Wpisy otagowane jako 1913

W jaki sposób powstały znaczki pocztowe

23 grudnia 2016

W jaki sposób powstały marki pocztowe.

Najprostsze wynalazki, na które dziś każdy spogląda jak na coś, co się samo przez się rozumie, potrzebowały nieraz całych lat rozmyślań lub spowodował je prosty przypadek, Tak było i z marką pocztową. I ona, wydająca się nam dzisiaj rzeczą tak prostą i naturalną, zawdzięcza istnienie swoje przypadkowi. Przed 60 lub 80 laty musiał odbiorca listu płacić przesyłkę, co było nie tylko z wielu zachodami połączone, ale prowadziło jeszcze do nadużyć. W tych czasach Anglik Rowland Hill, był przypadkowo w oberży, kiedy wszedł posłaniec pocztowy, przynosząc list dla służącej. Dziewczyna przypatrzyła się uważnie listowi z obu stron, a potem poczęła płakać i narzekać, że nie może wykupić listu, bo nie ma pieniędzy. Listonosz odszedł, zabrawszy list z powrotem, co mu się często zdarzało. Zdziwiony Rowland Hill zapytał służącą, czy rzeczywiście nie posiadała drobnej kwoty na opłacenie listu, który mógł przecież zawierać ważne wiadomości. Wtedy przebiegła dziewczyna wyjaśniła z uśmiechem, że potrzebuje tylko rzucić okiem na adres, aby wiedzieć, co jej ojciec donosi. Robi on mianowicie na kopercie tajemnicze znaki, które ona tylko jedna rozumie. I ona pisuje do ojca w ten sposób. List wewnątrz jest pusty i niech go sobie poczta zatrzyma. Hill oburzył się, że w ten sposób oszukuje się zarząd pocztowy i wpadł na pomysł aby listy opłacać naprzód, gdy się je nadaje, a na znak opłaty przylepiać na nich odpowiednie znaczki. Wkrótce wstąpił do służby pocztowej i projekt swój przedstawił parlamentowi angielskiemu. Dnia 10 listopada 1840 projekt ten otrzymał moc prawną. Że Rowland Hill wprowadzeniem marki pocztowej ogromnie ułatwił prowadzenie korespondencyi i otworzył państwu źródło dochodu, dowiodły wkrótce wyniki. W następnym roku liczba nadanych na pocztę listów z 1,500.000 wzrosła na 7,230.950. W 9 lat później wprowadziła Francya u siebie marki listowe, wkrótce także Austrya i cały świat. Pierwsze marki, wydane w różnych krajach, mają dziś wysoką wartość, oczywiście, jeśli są prawdziwe. Zdarza się, że amatorzy za taką jedną starą markę płacą setki, nawet tysiące, ale marki te są dziś bardzo rzadkie, więc też o nie bardzo trudno, a spekulanci podrabiają je.

„Głos Pocztowców Austryackich” z 20 sierpnia 1913

Telefony na kuli ziemskiej

18 lipca 2015

Telefony na kuli ziemskiej.

