótnem woskowem. Wewnątrz znajduje się fotel i pudło, z którego handlarze wyjmują przywożone tanie błyskotki, nęcąc ich blaskiem chciwe oczy przechodniów. Ze wszystkich stron Francyi gromadzą się tutaj ci rabusie piękności i usiłują przeciągłemi tonami kramarzów bulwarowych, w dyalekcie portu marsylskiego, skusić biedne wieśniaczki, które ze swoich wiosek górskich zstępują w dolinę. I oto w minach młodych kobiet maluje się walka wewnętrzna. Chciałyby się ustroić w błyskotki, wystawione na pokaz, ale za to muszą oddać piękności swych włosów, cały ten złoty, kasztanowy lub hebanowy przepych, który pod małym czepeczkiem, zdobnym w krasne wstążki, tak cudnie je ubierał i z którego tak dumne były w kościele i podczas tańca. Lecz jedna po drugiej ulega pokusie i siada na stołku, żeby włosy oddać pod nożyce oprawcy.  Czytaj dalej…

Przemytnictwo fin de siécle

31 grudnia 2015

Przemytnictwo fin de siécle.

Gazety holenderskie donoszą, iż przemytnictwo współczesne zaczyna się posługiwać… balonami. W zeszłym tygodniu w pewnej miejscowości w Holandyi wzbił się w przestworza niebieskie na balonie pewien z handlarzy cygar hawańskich wraz ze swym pomocnikiem i sporym zapasem cygar. Osobliwi podróżni spuścili się szczęśliwie w pobliżu miast nadreńskich i rozpoczęli handlować przywiezionym w ten sposób towarem. Strażnicy graniczni będą więc na przyszłość musieli bujać po obłokach za zmyślnymi przemytnikami.

„Czas” z 25 lipca 1894

Praktyczne zastosowanie roweru

18 lipca 2015

Welocyped zaczyna być używany we Francji do celów praktycznych. Moniteur urządził sobie między Paryżem i Wersalem służbę welocypedów, dla spiesznego odbierania sprawozdań z obrad Zgromadzenia narodowego, gdyż pociągi kolei żelaznej nie w każdej chwili krążą pomiędzy temi miastami. O ile więc potrzeba, rękopisma do redakcji przewozi posłaniec na welocypedzie; drogę tę odbywa w przeciągu 45 minut. Ten sam dziennik używa welocypedów do odbierania kursów giełdowych, przez co ma je o 10 minut wcześniej niż miewał dotąd. Znaczniejsi bankierzy i ajenci handlowi przesełają welocypedami depesze do biura telegraficznego centralnego.

„Dziennik Polski” z 28 stycznia 1874

Woda sodowa

5 lipca 2015

Woda sodowa.

Z nadejściem upałów, zwiększa się niepomiernie spożycie rozmaitego rodzaju napojów chłodzących, w których szeregu pierwsze miejsce zajmuje niezaprzeczenie woda sodowa. Wyrób jednak tego napoju budzi pewną kwestyę. Oto obok dwu lub trzech zakładów wyrabiających wodę sodową według wszelkich przepisów hygieny i z wszelką starannością, istnieje we Lwowie niemała ilość drobnych fabryczek wyłącznie w rękach żydowskich zostających, wytwarzających olbrzymią większość wody sodowej, spożywanej przez biedniejszą ludność miasta. Drobni ci fabrykanci, a raczej wyrobnicy napojów gazowych, wziąwszy się do tej fabrykacyi, dla znacznych stosunkowo zysków, jakie przynosi, mało co, albo nic nie dbają o zachowanie warunków zdrowotnych.

Dość spojrzeć w jakich dziurach na Krakowskiem lub Żółkiewskiem mieszczą się owe „fabryki” i jakich naczyń do wyrobu i wysyłania na miasto wody sodowej używają, by się przekonać, że ich wyrób, zdrowiu pożywców dobrej usługi oddać nie może. Ze względu właśnie na zdrowie publiczne, sądzimy, iż byłoby bardzo pożądanem dokonać rewizyi sanitarnej tych fabryk i sprawdzić wartość wyrabianej przez nie wody.

„Gazeta Narodowa” z 1 czerwca 1897

Nieczyste sumienie

5 kwietnia 2015

Nieczyste sumienie.

