Archiwum miesięcy: Czerwiec 2010

Szczęka w żołądku

24 czerwca 2010

Szczęka w żołądku.

Czytamy w dziennikach warszawskich: Fatalny wypadek spotkał onegdaj p. G., jednego z urzędników kolejowych. Pijąc szybko kufelek piwa, p. G. połknął sztuczną szczękę, która zagrzęzłszy w krtani, na razie zagrażała mu uduszeniem. Szybko przywołany lekarz, z trudnością tylko zdołał przepchnąć szczękę do żołądka, gdzie do tej chwili jeszcze pozostaje, gdyż biedny p. G. nie może się dotychczas zdecydować na operacyę.

„Czas” z 24 czerwca 1896

Wilk wściekły w mieście

24 czerwca 2010

Wilk wściekły w mieście.

Dnia 18. kwietnia wieczorem wydarzył się w Sadogórze, tuż pod Czerniowcami, wypadek, który wygląda prawdziwie na bajkę i kto wie, czyli nie wyda się ludziom zamieszkałym w zachodnich krajach Europy poprostu – kaczką dziennikarską! Niestety, jest on równie okropny, jak prawdziwy!

Po godzinie ósmej wieczorem, w czasie ulewnego deszczu, pojawił się w wymienionem mieście wściekły wilk. Miasto Sadogóra, siedziba cudownego rabina, tworzy z gminami Żuczką i Rohozną jedną całość. Wilk, który wedle wszelkiego prawdopodobieństwa wyszedł z nadgranicznych lasów gr.-or. funduszu religijnego, zanim zjawił się w Sadogórze, przebiegł naprzód sioła Mahałę i Gogolinę i tam, jak stwierdzono, pokaleczył kilka psów i świń, a podobno także bydło rogate.

W Sadogórze rzucił się naprzód na chłopa, który pracował obok stogu siana i ukąsił go w twarz, poczem z niesłychaną szybkością popędził dalej. Wpadł do koszar dragonów aż przed kuchnię i tu skaleczył dragona Padurę. Żołnierz, opadnięty znienacka, nie mógł sobie zdać sprawy z togo, co zaszło, i zanim oprzytomniał, zwierza już nie było. Tak biegł dalej i w krótkim przeciągu czasu przebiegł Rohoznę, Żuczkę i całe miasteczko Sadogórę, wszędzie kalecząc przechodniów. Jednym z pierwszych pokąsanych był chałupnik Oleksa Zwaricz. Sądził on, że to pies pewnego oficera dragonów, pobiegł więc zaraz do właściciela rzekomego psa, aby się użalić. Tam jednak przekonał się, iż pies jest w domu i wcale nie wybiegał. Wtedy Zwaricz – zawsze jeszcze przekonany, iż napastnikiem był jakiś pies – uzbroił się w widły od nawozu i czatował przed chałupą. Wilk tymczasem przebiegłszy wszystkie prawie ulice, zawrócił znowu i nadbiegł na Zwaricza. Odważny wieśniak rzucił się nań i widłami przydusił go do ziemi a tymczasem już zbiegli się ludzie i kijami dobili wściekłą bestyę.  Czytaj dalej…

Łowienie ryb przy świetle elektrycznem

24 czerwca 2010

Łowienie ryb przy świetle elektrycznem.
Książę Monaco Albert, który od wielu lat już zajmuje się studyami zoologicznemi i ogłosił drukiem niejedno spostrzeżenie nad niektórymi złowionymi przez niego, a dotąd nieznanymi gatunkami ryb, wyruszył w tych dniach na swoim jachcie „Jaskółka, aby się przez kilka miesięcy oddawać na morzu rybołówstwu. Książę zamierza przy tej sposobności zastosować do łowienia ryb światło elektryczne, które, według zdania kompetentnych, jest wyśmienitym środkiem dla wabienia ryb, i w istocie dokonane w tym kierunku próby dały nader zadawalające rezultaty. Książę kazał sobie zrobić specyalną siatkę, do której przyczepiony jest aparat, zawierający siatkę elektryczną. Zbudowanie takiego aparatu, który wytwarza samodzielnie swoje światło elektryczne, przedstawiało wielkie trudności, gdyż wydawało się niemożliwem prawie, aby lampa zanurzona w toń morską wytrzymała tak znaczny nacisk wody. Fizykowi doktorowi Regnard, udało się po długich próbach pokonać trudności i zbudować lampę elektryczną do rybołówstwa, odpowiadającą wszelkim wymaganiom. Aparat połączony jest z wielkim balonem gumowym, napełnionym powietrzem, który w miarę opadania aparatu z siecią w fale morskie, reguluje nacisk wody.

