Kurhan w Kowarach
W niepowrotnych dniach młodości, ilekroć jechałem z Lelowic do Proszowic, tylekroć okiem dziecka spoglądałem na wielką, porosłą trawą mogiłę, rysującą się na tle nieba na polach wsi Kowary.
Niedobrą mają opinię u ludu tamecznego pola kowarskie. Wielkie, puste obszary, nigdzie drzew ni wioski (wsie Kowary i Szczytniki utopione w parowach są niewidoczne). Nocami pola te puste nabierają grozy – nieraz widziano na nich „omętrę” błądzącego, nieraz „spoleniec” (1) je przebiegał. Niejeden, powracając z Proszowic, gdy go w tych miejscach zmrok zachwycił, doznawał „mrowia”, biegającego po grzbiecie. Widywano „czarne psy”, kołujące we zmroku po tych polach. Nareszcie mieszkańcy Kowar i Szczytnik na skrzyżowaniu się dróg dźwignęli „figurę”.
Wielki murowany czworogranny słup z nyżami na „świątki”. Około słupa posadzili cztery „drzewiny”, i raźniej się stało temu, kto zapóźniony pola te przebywał. Ustały też pospolite na krzyżowych drogach tany czarownic z dyabłami, podnoszących wysoko pył drożny.
Mogiła na wyniosłości stała i stała – urągając ulewom, burzom i wichrom. Oborywali ją ludzie – podkopywali motykami, spasali bydłem, słowem, czynili wszystko, by niepożądanego intruza śród pól nadanych przez „Ukaz” zatracić. Ale intruz rozsiadł się wygodnie i urągał mocy ludzi i żywiołów.
Co kryje ta góra ziemi, ten nasyp sztuczny na przegięciu pola? Rozmaici, stosownie do „poziomu” duchowego, rozmaicie twierdzili. Byli tacy, co nasyp odnosili do najść tatarów, byli, co imputowali go wojnom, byli co zaledwie odnosili go do Kościuszkowskich epok lub do 1830, a nawet 1863 r. Ale mogiła stała ponura, wyniosła, milcząca i tajemnicza. Ona sama nic nie wymówiła. Może dumała nad brakiem pamięci ludzkiej, a może czekała na rękę, co się wedrze do jej wnętrza i powie światu, co tam znalazła.
Groza trupów, ciał zmarłych rycerzy, okropnych kości, broniła jednak mogiłę od nocnych nawiedzin poszukiwaczy skarbów.
Upiory tylko pono siadywały na jej szczycie nocami…
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Grzmiały działa pod Portem-Artura, pod Laojanem, gdy latem 1904 r. pod mogiłę podjechała zwyczajna bryczka krakowska, z bryczki wysiadło dwu ludzi w białych kitlach. Ludzie ci ostrożnie przeszli przez zagony kartofli chłopskich, wdarli się na kurhan. Chwilkę postali, coś rękami wskazywali, zamyślili się, następnie szybko zeszli, siedli do bryczki i odjechali.
Dnia tego wieczorem pod cienistemi lipami (2) Kościuszkowego dworu w Lelowicach dwu tych ludzi zdecydowało o losie mogiły.
Zimą 1904-5 szły listy z Warszawy do Kowar i odwrotnie. P. Stanisław Suchecki, rządca tej wsi (2), pośredniczył u właściciela hrabiego Morsztyna. Negocyacye te uwieńczył pomyślny skutek.
Dnia 11 lipca 1905 roku o 2-ej w nocy, błogosławiony przez matkę moją, siadałem przed gankiem dworu w Lelowicach na bryczkę i w noc mglistą śpieszyłem do Kowar.
W mrokach i mgłach około 3-ej w nocy ukazała mi się mogiła. Wyglądała groźnie i majestatycznie, ale stalowa sonda moja raz wraz zapuszczała się w jej łono. Macałem teren i układałem plan postępowania. Na piersiach miałem piśmienne zezwolenie właściciela na dokonanie badań, jednak zadanie było niełatwe. Oto mogiła stanowiła „wyspę” dworską na terenach chłopskich pól ukazowych. Należało wykop prowadzić tak, by broń Boże ziemi nie uronić na pola włościan. To mogło wywołać nieobliczalne następstwa.
Rozmierzyłem przestrzeń 12 kwadratowych metrów tak, aby do odrzucania ziemi zostało sporo miejsca, a gdy około 5-ej zjawił się mój „majster”, