Wpisy otagowane jako kradzieże

Okradzenie pociągu

31 grudnia 2015

Okradzenie pociągu.

Onegdaj na kolei petersburskiej pociąg towarowy, przychodzący do Warszawy o godzinie 5. m. 13 rano, został okradziony pomiędzy Wołominem a Pragą. Do operacji tej sprzyjała złoczyńcom śnieżna zadymka, skutkiem której pociąg mając drogę zasypaną, musiał bieg zwolnić. Złodzieje zdołali otworzyć kilka wagonów. Ponieważ w trzech znaleźli towary niezbyt odpowiednie, jak np. węgle, drzewo, przeto dobrali się do czwartego, gdzie natrafili na przedmioty cenniejsze, jak korty, galanterję itp. Niektóre skrzynie były nawet asekurowane. Z tego właśnie wagonu wyrzucili złodzieje na plant kilka skrzyń. Okradzenie wagonu spostrzeżono po przybyciu pociągu do Warszawy i bezzwłocznie wysłano parowóz z delegacją dla wykrycia złoczyńców. Pomimo, że zamieć śnieżna w części zakryła wszelkie ślady, natrafiono jednak na ich tropy.

„Dziennik Polski” z 24 lutego 1888

Amator warkoczów

4 października 2014

Amator warkoczów.

Od kilku tygodni pomiędzy podlotkami berlińskiemi panował popłoch, jakiś bowiem niewyśledzony mężczyzna bardzo zręcznie ucinał panienkom warkocze. Policya po długich poszukiwaniach odkryła naruszcie sprawcę tych zamachów na drogocenną ozdobę głów kobiecych w osobie słuchacza Politechniki, uczęszczającego na oddział budowy okrętów. W mieszkaniu jego znalazła policya 31 warkoczów, które były ukryte w biurku, a każdy z nich miał opaskę z datą odcięcia. Motywem czynu jest prawdopodobnie chorobliwy popęd. Sprawca znajduje się w areszcie śledczym.

„Gazeta Lwowska” z 1 lutego 1906

Wdzięczni złodzieje

7 czerwca 2014

Wdzięczni złodzieje.

Zabawną ale podobno autentyczną historyę opisuje Kurjer Codzienny. Żył sobie w Lubelskiem dosyć ubogi dzierżawca; serce jego zapałało gorącą a namiętną miłością ku bogatej córce sąsiadującego z nim dziedzica. A że zapały jego w skutkach okazały się stokroć silniejszemi od przeszkód, przeto w niedługim czasie zdołał zdobyć rękę panny. Oznaczono dzień ślubu, a p. dzierżawca pożyczył od innego sąsiada karety i czwórki tęgich karoszy, które miały go powieźć do ołtarza. Tak przygotowany w wilię ślubu, położył się spać i oddał się świetnym marzeniom. Widział się już we śnie najszczęśliwszym z ludzi, gdy na raz budzi go hałas z uśpienia. Zrywa się i chwyta za dubeltówkę. Ledwie zdążył wyjść na ganek dworku, aż tu widzi, jak jego ludzie prowadzą czterech złodziei, którzy schwytani zostali właśnie przy kradzieży wypożyczonych koni. Z przerażenia p. dzierżawca zaledwie mógł przyjść do siebie, po głowie zaczęły mu się snuć następstwa kradzieży, gdyby się była udała. Uradowany jednak, że tak szczęśliwie rzecz cała się złożyła, zamiast odstawić do więzienia złodziei, ugościł ich suto i opowiedział, jaką mogli straszną wyrządzić mu krzywdę. Traktament był serdeczny i ugoszczenie sute; złodzieje zdumieni, puszczeni zostali po uczcie na wolność. Nazajutrz nasz dzierżawca szczęśliwie pojechał do ołtarza i powrócił z nadobną żoną do domu. Tu czekała go prawdziwa niespodzianka. W nocy ludzie jego na łące znaleźli czwórkę spętanych koni, z których jeden miał na szyi worek, a w nim papiery i świadectwa najformalniejsze, iż konie te kupione zostały na jarmarku i ofiarowane przez złodziei koni dzierżawcy za sute przyjęcie, jakiego w jego domu doznali.