Redaktor pewnego dziennika prowincjonalnego umieścił w swojem piśmie następujące ogłoszenie: „W jednym z tutejszych składów win, kupiłem zeszłego tygodnia butelkę wina czerwonego. Jak się pokazało, składało się to wino z wody zafarbowanej, spirytusu i innych ingrediencyj. Na wypadek, jeżeli dotyczący skład win w przeciągu tygodnia nie przyśle mi butelki prawdziwego wina czerwonego, ogłoszę nazwisko i mieszkanie tego fałszerza wina”. I stał się cud, nieczyste sumienie odezwało się u 23 handlarzy win, redaktor otrzymał od każdego z nich butelkę prawdziwego najlepszego wina czerwonego.

„Gazeta Narodowa” z 3 października 1886

Perfumy fałszowane

5 kwietnia 2015

Perfumy fałszowane.

W Cannes jeden z właścicieli fabryki perfum spotrzebowywa rocznie 70,000 kilogr. kwiatu pomarańczowego, tyleż liści różanych, 16,000 kwiatu jaśminowego, 20,000 fiołków i 20 funtów innych kwiatów – oprócz mnóstwa kwiatów i liści pospolitych. Cyfry poważne, ale można mieć dopiero wówczas wyobrażenie o ich kolosalności, jeżeli zauważymy, że dla otrzymania jednego kilogr. liści różanych, trzeba oberwać 5,000 krzaków, że 30,000 krzaków jaśminowych daje tylko 1,000 kilogr. kwiatu; że trzeba zasadzić 5,000 metrów ziemi fiołkami, aby ich uzbierać tylko 1,000 kilogr. W żadnej też fabrykacyi nie dzieje się tyle nadużyć co w perfumeryi – bo materyał kosztowny i za fałszerstwo nie grozi żadna kara. Fabrykant oszukuje tylko elegantki i zbytnice, a nad temi aniołami nie czuwa kodeks handlowy. W Nicei i Cannes zbierają rocznie 25,000 kilogramów fiołków, z czego otrzymują tylko 6,000 kilogr. perfumów rzetelnych, reszta zaś sprzedawana pod temi samemi etykietami, t. j. drugie 6.000 kilogr., to perfumy fałszowane. To samo dzieje się z wodą pomarańczową: Cannes, Grasse i Nicea wyrabiają tej wody prawdziwej tylko 465.000 litrów, a wysyłają do stolic Europy, przeszło milion litrów; Niejedna elegantka nasza ani się domyśla, że myje swe lica wodą z marchwi lub szałwii a może jeszcze z czegoś gorszego.

„Gazeta Lwowska” z 10 września 1886

Eksport niemieckich lisów do Anglii

26 marca 2015

„Madę in Germany.” Napis taki noszą wyroby niemieckie przeznaczone na eksport za granicę. Coraz więcej towarów z takimi napisami można widzieć w Anglii i niepodobna przewidzieć jak daleko zajdzie konkurencya towarów niemieckich w Anglii. Synów Albionu na każdym kroku w handlu i przemyśle podbijają wyroby niemieckie tak dalece, że nawet podobizny królowej Wiktoryi sprzedawane w Anglii z okazyi jubileuszu, jak się okazało, były robione w Niemczech. Nie dość na tem. Wielka Brytania zmuszona jest importować ztamtąd „artykuł” niebywały… lisy. Jak wiadomo, polowanie na lisy jest zawodowym sportem Anglików, któremu się oddają od czasów niepamiętnych. Cóż, kiedy już lisów zabrakło. Wiec trzeba sprowadzać je z Niemiec, niezbyt nawet drogo, bo po 10-15 marek od sztuki; lecz lisy niemieckie jak się okazuje, niewiele warte. Lis angielski biegnie prosto przed siebie, dopóki psy go nie złowią: lis niemiecki kołuje, co zmniejsza znacznie przyjemność polowania par force.

„Łowiec” z listopada 1897

Torpedy na raty

26 marca 2015

Torpedy na raty.

Uchwała parlamentu greckiego, aby rząd zakupił torpedy na raty, wywołała homeryczny śmiech w całej Europie. Jeden z dzienników niemieckich żartując sobie z tej uchwały, zamieszcza następujący inserat: „Torpedy na raty! Za złożeniem 1 zł. jako pierwszej raty otrzyma każde porządne państwo jeden torped najnowszej konstrukcyi. Spłata dalszych rat zależy od umowy. Torpedy nieeksplodujące przyjmują się napowrót.”

„Gazeta Lwowska” z 20 sierpnia 1877

Papierosy polskie w Paryżu

19 listopada 2014

Papierosy polskie w Paryżu.

