Wpisy otagowane jako przemyt

Przemytnictwo fin de siécle

31 grudnia 2015

Przemytnictwo fin de siécle.

Gazety holenderskie donoszą, iż przemytnictwo współczesne zaczyna się posługiwać… balonami. W zeszłym tygodniu w pewnej miejscowości w Holandyi wzbił się w przestworza niebieskie na balonie pewien z handlarzy cygar hawańskich wraz ze swym pomocnikiem i sporym zapasem cygar. Osobliwi podróżni spuścili się szczęśliwie w pobliżu miast nadreńskich i rozpoczęli handlować przywiezionym w ten sposób towarem. Strażnicy graniczni będą więc na przyszłość musieli bujać po obłokach za zmyślnymi przemytnikami.

„Czas” z 25 lipca 1894

Polskie zbroje w amerykańskim muzeum

5 lipca 2012

Renesansowe zbroje polskie z Nieświeża ozdobą amerykańskiego muzeum

Jeszcze przed kilku laty, zbrojownia zamku Radziwiłłów w Nieświeżu reprezentowała się znakomicie, gdyż miała wśród swych zbiorów – kilka wczesnorenesansowych kompletów ludzkich i 2 komplety końskie.

Komplety owe – jak pisze „Goniec Warszawski” – wśród dziwnych okoliczności wywędrowały z Polski i dzisiaj stanowi chlubę i ozdobę – Metropolitan Museum w Nowym Jorku.

Mianowicie w Warszawie bawił kustosz nowojorskiego muzeum p. Grancsaing. Za pośrednictwem jednego ze znanych na gruncie warszawskim spekulantów i handlarzy z działu antykwaryjnego otrzymał on zaproszenie do Nieświeża. Jako gość śp. księcia Albrechta Radziwiła – Grancsaing okazał żywe zainteresowanie dla świetnej zbrojowni nieświeskoej i wyraził gotowość zajęcia się uporządkowaniem i konserwacją militariów radziwiłłowskich. Tytułem honorarium za swą pracę zażądał ośmiu kompletów zbroi dla muzeum nowojorskiego.

Ks. Albrecht Radziwiłł zgodził się ofiarować pięć kompletów. Grancsaing przyjął ten warunek i przystąpił do pracy. Kupił więc beczkę nafty dla przeprowadzenia koniecznej kąpieli zbroi, umożliwiającej następnie należyte oczyszczenie żelaza.

Wysiłek amerykańskiego kustosza ograniczył się do dość powierzchownego uporządkowania zbrojowni i oczyszczenia jej eksponatów, głównie zaś zakrzątał się on około przygotowania dla siebie ofiarowanych mu kompletów i wybrał pięć wczesnorenesansowych, z tych dwa końskie.

Owe komplety końskie były to nie tylko jedyne komplety, jakimi dysponowała zbrojownią nieświeska, ale zarazem jedyne jakie zachowały się w zbiorach polskich.

O ile wyłudzenie cennych zbroi przez Amerykanina było sprawą czysto prywatno-prawną, to jednak rzecz komplikuje się w punkcie – jak mianowicie p. Grancsaing zdołał, wbrew ustawie, zabytkowe zbroje wywieźć zagranicę. Amerykanin otrzymał bowiem legalne pozwolenie na wywóz historycznych pamiątek wbrew przepisom o ich ochronie.

Rzeczą władz naszych zwłaszcza wojskowych które sprawa ogołocenia zbrojowni nieświeskiej z pewnością zainteresuje, – jest zbadać kto ów fatalny dokument wystawił i jak umotywowal pozwolenie na wywiezienie z Polski jedynych okazów kompletów wczesnorenesansowych zbroi

„Dziennik Ostrowski” z 15 czerwca 1938

Bandy przemytnicze – plaga Ameryki

12 maja 2011

Bandy przemytnicze – plaga współczesnej Ameryki.

(Korespondencja własna „Gazety Lwowskiej”).


New York, w październiku 1930.

„Włosi mają swą Camorrę, Francuzi – apaszów, niech nam wolno będzie mieć swych przemytników” – usprawiedliwiają się władze amerykańskie, gdy im się wytyka rozrost świata szumowin podziemnych. Zamach na życie Jacka Diamonda przykuł znów uwagę całego świata do wzajemnych porachunków przemytników alkoholu.