„Gazeta Lwowska” z 22 grudnia 1881

Okradzenie policji

13 stycznia 2014

Nie do uwierzenia, a jednak prawdziwe. W Czerniowcach w nocy z czwartku na piątek okradziono lokal policji! Złodzieje dobrali się do biurka komisarza policyjnego i zabrali 80 zł. gotówką. Policjanta widocznie nie było na straży, i niech Bogu dziękuje: ocalał…

„Gazeta Narodowa” z 4 listopada 1884

Fotografie kieszonkowych złodziei

4 sierpnia 2013

Fotografie kieszonkowych złodziei.

Warszawski ober-policmajster wpadł na bardzo praktyczny pomysł, jeżeli nie zupełnego zabezpieczenia, to przynajmniej uchronienia się od kradzieży – przez odfotografowanie złodziei kieszonkowych. Kazał on sprowadzić 40 pięć takich indywiduów obojej płci i rozmaitego wieku do zakładu Mieczkowskiego, gdzie zdjęto z nich fotografie, dla publicznego użytku. Tak będzie można poznać tych sprytnych, wściubskich, i wcześnie ochronić kieszenie od ich wizyty. Podobnego środka użyto już dawniej w Berlinie z wielkim bardzo skutkiem, gdyż złodzieje tym sposobem wykryci, wynieśli się wkrótce, nie mając nadziei dobrego powodzenia. Policja warszawska zamierza także oznaczyć osobnemi pieczęciami książeczki służbowe tych sług, które się kradzieży dopuściły, przez co wprawdzie zmniejszy się liczba sług, ale nieoznaczone będą już zapewne rzetelne.

Chwalebnem jest to opiekowanie się i strzeżenie cudzego mienia u policji moskiewskiej, świadczy ono jednak, że się taż policja zajmuje zanadto gorliwie innemi sprawami niby to politycznie podejrzanych osób, i nie ma wcale czasu do zwrócenia baczniejszej uwagi na złodziei i włóczęgów, nic więc dziwnego, że kradzieże się bezkarnie tak rozszerzyły, iż sobie w końcu policja z niemi rady dać nie mogła.


„Gazeta Narodowa” z 28 października 1865

Kradzież u kanalarza

5 lipca 2012

Niesłychana kradzież.

Kanalarzowi (przedsiębiorcy czyszczenia kanałów) Józefowi Sperlingowi donieśli robotnicy, że jego parobek Antoni Kadyło, „ukradł” śrubę wartości aż 5 koron! Z powodu tej kradzieży niezawodnie p. Sperlingowi grozi bankructwo, przez śrubę niezawodnie utraci cały włożony kapitał w przedsiębiorstwo czyszczenia kloaków. Głupi Kadyło, nawąchał się tyle „kadzideł” u pana Sperlinga, a teraz przez jedną śrubę utracił łaski pana, u którego warto było przynajmniej służyć jako u zasłużonego fabrykanta perfumeryi…

„Goniec Polski” z 1 lutego 1907

Filatelista

17 listopada 2011

„Filatelista” czystych znaczków kradł po raz 24 listy ze skrzynki

Kroniki policyjne dobrze znają „filatelistę” 37-letniego Władysława Ciepielewskiego (Libelta 7), który był już 23 razy notowany za wyciąganie listów ze skrzynek pocztowych. Z listów tych Ciepielewski odkleja znaczki, które sprzedaje następnie.

W czwartek rano Ciepielewskiego pochwycono po raz 24 na kradzieży listów. Mianowicie, wsadził on sztywny karton do skrzynki przy 48-ym urzędzie pocztowym przy ul. Próżnej 4, po czym wyciągał drucikiem listy, zatrzymujące się na tym kartonie.

