Kinematograf.
Kraków – miastem alpejskiem.
Któż z nas mieszczuchów, przykutych obowiązkami i stosunkami do bruku krakowskiego nie zatęsknił w wyjątkowo pięknej tegorocznej porze zimowej do zwiedzenia Szwajcaryi lub Tyrolu, by tam poznać prawdziwy czar i potęgę dzikiej przyrody z jej lodowcami, lawinami i bystrymi strumieniami górskimi rzucającymi się z ścian skalistych?!…
Farsą jest Szwajcarya i Tyrol, prawdziwy Krakowiak, „niezdeflorowany” lokalny patryota, pomny słów wieszcza: „Cudze chwalicie – swego nie znacie”… – zostaje w rodzinnem swojem mieście, gdzie przy odrobinie dobrej woli i fantazyi – może sobie wyobrazić, że jest w Szwajcaryi lub Tyrolu…
Przejdźmy się po mieście. Z hukiem spada ci jakaś mokro-zimna masa na łeb. To lawina – z dachu. Strzepnąwszy ze siebie śnieg – idziesz dalej… Zimny strumień wody buchnął ci w twarz z boku… Czy potok górski? Coś w tym guście, bo mokre i zimne, tylko pochodzenie jego trochę odmienne. Wyjaśnię Wam to. Rynna opuszczająca się z dachu wzdłuż muru – posiada mały otwór, będący zupełnie na wysokości twej głowy.
Czy myślicie, że brak u nas zamarzniętych jezior o gładkiej lśniącej powierzchni? I to mamy!… Przejdź tylko na Zwierzyniec lub Dębniki – są tam w miejscach, gdzieby się ich najmniej spodziewano (i w tem cały ich urok) – a więc na środku gościńca, gdzieniegdzie i po chodnikach – duże zamarznięte kałuże, przypominające w miniaturze – piękne zamarznięte alpejskie jeziora.
Ucieszna rzecz widzieć jak ludzie i konie koziołkują na gładkiej a utajonej pod śniegiem ich powierzchni.
Więc pytam się na co jechać do Alp, dla czego zapoznawać cuda ojczystej przyrody do uwydatnienia których przyczynia się znakomicie świetny Magistrat swą abstynencyą w usuwaniu śniegu i oczyszczania z lodu chodników i ulic?
„Cudze chwalicie – swego nie znacie”!…
Kruk.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 9 lutego 1912