Wpisy otagowane jako wynalazki

Kto wynalazł szczotkę?

24 października 2014

Kto wynalazł szczotkę?

Wszelkiego rodzaju szczotka stała się dziś przedmiotem koniecznym codziennego użytku, mało jednak zapewne wie, kto był jej wynalazcą. W drugiej połowie 18 stulecia, niejaki Leodegar Thoma w Todtnau w Badenii, chłopak u tamtejszego młynarza, podobno wielki elegant okoliczny, przemyśliwając nad tem, w jaki sposób najlepiej oczyścić swoje ubranie, wiecznie powalane mąką, wpadł na pomysł sporządzenia szczotki. Wziął przeto kawałek deszczułki, wywiercił w niej otwory, do których powpychał szczeć świńską.

W niedługim czasie cała okolica schodziła się do młyna i prosiła Thomę o szczotki. Początkowo dawał je darmo, w krótkim jednak czasie sprytny chłopiec spostrzegł, iż może na tem zrobić dobry interes. Porzucił służbę u młynarza, ożenił się i założył warstat szczotkarski, który odrazu rozrósł się w poważną nawet fabrykę. W r. 1770 w Todtnau większa część mieszkańców była zatrudniona w szczotkarniach Thomy. Długi czas Thoma nie miał konkurencyi, robiąc na swoim wynalazku majątek. Dopiero w kilkanaście lat potem czeladnicy Thomy rozeszli się po kraju i pozakładali fabryki szczotek, ciągle je ulepszając.

„Gazeta Lwowska” z 20 sierpnia 1914

Nowy welocyped

24 października 2014

Nowy welocyped.

W tych dniach odbywały się w Paryżu, na stacyi kolei południowej, próby nowego systemu welocypeda, zastosowanego do torów kolei żelaznej. Jest to czterokołowy welocyped, którego koła, liczące około 75 centymetrów obwodu, maja kształt zupełnie podobny do kół wagonowych, aby się mogły utrzymać na szynach, Dwa siedzenia zupełnie takie jak na dotychczasowych welocypedach, umieszczone jedno za drugiem, przeznaczone są dla dwóch ludzi, z których tylko jeden poruszając pedały, wprawia w ruch welocyped. Szybkość wypróbowana dochodzi do trzydziestu kilometrów na godzinę; tarcie kół o szyny jest tak słabe, że welocyped puszczony w pędzie, przebiedz może sam ośmset metrów, gdy już zaprzestano poruszać pedały. Hamulec działający na osie kół, pozwala zatrzymać welocyped w jednej chwili; ciężar całego przyrządu wynosi zaledwie 60 kilogr. w skutek czego jeden człowiek może z łatwością wnieść go i ustawić na szynach. – Welocyped ten może być również używany na zwyczajnej drodze a to za pomocą kauczukowych opasek, które się przymocowują w takim razie do kół.

„Gazeta Lwowska” z 5 stycznia 1888

Maggi

7 czerwca 2014

Umarł człowiek, który wynalazł… „Maggi”.

Maggi… Któż go nie zna? Te niewielkie kostki, lub flakoniki o długich, wązkich szyjkach, są równie dobrze znane śród wiecznych śniegów, jak pod zwrotnikami, są namiastką pożywności „chudych” potraw, któremi karmi się trzy czwarte ludzkości.

Człowiek, który wynalazł „Maggi” ma niewątpliwe zasługi wobec świata i należy mu się wdzięczne wspomnienie w chwili, gdy przyszła wiadomość o jego śmierci. Był nim John Dorrence, zmarły niedawno w Bostonie, kiedyś profesor jednego z uniwersytetów amerykańskich.

Karjera tego „dobroczyńcy ludzkości” była niezwykła nawet jak na amerykańskie stosunki. Olbrzymi majątek, obliczany na setki miljonów dolarów, zdobył Dorrence dzięki owym małym kostkom, które w ciągu dziesiątków lat zdobyły na świecie popularność, nie mniejszą od… gramofonu.

