Wpisy otagowane jako wariaci

Szpieg czarnogórski

26 listopada 2018

Szpieg czarnogórski.
Blizko od roku siedzi w aresztach miejskich głuchoniemy idjota, podejrzany przez władze, iż jest szpiegiem… czarnogórskim. Fotografia jego była zamieszczoną w różnych czasopismach i nie można się w żaden sposób dowiedzieć, skąd ów domniemany szpieg pochodzi. Ponieważ sprawa jest bardzo ważna – wszak chodzi o szpiega – odesłano akta do Lwowa, a tam się jeszcze należycie nie odleżały. Tymczasem „Czarnogórzec” od roku jest na utrzymaniu gminy, tzn. ma wikt i mieszkanie w areszcie, bo bielizny zupełnie nie przebiera, a strzępy ubrania jeszcze z niego nie zleciały.

„Głos Polski. Organ narodowy dla Podola” z 3 stycznia 1914.

Zwariowane kobiety z Essen

20 maja 2016

Zwarjowane kobiety z Essen
Bezimienna gmina. – Kobiety opętane manją religijną.

W mieście Essen siedem histerycznych kobiet zawiązało szczególniejszą sektę religijną pod nazwą „Gminy bezimienne]”. Praktyki ich religijne polegały na tem, że codziennie zbierały się w kaplicy miejscowego szpitala i modliły się. Nie byłoby w tem nic nadzwyczajnego, ale kobiety te utrzymywały, że są wysłankami Boga i przez Boga powołanemi do uzdrawiania ludzi.

Mimo oporu służby szpitalnej, wchodziły do sal, zatrzymywały się przy każdem łóżku, wkładały chorym ręce na głowę, wyrabiały najrozmaitsze cudactwa i „hokus pokus”, a za żadną cenę nie można było się ich pozbyć.

Ta plaga szpitalna trwała przeszło pół roku. Zjawiały się one regularnie w każdą środę i niedzielę i robiły takie zamieszanie i niepokój na sali chorych, tak denerwowały pacjentów, że postanowiono je siłą usunąć. Ale i to niewiele pomogło, gdyż histeryczki, wyrzucone jedną bramą, powracały drugą. Wezwano ostatecznie policję, a gdy ta chciała przy pomocy pałek gumowych zrobić porządek, dostały prawdziwego szału. Broniły się, gryzły. drapały i kopały policjantów, rzucały się na ziemię, tak, że i policja okazała się wobec nich bezsilną.

Ostatecznie dyrekcja szpitalna zrobiła doniesienie do prokuratorji o naruszenie spokoju publicznego, a policja ze swej strony o opór władzy. W sądzie oświadczyły histeryczki jednomyślnie, że spełniają tylko rozkaz Boży i że na przyszłość absolutnie nie rezygnują z odwiedzania szpitala. Ponieważ wyrok nie jest jeszcze prawomocny, wszystkie siedem historyczek cieszą się wolnością i znowu są plagą szpitala. Nic nie pomogło nawet, że jeden z nieszczęśliwych małżonków obił swoją żonę, należącą do 7 stowarzyszonych, gdyż ciągle tylko biegała do szpitala i cały dzień się modliła, pozostawiając gospodarstwo i 6 dzieci na opiece męża. Psychiatrzy twierdzą, że te kobiety są ciężko chore, a co gorsza, istnieje obawa, ze duchowa ta zaraza może się rozszerzyć i przejść także na inne niewiasty.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 9 sierpnia 1929

Atak szaleńca w kościele

4 października 2014

Obłąkany w kościele.

Z Mławskiego donoszą do „Gazety Polskiej”, w Warszawie o strasznym wypadku, jaki się zdarzył w zeszłą niedzielę w kościele parafialnym w osadzie Szreńsk.

