Wpisy otagowane jako tajemnice

Pochodzenie Romanowów

15 marca 2014

Car Paweł I. synem nieznanych rodziców.
Sensacyjne rewelacje dekabrysty o pochodzeniu Romanowych.

Kraków, 11 listopada.

W Rosji przygotowują obecnie obchód setnej rocznicy rosyjskiej rewolucji grudniowej z 1825 roku. Wśród opublikowanych z tego powodu niezliczonych materjałów archiwalnych, znajduje się także pamiętnik wybitnego ówczesnego rewolucjonisty Brigena. Otóż pamiętnik ten zawiera sensacyjne rewelacje o pochodzeniu cara Pawła I.

Brigenowi udało się mianowicie stwierdzić, że Paweł I. nie był synem carycy Katarzyny II., gdyż według zeznań naocznych świadków pierwsze dziecko Katarzyny przyszło na świat nieżywe. Tego samego dnia podłożono jednak na miejsce nieżywego niemowlęcia, syna pewnej pasterki krów ze wsi Kotła, leżącej w pobliżu rezydencji carskiej Oranienbaum pod Petersburgiem. Matka tego dziecka była Finką, całą jej rodzinę fińską zesłano natychmiast na Kamczatkę.

Brigen opowiada w swoim pamiętniku, jak starannie zacierano wszelkie ślady tego czynu i jak nieubłaganie caryca Katarzyna prześladowała wszystkie te osoby, które cośkolwiek o tej tajemnicy wiedziały,

Dopiero w roku 1846 historja ta rozgłoszona została przez powracających z Syberji rewolucjonistów rosyjskich, a rewelacje ich wywarły w Petersburgu wielkie wrażenie.

Ukazały się nawet w Petersburgu tajne proklamacje, w których car Mikołaj I. nazywany był „Karolem Iwanowiczem”. Wydział spraw tajnych w rosyjskiem ministerjum spraw wewnętrznych wdrożył natychmiast energiczne dochodzenia, ale nie udało się jednak nazwiska „zdrajcy” stwierdzić.

Jeżeli więc rewelacyjne relacje Brigena są zgodne z prawdą, a trudno o nich powątpiewać, to car Mikołaj I., a wraz z nim całe potomstwo Romanowych od Pawła I., pochodziło od nieznanej fińskiej krowiarki.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 12 listopada 1925

Bestia z Vercors

10 sierpnia 2009

Tajemnicza bestia terroryzuje całe francuskie miasteczko
Nieznane i nieuchwytne zwierzę napada na ludzi, porywa psy i rozwala groby na cmentarzu.

Miasteczko francuskie Montvendre i okolice – w departamencie la Drome (środkowa Francja) przeżywa ostatnio emocje godne niesamowitego filmu. Niejeden scenariusz tego rodzaju nie wywołuje takich dreszczyków emocji, jak autentyczne zdarzenia, pełne tajemnicy i grozy w spokojnych ludnych okolicach kulturalnego kraju w 20-tym wieku.

Mieszkańcy pewnego – dość zresztą obszernego kręgu koło miasteczka Montvendre żyją po prostu pod terrorem jakiegoś zwierzęcia, które niewiadomo skąd się wzięło i nie wiadomo jak wygląda. Pozostawia tylko bardzo wyraźne ślady swego pobytu w lasach Vercors.

Przed mniej więcej trzema tygodniami znaleziono rano pod miasteczkiem ciało zabitego psa. Właściwie „ciało”, to za dużo powiedziane. Była to tylko głowa ze strzępami skóry i trochę kości. Ciało zostało pożarte. Pies ten – było to zwierzę duże, silne i zuchwale odważne, to też ludzie zdumieli się. Co się mogło stać z takim zwierzęciem? Musiało ono stoczyć zażartą walkę z nieznanym wrogiem jak na to wskazywały ślady, ale wkońcu uległo.  Czytaj dalej…

Wilk z Gévaudan

10 sierpnia 2009

Wilk z Gévaudan.

Jeżeli do którego zwierzęcia można zastosować przydomek zaczarowany, to do owego słynnego wilka z Gévaudan, który się stał legendowym i był przez długi czas postrachem rozrzuconych w szerokim promieniu francuskich wiosek i miasteczek.

Dziś wydaje nam się to bajecznem, aby jedno zwierzę mogło teroryzować pewną okolicę i aby sobie z niem nie umiano dać rady. Ale w 1764 r., kiedy grasował wilk w Gévaudan, nie znano jeszcze telegrafów, ani broni szybko strzelającej. To też fakt jakiejkolwiek sensacyjnej doniosłości, który się gdzieś wśród głuszy wiejskiej przytrafił, rozbrzmiewał echem najfantastyczniejszych opowieści, przeistaczanych przy każdem wieczornem ognisku chaty lub przy stole przydrożnej karczmy.

W ten tylko sposób można sobie wytłómaczyć bajeczny rozgłos, do jakiego doszła „bestya” z Gévaudan, (1) która nabrała, tak w relacyach poczciwych wieśniaków jak i gminnych urzędników, kształty apokaliptyczne.

I w ten to sposób wytwarza się ogólne poczucie strachu przed czemś tajemniczem i okropnem, wyradzające się tak łatwo wśród zapadłych, głuchych wsi.   Czytaj dalej…

Władze niemieckie wypróbowują tajemnicze promienie…

28 lipca 2009

Władze niemieckie wypróbowują tajemnicze promienie zatrzymujące na odległość wszelkie motory spalinowe
Całkowity przewrót w technice, który stanowić może zbrodniczą broń w rękach armji Rzeszy

Praga (Tel. wł.). Tutejsze urzędowe biuro telegraficznoprasowe podaje wiadomość, wzbudzającą jaknajwiększą sensację w całym świecie. Jeden z szoferów czeskich jadący z Rumburga w Saksonji do Czechosłowacji w tempie 120 kilometrów na godzinę, zeznał pod przysięgą, że nagle pogasły w motorze wszystkie świece i motor przestał działać. Szofer ten przekonał się, że na tym samym szlaku stanęły również wszystkie inne samochody, a było ich około 40, mimo, że nie można było ustalić w motorach najmniejszego defektu.

Jakiś żandarm saski wytłumaczył szoferom, że unieruchomienie motorów samochodowych przypisać należy próbom, jakie podjęte zostały przez władze niemieckie przy zastosowaniu nowego wynalazku działającego promieniami magnetycznemi na odległość.

Punktualnie o godz. 15-tej promienie przestały działać i wszystkie samochody ruszyły znowu z miejsca.

Wieczorne wydanie „Czeskego Slova” stwierdza, że już od dosyć dawna krążyły wiadomości o wynalazku niemieckim, którego skutki w czasie wojny byłyby wprost piorunujące. Niemcy mogli by przy użyciu promieni magnetycznych, czerpanych z powietrza zatrzymywać z dalekiej odległości wszystkie motory samolotowe, samochodowe i unieruchomić całe zakłady fabryczne.

Berlin (Tel. wł.). Prasa niemiecka przytaczając telegram o tajemniczych promieniach, działających na odległości podkreśla, że technika niemiecka tak daleko jeszcze nie doszła, z drugiej strony przyznaje jednak, że próby takie zatrzymywania samochodów na dalekim dystansie przy użyciu promieni magnetycznych i elektromagnetycznych były istotnie podejmowane.

Niemieckie ministerstwo wojny zaprzecza, oczywiście, aby podejmowało na wymienionym szlaku podobne próby. Zaprzeczenia niemieckie są zupełnie zrozumiałe.

„Dziennik Poznański” z 26 października 1930