„Łowiec” z 1 sierpnia 1888

Pijawki jako barometr

24 czerwca 2010

Najlepszy a oraz najtańszy barometr stanowią pijawki, które wpuszcza się do butelki z dość długą szyjką, napełnionej wodą do 3 części jej objętości, poczem zawiązuje się otwór płótnem, albo papierem, podziurawionym igłą. Pijawka spoczywająca zrana nieruchliwie na dnie flaszki, zwiastuje pogodne powietrze. Na deszcz lub śnieg wchodzi w szyjkę flaszki, i tak długo w niej pozostaje, dopóki zmiana nie nastanie. Jeżeli wiatr ma nastąpić, wtedy ciągle pływa i prędzej nie przestanie tego ruchu, aż wiatr nadejdzie. Przed nastaniem burzy z nawałnicą albo zamiecią pijawka zostaje po nad wodą, rzucając się niespokojnie. Do utrzymania pijawki przy życiu, należy wodę w butelce zmieniać w lecie co dni 8, w zimie zaś co dni 14.

„Szkoła. Tygodnik Pedagogiczny” z 9 stycznia 1873

Przechowywanie medali ołowianych

24 czerwca 2010

Przechowywanie medali ołowianych.

Znane są w zbiorach numizmatycznych medale satyryczne, tak zwane Spottmedaillen. Znaczny zbiór tego rodzaju okazów pozostał po znanym numizmatyku berlińskim Fiewegerze, rozprzedany w roku 1885. Tego gatunku medale pojawiały się we wszystkich krajach, a powodem do tego zazwyczaj była chęć ośmieszania albo politycznych stosunków albo osobistości. U nas w Polsce znane są od XVI w.; liczniej jednak wystąpiły od początku XVIII w. za Augusta II-go, Stanisława Leszczyńskiego, Stanisława Augusta (roku 1772), za naszych czasów w Krakowie między 1820-1840 i później.

Bito, a najczęściej odlewano takowe z metali mniej szlachetnych (żelazo, cyna, ołów, cynk) i łatwo pod wpływem powietrza i wilgoci niszczących się. Wyczytawszy przeto w Przeglądzie numizmatycznym belgijskim artykulik w tym przed miocie, zamieszczamy takowy w całości, aby czytelnikom i zbieraczom naszym ułatwić przechowywanie i byt medali tego gatunku utrwalić.

„Medale ołowiane i cynkowe pokrywają się często szarawym proszkiem, czyli rdzą ołowianą. Oksydacya ta jest w stanie nawet całą sztukę zniszczyć; usunąć jej nie można bez uszkodzenia medalu, można go jednak łatwym sposobem uchronić następującym sposobem. Za pomocą najdelikatniejszej szczoteczki rozprowadzić bardzo subtelną powłoczkę tłuszczu (np. smalcu wieprzowego lub wazeliny?) po obydwóch stronach medalu i na krawędzi. Cieniutka ta warstewka tłuszczu ochroni medal od przystępu powietrza, a tym sposobem uniemożebni formowanie się rdzy.