Na sumę przybył razem z innymi włościanin ze wsi Krzywki, Maciej Kodera, od roku już obłąkany. Obłąkanie Kodery było w ostatnich czasach spokojne i nikt się nie spodziewał katastrofy, która nastąpiła w kościele. Podczas sumy Kodera wyjął ukryty pod sukmaną tasak i w jednej chwili rozciął na dwoje głowę stojącej przed nim Anny Dzierzgówny, młodej włościanki, która w dniu tym ślub brać miała. Widząc to pan młody, Józef Wyderski, rzucił się na waryata, lecz nim zdążył pochwycić go za ręce, został ugodzony w twarz i padł na ziemię ze zdruzgotaną szczęką. Przerażony lud począł uciekać z kościoła, tłocząc się straszliwie we drzwiach, a tymczasem odważniejsi walczyli z obłąkanym, do którego przystęp był trudny, bo oparłszy się plecami o ścianę, groził, że każdego zabije, kto się zbliży. Dopiero Wincenty Sadłek ze wsi Zawady, chwyciwszy chorągiew kościelną, silnem uderzeniem ogłuszył szaleńca. Anna Dzierzgówna wyzionęła ducha, a narzeczony jej, jakkolwiek ciężko ranny, zachowany będzie przy życiu, dzięki energicznemu ratunkowi, udzielonemu przez miejscowego aptekarza. Macieja Koderę związanego odwieziono do szpitala do Mławy. W zamieszania ucieczki wiele osób poniesły przy tłoczeniu we drzwiach mniejsze lub większe obrażenia. Opowiadają, że Maciej Kodera przed kilku miesiącami usiłował utopić dwoje własnych dzieci, czemu zaledwie zapobiedz zdołano. Kościół w Szreńsku, jako sprofanowany, został zamknięty i dopiero po dopełnieniu rekoncyliacyi, t. j. powtórnego poświęcenia, świątynia będzie otwartą.

„Przyjaciel Domowy” z 13 września 1884

Miasto wariatów

4 października 2014

Miasto waryatów.

W Belgii o 27 mil od Antwerpii, leży mało znane miasteczko Gheel, liczące około 13,000 mieszkańców i posiadające 2 kościoły, liceum prywatne, kilka fabryk, i kolonię waryatów. W mieście tem przebywa 1,500 nieszkodliwych obłąkanych, każdy zatem dziewiąty mieszkaniec jest – bzikiem. Ci obłąkani, którzy dla otoczenia mogliby stać się niebezpiecznymi, są pomieszczeni w osobnym zakładzie, urządzonym według wszelkich wymagań nauki. Owych zaś nieszkodliwych waryatów posyłają rodziny lub opiekunowie do Gheel, umieszczają na pensyi u tamtejszych mieszkańców i mogą być pewni, że tam nikt nie wyrządzi im krzywdy. Nawet dzieci tamtejsze obchodzą się z obłąkanymi w sposób nienaganny i często spotyka się tam malców, prowadzących z powagą waryatów na spacer i rozciągających nad nimi troskliwą opiekę. Często też można widzieć tych spokojnych obłąkanych, jak pomagają w robocie gospodarzowi, albo jak wyręczają zajęte czem innem matki, w kołysaniu niemowląt. Jeden uważa się za monarchę, inny za milionera, a są i tacy, którzy twierdzą z całą powagą, że są ziarnem, sofą, zegarkiem. Jeden taki „innocent” – jak ich w Gheel nazywają – utrzymywał, iż jest ziarnkiem pieprzu i przybiegł raz w rozpaczy do swego gospodarza, że go ptak chce zjeść.

- Bajki – uspokoił gospodarz waryata z zimną krwią. – Ptaki pieprzu nie jedzą.

„Ziarno” z 28 października 1904

 


Uwaga: Cały rocznik 1904 pisma „Ziarno”, z którego pochodzi niniejszy wycinek, mamy w postaci papierowej – oprawione razem oryginalne czasopisma, podarowane naszemu projektowi przez Pana Roberta Adamowicza ze Szczecina.

Osobliwszy jubileusz

22 lutego 2014

Osobliwszy jubileusz.