Podczas rewizji przy złodzieju znaleziono 43 listy z nieostęplowanymi znaczkami oraz 24 odklejone już znaczki.

Ciepielewski tłumaczy się, jak zwykle, że jest filatelistą i znaczki potrzebne mu są do kolekcji. Odstawiono go do sądu 14-go oddziału przy ul. Marszałkowskiej.

„Czas” z 16 grudnia 1938

Złodzieje prądu 1886

23 września 2011

Nawet elektryczności przed złodziejami uchronić nie można. W Nowym Yorku wykryto, że ludzie na szkodę „Kompanii oświetlenia Edisona” uprawiają tam przemysł kradzieży elektryczności. Robią to w sposób prosty. Do podziemnych drutów kompanii, rozprowadzających siłę elektryczną do stałych miejskich świeczników, przyczepiają sobie druty łącznikowe, robiąc podkopy na sposób nihilistów rossyjskich i tak sprowadzają sobie do domów siłę elektryczności, która służy im do wywołania światła i do innych użytków. Najgorszą wszakże jest rzeczą, że bardzo trudno wykryć, gdzie taki drut nieprawnie przyczepiono. Z osłabionego efektu lamp miejskich można zmiarkować, że zachodzi kradzież, ale nie można wykryć, kto ją popełnia i ukarać winnego, albowiem ubytek światła może także pochodzić ztąd, że łączniki zostaną gdzieś przypadkowo zepsute.

„Gazeta Lwowska” z 8 lutego 1886

Wyrok na posła – złodzieja

6 lipca 2011

„Platerowy” poseł z P. S. L. skazany na 3 miljony mk.

Warszawa, 11. 2. (Tel. wł.) Sąd pokoju rozpoznawał wczoraj sprawę b. posła z P. S. L. Walczuka, osk.[arżonego] o przywłaszczenie platerów sejmowych i skazał go na trzy miljony grzywny i 300 tys. mk. kosztów sądowych, a w razie niewypłacalności na 6 miesięcy aresztu.

„Gazeta Bydgoska” z 13 lutego 1923



Zaostrzenie wyroku na b. posła Walczuka.

Warszawa, 11. 5. (PAT.) „Rzeczpospolita”. Sąd apelacyjny rozważał sprawę b. posła Walczuka, skazanego w pierwszej instancji na zapłacenie 3 miljonów marek kary za kradzież naczyń z bufetu sejmowego. Prokurator zaapelował, żądając ostrzejszej kary. Sąd przychylił się do żądania prokuratora i skazał oskarżonego na 5 miesięcy więzienia.

„Kurjer Poznański” z 13 maja 1923

Kradzież brody

5 lipca 2011

Kradzież…. brody.

Niejakiego G., czeladnika krawieckiego w Berlinie, obdarzyła natura niezwykle piękną, jedwabistą, wielką brodą. W tych dniach w jednej z restauracyj na Oranienbürgerstrasse, czeladnik ten zawarł znajomość z dwoma bardzo wesołymi towarzyszami kieliszka, którzy stawiali rozmaitego rodzaju napoje, dopóki krawczyk nie zasnął twardo, upojony alkoholem. Niezwykle smutne było obudzenie się G., który ocknął się pod wpływem chłodu, dokuczającego mu w podbródek. Jedno spojrzenie w lustro objaśniło go, iż miał do czynienia z rzezimieszkami, którzy obcięli i przywłaszczyli sobie jego piękną, jedwabistą brodę, bądź co bądź przedstawiającą wartość kilku marek.

„Gazeta Lwowska” z 8 czerwca 1897

Sąd chiński 1873

5 lipca 2011

Sąd chiński.