Dorrence, urodzony w 1858 roku, syn zwykłego farmera, otrzymał wykształcenie wyższe i obrał jako swą specjalność chemję. Poważne prace naukowe, dotyczące najbardziej skomplikowanych zagadnień chemicznych, zjednały mu sławę nie małą. Ale w Ameryce trudno zadowolić się samą sławą naukową. Młody uczony rzuca katedrę, laboratorja i ulegając potężnemu prądowi zdobycia karjery, wyjeżdża do Chicago, gdzie w dziale chemicznym fabryki konserw „Armoor et Company”, pracuje nad… wydobyciem z produktów spożywczych maksymalnej ilości „skondensowanej pożywności”. Z fabryki konserw mięsnych przenosi się do fabryki konserw jarzyn i pewnego dnia dochodzi do bardzo prostego stwierdzenia: istnieją oto najróżnorodniejsze odmiany konserwowanych potraw stałych – niema natomiast zup i buljonów. Zdobyte doświadczenie ułatwia mu drogę poszukiwań i w roku 1900 pojawia się na rynku produkt, którego intrygująca nazwa wszystkich zaciekawia. Było to w okresie jednego z kolejnych krachów giełdowych i bezrobocia w Ameryce, tuż przed samemi świętami Bożego Narodzenia.

Ten „gwiazdkowy” podarunek dla najuboższej ludności amerykańskiej zyskał sobie tak wielkie uznanie wśród kobiet, że… po dwóch latach Dorrence był milionerem, a żółte kosteczki „Maggi” stanowiły nieodzowną przyprawę każdego posiłku.

„Gazeta Lwowska” z 21 grudnia 1930

Ulepszenia telefonów

31 marca 2014

Ulepszenia telefonów.

Specjaliści pracują niezmordowanie nad ulepszeniem urządzeń telefonicznych, a prace te nie są bezowocne. Angielski zarząd poczt i telegrafu czyni obecnie studya i próby nad nowym wynalazkiem inżyniera Apostołowa, który ewentualnie wywołać może ogromny przewrót w dziedzinie urządzeń telefonicznych. Chcąc się z kim rozmówić przez telefon, trzeba teraz – jak wiadomo – łączyć się przez pośrednictwo stacyi centralnej. Tymczasem nowy wynalazek dozwala łączyć się z dowolnym numerem przy pomocy kawiatury, umieszczonej u każdego z abonentów. Aparat składa się z niewielkiej szkatułki z trzema otworami i kilkoma klawiszami. Przypuśćmy abonent A. chce być połączony z abonentem B., mającym n. p. numer 2753. Uderza on tedy w odpowiedni klawisz dwa razy, w następny siedm – i w jednym z otworów pojawia się liczba 27; to samo czyni z dalszym ciągiem numerów i w drugim otworze pojawia się 53. Teraz już połączenie z p. B. nastąpiło. Wystarczy pociśnięcie guzika, aby zawiadomić pana B., że się ma do niego interes. Czy jednak aparat okaże się przystępnym w cenie i wytrzymałym – to dopiero okazać może praktyka.

Drugi wynalazek z dziedziny porozumiewania się na odległość przy pomocy elektryczności, zajmuje również żywo angielskich specyalistów. Przedstawiono w sali posiedzeń elektrotechników w Londynie wynalazek Włocha Marconiego, który wpadł na wyborne praktyczne pomysły zastosowania fal elektrycznych do telegrafowania bez drutów. Aparat składał się z dwóch zwykłych puszek blaszanych; ustawiono je na dwóch krańcach sali. W chwili, gdy w jednej puszce pojawiał się prąd elektryczny – w drugiej niezwłocznie odzywał się sygnał. Fale elektryczne produkowała maszyna, połączona z puszkami. P. Preece, który przedstawił wynalazek, oświadczył, że zarząd telegrafów angielskich przygotowany jest na największe koszta, jakie mogłyby za sobą próby z nowym pomysłem pociągnąć, i że można w nim pokładać najśmielsze nadzieje.

„Gazeta Lwowska” z 23 kwietnia 1897

Skandaliczny bioskop

15 marca 2014

Skandaliczny bioskop.

Ciekawą sprawę rozstrzygać będzie w tych dniach Tribunal de la Seine w Paryżu. Historya cała przedstawia się jak następuje: Panna Amalia Dupont miała dwóch starających się o jej rękę wielbicieli: pana Henryka Fischera i Andrzeja Doron. Wybór jej padł na Fischera, kiedy zaś wyszła zań za mąż, Doron postanowił zemścić się na młodej parze. W tym celu przekupił służbę nowożeńców – i w ich sypialni ustawił aparat kinematograficzny i fonograf, które automatycznie porobiły zdjęcia momentalne i głosowe ich wzajemnych pieszczot i rozmów. Następnie mściwy pan Doron, w wesołem męskiem kółku, naprodukował w autentycznych głosach i nader interesujących obrazach „miodowy miesiąc pp. Fischerów”. Dowiedzieli się o tem Fischerowie, i wytoczyli dowcipnisiowi proces o „zaburzenie spokoju domowego”.

„Goniec Polski” z 25 października 1907

Domy papierowe

13 stycznia 2014

Domy papierowe zaczynają budować Amerykanie. W Stanie Wisconsin stanęła fabryka, która wyrabia płyty z masy papierowej, grube na pół stopy, a przeznaczone do budowy domów Są one spajane jak cegły, a odznaczają się trwałością i nieprzepuszczalnością.

„Słowo Polskie” z 17 marca 1897

Balon z wiadomością

12 października 2013

Balon.

We wsi Łubno, gminy Guzów, pow. Błońskiego, w pobliżu stodoły włościanina Toniaszewskiego, spadł papierowy balon, w którym znaleziono dwie koperty, zawierające drukowane reklamy krawca Zygmunta Strońskiego w Pradze Czeskiej, blankiet otwartej karty do korespondencyi międzynarodowej z adresem Bogumiła Chajeka, w którym tenże prosi, aby mu doniesiono, w jakiej miejscowości spadnie balon. Sądząc z daty na liście Chajeka, podróż trwała dwa dni.

„Gazeta Warszawska” z 20 października 1893

Automaty 1896

29 września 2013

Automaty.

„Automat panu usłuży” – objaśnienie takie nietylko dostanie obecnie w każdem większem mieście wszelki przyjezdny, który z miłym uśmiechem na twarzy zatrzymuje w biegu niewinnego bliźniego swego i prośbą o ogień zabiera mu dwie minuty drogiego czasu, ale też w wielu innych niemniej ważnych i nagłych okolicznościach. Przypuśćmy ten wypadek, że ktoś chce sobie życie osłodzić – nic łatwiejszego, rzucić mu tylko trzeba marny nikiel w automatycznego Merkurego a natychmiast może otrzymać do wyboru bombony, czekoladę lub biszkopty. Albo znowu przypuśćmy, że ktoś stanął przed decydującym zwrotnym punktem w swojem życiu i postanowił przeto gruntownie się – umyć: automat mu natychmiast z całą uprzejmością podaje wonny kawałeczek mydła. Jeżeli ten ktoś stanął na wyższym stopniu cywilizacyi, może w zamian za kilka innych groszy otrzymać wyborny środek do oczyszczenia zębów, albo malutką buteleczką oryginalnej perfumy, jaką tylko „naprzeciw” Maryi Fariny w Kolonii wyrabiają. Czytaj dalej…

Kauczukowe szczęki

29 września 2013

(inserat)

Dla cierpiących na zęby. 
Nowo poprawne szczęki kauczukowe posiadają tę własność, że nie tak łatwo łamaniu się podlegają, jak dotąd wyrabiane.

Że używanie kauczuku do szczęk do najlepszych wynalazków w umiejętności leczenia zębów należy, nie da się zaprzeczyć, albowiem takowe do noszenia daleko przyjemniejsze są od metalowych, niemi lepiej żuć można, i wszelkie kwasy w ustach na nich żadnego szkodliwego wpływu nie wywierają, przez co się do zdrowia przyczyniają, które to doskonałe własności od wszystkich, którzy już metalowe szczeki nosili i takowe potem w kauczukowe zmienili, stwierdzone zostaną.

Przytem była ta nieprzyjemność, że dotąd za ich trwałość ręczyć nie można było, gdyż zdarzały się wypadki, że z dwóch w jednym czasie, z jednakowego materjału i z jednakową starannością wyrobionych sztuk, jedna już przez 7 lat bez najmniejszej skazy nosi się, druga zaś po krótkiem używaniu się złamała.

Staraniem podpisanego zatem było, takowe na przyszłość zupełnie trwałemi zrobić, co też mu przez nowo poprawny sposób dokładnie się udało.

Nakoniec ośmiela się podpisany, ogół uważnym zrobić na swoją nowa poprawną metodę plombowania zębów w złocie, w platynie, w amalgamie, cymencie, w dr. Lipolda masie, nakoniec w makenci z Nowego Jorku, i to podług stosownych okoliczności.

Wszelkie przez podpisanego uskutecznione operacje odbywają się bez najmniejszego bólu.

Ujheli,
dentysta na placu Halickim pod Nr. 1.
naprzeciw kawiarni J. Müllera.

„Gazeta Narodowa” z 23 kwietnia 1868

Papierowa armata

31 sierpnia 2013

Papierowa armata.

Nowy wynalazek w dziedzinie sztuki wojennej odkrył, jak o tem donoszą, „Münchener Neueste Nachrichten”, pewien inżynier, zatrudniony w fabryce broni Kruppa w Essen. Skonstruował on małą armatę z masy papierowej, którą każdy żołnierz od piechoty może wygodnie umieścić na tornistrze. Masa papierowa, z której składa się armata ręczna, posiada więcej siły odpornej, niż stal, a pewność strzału na stosunkowo wielką odległość ma być zdumiewającą. Armata ta ma mieć 5 centimetrów średnicy. W czasie wojny, gdy artylerya z powodu niedogodności terenu nie mogłaby skutecznie być użytą, armata ręczna może oddać wielkie korzyści. Wynalazca wystarał się już o patent, a bataliony szkolne w Prusach maja być według wspomnianego dziennika, zaopatrzone w nowy wynalazek. Jeżeli wiadomość ta zgadza się z prawdą, spodziewać się można wielkiego przewrotu w organizacyi armii.

„Gazeta Narodowa” z 10 kwietnia 1896

Broń małokalibrowa 1896

6 listopada 2012

Przeciwko broni małokalibrowej powstaje opozycya w kołach wojskowych i marynarzy Stanów Zjednoczonych, gdzie zaprowadzenie karabinów kalibru 0.303, zamiast dotychczasowej broni systemu Springfielda, zostało niedawno postanowionem. Co do siły uderzenia i dystansu okazała nowa broń małokalibrowa zalety zadziwiające. Na odległość 30 yardów przebija kula takiego karabinu 62 desek 3/4 calowych ustawionych za sobą o 3/4 cala jedna za drugą, a jeszcze w odległości 2500 yardów jest strzał trafnym i niebezpiecznym. Lecz to nie jest jeszcze wszystko, czego się od strzału wymaga; i w wojnie i w łowach ma on albo zadać śmierć, albo uczynić niezdolnym do dalszej walki, a pod tym względem zebrane w ostatnich czasach doświadczenia, nie świadczą na korzyść broni małokalibrowej.

W wojnie pomiędzy Chilijczykami a Peruwiańczykami, gdzie część armi chilijskiej bronią o kalibrze 0.30 uzbrojoną była, sprawdzili chirurdzy, że tylko 15% trafionych utraciło życie lub stało się niezdolnymi do walki. Japończycy byli w ostatniej wojnie z Chinami uzbrojeni przez jenerała Mutawę w wyborną broń mołokalibrową, najbardziej zbliżoną do francuskiej. Otóż sprawozdania obcych oficerów a między innymi porucznika O’Brien, który ze strony wojennego departamentu Stanów Zjednoczonych był na plac walk chińsko japońskich odkomenderowany, twierdzą, że trafność strzałów pozostawiała wiele do życzenia i że kula tylko wtedy zabijała przeciwnika lub czyniła go niezdolnym do walki, gdy trafiła w głowę lub brzuch. Uderzywszy w kość, przewierca kula gładką dziurę nie druzgocząc kości wcale. A należy dodać, że kula karabinu japońskiego ma kaliber 0.315, więc jest nieco większa, niż kula karabinów małokalibrowych europejskich.

O działaniu karabina angielskiego cal. 0.30, opierając się na doświadczeniach poczynionych w walkach z Birmańczykami i na granicy Tybetu, raportuje jenerał Lowe co następuje: „Niejednokrotnie przyprowadzano nam jeńców, którzy byli przestrzeleni dwoma lub trzema kulami, a mimo to zdolni byli odbyć marsz na 6 lub 7 mil (ang.), zanim się do naszego obozu dostali. Jeńcy ci tłumaczyli, że na placu boju dlatego tak mało trupów i rannych pozostaje, iż pada tylko ten, który zostanie trafiony w głowę lub w brzuch, a niezdolnym do ucieczki staje się tylko ten, któremu kula stawy w nodze nadweręży. Chitralczycy na granicy tybetańskiej mieli broń cal. 0.45 i dlatego strzały ich były śmiertelne lub raniły tak, że żołnierz stawał się niezdolnym do boju”.

Jenerał Lowo przytacza jeszcze następujący drastyczny przykład. „Pewnego razu – pisze on – mieliśmy rozstrzelać szpiega. Oddział żołnierzy stanął od niego na 15 kroków i dał ognia. Sześć kuł trafiło delinkwenta, a trzy przeszyły mu pierś. Padł jak piorunem rażony, lecz gdy mu przecięto wiązy na nogach i rękach, skoczył i uciekał jeszcze ćwierć mili. Dopiero kawalerzysta z szablą w ręce położył koniec tej przykrej scenie”.

Fachowe sprawozdania, zamieszczone w londyńskich Times o walkach na Kube, konstatują między innymi, że o wiele więcej pada Hiszpanów od kul, niż Kubańczyków, a to dlatego, że broń powstańców jest w ogóle większego kalibru, niż karabiny hiszpańskie.

Co zatem pod względem humanitarnym i lekarskim uważać należy za zaletę, to staje się niekorzyścią, gdy przychodzi do walk, gdzie strony walczące nie są uzbrojone bronią jednego kalibru.

„Łowiec” z 20 kwietnia 1896

Machina gadająca

6 listopada 2012

Machina gadająca, w Wiédniu pokazywana.

(Wiener-Zeitung Nro. 196.)

Na odbytem w Wiédniu zgromadzeniu „Towarzystwa przemysłowości Austryi Dolnéj” dnia 6go lipca r. b. pokazywał pan Faber, machinę gadającą, nad którą przez lat kilka pracował. Machina ta wymówiła z kolei nie tylko wszyskie zgłoski niemieckie, ale nawet niektóre wyrazy i całe okresy. Składa się ona tylko z gumy elastycznéj (kauczuku) i z zwyczajnego miecha do poruszania powietrza. Zważywszy trudności, które trzeba było przebyć, aby tak prosty aparat mechaniczny doprowadzić do wydawania z siebie każdego brzmienia zrozumiale i znamiennie, nie można odmówić wynalazcy należnéj zasługi I w samej rzeczy, każdy z. obecnych wyraził mu swoje zadowolenie.

„Gazeta Lwowska” z 28 lipca 1840

Nowoczesna restauracja 1870

6 listopada 2012

Nowe urządzenie restauracji.

W Bostonie inżynier Riddl urządził restauracją na nowy zupełnie sposób. Pokoje dla gości zastawione są stołami, lecz nie ma przy nich służby. Każdy wchodzący otrzymuje przy wejściu bilet z numerem oznaczonym. Na stoliku znajdują się guziki ze słoniowej kości połączone sprężyną z dolnem piętrem, gdzie się mieści kuchnia; na guzikach tych wypisane są gatunki potraw, których dostać można. Za przyciśnięciem takiego guzika opuszcza się na dół środkowy krążek stołu i po chwili podnosi się z podaną potrawą. W tejże samej chwili z kuchni telegrafem dają znać, jaka potrawa i pod który numer podaną została; tym sposobem przy wejściu gościa oddając bilet z numerem otrzymuje gotowy rachunek. Wynalazek ten jest bardzo dogodnym, bo usuwa nieprzyjemne często stosunki ze służbą i o wiele zyskuje się na oszczędności, bo obsługa w kuchni nie jest tak kosztowną jak w pokojach gościnnych. Inżynier Riddl otrzymał już polecenie urządzenia podobnych kuchni w kilku restauracjach londyńskich i paryzkich.

„Dziennik Polski” z 11 maja 1870

Sztuczki elektryczne

6 listopada 2012

Sztuczki elektryczne.

Pięćdziesiąt tysięcy franków, wyznaczone przez cesarza Napoleona w nagrodę za najużyteczniejsze zastosowanie elektryczności, otrzymał pan Rumkorff, wynalazca elektrycznego kłębka. Najlepsze pojecie tej maszyny powziąść można w kuglarskim teatrzyku pana Robin, zawsze przepełnionym ciekawymi. Więcej on zapewne niż akademia przyczynił się do obeznania Paryżanów z tym potężnym wynalazkiem, mającym niezmierną przyszłość przed sobą. Maszyna Rumkorffa służy do gromadzenia elektryczności na punkt jeden. Siła jej jest przerażająca. Gdyby kto dotknął drutu podczas kiedy maszyna funkcjonuje, byłby na miejscu spiorunowanym. Fizyk Robin obchodzi się też nader ostrożnie z tą tytaniczną zabawką. Przedstawienia odbywają się w ciemnej sali. Maszyna, wprowadzona w ruch, ciska błyskawice na pół metra długie, połamane w zygzaki i prujące powietrze z przerażającym świstem. Jest to poprostu piorun w ręka człowieka. Pan Robin pokazuje moc jego na tafli szkła, a raczej klocu szklannym, dziesięć cali grubym. Postawiony pod strzały maszyny, kloc ten przeszyty bywa nawylot gromem. Wpadłszy weń iskra wyrabia drogę, podobną do stalaktytów. Następnie czarodziej przedstawia pracę piorunu w chmurach, zorzę północną i fantastyczne obrazy mozaikowe, złożone z biegających kolorów tęczy. Potem wychodzi na scenę bęben dobosza, poległego pod Inkermanem. Samotny bęben stoi na środku sali – na nim leżą pałeczki. Elektryczność porywa je i wybija niemi z największą werwą rozmaite wojskowe znaki. Pełen luidorów kufereczek wnet zastępuje miejsce bębna. Czarodziej z uśmiechem zaprasza którego z najsilniejszych widzów, żeby wziął go sobie. Ten i ów próbuje, ale żaden Herkules nie oderwałby tej małej szkatułeczki od stołu, na którym stoi. Elektryczność trzyma tak silnie, iż dotykającemu wydaje się, że mu kto każe górę z miejsca ruszyć.

„Gazeta Narodowa” z 11 sierpnia 1864

Geoplan – maszyna podziemna

5 lipca 2012

Maszyna podziemna.

Umysł ludzki nie próżnuje. Pisma francuskie przynoszą opis maszyny, umożliwiającej podróż w głębi ziemi. Maszynę taką wkopującą się jak okręt w głąb ziemi, wynaleźli Francuzi i nazwali ją geoplanem. Przyrząd składa się z zamkniętej komory, urządzonej na dwie osoby, z silnego 80-konnego motoru „Gnom”, oraz rodzaju pługa, który rozrywa ziemie przed sobą i skrzydłami zagarnia ją, wyrzucając mechanicznie poza maszynę. Wynalazcą geoplanu jest inż. Lawak. Próby były już czynione na polach w okolicach Szambery w Sabaudji. Aeroplan wymaga do rozpędu dużej płaszczyzny, geoplan zaś może działać wtedy, gdy aparat umieści się w dole, tak urządzonym, aby poza maszyną był otwór długości 3-4 metrów, a o średnicy takiej, aby aparat swobodnie mógł się poruszać. Motor puszcza w ruch pług i ten rozrywa ziemię z wielkim hałasem. O ile niema twardych skał, co zresztą znając teren, z góry można przewidzieć, aparat może się posuwać z szybkością pługa motorowego, czyli może przebyć 4-6 kilometrów na godzinę. Powietrza w zamkniętej komorze jest dosyć, gdyż aparat zawsze jest jakby w tunelu, na przypadek zaś obsunięcia się ziemi, w komorze są cylindry ze zgeszczonem powietrzem na 120 godzin. Zapas żywności, tak jak na okrętach, zabiera się w zależności od czasu, jak „kret mechaniczny” zamierza być pod ziemią. Pierwszą swą podróż inż. Lawak rozpoczął od Szambery, „wylądował” zaś w 12 godzin później w pobliża Grenobli. Rychło może nastąpi czas, że będzie można geoplanem przejechać pod ziemia z jednego państwa do drugiego, nie zwracając wcale uwagi. Wynalazek ten zainteresuje przedewszystkiem zapewne przemytników.

„Przyjaciel Ludu” z 1 stycznia 1914

« Poprzednia stronaNastępna strona »