Niejaka panna v. G., licząca obecnie lat 83, rozpoczęła w tych dniach pięćdziesiąty pierwszy rok pobytu w wiedeńskim zakładzie obłąkanych. Nieszczęśliwa przed 50 laty na balu zrobiła znajomość z pewnym młodzieńcem, który przez czas jakiś łudził ją nadzieją poślubienia a potem porzucił. Zawód ten był powodem, że popadła w obłąkanie i każdego dziś jeszcze biedna chora zapytuje: „Kiedy znowu pójdziemy na bal?”

„Gazeta Lwowska” z 8 listopada 1882

Pomieszanie zmysłów z nauki

13 stycznia 2014

Obłąkanie.

Wzmaga się niestety w kraju naszym tak samo jak i wszędzie w Europie liczba umysłowo chorych. Najsmutniejszym zaś objawem dla patologa dzisiejszych czasów jest okoliczność, że w tej statystyce obłąkania co raz bardziej przeraża procent, przypadający na inteligencję. Szanując żałobę rodzin, pisma zwykle nie notują tych wypadków, ale kronika miejscowa zawsze z współczuciem opowiada o nieszczęśliwych, za którymi zamknięto ponure bramy zakładu kulparkowskiego. Cóż jest powodem tego zwątlenia mózgów tegoczesnych? W pobieżnej wzmiance nie możemy na to odpowiedzieć wyczerpująco. Wytężona walka o byt, która prowadzi do gorzkich zawodów i grzebie siłę odporności, alkoholizm, który drogą atawizmu lub nabytego nałogu rujnuje organizm, wykolejenia zmysłowości i wielkie moralne wzruszenia, które pochłaniają rozum – oto czynniki. Ale jest jeszcze jedna trucizna, tem niebezpieczniejsza, ile że słodka. Tą jest grasujące w wychowaniu dzisiejszem przeciążenie pracą umysłową. Oto wczorajszy wypadek: Panna 18 letnia dostała pomieszania zmysłów z nauki, której oddawała się z iście chorobliwym zapałem. Obok studjów lingwistycznych mierzyła wszystkie dziedziny wiedzy ludzkiej a socjologia zajmowała ją zarówno jak i badania przyrodnicze. Wątła z natury i anemiczna bez powietrza, którego nie szukała pierś jej ściśnięta, siedząc nad książką, przeraziła nagle rodzinę gestem i okrzykiem a przywołany lekarz skonstatował obłąkanie.

„Gazeta Narodowa” z 6 kwietnia 1886

18 milionów Amerykanów do sterylizacji

12 października 2013

18 milj. Amerykanów należy poddać sterylizacji.
W przeciwnym razie naród amerykański czeka degeneracja.

Duże wrażenie obudziło w Ameryce ogłoszenie pod adresem do władz Stanów Zjednoczonych memorjału Amerykańskiego Towarzystwa Eugenicznego (Human Betterment Foundation), w którem związek ten domaga się poddaniu wyjałowienia (sterylizacji) 18 miljonów obywateli.

Wedle obliczenia związku 6 miljonów Amerykanów jest niebezpiecznymi obłąkanymi, wymagającymi umieszczenia w zakładach, Drugie sześć miljonów, to psychopaci, cierpiący na wybitne zboczenia psychiczne, jednak nie niebezpieczni. Wreszcie sześć miljonów, to indywidua cierpiące na niedorozwój umysłowy, ludzie małowartościowi.

Upośledzone te osobniki rozmnażają się bardzo silnie, podczas gdy rodziny złożone z osobników zdrowych mają bardzo mało dzieci. Grozi więc Ameryce w niedługim czasie degeneracja, jeżeli się tych anormalnych nie podda sterylizacji.

Dotychczasowe doświadczenia na tem polu dały bardzo dobre wyniki. Ustawa o sterylizacji obowiązuje bowiem od kilku lat w Kalifornji. Otóż w stanie tym przeprowadzono sterylizację 6000 psychopatów, którzy mimo to prowadzą przykładne życie rodzinne i oddają się skutecznie swym normalnym zajęciom.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 5 lipca 1932

5.000 umysłowo chorych w chlewach i piwnicach Wołynia

31 sierpnia 2013

5.000 umysłowo chorych w chlewach i piwnicach Wołynia.

