Wpisy otagowane jako przemoc domowa

Przemoc domowa

24 października 2014

Śmierć przez pobicie.

We Lwowie dnia 3go b. m. Katarzyna P., wyrobnica zamieszkała pod Nr. 390 2/4 posprzeczała się z mężem swoim z powodu, iż tenże przyniósł do domu tylko cześć tygodniowego zarobku, i człowiek ten pobity przez żonę umarł nagle dnia 5go b. m.

„Gazeta Lwowska” z 13 lipca 1864

Dynamitowa morderczyni

22 lutego 2014

Straszne morderstwo.

W Czeladzi na Górnym Szląsku, na granicy Królestwa Polskiego, straszną zbrodnię popełniła w tych dniach żona górnika Bartscha. Po powrocie z wesela wraz z mężem, gdy mąż znużony usnął snem twardym, podsunęła mu pod poduszkę nabój dynamitowy i zapaliła go. Skutek był straszny. Głowa i część tułowia nieszczęśliwej ofiary rozprysły się w kawałki, a na suficie zawisły cząstki ciała i mózgu. Onegdaj przybyła na miejsce zbrodni komisja sądowa. Okrutna kobieta wypierała się początkowo zbrodni, ale ostatecznie przyznała się do wszystkiego. Aresztowano ją, oraz pewnego młodego górnika, z którym utrzymywała bliższe stosunki.

„Gazeta Lwowska” z 3 listopada 1905

Pojedynek męża z niewiastą

12 maja 2011

Pojedynek męża z niewiastą.

Panna Emilia Zyberkówna posiada nietylko piękne historyczne nazwisko, ale i niezgorszą rękę, której tężyznę uczuł wczoraj p. Szczepan Zawada za to, iż ośmielił się twierdzić, że panna Emilia ma gębę od ucha do ucha. Obrażona dziewica porwała najpierw za garnek blaszany, napełniony jarzącymi się węglami, i rzuciła go na łeb obrazicielowi, a gdy ten pocisk chybił, wyruszyła do boju z pogrzebaczem i nim tak pana Szczepana podziubała, że ten wygląda jak gdyby brodzką ospę przechodził.

„Goniec Polski” z 11 sierpnia 1907

Kot dobrodziej

12 maja 2011

Kot dobrodziej.

Na placu Akademickim widywałem często siedzącego na ławeczce pod drzewem olbrzymiego robotnika, zdaje się drwala, bo piłę i siekierę zawsze miał przy sobie. Opasany był zawsze niebieskim fartuchem z napierśnikiem, za którym siedział czarny, trochę wypełzły kot. Drwal obchodził się z nim z macierzyńską troskliwością, głaskał go i ustawicznie z nim rozmawiał. Był to zupełnie niezwykły dla mnie widok: ten olbrzym o zgrubiałych rękach i surowych rysach twarzy – i ten mały kot, łaszący mu się za fartuchem.

Wczoraj zobaczyłem go znowu. Krajał sobie słoninę na chleb, ale każdym kawałkiem słoniny pół na pół dzielił się ze swoim czarnym przyjacielem.

- Co pan zawsze tak z tym kotem ? – pytam go przysiadając się do niego.

Spojrzał na mnie nieufnie i krajał dalej chleb.

- Ładny kot – mówię dalej, aby jakoś rozmowę podtrzymać. Ta pochwała rozbroiła drwala.

Wyciągnął do połowy kota z za pazuchy i rzekł:

- To nic, że ładny, ale jaka mądra bestya! Gdyby nie on, miałbym dziś marne życie, proszę pana.

- O! a to w jaki sposób?

- W taki sposób, że mi się przed rokiem zachciało żeniaczki, i to z sąsiadką, która sprzedaje w dnie targowe doniczkowe kwiaty na rynku. Już wyszły zapowiedzi, już był termin ślubny, aż tu Wojtuś moje babsko zadrasnął w gębę, ale tak fest, że jej nos rozdarł i z kwaterkę krwi upuścił. Ano ogarnęła ją złość i chwyciła toporek, że zabije kota. A ja jej stawił opór. Tak ona do mnie, to zarżnij ty go! Mówię jej na to: Zerżnąć go mogę, ale zarżnąć nie! Ona ale nastaje, aby kota uśmiercić, zrobiła się kłótnia, potem bitka, ona chciała kota bez łeb toporkiem a tymczasem przecięła mi mięso pod pachą, a ja też długo niemyślący buch ją w brodę, że trzy zęby zaraz wypluła, dwa później jej wylazły a parę zębów to jej w gębie tak chodzi jak na zawiasach.

