Burza i telefony
Straszna burza szalała 4. bm. po południu w Wiedniu. Z obawy przed piorunami nie używano telefonów przez kilka godzin – od 2 do 8.
„Kurjer Lwowski” z 7 lipca 1891
Straszna burza szalała 4. bm. po południu w Wiedniu. Z obawy przed piorunami nie używano telefonów przez kilka godzin – od 2 do 8.
„Kurjer Lwowski” z 7 lipca 1891
„Głos Pocztowców Austryackich” z 20 lutego 1913
„Gazeta Narodowa” z 17 listopada 1877
Nowy przyrząd elektryczny, zapomocą którego można zwykłego telegrafu używać do przesyłania dźwięków muzyki i mowy ludzkiej na każdą odległość, wynalazł profesor Bell w Ameryce. Próby jakoby już dokonano pomyślnie między Bostonem a Nowym Jorkiem. Na ostatniej stacyi słyszeć miano wyraźnie melodyę, graną na organach na stacyi bostońskiej.
„Gazeta Lwowska” z 10 listopada 1876
Drugi wynalazek z dziedziny porozumiewania się na odległość przy pomocy elektryczności, zajmuje również żywo angielskich specyalistów. Przedstawiono w sali posiedzeń elektrotechników w Londynie wynalazek Włocha Marconiego, który wpadł na wyborne praktyczne pomysły zastosowania fal elektrycznych do telegrafowania bez drutów. Aparat składał się z dwóch zwykłych puszek blaszanych; ustawiono je na dwóch krańcach sali. W chwili, gdy w jednej puszce pojawiał się prąd elektryczny – w drugiej niezwłocznie odzywał się sygnał. Fale elektryczne produkowała maszyna, połączona z puszkami. P. Preece, który przedstawił wynalazek, oświadczył, że zarząd telegrafów angielskich przygotowany jest na największe koszta, jakie mogłyby za sobą próby z nowym pomysłem pociągnąć, i że można w nim pokładać najśmielsze nadzieje.
„Gazeta Lwowska” z 23 kwietnia 1897
Telefony p. Machalskiego były pokazywany wczoraj w Towarzystwie przyrodników, i zostały tam z najwiekszem uznaniem przyjęte. Nowe te a proste przyrządy dają rzeczywiście zadziwiające rezultaty. Wiadomo, że większość dotychczasowych telefonów przenosiła wprawdzie dokładnie mowę na znaczną odległość, lecz zawsze tak cicho, że trzeba było przykładać ucho do przyrządu, a co najwięcej trzymać w para stopach odległości. Do przenoszenia śpiewa i muzyki posiadano dość dobre aparaty, lecz do mowy, tak dobrze funkcjonującego telefonu jak ten, który wczoraj słyszeliśmy, nie było. Mały telefon, zaopatrzony w tubę papierową, powtarzał to co się mówiło na stacji wysyłającej, umieszczonej w jednej z sal wykładowych uniwersytetu, z taką siłą, że wszyscy obecni, w różnych zakątkach słyszeć ją mogli. Z początku była pewna trudność w zrozumieniu, bo, jak wiadomo trzeba się wsłuchać w głos telefonowy, żeby się nauczyć go rozumieć. Później każde słowo wychodziło wyraźnie i dobitnie. Śpiew barytonowy a później tenorowy przenosił się ze wszelkiemi odcieniami i robiło to wrażenie, jak gdyby telefon obdarzony był całym aparatem głosowym, a tymczasem była to mała, prosta, żelazna blaszka, która ten śpiew powtarzała. Ze wszystkich znanych dotychczas telefonów, ten, który był wczoraj pokazywany, jest bez wątpienia najlepszym i najdokładniej, najgłośniej powtarzającym mowę.
Miło nam skonstatować ten fakt, chociażby tylko ze względu na to, że twórca tego nowego telefonu jest naszym rodakiem, mieszka u nas, i że miasto nasze coraz więcej daje objawów zajęcia się pracami naukowemi. Na wczorajszem posiedzeniu telefony i p. Machalski przyjęci byli kilkakrotnemi, żywemi oklaskami.