Londyński „Times” ogłosił szczegółową, na urzędowych datach opartą statystykę ruchu telefonicznego na kuli ziemskiej. Podane cyfry sięgają po dzień 1 stycznia 1912 r. W dniu tym liczba połączeń telefonicznych na obu półkulach wynosiła dokładnie 12 i pól miliona, zbiorowa cyfra zaś drutów na połączenia te zużytych dochodziła do 57 i pół miliona kilometrów. Na czele ruchu telefonicznego kroczy Ameryka z liczbą 8,866.000 połączeń i długością drutów 31,065.000 kilometrów. Wszystkie państwa Europy cyfrze tej przeciwstawiają tylko 3,239.000 połączeń i 15,232.000 kilometrów drutów. Azya liczy 166 tysięcy połączeń, 576.000 klm. drutu; Afryka 41.000 połączeń 232.000 klm. drutu, Australia i Oceania 141.000 połączeń, 496.000 klm. drutu. Z łącznej sumy połączeń zatem przypada na wszystkie państwa Europy tylko 26,3%, podczas gdy w samych Stanach Zjednoczonych ten stosunek procentowy wynosi 67,4%. Zajmujące jest zestawienie rezultatów statystycznych badań co do stosunku rozmów telefonicznych i ruchu pocztowego i telefonicznego. Cyfry wskazują, że w Europie list zajmuje pierwsze miejsce, podczas gdy w Stanach Zjednoczonych Ameryki północnej ruch komunikacyjny za pomocą telefonu prześcignął już obecnie wymianę pocztową i telegraficzną. W roku 1909 w Europie przesłały poczty 15.387 milionów listów, 345 milionów telegramów, rozmów telefonicznych zaś odbyło się 4937 milionów. W tym samym roku w Stanach Zjednoczonych poczta rozesłała 8793 miliony listów i 98 milionów telegramów, rozmów zaś telefonicznych odbyło się 12.617 milionów. Ruch listowy wynosi zatem w Europie 74,3%, podczas gdy na telefony przypada tylko 24%, w Stanach Zjednoczonych stosunek ten przedstawia się na korzyść telefonów jak 57,8 do 40,9. W ciągu ostatnich lat czterech liczba rozmów telefonicznych wykazuje coraz większy przyrost cyfrowy, postępujący systematycznie. W r. 1911 dokonano według obliczeń statystycznych na kuli ziemskiej 22 miliardy połączeń do rozmów telefonicznych; w rok później, t. j. 1 stycznia 1912 ta sama cyfra doszła do 25 miliardów.

„Głos Pocztowców Austryackich” z 20 lutego 1913

Polacy w Danii 1913

5 kwietnia 2015

Polacy w Danii.

Ks. Józef Rokoszny podaje w „Kurierze Warszawskim” o doli ludu polskiego w Danii następujące ciekawe szczegóły:

Do Danii co rok przychodzi ludu naszego około 15 tyś. osób. Są to przeważnie dziewczęta z Galicyi, z Płockiego, z okolic Piotrkowa, z Kieleckiego i Sandomierskiego. Sezon trwa od połowy marca do dnia 1-go grudnia. Robotnicy ci zajęcia mają w polu przy uprawie buraków i w domu przy dojeniu krów. Zarabiają dziennie około 1.50 mk. przy pracy akordowej 2 mk. i więcej. Gospodarz przytem obowiązany jest dać suche mieszkanie, złożone ze wspólnej kuchni i stołowni, oraz osobnych sal sypialnych dla mężczyzn i kobiet. Każda osoba dostaje osobne łóżko z siennikiem, poduszkę i ciepłą kołdrę, światła, opału i naczyń dostarcza pracodawca. Na każdą osobę wydają litr mleka zbieranego i 2 funty ziemniaków. Jeżeli robotnik zachoruje, właściciel majątku obowiązany jest wezwać lekarza i dostarczyć lekarstw, w razie dłuższej choroby – opłacać koszta szpitalne.

W razie zatargu pracodawcy z pracującym, gdy sprawa dojdzie do sądu, tłumacza nigdy nie opłaca robotnik, lecz albo pracodawca, jeżeli on winien, albo koszta ponosi rząd, gdy wina jest po stronie robotnika. Przejazd w jednę i drugą stronę do granicy opłaca pracodawca. Poza tem pracodawca obowiązkowo musi ubezpieczyć każdego robotnika na przypadek śmierci, kalectwa lub niezdolności do pracy.

Naogół w Danii przybywający robotnicy są traktowani przez rząd sprawiedliwie i uczciwie. W jednej bodaj Danii istnieje specyalne prawodawstwo o robotnikach sezonowych. — Przez prawo jest wskazany i opracowany kontrakt sezonowy pomiędzy pracodawcą – Duńczykiem a robotnikiem – obcokrajowcem.  Czytaj dalej…

Odkopany arsenał powstańców

7 czerwca 2014

Odkopany arsenał.

Przy robotach ziemnych koło starego dworku na Snopkowie za rogatką Zieloną, w głębokości jednego metra natrafiono na olbrzymi skład ołowianych kul karabinowych.