Osławiony Jack Diamond nie jest właściwie Jackiem Diamondem. Prawdziwe jego nazwisko brzmi Moran Long; z pochodzenia jest on Irlandczykiem i swą narodową wytrwałość i flegmę przeciwstawia włoskiemu temperamentowi najpotężniejszego swego przeciwnika Al Capone. Niefortunna wyprawa przebiegłego Irlandczyka do Europy, gdy mu kilka krajów zachodnich odmówiło prawa pobytu, zupełnie nie miała na celu, – jak to Jack Diamond oświadczył dziennikarzom – „odpoczynku i rekonwalescencji”. Bynajmniej! Diamond był obarczony misją zorganizowania sieci „punktów przemytniczych” w Anglji, ‚Francji i Niemczech, któreby dostarczały do Stanów Zjednoczonych alkoholu i narkotyków.

Nawet na kieszeń Diamonda było to zbyt wielkie przedsięwzięcie. Zmobilizowano więc gotówkę we wszystkich spelunkach Nowego Jorku i Chicago. Obładowany dolarami, Jack Diamond wyruszył na „organizację interesu” do Europy, lecz przymusowy wyjazd do ojczyzny uniemożliwił mu zrealizowanie szeroko zakrojonych planów. Tymczasem „wspólnicy” zażądali zwrotu swych wkładów. Okazało się jednak, że Diamond użył je na inne cele (lub może przywłaszczył). Nie jest to kwestja kilkuset tysięcy, lecz conajmniej kilku miljonów dolarów. Najpoważniejszymi udziałowcami są dwie doskonale zorganizowane bandy przemytnicze, stale rywalizujące z Diamondem. Przekonawszy się, że Irlandczyk ich okpił, postanowili go zgładzić. Lecz zamach nie udał się, i Jack Diamond powraca już do zdrowia, dobrze strzeżony przez policję w zakładzie chirurgicznym.

Od czasu wprowadzenia prohibicji, walka z przemytniczemi bandami stanowi poważne zagadnienie bezpieczeństwa publicznego w Stanach Zjednoczonych. I nie dlatego, aby potajemna sprzedaż kilkuset tysięcy butelek whisky lub rumu miała ujemnie wpłynąć na społeczeństwo amerykańskie. Lecz przemyt alkoholu przynosi złoczyńcom ogromne dochody. Roczne zyski przemytników obliczane są przez władze bezpieczeństwa conajmniej na miljard dolarów. W specyficznie amerykańskich warunkach stwarza to zupełną niemal bezkarność band. Korzystając, dzięki znacznym środkom materjalnym, z wszelkich udogodnień techniki, (podobno przemytnicy posiadają nawet własne samoloty i łodzie podwodne), wpływając na opinję publiczną zapomocą sprzedajnej prasy, bandy przemytnicze umiały „pozyskać” sobie względy policji w wielu stanach (nie należy bowiem zapominać, że policja w Ameryce jest gminna i nie jest zcentralizowana), a nawet – jak niedawno się wykryło – korzystają z opieki wybitnych polityków, senatorów i członków Kongresu. Zwalczanie przemytnictwa jest w tych warunkach rzeczą zupełnie niemożliwą, i kto wie, czy nie przemytnicy (i ich dolary) zaważyli na szali, gdy nie dopuszczono „mokrych” demokratów do władzy. Wówczas bowiem pękłby cały „interes”.

Nie samo więc przemytnictwo alkoholu, ile wytworzona przez nie korupcja i bezkarność budzi zgrozę. Grasując bezkarnie po większych miastach Stanów Zjednoczonych, przemytnicy zagarniają pod swą władzę coraz to inne „sfery interesów”. Idąc po linji najmniejszego oporu, opanowali oni drobnych pośredników produktów spożywczych, zwłaszcza z pośród elementów imigracyjnych. Stały więc „podatek” opłacają przemytnikom nowojorskie i chicagowskie sklepy koszernego drobiu, mleczarnie i niemal wszystkie pralnie chińskie. Terroryzowani kupcy i właściciele pralń płacą i… milczą. Boją się donieść policji, gdyż naraża to na szwank ich życie, a i tak niewiele pomoże. Policja wie doskonale o tym stanie rzeczy, lecz… również milczy.