„Dziennik Polski” z 1 maja 1879
Hop! hop! Hasło to, rozpoczynające u nas każdą rozmowę telefoniczną dwóch osób w dwóch różnych stacjach, połączonych z sobą za pośrednictwem biura centralnego, zostało wprowadzone na podstawie zwyczaju w Polsce i na Rusi nawoływania się osób, przedzielonych sobą odległością miejsca a usiłujących za pomocą tego „hop! hop!” poznać się po głosie i zbliżyć ku sobie. Za granicą takiem telefonicznem hasłem jest wykrzyknik „haloh!” Wspominamy o o tem; zdarzyć się bowiem może, że cudzoziemcy, przybywający do miasta naszego, a posługujący się telefonem czy to z hotelu, czy z innej jakiej stacji, będą prawdopodobnie używać tego franko-anglo-niemieckiego hasła.
„Dziennik Polski” z 19 września 1884
Leży tedy w interesie samych abonentów, aby do tego czasu przyzwyczaili się do tego sposobu telefonowania.
„Gazeta Lwowska” z 10 listopada 1900
Budowa Sieci telefonów w Krakowie i okolicy, mająca się wkrótce rozpocząć, obejmuje na razie 23 stacyj telefonicznych z długością linii około 22 kilometrów. Prawdopodobnie zgłosi się później więcej abonentów, dlatego wzgląd ten pociąga za sobą obranie pewnych stałych szlaków, którędy większą ilość drutów prowadzić będzie potrzeba. O ile te szlaki pójdą przez samo miasto, zamierza dyrekcya poczt i telegrafów prowadzić druty ponad dachy domów; słupy zaś użyte będą tylko po za miastem lub w odleglejszych jego częściach, przy mniej zabudowanych ulicach. Przy prowadzeniu drutów w mieście użyte będą dżwigary, przymocowane do wiązań dachów i sterczące ponad takowe należycie wysoko. Stacya centralna telefonów umieszczoną będzie w nowym gmachu pocztowym i telegraficznym i tu koncentrować się będą wszystkie druty. Dyrekcya poczt i telegrafów przypuszcza, że prywatni właściciele domów, uwzględniając dobro ogółu, dadzą się nakłonić do zezwolenia na umieszczenie dżwigarów, gdyż wszelkie roboty wykonane zostaną kosztem zarządu poczt i telegrafów bez najmniejszej ujmy dla trwałości lub wytrzymałości murów wiązania lub dachu samego. Zauważyć także należy, że sieć telefonów, rozpięta ponad dachami, połączona w odpowiednich miejscach od dżwigarów górnych z ziemią drutami, posłuży do wyrównania zbytniego napięcia elektrycznego podczas burzy, więc podziała jako wielce skuteczny i szeroko rozgałęziony gromochron. Magistrat uchwalił zezwolić na wznoszenie dźwigarów na budynkach miejskich, a do komisyi mającej wyznaczyć trasę i traktować z właścicielami domów, wyznaczony został dyrektor budownictwa m. p. Niedziałkowski.
„Czas” z 2 maja 1889
Naukowem zbadaniem istoty zwanej telefonistką, zajął się niedawno pewien psycholog, amerykański naturalnie. Udowodnił on, że na funkcyonowanie telefonistek przy aparatach oddziaływa cały szereg przyczyn, z pomiędzy których najważniejszą jest głos mówiącego.