Jeden z amerykańskich dzienników tak opisuje posiedzenie sądu chińskiego, który się odbył niedawno w jednej z tamtejszych chińskich osad. Posiedzenie odbyło się w naumyślnie na to zbudowanej chacie drewnianej. Dziesięciu Chińczyków siedziało w półkole na ziemi z podłożonemi pod siebie nogami i z założonemi na krzyż rękami. W środku półkola stał oskarżony, a u stóp jego znajdowało się naczynie z rozżarzonemi węglami. Na znak przewodniczącego sędziowie powstali, odmówili modlitwę, poczem każdy z nich z rozmaitemi ceremoniami wrzucił na węgle pasek kolorowego papieru. Następnie zaczęło się właściwe badanie. Zdawało się, że oskarżony przyznawał się do winy bez oporu, gdyż niebawem sędziowie, którzy do badania usiedli, powstali znowu i stanęli dokoła naczynia z węglami. Każdy z nich wydobył znów pasek papierowy, poczem przewodniczący zapytywał o coś każdego z nich po kolei. Zamiast odpowiedzi, każdy rozdzierał pasek papierowy i rzucał go na węgle, co znaczy tyle co „winny”. Potem usiedli znów w kuczki, z wyjątkiem przewodniczącego, na którego rozkaz obżałowany zdjął sandały i musiał się położyć na brzuchu, podniósłszy nogi od kolan do góry. Tymczasem włożono dwie stopy długi pręt żelazny w rozpalone węgle, który brał z kolei każdy z sędziów i rozpalonym końcem pociągał po obu podeszwach obżałowanego. Podczas tej procedury przewodniczący sypał na węgle jakiś aromatyczny proszek, jak się zdaje dla zagłuszenia fetoru palonego mięsa. Po skończonej operacji, zalano rany winowajcy oliwą, poczem dwaj woźni zanieśli go na stojące w kącie łóżko. Zbrodnia obżałowanego polegała na tem, że ukradł drugiemu Chińczykowi bożka potężniejszego, dobroczynniejszego, lepszego, aniżeli ten którego sam posiadał, albo sobie go był w stanie kupić. Jestto jedna z najcięższych zbrodni, a w każdym razie cięższa, niż kiedy kto ukradnie bożka, równie albo mniej potężnego niż jego własny. Egzekwowany w ten sposób delikwent musi zwykle 5 – 6 miesięcy odleżeć, zanim znów stanie na nogach.

„Gazeta Lwowska” z 24 września 1873

Okradzenie pociągu

24 czerwca 2010

Okradzenie pociągu.

Z Warszawy donoszą:

Bardzo śmiałą kradzież popełniono wczoraj w nocy na kolei nadwiślańskiej w pociągu idącym z Warszawy do Kowla. Kradzież spostrzeżono dopiero po przybyciu pociągu do Celestynowa. W jednym z wagonów skonstatowano wybitą ścianę, przez którą złodziej wyrzucił na plant cztery paki różnych towarów. Widocznie rabuś czuł się zupełnie bezpiecznym, gdyż gospodarował bez obawy. Otwierał paki jednę po drugiej i wybrał towar cenniejszy, a mianowicie: 1 skrzynię czapek barankowych, pakę z jedwabiem i dwie paki z towarem wełnianym. Złodziej, jak wskazują pewne ślady, „załadowany” został do wagonu jako towar w koszu, gdyż w wagonie tym znaleziono kosz próżny z wyrzniętem od wnętrza wiekiem. Ustawieni na linii wspólnicy zabrali zaraz wyrzucone paki, pogoń bowiem, wysłana z Celestynowa i Otwocka, towaru nie znalazła, a tylko ślady rabusiów wskazują, iż złodziej wyskoczył o dwie wiorsty od Celestynowa. W celu wykrycia śmiałych złodziei rozwinięto energiczne śledztwo.

„Czas” z 26 listopada 1898

Wypadki kradzieży w szkole

24 czerwca 2010

Wypadki kradzieży w szkole.
Napisał Jan Nep. Wasung.