Około 2.000 furjatów niebezpiecznych dla otoczenia przetrzymywanych jest na Wołyniu w chlewach i piwnicach.

Prawdziwą bolączką Wołynia jest brak szpitala dla chorych umysłowo, których w województwie znajduje się około 5.000, w czem 2.000 niebezpiecznych furjatów.

Ze względów bezpieczeństwa są oni izolowani – przeważnie w chlewach i piwnicach, nierzadko przytem związani są powrozami.

Budowa szpitala dla chorych umysłowo jest palącą koniecznością.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 11 stycznia 1939

Żywcem pogrzebany

6 listopada 2012

Żywcem pogrzebany.

Okropną zbrodnię odkryto przed kilku dniami w miasteczku Grajewie, gub. łomżyńskiej, w Królestwie Polakiem. Osiadły tam niedawno budowniczy z Warszawy, p. Mieczysław Grabowski, miał dokonać pomiarów realności niejakich Łupieńskich, a to w celach ubezpieczeniowych. W tym celu wypadło mu takie zrobić wymiar piwnicy. Właściciele niezbyt chętnie zgodzili się na wydanie kluczów od piwnicy, która, jak się pokazało, kryła w sobie straszną tajemnicę zbrodni.

Po otwarciu kłódki i odsunięciu żelaznej sztaby, którą drzwi się zasuwają, zeszedł p. Grabowski wraz z pomocnikiem mierniczym po pięciu schodach w głąb, gdzie napotkał drzwi drugie, również na klucz zamknięte. Otworzywszy je, ujrzał obraz, który go przejął najwyższą grozą. Na brudnej pryczy, wśród śmiecia i gnoju, leżał młody, około 20 lat liczący młodzieniec w skurczonej pozycji. Ujrzawszy wchodzącego, wykrzywił twarz, na której malował się przestrach i ból i począł okrywać się cuchnącymi łachmanami. P. Grabowski zbliżył się doń i począł przemawiać łagodnemi słowy. Chłopak spojrzał nań wystraszonemi oczyma, nie odrzekł jednak nic, tylko zaciągnął na siebie jeszcze wyżej płachtę. Po chwili przestał patrzeć na przybysza, a obojętny na wszystko, co działo się około niego, skierował oczy ku zabrudzonej szybie jedynego w lochu okienka, zakratowanego żelaznemi sztabami. Zaduch w piwnicy był tak wielki, że p. Grabowski nie mógł tam wytrwać długo i musiał umykać z tajemniczego lochu.   Czytaj dalej…

Lwowskie piekło

9 lutego 2012

Lwowskie piekło.

Na wczorajszem posiedzeniu Rady pan Starzewski w następujący sposób opisał stosunki panujące w miejskim zakładzie dla nieuleczalnych im. Bilińskich:

Nie ma w tym zakładzie ani opieki lekarskiej, ani urządzeń sanitarnych.

Przerażające są: płacz dzieci, okropny krzyk epileptyków i jęki chorych.

W środku nieporządki, na jednem łóżku waryat i paralityk, umierający suchotnik obok młodego wieśniaka, w kącie nieszczęśliwiec jakiś obok trupa. Nigdzie niema umywalni ani krzesła – a obok pieca siedzi na stolcu uśmiechnięty idyota. W izdebce obok idyotów – dzieci, karmiące idyotki…, głuchoniema, której dano obce dzieci do karmienia. Na łóżeczkach po czworo dzieci. Z waryatami rady dać sobie nie można. Dzieci przeważnie chore na zapalenie egipskie. Mnóstwo też tam dzieci, wysłanych przez magistrat. Są to okropne obrazy niedoli sierocej.

