Szpieg czarnogórski
„Głos Polski. Organ narodowy dla Podola” z 3 stycznia 1914.
„Głos Polski. Organ narodowy dla Podola” z 3 stycznia 1914.
Mimo oporu służby szpitalnej, wchodziły do sal, zatrzymywały się przy każdem łóżku, wkładały chorym ręce na głowę, wyrabiały najrozmaitsze cudactwa i „hokus pokus”, a za żadną cenę nie można było się ich pozbyć.
Ta plaga szpitalna trwała przeszło pół roku. Zjawiały się one regularnie w każdą środę i niedzielę i robiły takie zamieszanie i niepokój na sali chorych, tak denerwowały pacjentów, że postanowiono je siłą usunąć. Ale i to niewiele pomogło, gdyż histeryczki, wyrzucone jedną bramą, powracały drugą. Wezwano ostatecznie policję, a gdy ta chciała przy pomocy pałek gumowych zrobić porządek, dostały prawdziwego szału. Broniły się, gryzły. drapały i kopały policjantów, rzucały się na ziemię, tak, że i policja okazała się wobec nich bezsilną.
Ostatecznie dyrekcja szpitalna zrobiła doniesienie do prokuratorji o naruszenie spokoju publicznego, a policja ze swej strony o opór władzy. W sądzie oświadczyły histeryczki jednomyślnie, że spełniają tylko rozkaz Boży i że na przyszłość absolutnie nie rezygnują z odwiedzania szpitala. Ponieważ wyrok nie jest jeszcze prawomocny, wszystkie siedem historyczek cieszą się wolnością i znowu są plagą szpitala. Nic nie pomogło nawet, że jeden z nieszczęśliwych małżonków obił swoją żonę, należącą do 7 stowarzyszonych, gdyż ciągle tylko biegała do szpitala i cały dzień się modliła, pozostawiając gospodarstwo i 6 dzieci na opiece męża. Psychiatrzy twierdzą, że te kobiety są ciężko chore, a co gorsza, istnieje obawa, ze duchowa ta zaraza może się rozszerzyć i przejść także na inne niewiasty.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 9 sierpnia 1929
Na sumę przybył razem z innymi włościanin ze wsi Krzywki, Maciej Kodera, od roku już obłąkany. Obłąkanie Kodery było w ostatnich czasach spokojne i nikt się nie spodziewał katastrofy, która nastąpiła w kościele. Podczas sumy Kodera wyjął ukryty pod sukmaną tasak i w jednej chwili rozciął na dwoje głowę stojącej przed nim Anny Dzierzgówny, młodej włościanki, która w dniu tym ślub brać miała. Widząc to pan młody, Józef Wyderski, rzucił się na waryata, lecz nim zdążył pochwycić go za ręce, został ugodzony w twarz i padł na ziemię ze zdruzgotaną szczęką. Przerażony lud począł uciekać z kościoła, tłocząc się straszliwie we drzwiach, a tymczasem odważniejsi walczyli z obłąkanym, do którego przystęp był trudny, bo oparłszy się plecami o ścianę, groził, że każdego zabije, kto się zbliży. Dopiero Wincenty Sadłek ze wsi Zawady, chwyciwszy chorągiew kościelną, silnem uderzeniem ogłuszył szaleńca. Anna Dzierzgówna wyzionęła ducha, a narzeczony jej, jakkolwiek ciężko ranny, zachowany będzie przy życiu, dzięki energicznemu ratunkowi, udzielonemu przez miejscowego aptekarza. Macieja Koderę związanego odwieziono do szpitala do Mławy. W zamieszania ucieczki wiele osób poniesły przy tłoczeniu we drzwiach mniejsze lub większe obrażenia. Opowiadają, że Maciej Kodera przed kilku miesiącami usiłował utopić dwoje własnych dzieci, czemu zaledwie zapobiedz zdołano. Kościół w Szreńsku, jako sprofanowany, został zamknięty i dopiero po dopełnieniu rekoncyliacyi, t. j. powtórnego poświęcenia, świątynia będzie otwartą.