Do czego doszło rozpanoszenie się przemytników, dowodzi fakt, że w Stanach Zjednoczonych dokonano w ciągu ubiegłego roku 12 tysięcy zabójstw!

W większości wypadków sprawców nie ujęto, gdy zaś już wpadają w ręce sprawiedliwości, sądy przysięgłych (i znów mamy do czynienia z potęgą dolara) „dla braku dowodów” uniewinniają oskarżonych. Pewien wyższy funkcjonariusz policji amerykańskiej obliczył, że zaledwie 5% morderców zostaje skazanych na cięższe kary.

Bandy przemytnicze nie są zjawiskiem wyłącznie „alkoholowem”. Na sprzyjającym gruncie amerykańskim istniały one stale, w ostatnich tylko latach dzięki nowej „branży prohibicyjneji” działalność ich, no i zakres „interesów” przybrał nader wybujałe formy. Dyscyplina w bandach panuje wzorowa. Herszt jest panem życia i śmierci swych „poddanych” a wszelkie poważniejsze nieposłuszeństwo, nie mówiąc już o zdradzie (przyczem gorszym rodzajem zdrady jest wydanie tajemnic „fachowych” konkurującej bandzie, aniżeli doniesienie policji) – karane jest śmiercią.

Świat szumowin podziemnych panuje nadal bezkarnie w Stanach Zjednoczonych. Do wyplenienia bandytyzmu i przemytnictwa należałoby zmobilizować wszystkie siły Ameryki Północnej. Czy znajdzie się jednak taki wódz, któryby się podjął „wojny” z przemytnikami?

H.

„Gazeta Lwowska” z 30 października 1930

Kłopoty z zapalniczkami

10 lipca 2009

KŁOPOTY Z ZAPALNICZKAMI

Wielkie straty dla Skarbu Państwa przynosi potajemny handel zapalniczkami, sprzedawanemi przez pokątnych handlarzy na ulicach naszych miast. Zapalniczki te pochodzą bądź z szmuglu zagranicznego, bądź też wytwarzane są w fabryczkach krajowych w tajemnicy przed władzami skarbowemi. Sprzedawcy zapalniczek, rekrutujący się z szumowin, t. zw. cyrkowców, pozbawieni wszelkich uczuć obywatelskich wiedzą, że w razie schwytania ich na gorącym uczynku, będą ukarani.

Tak samo wiedzieć powinni kupujący, którymi są ludzie inteligentni, a częstokroć nawet urzędnicy państwowi, że kupując rzecz nielegalnie sprzedawaną, bez opłat akcyzowych – stanowiących własność i przywilej państwa – popełniają przestępstwo, karane w myśl ustaw naszego kraju. Kupując ze względów egoistycznych, powinni wiedzieć, że okradają państwo.

Jak przedstawia się sprawa rejestracji zapalniczek, oświetliła niedawno debata sejmowa nad monopolami pastwowemi, w której stwierdzono, że około 100 osób posiada legalne zapalniczki – a przecież powszechnie wiadomem jest, że prawie co 20-sty obywatel używa zapalniczki.

Skarb Państwa ponosi miljonowe straty! W Nr. 3 Dziennika Ustaw R. P. z dnia 15. I. 1936 r. ukazał się dekret P. Prezydenta Rzeczypospolitej z dnia 14. I. 1936 r. w sprawie zmiany ustawy o monopolu zapałczanym, który upoważnia Ministra Skarbu do obniżenia opłaty akcyzowej od zapalniczek. Znaczne rozpowszechnienie zapalniczek stało się główną przyczyną spadku konsumcji zapałek w Polsce, a ponieważ w każdem pudełku tkwi znaczna opłata skarbowa, przeto spadek konsumcji zapałek spowodował obniżkę dochodów Skarbu Państwa.

Nowy dekret, wprowadzający bezwzględny nakaz ostemplowania wszystkich zapalniczek i pociągający do surowej odpowiedzialności karnej zarówno sprzedawców, jak i nabywców oraz posiadaczy nieostemplowanych zapalniczek – uchroni Skarb od poważnych strat i posiada duże znaczenie wychowawcze.

„Tygodnik Illustrowany” z 23 lutego 1936 roku.