Na 1. piętrze na 40 łóżkach 100 kobiet. Nawet na jego przytępione nerwy był to widok okropny. Nie ma tam żadnego lekarza, tylko 2 razy tygodniowo przyjeżdża lekarz miejski, który ma zbadać 180 ciężko chorych… Czy ci nędzarze nie zasługują na jakąś opiekę? Do zakładu tego przyjmuje magistrat – nie lekarz – chorych wydalonych ze szpitala, dzieci porzucone przez rodziców, rekonwalescentów, starców… W drugiej instancyi przyjmują zakonnice chorych podług płci, stąd kombinacye chorych i nie chorych na jednem łóżku. Jest tam piekło dantejskie, kto nie wierzy, niech zobaczy – umieszczono tam nędzarzy – którym powiedziano: Skazani jesteście na śmierć.

Prezydent p. Michalski oświadczył, iż wszystkiemu winnien zarząd szpitala krajowego, który wyrzuca chorych. Brak pieniędzy nie pozwolił dotychczas na zaprowadzenie lepszych porządków. Zresztą w szpitalu krajowym, ani w szpitaliku im. św. Zofii nie dzieje się lepiej. Wreszcie zarzucił dr. Starzewskiemu, że zabawił się w przesadę – dzieci na jednem łóżku się także bawią…

R. Markiewicz narzekał na szpital krajowy i żądał, aby kraj wystawił zakład dla ozdrowienców i nieuleczalnych. Ze szpitala wyrzucają chorych na mróz 20-stopniowy. Wreszcie przyznał, że dr. Starzewski przedstawił obraz prawdziwy.

Dr. Löwenstein oświadczył, że żale dra Starzewskiego nie były mową opozycyjną, lecz krzykiem podeptanego uczucia ludzkości. Jest to jeden obrazek z całej nędzy sanitarnej Galicyi. Ci biedacy wśród utrapień okropnych skazani na poczucie tego, że umierają. Na taki ból i nędzę dusza ludzka patrzeć nie powinna. W szpitalu lwowskim stwierdził obraz nędzy fizycznej i moralnej – w Sejmie nie robiono mu zarzutów, że podniósł rozmaite okropności, lecz przeciwnie, Wydział krajowy poczynił inwestycye i w szpitaliku św. Zofii będzie lepiej. Kraj na nieuleczalnych niema pieniędzy – mnóstwo waryatów nieuleczalnych chodzi po ulicach. Jest to rzecz o pomstę do nieba wołająca. Polecił do przyjęcia wnioski dra Starzewskiego mające na celu usunąć te wszystkie okropności.

„Goniec Polski” z 9 marca 1907

Jeden wariat na 179 mieszkańców Irlandii

23 września 2011

Jeden waryat na 179 mieszkańców Irlandyi.

Dr. Graham dyrektor szpitala waryatów w Dublini, złożył sprawozdanie z którego się okazuje, że w Irlandyi znajduje się teraz 25.070 waryatów, czyli że przypada jeden waryat na 179 mieszkańców. W ciągu może jednego stulecia liczba waryatów powiększyła się dziesięciokrotnie. Jakaż jest tego przyczyna? Niejedna ale mnóstwo, odpowiada dr. Graham. Przedewszystkiem rozwój życia politycznego. Tłumy nie mogą dyskutować ani o religii, ani o polityce, bo niewygimnastykowany ich umysł schodzi zaraz na bezdroża. Każ drwalowi i parobkowi tańczyć pas de deux na wywoskowanej posadzce salonów. Do pięciu minut powywracają się wszyscy. Aż tu każą ciężkim i ciasnym umysłom rozstrzygać najzawilsze sprawy społeczne i polityczne, zastanawiać się nad budową państwa. przerabiać ją etc. Następnie strejki i podniecenie wszystkich uczuć, jakie one wytwarzają. Dalej alkohol i odbieranie tłumom pociech religijnych, przez propagandę bezwyznaniowości.

Wszystko to razem stwarza to, co nazywamy „degeneracyą”. To co jest teraz w Irlandyi, czeka całą Europę, a szczególnie i najrychlej – Galicyę.

„Goniec Polski” z 1 listopada 1907

Wałęsające się matołki

12 maja 2011

Wałęsające się matołki.