Ano zrobiła się z tego duża wojna między nami. Do żeniaczki już nieprzyszło i ja się wyprowadził z kamienicy, i rad jestem bardzo, żem sobie niewziął baby, co to za drapnięcie zaraz by toporkiem uśmiercić chciała. Bo ja nie byłbym od tego, aby żonie tędy i owędy lania nie sprawić, a potem takie ścierwo może mnie w śpiku bez łeb żelazem buchnąć i zdrowia albo życia zbawić. No czy nie? Więc ja teraz tego kota tak lubuję, jak. własne dziecko, i staranie o nim mam, i wiktuję go, że i siebie lepiej niemogę.

Wysłuchawszy wątka tej wielkiej przyjaźni drwala z kotem, pożegnałem obu i poszedłem swoją drogą.

„Goniec Polski” z 19 września 1907

Niewierny mąż

6 września 2010

Niewierny mąż.

Na stacyę Pogotowia ratunkowego przybyła wczoraj trójka: mąż z żoną i …. przyjaciółka męża, wszyscy pokaleczeni. Rany odnieśli oni w bijatyce, wywołanej przez żonę Annę Porębską, która zszedłszy swego męża na schadzce z kochanką, wszczęła awanturę. Najgorzej jednak na tem sama wyszła, gdyż mąż i jego przyjaciółka niemiłosiernie ją pokaleczyli. Po opatrzeniu krwawych ran wszyscy troje, w towarzystwie stójkowego, powędrowali pod telegraf.

„Czas” z 16 kwietnia 1901

Teściowa odrąbała zięciowi głowę

12 sierpnia 2009

Teściowa odrąbała zięciowi głowę

Z Pińska donoszą: W małej wsi Zakcze między jej mieszkańcami 32-letnim Aleksym Jakimcem i jego teściową, 53-letnia Eudoksją Lebiedź istniały stałe spory. Teściowa mianowicie zarzucała zięciowi nieudolne prowadzenie gospodarstwa, które pod jego ręką miało niszczeć. Zawzięta kobieta w straszliwy sposób pozbyła się więc „niezaradnego gospodarza”. Gdy Jakimiec po pracy położył się aby odpocząć Lebiedź przypilnowała aż zaśnie, następnie wzięła siekierę i kilkoma uderzeniami ostrzem siekiery odrąbała mu głowę.

Morderczynię osadzono w więzieniu.

„Dziennik Ostrowski” z 24 grudnia 1938

Krótka sprawa rozwodowa

10 lipca 2009

Krótka sprawa.

W Frankfurcie odbył się proces rozwodowy z następującą wstępną historyą. W trzy dni po ślubie mąż wybił żonę, ósmego dnia pobili się nawzajem tak, że aż policya się w to wdała, czternastego dnia mąż się obwiesił, a odcięty przez żonę wybił ją i podał o rozwód. Sąd łatwo uwierzył, że ta para nie może nadal mieszkać pod jednym dachem.

„Unia” 28 czerwca 1885

Groźni szaleńcy (1)

22 września 2008

Z Studzionki pod Pszczyną.

Wioska nasza jest przerażona wielkiem nieszczęściem. Oto zdrowy dotąd gospodarz Cimała napadł niespodzianie dziewczynę, odwiedzającą jego pomieszkanie, i uderzył jéj głowę kilka razy kamieniem bez wszelkiéj przyczyny. Potem uciekł z domu a w sąsiedniéj wiosce zwanéj Niemiecką Wisłą zranił zębami swemi chłopczyka, pokąsiwszy rękę i palce jego. Obił także starą babę a na reszcie chciał się utopić w kałuży dość głębokiéj, lecz skoro mu oddechu chybiało pod wodą, pokazał znowu głowę swoją na powietrze. Litościwi wieśniacy myśląc, że wpadł do dołu i wydobyć się nie może, podawali mu grabie, które szalony uchwyciwszy porzucił na ziemię a po nich deptając trzy kołki (zęby) grabi wbił sobie głęboko do nogi. Powiązali szalonego i oddali lekarzowi, który wyrzekł, że to nie wścieklizna lecz tylko pomieszanie zmysłów. (że oszalał.)

„Zwiastun Górnoszlązki” 26 czerwca 1868