Powyższy sposób jest wystarczający, najskuteczniejszy i to przy najkosztowniejszych i najrzadszych sztukach używaną metodą jest jeszcze następująca. Rozpuszcza się kopal biały w terpentynie i tym rozczynem powleka się lekko za pomocą miękkiego pędzelka całą powierzchnię medalu. Po wyschnięciu terpentyna ulotni się, a pozostanie na medalu delikatna powłoczka przezroczysta miłego koloru, nie pokrywająca najdelikatniejszego nawet rysunku. Chcąc tę sztuczną patynę usunąć, dosyć jest zanurzyć medal w terpentynie, benzynie lub nafcie, powłoczka rozpuści się i zniknie, a medal na długi jeszcze czas zachowa odporność przeciw rdzy”.

V. Lemaire.

„Wiadomości numizmatyczno-archeologiczne” 1895 nr 2-3

Chodzenie po wodzie

24 czerwca 2010

Chodzenie po morzu.

Kapitan Walter, mieszkający od lat wielu w Anglii i poświęcający się sportowi wodnemu, wpadł niedawno na pomysł, który stanowić może epokę w sprawie chodzenia po wodzie.

Walter wdziewa na nogi dwa czółenka gumowe hermetycznie zamykające nogi, ale takich wymiarów, że wewnątrz zawierają sporą ilość powietrza. Otwory czółenek są tak urządzone, że czółenka hermetycznie przylegają, i to jedno jest dotąd tajemnicą wynalazcy, tajemnicą ważną, albowiem gdyby się woda przesączyła do wnętrza czółenek, człowiek chodzący w nich po wodzie poszedłby na dno.

Wymiary czółenek zastosowane być muszą do wzrostu i wagi idącego, aby ten ani się zanurzał zbytnio w wodzie, ani też po samej jej powierzchni nie stąpał, – przyprawiłoby go to bowiem o przewrócenie się i arcynieprzyjemne spłukanie, jeżeli nie gorzej.

Dla utrzymania równowagi używa Walter drążka balansowego, również zaopatrzonego po obu końcach w dęte wiosła gumowe, które w razie katastrofy także dopomogłyby mu do utrzymania się na powierzchni wody, i do płynięcia w dowolnym kierunku. Gdyby nawet burza morska go zaskoczyła, piechur wodny przy takiej obfitości dętych przyrządów, zawsze na powierzchni fali utrzymaćby się zdołał.

Niezależnie od tego wszystkiego przyodziany jest jeszcze w kostyum całkowicie gumowy, hermetycznie zamknięty i również miejscami wypełniony powietrzem

Z powyższym przyrządem odbył Walter niedawno próby publiczne pod Dower, w czasie dość burzliwym. Chodził po morzu całe dwie godziny, i ani razu się nie wywrócił. Nawet balansem robił niewiele, równowagę bowiem z całą łatwością był w stanie zachować.

Obecnie zamierza Walter przejść pieszo po morzu od Dower do Calais (z Anglii do Francyi), i gdy ta ostatnia próba się powiedzie, pomyśli o finansowej stronie wynalazku przez uzyskanie przywileju własności.

„Dziennik Kujawski” z 9 kwietnia 1895


Pewien Amerykanin, nazwiskiem Oldreivel uprawia obecnie nową zabawę, wynalezioną przez siebie, chodzenia po wodzie, naturalnie przy pomocy pewnego rodzaju czółen, a raczej obuwia. Parę tygodni temu szedł on po rzece Hudson z Albany do Nowego Jorku przeszło 150 mil angielskich, robiąc przecięciowo 24 mil na dzień.

Nadmienić tu wypada, że podróż odbyła się z wodą.

Obuwie, na którem on się posuwa, jest z drzewa cedrowego, wewnątrz próżne i napełnione powietrzem, mając 5 stóp długości i 1 stopę szerokości.

„Światło” z 1 czerwca 1889

Kino Illusion Rzeszów 1910

24 czerwca 2010

Teatr elektryczny „Illusion” przy ulicy Sobieskiego (dawnej Zielonej) zasługuje ze wszech miar na poparcie. Pierwsze dwa przedstawienia zawiodły, wskutek nieoględnego obchodzenia się przy ustawianiu maszyny, dlatego publiczność była narażoną na pewien zawód, który przez zmianę elektrotechnika sprowadzonego z Odessy zastał usunięty.