Po Krakowskiem i tej części Żółkiewskiego, gdzie rozsiedli się kupcy, wałęsają się ustawicznie matołki, na pół nadzy, z głupkowatym wiecznie uśmiechem na ustach. Towarzyszą im zawsze tłumy gapiów i dzieci, szydząc z nich niemiłosiernie, i cały ruch wówczas wstrzymuje się, przechodnie i furmani muszą dopiero torować sobie drogę wśród tego tłumu. Tyle jest nędzy we Lwowie, że doprawdy nie trzeba jej aż pokazywać – i wyśmiewać. Istnieją przecież odpowiednie zakłady dla idyotów. W październiku ubiegłego roku założono prywatny przytułek dla matołków w Medyce, by uwolnić społeczeństwo od podobnego ciężaru. Kanał albo magistrat powinien umieścić tych matołków w jakimś zakładzie, a nie dozwolić, by bezdomni wałęsali się po ulicach ku uciesze rozbawionych gapiów. Wstyd doprawdy, że w stołecznem mieście zwaryowani nędzarze błąkają się po ulicach, zdani na łaskę Opatrzności i motłochu.

„Goniec Polski” z 24 marca 1907

Rzeszowska ekshibicjonistka 1912

14 listopada 2009

KRONIKA POLICYJNA.

Paulina Świstakowa chciała zażyć spaceru w stroju Adamowym pod klasztorem bernardyńskim i policya umysłowo chorą Świstakową odesłała do zakładu w Kulparkowie.

„Głos Rzeszowski” z 10 marca 1912

Rekordowa pogróżka

12 sierpnia 2009

Rekordowa pogróżka.

Z Kazania donoszą do „Now. Wrem.”, że urzędnicy kazańskiej okręgowej lecznicy psychiatrycznej oświadczyli, iż o ile, zgodnie z ich życzeniem nie nastąpi dymisya dyrektora i lekarzy, uzbroją wszystkich waryatów i znajdujących się tu, jako poddanych próbie przestępców (ogółem kilkaset osób ) i cały ten tłum wypuszczą na miasto…

„Dziennik Kijowski” z 24 maja (6 czerwca) 1917

Walka z wariatem

12 sierpnia 2009

Walka z warjatem.
Do obezwładnienia zbiegłego ze szpitala Jana Bożego warjata trzeba było użyć kilku policjantów, w tej liczbie wyszkolonego boksera.

Ze szpitala Jana Bożego w Warszawie wyszedł i zmylił czujność odźwiernego na miasto paralityk i chory umysłowo 35-letni Zygfryd Krajowy. Przechodzącego ulicą Freta uciekiniera usiłował zatrzymać posterunkowy 2 komisarjatu Stanisław Dybkowski, lecz chory uderzył policjanta t. zw. „bykiem”, porwał czapkę i pelerynę. Policjantowi pośpieszył z pomocą Wacław Fedorczyk, gazeciarz, bez prawej nogi, mający koszyk z gazetami. Po chwili nadbiegł drugi posterunkowy Wincenty Kamiński. W czasie dalszej walki przybiegł pracownik szpitala, oświadczając, że awanturnikiem jest zbiegły ze szpitala warjat.

Wtedy to Krajowy, będąc w ubraniu cywilnem, wyrwał się i uciekł w ul. Franciszkańską. Tam wpadł do herbaciarni Moszka Rozenberga, usiadł przy stoliku i poprosił o piwo. Uprzedzony Rozenberg pochował natychmiast z bufetu widelce i noże. Tymczasem o zajściu zawiadomiono post. Antoniego Tabora, boksera, który wówczas pełnił służbę w Kasie Chorych przy ul. Mławskiei. Tabor wpadł nagle do piwiarni, schwytał z tyłu chorego, zastosował chwyty japońskie, pozostali zaś policjanci założyli kajdanki. W czasie szarpania się furjat wywrócił 2 stoliki i kilka krzeseł.

Zbiega przewieziono dorożką do szpitala.

„Gazeta Bydgoska” z 3 sierpnia 1930

Następna strona »