Wypadki kradzieży trafiają się w szkole czasem między uczniami, szczególniej początkowymi. Dzieci, zaczynające chodzić do szkoły, nie mają jeszcze dokładnego pojęcia o cudzej własności, a częstokroć źle chowane w domu, przynoszą już stamtąd skłonności do tego występku. Odpowiednie postępowanie pedagogiczne nauczyciela pod względem rozsądzania podobnych spraw, wyszukania sprawcy i wpływania na jego poprawę – jest bardzo wielkiej wagi. Dlatego zamierzyłem skreślić kilka uwag, mogących służyć za wskazówkę w tej mierze.

Zdarza się czasem, że temu lub owemu uczniowi zginie w szkole rysik, pióro, rączka, kałamarz; w rzadszych wypadkach książka, tabliczka i t. p.

Najczęściej dziecko spostrzegłszy stratę, skarży się przed nauczycielem, często z płaczem, że mu to lub owo zginęło i powiada, że mu ktoś wziął. Podobne zażalenia należy przyjmować z największą oględnością, przyczem trzeba pamiętać, że się ma do czynienia z dziećmi. Trzeba więc baczyć na to, że dziecko mogło rzecz, którą mniema być skradzioną, gdzie schować, położyć lub zarzucić, o czem jako dziecko zapomniało, w żalu zaś za nią i w obawie straty tej rzeczy, radeby złożyć winę na kogoś, dlatego też uskarża się, że mu zagubiony przedmiot ktoś wziął.

Nauczyciel łatwo osadzi, czy wypadek zaszły należy do tego rodzaju, bo podobnie czynią zwykle dzieci żywszego temperamentu, czyli jak mówimy, więcej „roztrzepane”. W takim razie najlepiej uczyni, jeżeli okaże swoje zdziwienie nad skargą, a przyjmując ją z niedowierzaniem, oświadczy, że nie przypuszcza, aby w szkole, gdzie, jak sądzi, ma same dobre dzieci, mógł się znaleść taki niedobry uczeń, któryby się poważył drugiemu coś brać i sobie przywłaszczać. Po wyrażeniu tego przekonania każe nauczyciel zaginionej rzeczy szukać tak właścicielowi, jako jego sąsiadom, w nadziei, że jako zarzucona tylko może się znajdzie.   Czytaj dalej…

Automatyczna fotografia złodziei

14 listopada 2009

Automatyczna fotografia złodziei.

Złodziejom utrudniają ich ryzykowne rzemiosło coraz bardziej. Oto, skoro tylko taki gość wejdzie do izby, może on być fotografowany z dwu, lub trzech stron równocześnie. Nie potrzeba więc teraz – jak stary żart opiewa – by na miejscu czynu zostawiał złodziej dla policyi swoją kartę wizytową z dokładnym adresem, nie potrzeba już tego, gdyż zostawia on już odrazu – fotografię swoją.

Znakomity angielski amator fotograf ptaków i zwierząt mr. C. Kearton, wynalazkiem tym ściągnął na swoją głowę przekleństwa „długopalcych” całego świata. Sprawozdawca jednego z pism londyńskich, odwiedził niedawno fotografa w jego domu w Surrey. Przeprowadził on tam próbę wynalazku, która miała następujący przebieg.

Dziennikarz udający złodzieja, zaopatrzony w t. z. ślepą latarkę, otworzył w nocy okno i latarką w głąb pokoju rzucił snop światła. Tuż pod oknem znajdowało się skórą obite krzesło. Ponieważ dotychczas nasz „złodziej na próbę”, nic podejrzanego nie zauważył, przeto śmiało przełożył nogę przez okno. Tu jednak był już koniec próby, zaledwie bowiem dziennikarz dotknął nogą stojącego pod oknem krzesła, rozległ się lekki trzask w izbie a równocześnie błysnął niezmiernie silny płomień. W tej chwili zapanowała w pokoju znowu ciemność i cisza. Przez kilka minut nie widział „złodziej na próbę” nic prócz ciemności, a nawet wtenczas kiedy mr. Kearton zaświecił gaz, nie mógł on odkryć w izbie miejsca ni przedmiotu, który wydał z siebie owo oślepiające światło.