Mieliśmy sposobność skonstantować, że obecnie maszyna funkcjonuje znakomicie, obrazy wychodzą bez zarzutu, program codziennie nowy, doborowy i urozmaicony.

Właściciel teatru „Illusion” p. Piasecki, posiada filmy z najlepszego zakładu paryskiego a obfitość ich wystarczy na dłuższy pobyt w Rzeszowie. W Krakowie teatr p. Piaseckiego miał ogromne powodzenie i rozpoczął obecnie podróż po kraju. Popierajmy więc przedsiębiorstwo polskie.

Szczegółowy program codziennie na rozlepionych afiszach.

„Głos Rzeszowski” z 1 maja 1910

Aresztowanie dezerterów

24 czerwca 2010

Aresztowanie dezerterów.

W szynku Peczenika przy ul. Zamarstynowskiej we Lwowie aresztowano wałęsających się przed tygodniem w Rzeszowie Stanisława Kowalskiego, nauczyciela ludowego i Jana Stanika djurnistę magistratu. Obaj służyli obecnie przy konnicy rosyjskiej w Lublinie w randze plutonowych. Aresztowano ich dlatego, że nie mając grosza w kieszeni, prosili bawiących się w szynku gości o datki. Przybyli oni do Lwowa 18 b. m. są w mundurach mocno zniszczonych, oczywiście bez broni. Opowiadają oni, ze z Lublina umknął wraz z nimi cały szwadron kawaleryi wraz z oficerami i przeszedł do Galicyi, rotmistrz wyjechał do Ameryki, reszta tuła się tutaj. Szwadron ten miał udać się z całym swoim pułkiem do Mandżurji, lecz wolał pożegnać się z „godnościami wojskowemi”, niźli pójść dobrowolnie na rzeź za sprawę despotycznego caratu. Kowalski liczy lat 26, Stanik lat 24, obaj są stanu wolnego, urodzeni w Warszawie.

„Głos Rzeszowski” z 25 czerwca 1905

Bloki rysunkowe

24 czerwca 2010

Bloki rysunkowe.

Od szeregu lat nasze handle przyborów szkolnych sprowadzają bloki rysunkowe z Wiednia, Czech i Ślązka, a w ostatnim roku Budapeszt wprost zasypał Galicyę swymi zielonymi blokami, znajdując niestety u przeważnej części naszych kupców usłużnych zwolenników wysyłania grosza za granicę wtedy, gdy go posiadamy sami tak mało i gdy łatwo ulokować go możemy w kraju.

W Galicji bowiem wyrabia bloki rysunkowe, nie ustępujące w niczem blokom węgierskim, czeskim i niemieckim, kilka firm, jak Czerlańska fabryka papieru Braci Kolischer, J. F. Fischer w Krakowie, Landau i Zucker w Krakowie, Leopolia we Lwowie, I. Ringer w Krakowie, Spółka wytwórczo-handlowa przyborów szkolnych we Lwowie i inne.

Wobec tak licznej konkurencyi między firmami krajowemi zarówno co do ceny, jako też jakości bloków rysunkowych sądzimy, że już ostatni czas by Kupiectwo nasze solidarnie zerwało z systemem zamawiania tych przyborów rysunkowych w Peszcie i t. p, miejscowościach zagranicznych. – Oileby zaś nasi kupcy nie zastosowali się do tego powszechnego u nas obecnie żądania wyrażamy nadzieję, że nasze patryotycznie usposobione nauczycielstwo nie pozwoli sobie i młodzieży narzucać towaru obcokrajowego.

Wobec zbliżającego się początku roku szkolnego jest to kwestya na czasie.

„Głos Rzeszowski” z 20 sierpnia 1905

Kto był Bismarck?

24 czerwca 2010

Kto był Bismarck?