Część ich zabrali natychmiast robotnicy, a pozostało jeszcze ich kilka centnarów, spoczywających w zapomnieniu od wielu już widocznie lat. Bliższe badania znalezionych kul, wykazały przedewszystkiem, że dziś tego rodzaju kul nie używa się, że przed laty pięćdziesięciu zaś używane one były do świeżo wynalezionych podówczas t. zw. sztućców belgijskich. Okoliczność, że w czasie wypadków styczniowych 1863 sprowadzano do nas za drogie pieniądze i tajemną drogą całemi masami tego rodzaju sztućce z Belgii, pozwoliła na domysł, że i wykopalisko snopkowskie pochodzi z tych czasów. P. Zofia Lewakowska, matka p. Zygmunta Lewakowskiego, jak donosi Kuryer Lwowski, opowiada, że w czasie wypadków styczniowych zakopywano kule w Snopkowie, którego dworek był podówczas własnością jej męża ś. p. Władysława Lewakowskiego. Według tego opowiadania owe kule karabinowe zakopał już ku końcowi powstania śp. Władysław Lewakowski, w jej obecności, a miało ich być czterdzieści tysięcy. Dalej opowiada p. Lewakowska, że mąż jej, w czasie jej nieobecności zakopał również cały transport karabinów belgijskich również w ogrodzie w pobliżu alei lipowej.

Część wykopaliska pomieszczona zostanie tymczasowo na obecnej wystawie pamiątek roku 1863 na placu powystawowym, gdzie je publiczność będzie mogła oglądać aż do dnia zamknięcia wystawy, które nastąpi prawdopodobnie w dniu 12 b. m.

„Gazeta Lwowska” z 3 października 1913

Piwo flaszkowe

7 czerwca 2014

Piwo flaszkowe.

Generalny reprezentant browarów Jana bar. Goetza-Okocimskiego w Okocimiu i Pierwszego Pilzneńskiego Browaru akcyjnego w Pilznie „Zdrój Cesarski”, radny miasta Lwowa p. Jakób Wixel, urządził w ostatnich czasach znacznym kosztem w swym składzie przy ul. Bogusławskiego iście po europejsku uposażony oddział piwa flaszkowego, zaopatrzony w maszyny, odpowiadające ostatnim wymaganiom techniki i hygieny, dzięki którym piwo ściągane do flaszek, po kilku nawet miesiącach absolutnie nic nie traci na sile, świeżości i smaku.

Dziś w południe w obecności prezydyum miasta Lwowa, grona radców magistratu, prezydyum Izby handlowej i przemysłowej, reprezentantów krajowego przemysłu i handlu, oraz zaproszonych gości odbyło się uroczyste otwarcie nowego zakładu.

Właściciel jego, radny p. Jakób Wixel, zabrawszy pierwszy głos, wskazał na potrzebę podobnego zakładu w naszem mieście, poczem prezydent miasta p. Neumann w serdecznych słowach złożył życzenia twórcy nowoczesnego zakładu.

Następnie uczestnicy uroczystości zwiedzili urządzenia całego zakładu.

Wspomniany zakład składa się przedewszystkiem z płuczkami, złożonej z trzech komór, w których każda flaszka poddana jest ścisłemu płukaniu wodą ciepłą stopniowo o 40, 30 i 20 stopniach Celsiusza. Z kolei przechodzi każda flaszka przez t. zw. szczotkarkę, gdzie oczyszczona bywa z wszelkich nieczystości za pomocą szczotek tak wewnątrz, jak i zewnątrz, poczem w innej maszynie ponownie jest myta wewnątrz i zewnątrz wodą zimną.

Po stwierdzeniu zupełnej czystości, dostaje się flaszka dopiero do aparatu, napełniającego ją piwem. Aparat ten potrafi w jednej godzinie napełnić 2000 flaszek. Po napełnieniu osobne aparaty dokonywują korkowania, etykietowania i kapslowania flaszek.

W osobnym oddziale znajduje się aparat do pasteryzowania piwa, dzięki któremu zabija się bakcyle drożdżowe tak, że piwo nawet po upływie kilku lat nic nie traci na swym smaku. Resztę ubikacyj zajmują dwie chłodzarnie, kotłownia i magazyny.

Wszędzie panuje wzorowa czystość.

Po zwiedzeniu całego zakładu odbyło się w mieszkaniu prywatnem p. Wixla śniadanie, podczas którego liczni mówcy wznosili toasty na pomyślność i rozwój nowej gałęzi przemysłu.

„Gazeta Lwowska” z 19 grudnia 1913

30 dzieci

7 czerwca 2014

Także rekord…

W miejscowości zachodnio-pruskiej Briefen mieszka starszy asystent pocztowy Schmidt, któremu w dniu 7 b. m. urodziło się 30 z rzędu dziecko. Wszystkie dzieci żyją.

„Gazeta Lwowska” z 12 listopada 1913

Strzeżcie się brunetek

15 marca 2014

Strzeżcie się brunetek!…

Brunetek należy unikać – zawyrokował sędzia najwyższy z Los Angelos w Kalifornii, udowodniając przytem, że najczęściej brunetki są przyczyną zdrady małżeńskiej. Liczba brunetek, które oskarżone są w procesach o przyczynienie się do zdrady małżeńskiej, jest wprost olbrzymia. Swoje śmiałe wywody popiera sędzia długoletniem doświadczeniem, podczas którego rozważał sprawy przeszło 4000 rozwodów i przytacza dane statystyczne. Od d. 1-go do 26-go z. m. prowadził sędzia 110 procesów rozwodowych. W 94 przypadkach ustalono istotną przyczynę rozwodu, w 71 – udowodniono winę męża, a w 23 – winę żony. W 2/3 przypadków przyczyną rozwodu była zdrada małżeńska z winy brunetek, gdyż tylko 5 żon było w tem blondynkami. Zdaje się, że ten sam fenomen da się zauważyć i wśród mężczyzn. W małżeństwach, które rozchodzą się z powodu zdrady, 3/6 mężów to bruneci – tak przynajmniej utrzymuje New-York World w jednym z ostatnich swoich numerów.

„Gazeta Lwowska” z 22 listopada 1913

Dzik w kościele

4 sierpnia 2013

Dzik w kościele.

Dnia 8. czerwca 1913. około godziny pół do 5-tej popołudniu wbiegł do otwartego kościoła O. O. Kapucynów w Olesku jednoroczny dzik, który po przejściu przez kościół do zakrystji, a spostrzeżony przez jednego z braciszków został w zakrystji zamknięty, gdzie wyrządził na kilka koron szkody.

Ponieważ nikt nie miał odwagi rozjątrzonego do najwyższego stopnia zamkniętego w zakrystji dzika wypuścić, zawezwali O. O. Kapucyni nadstrażnika straży skarbowej Walentego Walczaka z Oleska, który dwoma strzałami z dubeltówki zastrzelił go.

Dzik był widziany przez pastuchów na łąkach gminnych w Chwałowie i biegł w kierunku lasów Pieniackich powiatu Brody.


„Łowiec” z 16 czerwca 1913

Polacy w Legii Cudzoziemskiej

17 lipca 2013

Polacy w legii zagranicznej.

Kuryer Warszawski ogłasza następujący list. otrzymany z Afryki :

„Niżej podpisani ośmielamy się prosić o łaskawe umieszczenie na łamach Kuryera odezwy Polaków-legionistów, w Afryce przebywających. Prosimy bardzo, aby czytelnicy raczyli i o nas pamiętać i gazety, oraz książki przeczytane, miast je palić lub niszczyć, pod niżej podanymi adresami co pewien czas odsyłać. Nie posiadając żadnych funduszów, nie możemy sami pism prenumerować, ani nawet ich przesyłki tutaj opłacić. Jest nas, Polaków, w legii zagranicznej około 43 w pierwszym pułku, a około 40 w drugim. Jesteśmy rozrzuceni między 14.000 żołnierzy po rozmaitych posterunkach. Miesiącami całymi nie mamy sposobności z nikim po polsku się rozmówić, chyba, gdy idziemy i władze gromadzą nas w kompanie w jednym punkcie, z rozmaitych zwołując posterunków; wtedy dopiero my, Polacy, widzieć się z sobą, podać sobie ręce i słyszeć język polski możemy.

Zmuszeni z konieczności do używania obcej mowy, przeważnie francuskiej lub niemieckiej, jakże łatwo swoją własną utracić możemy! Ktoś, kto na obczyźnie przebywał daleko od ukochanych, mowy ojczystej i wiadomości z kraju pozbawiony, ten pojmie naszą tęsknotę, zrozumie, czem jest dla nas książka lub gazeta polska i ten prośby naszej wysłucha. W celu ułatwienia komunikacyi między nami tu, w legionie, postanowiliśmy założyć Towarzystwo, którego celem będzie niesienie bratniej pomocy rozproszonym rodakom, a szczególnie ułatwienie poznania służby do legionu przybywającym i utrzymania ich w duchu narodowym. Pragniemy też zająć się dostarczaniem pracy tym Polakom, którzy legię opuszczają. Ponieważ już kilka zaszło takich faktów, że Polacy, uległszy jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi, ze służby, jako niezdolni, bez żadnego wynagrodzenia byli uwolnieni, musimy na przyszłość i o tem pamiętać.   Czytaj dalej…

film „Quo Vadis”

5 lipca 2012

„Quo Vadis” w Kino Urania.