Nasz korespondent paryski (wz) pisze:

Kilka tygodni temu pojawiły się wreszcie w niektórych „bureaux de tabac” w Paryżu zapowiadane od paru miesięcy papierosy polskie „Egipskie”, „Maden” i „Złota Pani”. Po cenach bardzo przystępnych (np. „Egipskie” – 5 fr. 40 (1 zł 90 gr), „Złota pani” – 10 fr. (3 zł 50 gr), w ładnych, nawet bardzo ładnych pudełkach, zdobyły sobie zbyt bardzo szybko.

Przyznać trzeba, że są doskonałe. – „Egipski”, nabyty w Paryżu, smakuje jak doskonały papieros Laurens’a, czy Xantis’ów i dobitnie wykazuje różnicę, jaka zachodzi pomiędzy towarem na eksport, a towarem, przeznaczonym na zbyt w kraju. „Egipski” bowiem, zakupiony w Krakowie, smakuje jak… jak… no, jak „Egipski”!

Cóż, kiedy przysłowiowa już wadliwość funkcjonowania naszych czynników urzędowych zabija momentalnie to dobre, co zrobiła. Od przeszło tygodnia papierosów polskich w Paryżu – niema… Co się stało? Poprostu transport nie nadszedł… Takie nieregularne dostarczanie towaru, który zdołał sobie otworzyć rynek w bardzo krótkim czasie, jest lekkomyślnością naprawdę karygodną. Duży sklep tytoniowy na Montparnassie skarżył mi się (nie cały sklep, tylko jego miła właścicielka), że codziennie telefonuje do przedstawicielstwa polskiego monopolu, czy już papierosy nadeszły, gdyż ma nieprzyjemności od swych stałych klientów, którzy pragną palić te polskie papierosy. Tymczasem papierosy nie nadchodzą…

Natomiast nie zdarza się nigdy, by kiedykolwiek w sklepie tytoniowym zabrakło monopolów innych państw, które wprowadzone są na rynek paryski, jak monopolu niemieckiego, angielskiego, amerykańskiego, włoskiego, belgijskiego, austriackiego, egipskiego… Dlaczego tylko my wykazujemy zawsze złą organizację, co wcale nie jest rzeczą wskazaną na terenie zagranicznym?

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 14 stycznia 1931

Smalec z przymieszką psiego i kociego

24 października 2014

Smalec z przymieszką psiego i kociego.

(Ł) Sąd okr. w Toruniu rozpatrywał sprawę przeciw dyr. fabryki „Standart” w Grudziądzu, Selmowi Szarfowi, Pinkusowi Bibelmannowi i inż. Dawidowi Rosenbergowl, oskarżonym o oszustwa.

Według aktu oskarżenia, firma „Standart” dostarczyła w 1937 r. miejscowemu pułkowi piechoty 200 skrzyń smalcu, który – jak wykazała ekspertyza – posiadał domieszkę tłuszczu kostnego. Dochodzenia ujawniły, że firma wytwarzała smalec wieprzowy z dużą domieszką tłuszczów kostnych z cieląt, koni, psów, kotów oraz zepsutego mięsa, które mieszano, oczyszczano w rafinerii i sprzedawano jako smalec wieprzowy. O oszustwach tych donieśli sami robotnicy, którzy nie chcieli być współwinnymi za karygodne czyny.

Sąd, po przesłuchaniu 20 świadków, skazał: Szarfa na 1 rok więzienia i 3000 zł grzywny, zaś Rosenberga na 8 miesięcy więzienia.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 5 czerwca 1939

Dzieci warszawskie 1919

22 lutego 2014

Dzieci warszawskie.
Życie na ulicy. – Dzieci – handlarze. – Kolporterzy. – Talent kupiecki warszawskiego malca – Czyścibut. – Kramikarz. – Papierosy. – „Fajanse za obierki!” – Pięść przed prawem. – Gońcy. – Tęsknota za mundurem.

(Korespondencya własna „Gazety Wieczor.”)

Warszawa, w grudniu.

Dziecko lwowskie posiadło w ostatnich walkach o wolność swego miasta przecudny przydomek „bohatera”. I jeżeli mimo wszystko niejednemu z tych dzieci skrzywiła się linia życia, jeżeli, może nawet wskutek swego bohaterstwa, nie stanie się użytecznym członkiem społeczeństwa, to jednak tradycya o niem będzie kiedyś spełniała rolę „magistrae vitae”, będzie szkołą przyszłych dzieci lwowskich, górnem wskazaniem wysokiej cnoty: miłości ojczyzny. – Mimowoli, w tych dniach rocznicy walki o Lwów, młode chłopięta warszawskie zwróciły ma siebie moją uwagę. I to nie te otulane w dobre płaszczyki, dobrze obute i w mundurkowych czapeczkach szkolnych goniące z rumianą beztroską ma twarzyczkach. Ale dzieci warszawskie, te żyjące na ulicy i z ulicy.

