Piwo z kukurudzy
Od pewnego czasu prowadzą się w browarach dolno austryackich próby wyrobu piwa z kukurudzy, wobec braku jęczmienia. W połowie stycznia ma zacząć się warzenie takiego piwa w browarze szwechackim.
„Kuryer Polski” z 27 stycznia 1916
„Kuryer Polski” z 27 stycznia 1916
„Kuryer Polski” z 5 stycznia 1916
To nagranie głosu cesarza (z 14 grudnia 1915) zachowało się do naszych czasów i jest dostępne w internecie na stronach Österreichische Mediathek:
http://www.mediathek.at/atom/135BBE12-0AA-0009B-00000B84-135B28B9
„Kuryer Polski” z 8 stycznia 1916
„Głos Rzeszowski” z 6 sierpnia 1916
Juliuszowa Albinowska, autorka. „Domu Oszczędnego”.
„Głos Rzeszowski” z 19 listopada 1916
Obawiam się, że zbliżająca się zima przyniesie sporo zawodów estetom, tym zwłaszcza, którym podziwianie modnie obutej, zgrabnej nóżki warszawianki tyle czystej rozkoszy sprawiało.
Buciki z wysokiemi cholewkami, o wdzięcznie kojarzonych barwach, buciki sportowe, t. zw. dlatego zapewne, że się ich do żadnego sportu nie używa, będą dużo droższe.
Drożeją wszystkie skóry, a najdotkliwiej podeszwianki, które dziś kosztują 20 razy więcej, niż przed wojną. Handlarze skór mają apetyty niezmierne i kiedy je stracą – niewiadomo. Daj Boże, jaknajprędzej.
Tymczasem należy myśleć o modzie, którą nazwałbym mądrzejszą.
Według mnie, piękna nóżka warszawianki nic nie straci, jeśli ją obujemy w buciki skromniejsze, o niższej cholewce i obcasach mniej zdradliwych i wogóle praktyczniejsze. Zyska na tem swoboda wdzięcznych ruchów, hygiena i bardzo poważnie względy z kieszenią związek mające. A która z nadobnych warszawianek zdecyduje się na bohaterski wysiłek wyrzeczenia się zbyt kosztownej mody, niechaj się nie czuje nieszczęśliwą. Czytaj dalej…
„Głos Rzeszowski” z 8 sierpnia 1916
„Głos Rzeszowski” z 3 września 1916
Ten tu podany sposób nalewania zimną wodą, niestety dotąd u nas prawie nieznany, jest zagranicą w powszechnem użyciu. Beczkę z kapustą stawia się na 2 do 3 cegłach albo na drewnianych kostkach dla przewiewu powietrza.
Juliuszowa Albinowska.
„Głos Rzeszowski” z 15 października 1916
Skoro mowa o fałszowaniu dzieł sztuki – nie bez słuszności możnaby wspomnieć o czasach starożytnych; ale ściśle rzecz biorąc, w odniesieniu do skoordynowanej akcyi oszukańczej, dopiero właściwie epoka Odrodzenia zapoczątkowuje planowy z świadomością niecnego celu poprostu przemysł fałszerski. Popyt podówczas na wykopaliska klasyczne, obrazy i rzeźby współczesne był wielki, całe tłumy najznakomitszych osobistości zjeżdżały się w różnych sprawach do Wenecyi, Rzymu i t. d. i wykupywały przy tej sposobności wszystko, co się jeno dało; kto zaś osobiście podążyć tam nie mógł, nabywał upragnione przedmioty za pośrednictwem specyalnych agentów, którzy utrzymywali zastępy wprawnych podrabiaczy. Zdarzało się bowiem nierzadko, iż jedno i to samo jakieś dzieło chciało posiąść kilku amatorów, trzeba więc było zadowolić wszystkich. Czytaj dalej…
Odkładając jednak żart na stronę, zapytać się godzi, skąd taki stan rzeczy ? Dlaczego tytoniu, tego artykułu tak pożądanego i niezbędnego dla większości obywateli, brak ustawiczny ?