Sławną powieść Sienkiewicza na filmie, uznano jako największą zdobycz na polu techniki kinematograficznej. Najśmielsze oczekiwania zwolenników kinoteatrów przewyższyło „Quo vadis”. Sceny jak walka z dzikiemi zwierzętami, palący się Rzym, powalenie byka przez Ursusa, uczta Nerona, są wprost niezrównane, a widzowie przyglądają się im z zapartym oddechem. Wspaniałe widoki starego Rzymu przykuwają również uwagę widza. Całość jest prawdziwym cudem. Pomimo znacznych kosztów za wypożyczenie filmu, postanowił właściciel Uranii wystawić u siebie „Quo Vadis” i nikt nie powinien tej sposobności zaniedbać, aby dzieła Sienkiewicza na filmie oglądać. Koszta sporządzenia tego filmu kosztowały przeszło 700.000 lirów.

„Głos Rzeszowski” z 4 maja 1913

Psychologia reklamy

18 listopada 2011

Psychologya reklamy.

W Baltimore odbył się kongres ajentów ogłoszeń. Kongres ten miał wszelkie pozory zjazdu „naukowego”. Roztrząsano na nim nietylko przyszłość prasy, opartej materyalnie na rozwoju inseratów, lecz i przyszłość przemysłu, którego największe napięcie jest uzależnione od odbytu, jako bezpośredniego skutku reklamy.

Aby tej najżywotniejszej sprawie nadać znaczenie właściwe i wzbudzić do uchwał zjazdu zaufanie mas najszerszych, duchowieństwo protestanckie udzieliło kongresowi gościny – w kościele.

O ostrołuki świątyni obijały się mowy hałaśliwych kapłanów rozgłosu.

- Czas nasz jest zaledwie małą stacyjką w uniwersalnej podróży ludzkości – jął głosić stylem duchownym jeden z żarliwszych działaczów reklamowych. – Dziś posługujemy się mizernemi wynalazkami geniuszu ludzkiego: elektrycznością i awiacyą. Jutrzejsze wynalazki urągać będą dzisiejszym i ani pojąć nie jesteśmy w możności, w jakiej postaci ukształtuje się słowo, które nieść będziemy od krańca do krańca ziemi. Wielkie nauki ewangieliczne doszły nas zapóźno, bo apostołowie nie mogli posługiwać się dzisiejszemi środkami rozgłosu. Ręczę, że gdyby święty…

Tu pobożni słuchacze przerwali ponoszonemu przez rwącą swadę mówcy dalszy ciąg „zuchwałości”. Ale ten nie dał za wygrana i powołując się na niedoścignione tajemnice ducha, który promienieje tęczowemi blaskami słońca bez względu na czas i na przestrzeń (czytaj: przedmiot objawienia), sięgnął po najwyższe porównania.

Zgiełk protestów i oklasków dodał „kongresowi” efektu. Nie można już przejść nad nim do porządku dziennego. Zaważył już stanowczo na dziejach reklamy i dziennika.

Reklama prawdziwa lub fałszywa – była powodem wygranych lub klęsk wojennych w większości bitew, które zna historya. Jeszcze na tysiąc lat przed wynalezieniem telegrafu zręczny wódz publicysta operował rozgłosem, jako środkiem, potężniejszym od sztuki wojennej.
Czytaj dalej…

Balony nad Rzeszowem

5 lipca 2011

Balon nad Rzeszowem.