„Przyjaciel Domowy” z 13 września 1884
- Bajki – uspokoił gospodarz waryata z zimną krwią. – Ptaki pieprzu nie jedzą.
„Ziarno” z 28 października 1904
Uwaga: Cały rocznik 1904 pisma „Ziarno”, z którego pochodzi niniejszy wycinek, mamy w postaci papierowej – oprawione razem oryginalne czasopisma, podarowane naszemu projektowi przez Pana Roberta Adamowicza ze Szczecina.
„Gazeta Lwowska” z 8 listopada 1882
„Gazeta Narodowa” z 6 kwietnia 1886
Wedle obliczenia związku 6 miljonów Amerykanów jest niebezpiecznymi obłąkanymi, wymagającymi umieszczenia w zakładach, Drugie sześć miljonów, to psychopaci, cierpiący na wybitne zboczenia psychiczne, jednak nie niebezpieczni. Wreszcie sześć miljonów, to indywidua cierpiące na niedorozwój umysłowy, ludzie małowartościowi.
Upośledzone te osobniki rozmnażają się bardzo silnie, podczas gdy rodziny złożone z osobników zdrowych mają bardzo mało dzieci. Grozi więc Ameryce w niedługim czasie degeneracja, jeżeli się tych anormalnych nie podda sterylizacji.
Dotychczasowe doświadczenia na tem polu dały bardzo dobre wyniki. Ustawa o sterylizacji obowiązuje bowiem od kilku lat w Kalifornji. Otóż w stanie tym przeprowadzono sterylizację 6000 psychopatów, którzy mimo to prowadzą przykładne życie rodzinne i oddają się skutecznie swym normalnym zajęciom.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 5 lipca 1932
Prawdziwą bolączką Wołynia jest brak szpitala dla chorych umysłowo, których w województwie znajduje się około 5.000, w czem 2.000 niebezpiecznych furjatów.
Ze względów bezpieczeństwa są oni izolowani – przeważnie w chlewach i piwnicach, nierzadko przytem związani są powrozami.
Budowa szpitala dla chorych umysłowo jest palącą koniecznością.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 11 stycznia 1939
Po otwarciu kłódki i odsunięciu żelaznej sztaby, którą drzwi się zasuwają, zeszedł p. Grabowski wraz z pomocnikiem mierniczym po pięciu schodach w głąb, gdzie napotkał drzwi drugie, również na klucz zamknięte. Otworzywszy je, ujrzał obraz, który go przejął najwyższą grozą. Na brudnej pryczy, wśród śmiecia i gnoju, leżał młody, około 20 lat liczący młodzieniec w skurczonej pozycji. Ujrzawszy wchodzącego, wykrzywił twarz, na której malował się przestrach i ból i począł okrywać się cuchnącymi łachmanami. P. Grabowski zbliżył się doń i począł przemawiać łagodnemi słowy. Chłopak spojrzał nań wystraszonemi oczyma, nie odrzekł jednak nic, tylko zaciągnął na siebie jeszcze wyżej płachtę. Po chwili przestał patrzeć na przybysza, a obojętny na wszystko, co działo się około niego, skierował oczy ku zabrudzonej szybie jedynego w lochu okienka, zakratowanego żelaznemi sztabami. Zaduch w piwnicy był tak wielki, że p. Grabowski nie mógł tam wytrwać długo i musiał umykać z tajemniczego lochu. Czytaj dalej…
Nie ma w tym zakładzie ani opieki lekarskiej, ani urządzeń sanitarnych.
Przerażające są: płacz dzieci, okropny krzyk epileptyków i jęki chorych.
W środku nieporządki, na jednem łóżku waryat i paralityk, umierający suchotnik obok młodego wieśniaka, w kącie nieszczęśliwiec jakiś obok trupa. Nigdzie niema umywalni ani krzesła – a obok pieca siedzi na stolcu uśmiechnięty idyota. W izdebce obok idyotów – dzieci, karmiące idyotki…, głuchoniema, której dano obce dzieci do karmienia. Na łóżeczkach po czworo dzieci. Z waryatami rady dać sobie nie można. Dzieci przeważnie chore na zapalenie egipskie. Mnóstwo też tam dzieci, wysłanych przez magistrat. Są to okropne obrazy niedoli sierocej.