Pod tym tytułem zamieszczają Berl. Neu. Nach. ciekawe wyniki ankiety – że się tak wyrazimy, – jaką przedsięwziął pewien oficer z nowymi rekrutami w swojej kompanii. Otóż z ogólnej liczby 78 rekrutów, 21 nieumiało wcale odpowiedzieć na pytanie powyższe, – nie słyszeli nigdy nazwiska Bismarck’a; 22 nazwało go wielkim generałem, 9 słynnym wodzem, 6 ministrem wojny, 5 pierwszym kanclerzem państwa, a 9 orzekło, że Bismarck założył państwo niemieckie. Jeden rekrut utrzymywał, iż Bismarck był pierwszym cesarzem niemieckim, inny uczynił z niego wielkiego poetę; trzeci wiedział o nim tylko tyle, że prowadził Kulturkampf, czwarty zapewniał, że Bismarck przetłómaczył Biblię, inny znów powierzył mu godność pierwszego szefa kompanii w wojnie, wreszcie jeden rekrut oświadczył, że Bismarck był największym wrogiem cesarza. Gdy natomiast pewnego razu ten sam oficer spytał swoich rekrutów, kto był Windthorst, trzy czwarte podniosło palce w górę na znak, że wiedzą,

„Czas” z 17 kwietnia 1901

Ułaskawienie szpiega

24 czerwca 2010

Ułaskawienie szpiega.

W dniu 24 maja br. sąd karny we Lwowie po przeprowadzonej rozprawie przeciw Stanisławowi Jacewiczowi, podpułkownikowi rosyjskiemu, skazał go za szpiegostwo na rzecz Rosyi na 4 i pół lata ciężkiego więzienia, który to wyrok Jacewicz przyjął. Onegdaj nadeszło do prezydyum sądu pismo z gabinetu cesarskiego, którem cesarz ułaskawia Jacewicza, darowując mu resztę kary. Wezwano zaraz Jacewicza do prezydyum sądu, odczytano mu pismo cesarskie i wypuszczono natychmiast na wolność. W zamian za Jacewicza Rosya ma ułaskawić porucznika 40 pp. Józefa Wallocha, skazanego w Warszawie na 6 lat Sybiru.

„Głos Rzeszowski” z 17 sierpnia 1913

Egzekucja z 1883 r.

24 czerwca 2010

Ernest Sobbe, były subjekt handlowy, skazany 12 marca na karę śmierci za zamordowanie listowego z pieniędzmi Cossätha, stracony został, jak już donosiliśmy, wczoraj rano o godzinie 6. Skazany osadzony w „ciężkiej celi” więzienia moabickiego, okazywał szczery żal za swą zbrodnią i spokojnie wysłuchał odczytania wyroku tak w celi jak przed rusztowaniem. Noc przed spełnieniem wyroku przepędził Sobbe już bez kajdan w towarzystwie dwóch dozorców więzienia i dwóch ewangelickich duchownych, kazawszy sobie podać chleba z masłem i piwa. Wstąpiwszy na rusztowanie nie zdradzał żadnego wzruszenia i zachowując postawę żołnierską, bystrym wzrokiem spojrzał na zebraną dokoła rusztowania publiczność, sam rzucił z siebie surdut i obnażył szyję, poczem przyklęknąwszy zawołał na kata „Nun man recht flink.” Jedno machnięcie toporem, i głowa zbrodniarza odcięta od tułowia legła w piasku. Trumnę z ciałem zaniosło 8miu więźni pod ekskortą 2 żołnierzy na cmentarz przy więzieniu. Aktowi tracenia przypatrywało się około 100 osób, wpuszczonych za biletami.

„Gazeta Toruńska” z 15 czerwca 1883

Świnka czy kobieta?

24 czerwca 2010

Świnka czy kobieta?

Zabawną historyjkę podaje „Zopp. Ztg.” Pewnego dnia późnym wieczorem jechał drogą wiodącą do Zopot wóz, na którym, o ile można rozpoznać znajdowały się trzy osoby, 2 mężczyzn i l kobieta w chustce na głowie.

Nikt nie widział też w wozie nic podejrzanego; tylko żandarm zbliżył się do wozu, pytając o nazwisko jadących.