„Głos Rzeszowski” z 13 lutego 1916
Brak drobnej monety jeszcze ciągle daje się dotkliwie odczuwać. Nawet w wielkich sklepach żądają z góry płacenia drobną monetą za towar, a jeśli kto nie ma drobnych, nie dostanie towaru.
Publiczność powinna poczuwać się do obywatelskiego obowiązku i zaniechać chowania drobnej monety. W ostatnich dniach bank austro-wegierski wydał olbrzymią ilość monet, które powinny być w obiegu, zwłaszcza, że żołnierze czynią ciągle zakupy i płacą drobną monetą.
Na jakie przykrości i straty materyalne narażony jest niejeden przez to, niech posłuży choćby tylko ten jeden fakt: p. S. chcąc kupić marki do ekspedycyi gazety, przez dwa dni posyłał po nie na pocztę z 20 kor., nie posiadając innej monety. Nie otrzymał jednak marek, gdyż na poczcie albo w rzeczywistości nie posiadają drobnej monety – lub też nie chcą wydawać. Chodząc więc bezskutecznie prawie po wszystkich sklepach z prośbą zamiany owych 20-tu kor. papierowych, stracił przeszło dwie godziny czasu. Czytaj dalej…
Podobny brak kawy jak obecnie, przeżywała Europa z początkiem 19 wieku, w czasie „zamknięcia kontynentalnego”. I wtedy bowiem Anglia w zaciętej walce z Napoleonem I odcięła Europę od dowozu kolonialnych towarów, do których, tak jak dziś, należała rozpowszechniona kawa. Jak wiadomo, brak cukru trzcinowego, z zamorskich krajów sprowadzanego, zastąpił wynaleziony wówczas cukier buraczany, a brak kawy starano się zastąpić innymi materyałami roślinnymi. Do tego przyczyniła się nie tylko nader wysoka cena kawy, ale rosnące przekonanie o jej szkodliwości. Dziś, gdy zdobycie z kartą w ręku poboru kawy wymaga straty znacznego czasu i formalnego wyścigu, zaciekawi nasze gospodynie, jak sobie od dawna już radzono, aby zastąpić kawę innym środkiem (surogatem) i jak można tańszym sposobem, a teraz wprost niezbędnym, zaoszczędzić drogi środek zamorski. Ponieważ w najbliższej przyszłości nie będzie nam z kawą lepiej, radzę zawczasu zapoznać się z wypróbowanymi, innymi artykułami zastępczymi.
Trudno jest jednak zastąpić skład chemiczny kawy; to też wszystkie jej surogaty różnią się od składu właściwej kawy. Najpierw zwrócono już u schyłku 18 wieku uwagę na cykoryę. Tę dawno już uważano za środek leczniczy, a dostarczała ona płynu bardzo zbliżonego, zwłaszcza kolorem, do kawy. Suszono liście cykoryi albo upalono, a nawet przepalano jej korzenie. Użycie cykoryi do kawy z powodu jej apetyt pobudzającego zabarwienia i przysmaku przyjemnego jest obok kawy bardzo rozpowszechnione, tak, że powstały bardzo liczne fabryki do tej zaprawy i obrót pieniężny tychże dochodzi do bardzo wysokich sum. Jest też ona dziś najważniejszym i najzwyklejszym surogatem kawy. Jednak zwykle miesza się ją z kawą, tem więc bardzo oszczędza się obecnie tak już cenny artykuł spożycia codziennego.
