Z Tarnopolskiego.
Skarb zakopany.
Rozprawiamy dużo i chętnie o dobrobycie czasów ubiegłych, osładzając bodaj wspomnieniem dzisiejszą nędzę, wynik tylu mądrych zabiegów dziewiętnastego wieku. A choć w przekonaniu naszem daleko się wyżej cenimy od naszych dziadów, pradziadów – to mimo woli czujemy się bezsilnymi wobec zabytków ich budowli, fundacyj kościołów i tylu pamiątek świadczących o dawnej zamożności. Słusznie by zauważać można, że zabytki te świadczą li na korzyć uprzywilejowanej klasy, której dobrobyt zasilał się uciskiem ludu, gdyby lud nasz również nie przechowywał między sobą tradycyj dawnej zamożności, lubując się w niej, i uważając ją za miniony, nigdy już nie dający się urzeczywistnić ideał.
Wieśniak nasz jest najwymowniejszym wtedy, kiedy z pierwszym skowronkiem sypie pełną garścią ziarno w ziemię, podnieca go nadzieja obfitego zbioru, uśmiecha się lepsza dola, w ęc też chętnie opowiada o owych zamożnych gospodarzach, u których zboże w brogach z roku na rok stało, którzy dziesięć beczek miodu rocznie dziesięciny dawali, a pieniądze złote i srebrne w słońcu na weretach suszyli, chroniąc je od pleśni.
Przysłuchując się od dawna podobnym pogadankom, powątpiewałem nieco o dosłownej ich prawdzie, gdy roku zeszłego z wiosną rozniosła się wieść w gminie Dobromireckiej, że woda wypłukała z wnętrza ziemi mnóstwo pieniędzy, a chłopi zbierali pełne miski miedzi, srebra, ba nawet złota. Trudno było z razu prawdy dociec, chłopi bowiem sądzili, że pieniądze od nich odbiorą, jednakże po upływie dłuższego czasu, udało mi się kupić kilkadziesiąt sztuk monety srebrnej, pochodzącej przeważnie z siedmnastego wieku. Widocznie jakiś Kresus wiejski za czasów Jana III nie wiedział co z pieniądzmi począć, oraz nie troszczył się zbytecznie o nastąpić mające „Kriegszuschlagi” po wyprawie wiedeńskiej, powierzył je więc ziemi. Monet tych wypłukała woda w roku zeszłym rzeczywiście bardzo dużo, a chłopi zbierali je miskami. Niektóre sztuki srebrne są większe od dawnych tak zwanych cwancygierów, niektóre mniejsze, wyczytać na nich można rok 1664. Są między niemi i takie, które na bardzo stare wyglądają, mają napisy pościerane, lecz wybite na nich figury różnią się stanowczo od figur reszty monet. W tym roku woda znów się ulitowała nędzy ludu naszego i wydarła ziemi część ukrytych w jej łonie skarbów.
Chcąc się przekonać kiedy zacząć będzie można roboty wiosenne w polu, puściłem się konno, przez szumiące potoki, lub brnąc po kolana w błocie, a dojechawszy do osławionego miejsca, spostrzegłem gospodarza stojącego nad rowem, a małego chłopaka w rowie skrzętnie czemś zajętego. Czy może znów wydobywacie pieniądze z wody? zapytałem lakonicznie, a jakże, odpowiada gospodarz z flegmą, a wiele macie? a coś około tysiąca sztuk. Zdziwiony liczbą, prosiłem aby mi połów pokazał, i rzeczywiście było dużo, ale przeważnie miedzi. Zkąd się tam te pieniądze biorą? A juściż, ktoś zakopał. Czemu dziś nikt nie zakopie? A proszę pana, ktoby to dziś był taki głupi – odpowiada chłop nie zważając że uchybia tem niewiadomemu dobroczyńcy, – i zresztą zkąd wziął, dziś nie tylko ludzie, ale nawet psy zwietrzyłyby i odgrzebały – a podatki a długi, – i zaczął narzekać na zwykłą nędzę.
Wybrałem kilkanaście srebrnych monet, płacąc rozmyślnie dość drogo, bo „Geschäftsmanni” okoliczni, chcąc naprawić błąd swych przodków których mają za wielkich fuszerów, skoro dozwolili chłopom zakopywać pieniądze w ziemi – wyłudzają srebro za bezcen.
Lokalną tę wiadomość udzielam szerszej publiczności, w nadziei iż przyczynię się przez to do uratowania od przetopienia niejednej monety mającej dla nauki rzeczywistą wartość.
„Gazeta Narodowa” z 4 kwietnia 1877