Ów profesor poczynił w tym celu szereg praktycznych eksperymentów. Zasadził mianowicie do telefonu dwóch jegomościów: starego o gderliwym, rozkazującym głosie i młodzieńca, obdarzonego organem miękkim i flirtownym. Obaj kolejno żądali połączeń, a profesor obserwował. I cóż się pokazało? Młodzieniec uzyskiwał stale i natychmiast właściwe połączenie, gderliwy pan zaś czekał z zasady długo i najczęściej łączono go fałszywie. Eksperyment ten powtórzył ów profesor 400 razy i zawsze z tym samym skutkiem! Jeszcze ciekawsze są rezultaty obserwacyi tych połączeń, które dokonywano po rozmowie obu jegomościów. Oto 70 prc. połączeń żądanych przez innych abonentów, bezpośrednio po rozmowie sympatycznego młodzieńca, panienki dokonały fałszywie, ciągłe jeszcze bowiem brzmiał im w uszach pociągający głosik Adonisa. Gdy zaś gderliwy pan skończył mówić, to mówiący po nim otrzymali tylko 35 prc. fałszywych połączeń. Snać cieszyły się telefonistki, że przestał mówić i nie utkwił im w pamięci ton jego głosu. Cóż stąd za wniosek? Wyprowadza go na końcu swej książki uczony profesor, wyprowadzi go też każdy czytelnik: żądając połączenia telefonicznego mówić należy uprzejmie, zalotnie i młodzieńczo…
A wtedy najniezawodniej uzyskasz dobre połączenie. Chyba żebyś nie – uzyskał.
„Głos Rzeszowski” z 21 września 1913
Każdą rzecz przykrą można przyjmować ze stoicyzmem, a nawet z humorem. Ale, że telefon ten dziś tak ważny czynnik naszego przyspieszonego rytmu życiowego, zaliczać trzeba do rzeczy przykrych – jest skandalem. Zwłaszcza, gdy ktoś zmuszony jest często posługiwać się telefonem, odczuwa braki jego jako stan nie do zniesienia. Abonenci niestety zbyt często jaskrawe mają tego przykłady, a bezowocne prośby uzyskania rozmowy są zjawiskiem codziennem. Uzbrajamy się rzeczywiście w cierpliwość: powstrzymujemy się od skarg, do których niemal ciągle mielibyśmy powody, wiemy bowiem, że każda skarga znajduje echo i przykry sposób odbija się na personalu. Nie chcemy wcale obwiniać urzędniczek. Być może, że przeciążone pracą, zdenerwowane i licho płatne, nie mogą podołać swej służbie. Ale w takim razie niech będzie ich więcej, niech urlopy ich będą dłuższe, albo niech nam dadzą automaty. W przeciwnym razie bowiem, w naszem mieście nie będzie niczem więcej, tylko smutną parodyą instytucya, która w innych miastach funkcyonuje bez zarzutu, a u nas staje się istną plagą – za drogie pieniądze.
„Głos Rzeszowski” z 11 maja 1913
„Kurjer Poznański” z 6 lutego 1902
„Do restauracyi wchodzi gość i prosi o obiad. Zanim podano mu zupę, gość po cichu konferuje z kelnerem o dostanie kieliszka wódki, lecz ten nieubłagalnie odpowiada: „nie można, sprzedaż jest wzbroniona”. Gość zrezygnowany zabiera się do zupy, gdy oto kelner podchodzi i mówi:
- Proszę pana do telefonu!
Gość jest zdumiony. Tylko co przyjechał, nikt nie zna jego nazwiska i tu naraz do telefonu. Lecz kelner twierdzi z całą stanowczością, że jego, a nie kogo innego wzywają. Gość poddaje się i idzie do budki. Wkrótce wychodzi stamtąd, ociera wąsy i pyta kelnera:
- Czyby nie można jeszcze raz do telefonu?
W rachunku figuruje następnie: „Za dwa telefony rb. 1, za dwie przekąski 20 kop.”.
„Dziennik Poznański” z 9 czerwca 1915
„Dziennik Kujawski” 23 luty 1894
Berlin i Wiedeń połączone są teraz telefonem. Zeszłej soboty telefon został oddany do publicznego użytku, a pierwsi, którzy się ze sobą za pomocą niego porozumiewali, byli cesarze niemiecki i austryacki.
„Dziennik Kujawski” 7 grudnia 1894