Kiedy tak złodziej istotnie wpadł w łapkę i został odfotografowany, opowiedział mu fotograf szczegóły swojego wynalazku.

Obok okna znajdowały się dwie metalowe płyty, tak urządzone, że za najlżejszem choćby poruszeniem stojącego pod oknem krzesła, stykały się ze sobą i łączyły bateryę elektryczną. Nad bateryą znajduje się elektryczna rolka, wyładowująca z siebie iskrę półcalowej wielkości. Obok znajduje się aparat, napełniony magnezjowym proszkiem. Proszek ten zapala iskra tak, że na chwilkę tworzy się niezmiernie silne światło. Na stole naprzeciw okna stała kamera robiąca automatyczne zdjęcie, przedstawiające włażącego przez okno dziennikarza z przodu. Inna kamera, umieszczona w ogrodzie, zdjęła sylwetkę jego, odbijącą się na tle jasno oświetlonego okna.

Wynalazca aparatu nie jest urzędnikiem policyjnym, ale w pierwszej linji przyjacielem przyrody. Obmyślił on ten aparat w celu czynienia zdjęć fotograficznych z dzikich zwierząt nocnych, dowiedzieli się jednak wnet o wynalazku jego ludzie „praktyczni” i do… złodziejów go zastosowali.

„Głos Rzeszowski” z 13 kwietnia 1902

Sprawiedliwość w Rosji

11 sierpnia 2009

Gwałty nad sędzią.

Sędzia pokoju specyalnie rozpatrujący sprawy między dorożkarzami i pasażerami stał się ofiarą oburzającego gwałtu. Podczas rozpatrywania jednej z takich spraw między dorożkarzem Domańskim i pasażerem, urzędnikiem związku ziemskiego, p. Rewenskim, dorożkarz, widząc, iż szala sprawiedliwości nie przechyla się na jego stronę, zaczął sędziego obrzucać obelgami, następnie podarł własnoręcznie protokół i wyrok i, postępując… konsekwentnie zaczął laską przekonywać sędziego, iż wydał wyrok niesłuszny. Niedość na tem. Po pewnym czasie, dorożkarz powrócił do sądu w towarzystwie żony i swoich stronników, aby raz jeszcze wypowiedzieć sędziemu, co o nim myśli. Wypowiedziawszy zaś, schwycił sędziego i zaczął go wlec przemocą pod sąd rady delegatów. Milicyanci obecni w sądzie nie uważali za stosowne wtrącać się do zatargu między „obywatelem dorożkarzem” i „obywatelem sędzią” i gdyby nie obrona osób postronnych, którzy wyrwali sędziego z rąk rozjuszonego dorożkarza, pytanie jeszcze, czy sędzia czy też jego dusza stanęłaby przed trybunałem rady delegatów.

„Dziennik Kijowski” z 23 czerwca (6 lipca) 1917



Sądy doraźne.

Wczoraj na dworcu kolejowym schwytano na gorącym uczynku złodzieja, usiłującego skraść portmonetkę inwalidzie, pozbawionemu rąk. Gdy schwytanego złodzieja pod konwojem odprowadzono do komisaryatu milicyi, tłum rzucił się na niego i zaczął bić. Bito laskami, kamieniami i wkrótce na bruku pozostał do tego stopnia zeszpecony trup, iż tylko na podstawie ekspertyzy daktyloskopijnej oddział śledczy stwierdził, że zabity został znany złodziej Burak.

Onegdaj wieczorem również na stacyi kolejowej, w pobliżu komory celnej tłum żołnierzy rozprawił się z nieznanym złodziejem, schwytanym na kradzieży.

„Dziennik Kijowski” z 24 czerwca (7 lipca) 1917

Następna strona »