Na pociechę naszej ojczyzny skonstatować należy, że dzieci mamy sporo, a na utrapienie Warszawy – stwierdzić musimy – że dzieci jej przebywają staje na widoku publicznym. Bez względu na porę roku, gzi się to, hałasuje, goni się, wpada pod samochody i tramwaje. Zamknięte czworobokiem domu podwórze jest albo za ciasne dla temperamentu dzieciarni, albo ze względu na hałas terenem zakazanym przez mieszkańców. Ogrodów, plant i placów posiada Warszawa nie wiele, albo są one tak położone, że dzieci nie z każdej dzielnicy mogą z nich korzystać. Stało się więc charakterystyczną cechą naszej stolicy, że dzieci jej jak krzykliwe ptactwo zalegają chodniki.  Czytaj dalej…

Dlaczego ryby potaniały?

12 maja 2011

Dlaczego ryby potaniały?

Wielu ludzi łamie sobie głowę, dlaczego ryby we Lwowie niesłychanie potaniały, bo kilo szlachetnego gatunku ryby kosztuje teraz około 1 kor. 60 hal., gdy przedtem cena ta dochodziła do 3 koron i wyżej.

Otóż jest to wyłączna zasługa komisarza policyi Łukomskiego.

Nie jest on wprawdzie członkiem miejskiej komisyi aprowizacyjnej, ani niepraktykował w zagadnieniach spożywczych u wiceprezydenta Rutowskiego, a jednak kwestyę potanienia ryb rozwiązał w swoim zakresie działania w sposób bardzo pojedynczy i łatwy.

Generalnym na Lwów agentem i macherem w rybach był niejaki Jojne Elmer. Człowiek ten miał w naszem mieście rybi monopol, bo skupował wszystkie ryby, skądkolwiek one do Lwowa dochodziły, i odstępował je następnie handlarzom po cenach bardzo wysokich, czyli, że dyktował po prostu ceny, jakie ci za ryby brać musieli.

Niestety, Elmer robił nietylko w rybach, ale i w blatnictwie, to znaczy, że skupywał od złodziei skradzione rzeczy, który to handel niemniej był lukratywny od rybnego monopolu. Otóż o tem jego ubocznem zajęciu dowiedział się komisarz Łukomski i aresztował Elmera, o czem zresztą donosiliśmy przed paru tygodniami. Od tego ale czasu, gdy brakło generalnego machera i podrożyciela ryb, ceny tych ostatnich spadły we Lwowie o połowę.

„Goniec Polski” z 6 grudnia 1907

Brak tytoniu

14 listopada 2009

Brak tytoniu.

Od wielu już miesięcy rzeszowscy palacze tytoniu liczą swe żywobycie na dwoiste okresy: tłuste, w których jest tytoń w trafikach, i chude, w których tytoniu ani papierosów nawet na lekarstwo nigdzie nie dostanie. Okresy tłuste są krótkie, jak sekundy i mijają błyskawicznie; okresy chude trwają całemi tygodniami i wloką się leniwie, jak wojenne postępy czwórporozumienia, napełniając przeraźliwą pustką i nudą serca palaczy, którzy nie zdążyli się zaopatrzyć w większe zapasy onego artykułu, cenniejszego nad zdrowie… Nieszczęśnicy ci uganiają wtedy po mieście jak błędni i zaglądają do wszystkich możliwych, najbardziej oddalonych czy ustronnych trafik i kramików. Cóż, kiedy wszędzie, gdzie zwrócą chyże kroki, na każdych drzwiach widnieje złowrogi napis: „Tytuń i papirosy wysprzedane”… Napisy te wprawiają w rozpacz biednych palaczy, nawet jeśli nie są filologami, dbającymi o ortografię… I tak od handlu do handlu gonią jak błędni, pragnąc zbawczego dymku, jak kania deszczu! Niektórzy w przystępie rozpaczy wtykają w usta tanie, cuchnące cygaro, które w tej i owej trafice trafi się, jak rak na bezrybiu – i pociągają z trudem, całemi płucami, krztusząc się i zachłystując niemiłosiernie…

Odkładając jednak żart na stronę, zapytać się godzi, skąd taki stan rzeczy ? Dlaczego tytoniu, tego artykułu tak pożądanego i niezbędnego dla większości obywateli, brak ustawiczny ?

