Zwierzęta

Bocian przejechany

24 października 2014

Bocian przejechany.

Pociąg kolei żelaznej, jadący z Berlina do Steglitz, przejechał bociana. Maszynista widząc, że na szynie stoi bocian na jednej nodze, chciał go spłoszyć silnym świstem lokomotywy; nic to jednak nie pomogło; bocian stał zadumany i nie zważał na nadjeżdżający pociąg; lokomotywa rozerwała go na drobne kawałki. Może miał on zamiary samobójcze ?

„Dziennik Polski” z 24 sierpnie 1871

Mysz przyczyną śmierci

7 czerwca 2014

Mysz przyczyną śmierci.

W Rewnej na Bukowinie zdarzył się, jak donosi czerniowiecka Gazeta Polska dziwny wypadek. Dnia 4 b. m. włościanka Magdalena Korinczuk, wstawszy zrana, ubierała się w buty. Naraz w jednym z butów, uczuła coś ciepłego i usłyszała pisk. Wyjęła natychmiast nogę, a w tejże chwili z buta wyskoczyła mysz. Korinczukowa, która zawsze czuła nieprzezwyciężony wstręt do tego stworzenia, tak się przelękła, iż zemdlała, popadła w spazmy i po kilku godzinach wyzionęła ducha.

„Gazeta Lwowska” z 12 stycznia 1890

Wściekły lis pokąsał krowę, a krowa – weterynarza

15 marca 2014

Wściekły lis pokąsał krowę, a krowa – weterynarza.

(Hr) W Puszczy Rudnickiej wydarzył się niezwykły wypadek.

Na polach wsi Zegarynowo wściekły, jak się potem okazało, lis pokąsał krowę jednej z włościanek. Lisa chłopi zabili.

Po kilku dniach pokąsana krowa zachorowała i gdy wezwano do niej weterynarza wileńsko-trockiego dra Gnoińskiego, podczas oględzin ugryzła lekarza. Ustalono, że krowa była wściekła, wobec tego dr Gnoiński zmuszony był poddać się zabiegom przeciwko wściekliźnie.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 31 lipca 1939

Króliki w Australii

15 marca 2014

W Australii są króliki, jak wiadomo plagą dla rolników. Ponieważ okazało się niemożliwą rzeczą wytępić tych szkodników, postanowili Australczycy wyciągnąć z tej zwierzyny jak największe korzyści. Obecnie żyją setki osób z polowania na króliki i wysyłają upolowaną zwierzynę do Anglii, która w ten sposób otrzymuje tanią a bardzo delikatną dziczyznę. Przed dwoma laty wywieziono do Anglii taka ilość królików, że jak pisał „Agricultural Journal of Victoria” co do wagi równały się ciężarowi 750.000 średniej wagi owiec. W zeszłym roku otrzymała Anglia z samej kolonii Wiktorya 2,271.000 par królików – oprócz tego więcej niż 800.000 kg. konserw z mięsa króliczego. Myśliwi na króliki postępują sobie przy łapaniu królików w ten sposób, że w południe nastawiają paści, wieczorem zaś, o północy i nad ranem rewidują je, wyjmują złapane króliki, kładą je w cieniu drzewa, przykrywając suknem, aby uchronić je od much. O pewnym czasie nadchodzi wóz, który zabiera zabite króliki i przewozi je do najbliższej stacyi, skąd nadają je do Melbourne. Tutaj umieszczają je w lodowni miejskiej, gdzie je rewidują inspektorzy, którzy oceniają według wagi i stanu świeżości, czy króliki nadają się do eksportu. Jeżeli 24 króliki ważą mniej niż 21 kg. zostają na miejscową potrzebę. Króliki przeznaczone do exportu pakują w skrzynie z łat sporządzone i umieszczają na nowo w lodowniach. Tu po trzech lub czterech dniach zamarzają króliki zupełnie, poczem ładują je do wozów z izolowanemi ścianami i przewożą na okręty, gdzie również znajdują się lodownie.

„Łowiec” z 1 kwietnia 1903

Napadnięty przez sowę

22 lutego 2014

NAPADNIĘTY PRZEZ… SOWĘ.

Sekretarz sądowy Józef Przybylski z Lidzbarka wracając wieczorem do domu został napadnięty przez… sowę. Zaatakowała ona J. P. w głowę, który zaskoczony bronił się rozpaczliwie przed napastnikiem. Odniósł on bolesne rany na głowie. Takiego wypadku w okolicach Lidzbarka dotychczas nie notowano.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 7 czerwca 1937

Kot bohater

22 lutego 2014

Z życia zwierząt.

Pod miastem Juan w Andaluzji, pewna biedna kobieta, zostawiwszy w kolebce siedmiomiesięczne niemowlę w towarzystwie tylko bardzo łagodnego kotka domowego, wyszła do pralni w bliskości domu. Pod jej nieobecność wdarła się do izby świnia i rzuciła się prosto na niemowlę. Na krzyk dziecka kot stanął w jego obronie i to z taką zaciętością, że odparłszy świnię na środek izby, trzymał ją w szachu aż do przybycia matki, która usłyszała krzyki dziecka. Zastała ona kolebkę przewróconą i pod nią niemowlę, a kota odpędzającego świnię.

„Dziennik Polski” z 18 stycznia 1881

Zastrzelił na ulicy zająca

6 lutego 2014

Zastrzelił na ulicy zająca myśląc, że to wściekły pies

Dziś o godz. 2 w nocy taksówka, wjeżdżająca do miasta ulicą Szczęśliwicką, spłoszyła w polach zająca, który wpadł w ulicę i gnał prosto do Grójeckiej, Tuż przy Grójeckiej zając wpadł na wracającego do domu urzędnika państwowego, p. Z. B.

Pan Z. B. wyjął rewolwer i zająca „upolował”. Zaalarmowany strzałem, posterunkowy 23 komisarjatu, zatrzymał p, Z. B. i wylegitymował, kwestjonując prawo polowania na ulicach. Pan Z. B. pozwolenie na broń posiadał. Tłumaczył się on, że myślał, iż biegnące do niego stworzenie jest wściekłym psem, zląkł się i dlatego strzelił.

Zaznaczyć należy, że termin polowania na zające minął z dn. 15 b. m.

„ABC” z 23 stycznia 1934

Jak poznać nośne kury?

6 lutego 2014

Jak poznać nośne kury?

Żywność i ruchliwość każdego stworzenia wskazuje nam w największej ilości wypadków na dobrą użytowność danej sztuki. Im kura jest więcej czynna, im więcej szuka i grzebie, tem pewniej powiedzieć możemy, że to kura nośna. Fakt ten łatwo wytłumaczyć. Najpierw kura taka, im więcej wygrzebie, tem i więcej znajdzie, a znajduje przedewszystkiem najlepszy pokarm, bo robaki i ziarno; powtóre, nie zapasie się tak łatwo, jak kura leniwa. Kura tłusta, jak wiemy, nie jest nigdy nośną. Grzebanie zaś to naturalny sposób, działający przeciw osadzaniu się tłuszczu. Dlatego też, patrząc na kilka kur, już z góry, po chęci do grzebania, możemy osądzić o ich nośności.

„Kuryer Polski” z 8 stycznia 1916

Przygoda z pijawkami

13 stycznia 2014

Zabawna scena odgrywała się przed kilku dniami w coupé trzeciej klasy na kolei Karola Ludwika. Mama z dwiema panienkami i kilku młodych mężczyzn stanowiło towarzystwo, trudno bowiem zaliczać doń drzemiące w kącie indywiduum, którego exterieur zdradzało, jak to na pierwszy rzut oka można było poznać, małomiejskiego golibrodę, recte cyrulika. Młodym panom przypadło widać do gustu towarzystwo sąsiadek, gdyż bawiono się ożywioną salonową konwersacją, a panienki również zdawały się być zadowolone z tej nowej znajomości. Wszystko szło wybornie, mama była w znakomitym humorku i z nieukrywanem wcale zadowoleniem spoglądała na kibiców, zabawiających tak dobrze jej córeczki. Wkrótce jednak obiedwie panny zdradzać poczęły jakieś zaniepokojenie, które objawiało się coraz wyraźniej. Kręciły się na miejscu, wstawały, to znów siadały, czasami wyrywał się jakiś okrzyk, którego znaczenie trudno było odgadnąć. Rozmowa mimowolnie się urywała, jakkolwiek panny na wszelkie zapytania co się stało, odpowiadały z czarującym uśmiechem że „nic a nic”. Mimo tego jednakże było coraz gorzej, chwilami zrywały się obiedwie z siedzenia i krzycząc biegały pomiędzy ławkami. Troskliwa mateczka, która już poprzód wzięła córeczki na spowiedź do ucha, zdradzała również wielkie zaniepokojenie. Młodzi ludzie przestali się już dopytywać, nie mogąc wytłumaczyć sobie, co to ma znaczyć. Pociąg dojechał do najbliższej stacji. Wszystkie trzy panie wysiadły z największym pośpiechem, ku zdziwieniu młodych mężczyzn, którzy wiedzieli dobrze, że panie te odjadą do Lwowa, a Lwów jeszcze daleko. Na tej samej stacji wysiadał z coupé także ów drzemiący przez całą drogę cyrulik; zbierając wszystkie swe manatki, sięgnął ręką pod siedzenie, wyjął jakiś słoik i zaalarmował wszystkich wielkim krzykiem. I ten także! Młodzi pasażerowie uwierzyli w końcu, że znajdują się w jakiej filji zakładu kulparkowskiego. Dopiero nieszczęśliwy cyrulik na liczne pytania jednym tchem wyjaśnił całą sprawę. Okazało się przy wyjęciu słoika z pod siedzenia, że brak w nim było całego zapasu pijawek, które widocznie niezadowolone z swego miejsca pobytu, zawędrowały głęboko w okolice, gdzie jak najmniej były spodziewane przez młode panienki i wprawiły je w kłopot tem większy, że obecność panów nie pozwoliła im nawet skonstatować powodu dotkliwego bólu, jakiego nabawiła ich niespodziana wizyta gości przy tak dobrym apetycie.

„Dziennik Polski” z 21 lipca 1885

Żubr w oborze

27 grudnia 2013

Żubr w oborze.

Z Wilna piszą do Wieku: „Nie czuć u nas, że stoimy na progu wiosny; codzień to zadymka z mrozem, to śnieg sypie, a raz po raz dochodzą wieści o napadach zgłodniałych wilków na podróżnych. W powiecie bielskim głód i pragnienie, spowodowane zamarznięciem wszystkich źródeł, wygnały z puszczy ogromnego żubra, który skierował się wprost do wsi Łosinka i wszedł do ogródka szkółki włościańskiej, szukając wody u źródła przez ogródek płynącego. Udało się włościanom wypędzić zwierzę do głębokiej zaspy, gdzie mu zarzucono pętlę na rogi i przywiązano do płotu. W takiej pozycyi pożerał skwapliwie podane mu siano i jadł śnieg, gdy chciano go jednak zapędzić do chlewu, oparł się; po długiej walce związanego zawieziono na saniach do obory miejscowego księdza, u którego pozostanie w gościnie aż do wiosny.”

„Łowiec” z 1 marca 1893

Wilk i pies

27 grudnia 2013

Wilk i pies.

Stanowcze twierdzenia myśliwych, że przez krzyżowanie psa z wilkiem, można otrzymywać bastardy psów, zdolne do dalszego rozpłodu, zniewalają i zoologów do badania pokrewieństwa między kanidami i do wyprowadzania w ogóle nowych hypotez co do pochodzenia psa. Jeden z takich badaczów niemieckich, p. A. Wolfgramm, poddał ścisłemu badaniu zbiór czaszek wilczych, będących własnością uniwersytetu rolniczego w Berlinie i wykazał, że u wilków zrodzonych w niewoli następuje znaczne zmniejszenie czaszki i w ogóle zmiany w całej jej budowie, a mianowicie rozszerza się ona, podnosi ku górze, a traci na długości, tak, że położenie mózgu staje się odmienne, a czaszka niemal kolista, że nadto zęby trzonowe i kły stają się mniejsze i inaczej uformowane, a wszystkie te przekształcenia zbliżają wilka już w pierwszem pokoleniu niewoli znacznie do psa, Canis familiaris. Dalsze twierdzenie p. Wolfgramma brzmi, że pies jest w ogóle produktem odwiecznego skrzyżowania europejskiego wilka z małym szakalem, Canis aureus, który już w epoce kamiennej przez mieszkańców Europy był obłaskawiany. Szakal ów przypomina się aż nadto wyraźnie w rasach szpiców i pinczów, a nawet jamników. Nałoży do tego dodać, że zarówno wilk jak szakal uczą się w niewoli szczekać, mardać ogonem na boki i ku górze, słuchać swego pana, poznawać go nawet po kilkoletniem niewidzeniu – jednem słowem nabierają łatwo zwyczajów psa domowego.

Mamy tu więc znowu jeden zamach więcej na prelegowaną tak długo nietykalność i niezmienność rodzaju.

„Łowiec” z 15 grudnia 1894

Żart z papugami

12 października 2013

Zabawny żart na Prima Aprilis, udał się pismu genueńskiemu Il Successo. W pierwszych dniach marca pojawiła się w mieście choroba nieznana, pochodząca od papug brazylijskich. Rada sanitarna Genui wydała z tego powodu kilka komunikatów, w których ogłosiła przepisy, jak wystrzegać się choroby i rozpoznawać papugi podejrzane. Ogłoszenia te, zwyczajem włoskim, były porozlepiane na rogach ulic. Rano w dniu l kwietnia ukazały się nowe plakaty z herbem Genui, wzywające wszystkich właścicieli papug, by na mocy art. 319 przepisów sanitarnych i art. 207 rozporządzeń policyjnych w tymże dniu niebezpieczne ptaki przynieśli do ratusza, gdzie będą dokonane oględziny lekarskie. Za uchybienie temu przepisowi wyznaczono karę 5 lirów. Ogłoszenie Il Successo podpisane było tak, iż uważny czytelnik mógł odkryć, że chodzi tu o żart karnawałowy. Ale właściciele papug wzięli tę sprawę na seryo i niebawem na ulicach Genui ukazały się całe orszaki ludzi, przeważnie sług, znoszących papugi do ratusza. W ratuszu z powodu tej niespodziewanej inwazyi papug, zapanowało ogólne zdumienie, lecz gdy dowiedziano się o żarcie, urzędnicy każdą nową papugę przyjmowali komicznym śmiechem. Najgorzej jednak wyszli ludzie z papugami w drodze powrotnej, bo, mieszkańcy, dowiedziawszy się o żarcie, zasypywali ich gradem dowcipów.

„Gazeta Lwowska” z 24 kwietnia 1897

Moskiewski pedantyzm

29 września 2013

Moskiewski pedantyzm.

W pewnem miejscu w głębi Rossji, kilku ludzi poniosło w jakiemś nieszczęściu ciężkie rany. Telegrafem wezwano natychmiast lekarza z poblizkiego miasteczka. Gdy lekarz odebrał wezwanie, wyruszył właśnie z miasteczka pociąg towarowy. Chcąc korzystać z tej sposobności, udał się do kasy z prośbą o bilet do towarowego wagonu. Ale mimo przedstawień wszelkich oświadczono mu, że w wagonie towarowym wolno jechać człowiekowi tylko w towarzystwie jakiegoś – żywego towaru. Tylko dowcipem potrafił lekarz ominąć literę prawa, przestrzeganą z taką barbarzyńską skrulatnością, i ocalić życie nieszczęśliwych. Kupił bowiem na prędce koguta, umieścił go w wagonie towarowym, a dla siebie nabył teraz już bez żadnej trudności bilet.

„Dziennik Polski” z 1 października 1869

Kogut oślepił dziecko

31 sierpnia 2013

KOGUT OŚLEPIŁ DZIECKO.

We wsi Paławkowicze Małe, gminy kleckiej, w pow. nieświeskim wydarzył się wstrząsający wypadek oślepienia dziecka przez koguta. Do bawiącej się 3-letniej córeczki rolnika Sroki podbiegł w obecności rodziców i rodzeństwa kogut, który uderzeniami dzioba oślepił dziecko. Mimo natychmiastowej pomocy lekarskiej dziewczynka utraciła całkowicie jedno oko. Nieszczęśliwą przewieziono do szpitala w Baranowiczach, gdzie dokonano operacji wyjęcia oka.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 3 maja 1939

Dzik w kościele

4 sierpnia 2013

Dzik w kościele.

Dnia 8. czerwca 1913. około godziny pół do 5-tej popołudniu wbiegł do otwartego kościoła O. O. Kapucynów w Olesku jednoroczny dzik, który po przejściu przez kościół do zakrystji, a spostrzeżony przez jednego z braciszków został w zakrystji zamknięty, gdzie wyrządził na kilka koron szkody.

Ponieważ nikt nie miał odwagi rozjątrzonego do najwyższego stopnia zamkniętego w zakrystji dzika wypuścić, zawezwali O. O. Kapucyni nadstrażnika straży skarbowej Walentego Walczaka z Oleska, który dwoma strzałami z dubeltówki zastrzelił go.

Dzik był widziany przez pastuchów na łąkach gminnych w Chwałowie i biegł w kierunku lasów Pieniackich powiatu Brody.


„Łowiec” z 16 czerwca 1913

« Poprzednia stronaNastępna strona »