Na 1. piętrze na 40 łóżkach 100 kobiet. Nawet na jego przytępione nerwy był to widok okropny. Nie ma tam żadnego lekarza, tylko 2 razy tygodniowo przyjeżdża lekarz miejski, który ma zbadać 180 ciężko chorych… Czy ci nędzarze nie zasługują na jakąś opiekę? Do zakładu tego przyjmuje magistrat – nie lekarz – chorych wydalonych ze szpitala, dzieci porzucone przez rodziców, rekonwalescentów, starców… W drugiej instancyi przyjmują zakonnice chorych podług płci, stąd kombinacye chorych i nie chorych na jednem łóżku. Jest tam piekło dantejskie, kto nie wierzy, niech zobaczy – umieszczono tam nędzarzy – którym powiedziano: Skazani jesteście na śmierć.
Prezydent p. Michalski oświadczył, iż wszystkiemu winnien zarząd szpitala krajowego, który wyrzuca chorych. Brak pieniędzy nie pozwolił dotychczas na zaprowadzenie lepszych porządków. Zresztą w szpitalu krajowym, ani w szpitaliku im. św. Zofii nie dzieje się lepiej. Wreszcie zarzucił dr. Starzewskiemu, że zabawił się w przesadę – dzieci na jednem łóżku się także bawią…
R. Markiewicz narzekał na szpital krajowy i żądał, aby kraj wystawił zakład dla ozdrowienców i nieuleczalnych. Ze szpitala wyrzucają chorych na mróz 20-stopniowy. Wreszcie przyznał, że dr. Starzewski przedstawił obraz prawdziwy.
Dr. Löwenstein oświadczył, że żale dra Starzewskiego nie były mową opozycyjną, lecz krzykiem podeptanego uczucia ludzkości. Jest to jeden obrazek z całej nędzy sanitarnej Galicyi. Ci biedacy wśród utrapień okropnych skazani na poczucie tego, że umierają. Na taki ból i nędzę dusza ludzka patrzeć nie powinna. W szpitalu lwowskim stwierdził obraz nędzy fizycznej i moralnej – w Sejmie nie robiono mu zarzutów, że podniósł rozmaite okropności, lecz przeciwnie, Wydział krajowy poczynił inwestycye i w szpitaliku św. Zofii będzie lepiej. Kraj na nieuleczalnych niema pieniędzy – mnóstwo waryatów nieuleczalnych chodzi po ulicach. Jest to rzecz o pomstę do nieba wołająca. Polecił do przyjęcia wnioski dra Starzewskiego mające na celu usunąć te wszystkie okropności.
„Goniec Polski” z 9 marca 1907
Wszystko to razem stwarza to, co nazywamy „degeneracyą”. To co jest teraz w Irlandyi, czeka całą Europę, a szczególnie i najrychlej – Galicyę.
„Goniec Polski” z 1 listopada 1907
„Goniec Polski” z 24 marca 1907
„Głos Rzeszowski” z 10 marca 1912
„Dziennik Kijowski” z 24 maja (6 czerwca) 1917
Wtedy to Krajowy, będąc w ubraniu cywilnem, wyrwał się i uciekł w ul. Franciszkańską. Tam wpadł do herbaciarni Moszka Rozenberga, usiadł przy stoliku i poprosił o piwo. Uprzedzony Rozenberg pochował natychmiast z bufetu widelce i noże. Tymczasem o zajściu zawiadomiono post. Antoniego Tabora, boksera, który wówczas pełnił służbę w Kasie Chorych przy ul. Mławskiei. Tabor wpadł nagle do piwiarni, schwytał z tyłu chorego, zastosował chwyty japońskie, pozostali zaś policjanci założyli kajdanki. W czasie szarpania się furjat wywrócił 2 stoliki i kilka krzeseł.
Zbiega przewieziono dorożką do szpitala.
„Gazeta Bydgoska” z 3 sierpnia 1930