„Głos Rzeszowski” z 13 lutego 1916

Fabrykant cygar przed sądem

11 sierpnia 2009

Fabrykant cygar przed sądem.

W Raciborzu na Górnym Śląsku toczył się przed izbą karną ciekawy proces przeciwko fabrykantowi cygar Pawłowi Böhmowi. Na rozprawę zawezwano 34 świadków i 9 rzeczoznawców. Żołnierze będący w Królestwie Polskiem skarżyli się na 6 fenygowe cygara „Londondocks”, które były niemożliwe. Użalili się u lekarza, który zbadał cygara i stwierdził w nich zgniłe włókna i odpadki myszy. Oprócz tego zawodowiec i znawca wyrobów tytoniowych stwierdził, że tytoń tych cygar nie fermentował, że fabrykant wytwarzał z surowego tytoniu cygara. Cygara z takiego tytoniu są niebezpieczne dla zdrowia. Kantyny wojskowe pobierały cygara te od niejakiego Schönfeldera z Wrocławia, a ten od fabrykanta Böhma z Raciborza. Böhm, skoro dowiedział się o badaniach jego cygar, zmienił nazwę gatunku z „Londondocks” na „Sumatra” i w dalszym ciągu gatunek ten sprzedawał. Mimo to sprawa wyszła na jaw i fabrykanta zabrano do więzienia śledczego. Rzeczoznawcy stwierdzili, że w cygarach Böhma była słoma, włókna, sznury, trawa i robaki. Wszystko to pokrajano maszyną i zafarbowano wodą z cykoryi lub tytoniu. Oskarżony tłomaczył się, że robotnicom nakazywał, aby utrzymywały porządek w fabryce. Sąd uznał oskarżonego winnym i skazał go na trzy miesiące więzienia.

„Dziennik Poznański” z 10 maja 1916

Kłopoty z zapalniczkami

10 lipca 2009

KŁOPOTY Z ZAPALNICZKAMI

Wielkie straty dla Skarbu Państwa przynosi potajemny handel zapalniczkami, sprzedawanemi przez pokątnych handlarzy na ulicach naszych miast. Zapalniczki te pochodzą bądź z szmuglu zagranicznego, bądź też wytwarzane są w fabryczkach krajowych w tajemnicy przed władzami skarbowemi. Sprzedawcy zapalniczek, rekrutujący się z szumowin, t. zw. cyrkowców, pozbawieni wszelkich uczuć obywatelskich wiedzą, że w razie schwytania ich na gorącym uczynku, będą ukarani.

Tak samo wiedzieć powinni kupujący, którymi są ludzie inteligentni, a częstokroć nawet urzędnicy państwowi, że kupując rzecz nielegalnie sprzedawaną, bez opłat akcyzowych – stanowiących własność i przywilej państwa – popełniają przestępstwo, karane w myśl ustaw naszego kraju. Kupując ze względów egoistycznych, powinni wiedzieć, że okradają państwo.

Jak przedstawia się sprawa rejestracji zapalniczek, oświetliła niedawno debata sejmowa nad monopolami pastwowemi, w której stwierdzono, że około 100 osób posiada legalne zapalniczki – a przecież powszechnie wiadomem jest, że prawie co 20-sty obywatel używa zapalniczki.

Skarb Państwa ponosi miljonowe straty! W Nr. 3 Dziennika Ustaw R. P. z dnia 15. I. 1936 r. ukazał się dekret P. Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 14. I. 1936 r. w sprawie zmiany ustawy o monopolu zapałczanym, który upoważnia Ministra Skarbu do obniżenia opłaty akcyzowej od zapalniczek. Znaczne rozpowszechnienie zapalniczek stało się główną przyczyną spadku konsumcji zapałek w Polsce, a ponieważ w każdem pudełku tkwi znaczna opłata skarbowa, przeto spadek konsumcji zapałek spowodował obniżkę dochodów Skarbu Państwa.

Nowy dekret, wprowadzający bezwzględny nakaz ostemplowania wszystkich zapalniczek i pociągający do surowej odpowiedzialności karnej zarówno sprzedawców, jak i nabywców oraz posiadaczy nieostemplowanych zapalniczek – uchroni Skarb od poważnych strat i posiada duże znaczenie wychowawcze.

„Tygodnik Illustrowany” z 23 lutego 1936 roku.

Następna strona »