Drugim najważniejszym surogatem kawy jest marchew. Jej uprawa i rozpowszechnienie u nas są znane, zaś zastosowanie i postępowanie to samo, co u cykoryi. Daleko lepszym i szlachetniejszym surogatem kawy są figi. Te kraje się w cienkie paski, a te w kosteczki, pali się kawę w piecyku i po upaleniu tłucze się w moździeżu. Kawę figową dodaje się w połowie do zwykłej kawy. Znajduję, że lepszą jest kawa, gdy na 2 dekagramy jej daje się 1 dekagram figowego surogatu. Używając kawy figowej, należy zawsze najpierw na sitku maszynki nasypać prawdziwej kawy (2 dekagramy na 3 osoby), a na wierzch dopiero figową, bo proszek figowy zanadto zatyka drobne dziurki sitka maszynki. Do surogatów, które bez użycia kawy właściwej mogą ją w napoju zastąpić, należy jęczmień.
Kawa żołędziowa. Dojrzałe żołędzie po wyłuszczeniu przepoławia się, zwolna pali w piecyku, miele w młynku albo tłucze w moździerzu i stosownie, jak kto lubi, mocniejszą czy słabszą, dale 1-2-3 łyżeczki do ćwierć litra kipiącej wody i gotuje, poczem delikatnie zcedza, by osadu nie zmącić.
Jeszcze kilka luźnych uwag o sporządzaniu kawy. Używając zwykłej kawy tylko, da się wiele tego dziś tak cennego, a trudnego do nabycia artykułu zaoszczędzić, nie ujmując w niczem jej dobroci. Przedewszystkiem więc trzeba należycie upaloną kawę odpowiednio zemleć, a więc bardzo miałko na dobrym młynku. Młynek powinien być od czasu do czasu wymytym, i to wrzącą wodą, gdyż tłuszcz zawarty w kawie osadza się na kółkach młynka, a starzejąc się, psuje dobroć i smak kawy. Dobrze upalona kawa powinna mieć jasno-bronzowy kolor. Parzyć kawę należy tylko zupełnie kipiącą wodą, więc o + 100 C., każda inna temperatura marnuje wiele materyału. Dla tego dobre są maszynki t. zw. „non plus ultra”, na której tylko wrzątek przejść przez sitko może. Kto nie ma dobrej maszynki, niech lepiej ją gotuje po turecku, to jest w następujący sposób: 2 dekagramy zmielonej kawy i pół do 1 dekagrama cykoryi wsypuje się do 1 i pół szklanki wrzącej wody. Gdy raz kawa zakipi, zakrapia się ją jedną łyżką zimnej wody i na bok odstawia, by się ustała, szczelnie nakrytą, poczem zlewa się ją ostrożnie, by osadu nie zmącić.
„Dziennik Poznański” z 12 września 1916
Armia rosyjska jest absolutnie trzeźwa. Wódkę przypomina się często, ale obecnie myśli się o niej więcej lirycznie: „Ach, gdybyśmy tak mieli teraz flaszeczkę wódki!” Jest to rzeczą zrozumiałą, ponieważ armia w alkoholu chce szukać zapomnienia swoich trosk. Mimo to armia jest trzeźwa. Zupełnie inaczej dzieje się w głębi kraju.
Z frontu wyjechałem do Moskwy, skąd udałem się na Kaukaz, potem aż nad Wołgę, byłem we wsiach gubernii samarskiej i saratowskiej i… wszędzie widziałem mnóstwo pijaków. Poznałem tam napoje: „braszkę”, „gorłuczkę”, „gorzką”, „denaturat”, „odekolon”, „kałgankę”, „chanszę”, „miód”, „arak”, „samodelkę”, „śliwowicę” i t. d.
Od dwu lat istnieje zakaz picia wódki, a jednak ileż to istnieje gatunków napoi, by tylko zaspokoić pragnących. Czytaj dalej…
W Philadelfii w Ameryce ukąsił piesek pewną młodziuchną panienkę w palec. W trzy dni po ukąszeniu pokazały się symptomata wodowstrętu (wścieklizny.) Lekarze orzekli, że ratunku nie ma; w porozumieniu więc z rodzicami, krewnymi i przyjaciołmi postanowiono przez otrucie skrócić cierpienia nieszczęśliwéj – co też uskuteczniono.
„Zwiastun Górnoszlązki” z 20 stycznia 1870
„Dziennik Poznański” z 6 stycznia 1916