Na pytanie zwrócone do najbliżej siedzącego mężczyzny otrzymał też zadowalającą odpowiedź; następnie zwrócił się do kobiety siedzącej w środku z podobnym pytaniem, nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. W końcu zniecierpliwiony poświecił sobie latarnią i ujrzał ze zdumieniem, że osoba siedząca w środku mężczyzn nie była wcale kobietą, lecz – tłustą świnką – ubraną w kobiece suknie.

Świnkę ową obłożono naturalnie aresztem.

„Głos Rzeszowski” z 23 grudnia 1917

Wojenny pasztet

24 czerwca 2010

Osobliwy pasztet.

Kupiec w Hamburgu, Jan Keller stanął przed sądem przysięgłych, oskarżony o fałszowanie produktów spożywczych. Kupiec sprzedawał po 2 m. 20 fen. funt pasztetu, który w rzeczywistości był mieszaniną drobno siekanej gumy, kleju szlamowanego, oraz mielonych włosów. Sąd skazał go na 2000 marek grzywny.

„Głos Rzeszowski” z 6 sierpnia 1916

Feldfebel

24 czerwca 2010

Bywali dawniej, a bywają jeszcze dziś kiedy niekiedy ludzie, którzy bez sztucznych środków żyją bardzo długo. W końcu przeszłego miesiąca zmarła we wsi Maniowej pod Czortkowem Tekla Szewczykowa, wieśniaczka, w wieku lat 113. Do końca prawie życia była krzepka i zachowywała wyborną pamięć, – szkoda, że nie miała co pamiętać. W tych dniach zmarł znów na Morawach w Danowicach, Antoni Wądra wieśniak, który dożył łat 135! Nie chorował nigdy, a do końca życia czytał i pisał bez okularów.

Niestety! Są to rzadkie wyjątki, które właśnie uwydatniają tę regułę, że życie ludzkie skraca się coraz bardziej; – dobrzeby więc było, żeby się metoda dra Schalla stwierdziła…

Na długowieczność nie zdają się być skazani żołnierze pruscy; nie dlatego, żeby Prusom jakaś krwawa wojna zagrażać miała, ale ze względu na obchodzenie się starszyzny z „gemainami”. Niemal w tych dniach toczyła się przed sądem wojskowym w Akwizgranie sprawa, z której pokazało się, że feldfebel K. najprzód bił gemeina kolbą po twarzy, a następnie wlał mu w gardło flaszkę nafty. Przyznać trzeba, że podobne traktowanie szeregowców nie jest wcale hygieniczne; to też w uznaniu tego, sąd wojskowy skazał feldfebla K. aż na trzy dni aresztu!… Zaprawdę, sądząc z tego, możnaby wziąć wojskową Temidę pruską za ideał, za wcielenie łaskawości, ale tylko ten kupiłby ją, ktoby jej nie znał. Niech jenobym naprzykład ja kazał któremu z członków światłego sądu wypić duszkiem kwartę nafty, nie mówiąc już o poprzedniej operacji około buzi, nie ciekawy jestem jakbym potem wyglądał, dostawszy się pod sąd pruski, choćby nawet nie wojskowy! Ale starszyzna wojskowa pruska umie cenić swoją godność, poczynając już od feldfebla; utrwalona jest w pośród niej zasada, że ręka rękę myje, oraz to nie wzruszone przekonanie, że prosty żołnierz, to Kanonnenfutter i nic więcej…

Jednocześnie tenże sąd skazał i drugiego feldfebla, ale już nawet nie dowiadywałem się za co, gdyż obawiałem się czegoś zanadto strasznego dowiedzieć. Jeżeli bowiem feldfebel K. za to co zrobił, wykręci się trzema dniami aresztu, to cóż musiał zrobić feldfebel D., skoro go skazano na siedm tygodni więzienia! Na samą myśl o tem włosy stają mi dębem na łysinie i nie chcę zaciekać się w przypuszczenia…

„Głos Rzeszowski” z 23 sierpnia 1903

Następna strona »