We czwartek dnia 20. b. m o godz. 7.10, spostrzegli mieszkańcy naszego grodu wysoko szybujący balon, zdążający od zachodu południowego w stronę ku Łańcutowi. Wspaniale było można przez kilka minut obserwować niewiadomego pochodzenia balon przy jasnym księżycu otoczonym chmurami barankowemi. Tłumy spacerujących na ulicy 3-go Maja – gromadami wpatrywały się w to niezwykłe zjawisko i na ten temat snuło małą i wielką politykę brukową. Jedni widzieli światełko, inni chorągiew, a kilku dalekowidzów nawet kilka osób, biorących rzekomo udział w powietrznej wiosennej wycieczce. Młodzież złota wyjechała czemprędzej przez Nowe miasto ku nowemu cmentarzowi, twierdząc, że zapewne balon tam spadł – lecz o rezultacie tego poszukiwania nic nam nie doniesiono. Złośliwy pan twierdził, że to wycieczka balonowa rzeszowskich polityków, szukających kandydatów do przyszłej Rady m.[iasta]

„Głos Rzeszowski” z 23 marca 1913


Czyj balon, austryacki, czy rosyjski ?

W nocy z dnia 10 na 11 bm., od godziny 12 do 2 nad ranem obserwowaliśmy między gwiazdami, w stronie południowej w znacznej wysokości, dużą gwiazdę, która zmieniała pozycye, raz się zniżając, to znowu podnosząc,

Gdy ta gwiazda zbliżyła się ku Rzeszowa, zauważyliśmy, że to wojskowy balon sterowy. Tajemniczy ów balon zatrzymawszy się, jak przypuszczajmy nad Drabinianką – zaczął ukośnemi snopami światła oświetlać po kilkakroć „Stajnie”, następnie cofnąwszy się trochę wstecz tj. ku południowi – oświetlał również po kilkakroć gmach sądu, poczem powtórnie się zbliżył i po raz drugi oświetlał Stajnie i sąd, i to przez dłuższą chwilę, poczem wzniósłszy się, z wielką szybkością odleciał w prostym kierunku ku granicy węgierskiej, wskutek czego światło w oddaleniu znikło nam z przed ócz.

Po przeszło półdziennem wyczekiwaniu, przez szkła dojrzeliśmy wracający balon z tą samą szybkością, z południa w kierunku zachodnio północnym który zatrzymał się – o ile mogliśmy w nocy osądzić, nad Budkami cały oświetlony, i stamtąd począł oświetlać po kilkakroć koszary obrony krajowej i ułańskie przez przeszło kwandrans, poczem odrazu w całym balonie zostało światło zgaszone – i mimo wyczekiwania do godziny 3 nad ranem i rozglądania się przez szkła po firmamencie, nie dostrzegliśmy, w którą stronę balon udleciał. Ciekawi jesteśmy, czy sfery wojskowe wiedzą coś o tem ?

„Głos Rzeszowski” z 13 lipca 1913

Jubiler na kawał wzięty

5 lipca 2011

Na kawał wzięty.

Jeden z wielkich jubilerów na rue de la Paix w Paryżu padł w tych dniach ofiarą niezwykłego postępu. Do sklepu jego weszło dwu jegomościów, na pierwszy rzut oka: pan i jego sługa. Pan, mający rękę obandażowaną i na temblaku, poprosił jubilera o pokazanie naszyjnika perłowego. Jubiler uczynił szybko zadość życzeniu wytwornego gościa. Jeden z naszyjników, pokazanych przez usłużnego kupca, przypadł nareszcie do gustu klijentowi. Niepokoi go tylko cena.

- Tak znacznej kwoty – wzdycha – nie przeznaczyłem na ten cel, jest ona zdumiewająco wysoka.

Targ w targ, godzą się wreszcie na 6000 franków. Gdy nadchodzi chwila wypłaty, przyznaje się jegomoć, że nieposiada przy sobie pieniędzy prosi jednak jubilera, aby w jego imieniu nakreślił parę słów do żony jego, gdyż z powodu chorej ręki sam pisać nie może. Służący, który mu towarzyszy, pobiegnie z listem do żony i przyniesie pieniądze a on tym czasem zaczeka w sklepie.

Usłużny jubiler chętnie pisze, jegomość, dyktuje:

„Kochana żonusiu! Proszę, wręcz służącemu 6000 franków, które mi są natychmiastowo potrzebne. Chodzi o miłą niespodziankę. Jacques”.

Jubiler zauważa, że kupujący, dziwnym zbiegiem okoliczności, nosi to samo imię. które zdobi również jubilera. Z uprzejmującym uśmiechem przyjmuje jegomość to twierdzenie do wiadomości. Służący oddalił się; po chwili wraca z sześciu tysiącfrankowemi banknotami. Jegomość płaci, naszyjnik przechodzi na jego własność… Po zamknięciu sklepu udaje się jubiler w dobrym humorze do domu. Rozpromieniona uśmiechem wita go u drzwi „kochana żonusia” i domaga się, aby pokazał jej niespodziankę, którą zapowiedział listownie.

- Co za niespodziankę? – pyta zdziwiony małżonek.

- Wszak sam pisałeś dzisiaj rano, aby ci przesłać 6000 franków, gdyż przygotowujesz dla mnie niespodziankę!

Jubiler mdleje. Gdy wrócił do przytomności, pędzi do policyi, policja szuka, nie znajduje i wszystko powraca do dawnego ładu i składu.

„Głos Rzeszowski” z 11 listopada 1913

Niemoralne fotografie

5 lipca 2011

Niemoralne fotografie.

W Wiedniu senzacyę wywołało zarządzenie policyi, skierowane przeciw handlom artystycznym. Mianowicie wezwano na policyę właściciela takiego magazynu na Kärntnertrasse i kazano mu usunąć z wystawy kopie trzech dzieł Rubensa i Tycyana. Policya dodała, że niema nic przeciw sprzedaży tych kopij, jednakże nie pozwala ich trzymać na wystawie.

U nas we Lwowie w każdym niemal sklepiku papierowym, nagich niewiast na obrazkach i widokówkach i to bynajmniej nie klasycznych, pełno na każdej wystawie tam, gdzie widokówki sprzedają.

„Goniec Polski” z 30 lipca 1907     Czytaj dalej…

Wykopaliska na Dzikich Polach

12 maja 2011

Wykopaliska na Dzikich Polach.

Jak już donieśliśmy pokrótce, prof. Wesołowski natrafił na niezmiernie ciekawy plon archeologiczny przy rozkopywaniu wielkiego kurhanu w okolicy miasta Melitpola taurydzkiej gubernii, na terytoryum dawnych Dzikich Pól. Kurhany, w których podejrzywano mogiły królów scytyjskich, rzadko kiedy dawały przy rozkopywaniu bogatszy plon archeologiczny. Przyczyna tego faktu była jasna : ciekawość nie jest wyłącznie cechą dzisiejszych archeologów, owszem w uczucie, wzmocnione w dodatku nadzieją znalezienia skarbów, były wyposażone i poprzednie pokolenia ludzkie, aż do współczesnych budowniczych kurhanów. Dlatego też dzisiejszy archeolog znajduje już przeważnie resztki, zostawione przez dawnych poszukiwaczy, a doświadczenie nauczyło go nawet rozróżniać epoki tych poprzednich poszukiwań: ludzie nowsi kopali w kurhanach pionowe szyby, natomiast bogobojni powiedzmy Scytowie, znacznie lepiej poinformowani, gdzie czego należy szukać, bo sami byli obecni przy uroczystych pogrzebach, dawali spokój nawierzchni kurhanu, a przebiwszy się sztolnią na powierzchni ziemi do centrum nasypu, schodzili ztamtąd w głąb i dochodzili do właściwych grobów. Mimo prowadzonych w ten sposób od wieków poszukiwań, przecież coś ocalało i dla uczonych, a rozkopany przez profesora Wesołowskiego kurhan, zwany w okolicy „Sołoha”, dał wprost wspaniałe zabytki i skarby.

Badanie „Sołohy” prowadzi wymieniony profesor już od kilku lat i w przeszłym roku doszedł do grobu centralnego, ograbionego jednak już przez poszukiwaczy skarbów. Grób ten stanowiła obszerna komora 8-metrowej głębokości, wyłożona kamieniem; poszukiwacze poprzedni zostawili sporo przedmiotów, z których można wnioskować, że było to miejsce spoczynku kobiety; znaleziono tam igłę złotą, ruchome „ognisko domowe” z bronzu i kilka glinianych amfor greckich. Pilne badanie komory naprowadziło jednak na ślad bocznych kurytarzy i roboty, prowadzone tego lata, doprowadziły do odkrycia nienaruszonych dwóch innych grobowców.   Czytaj dalej…

Następna strona »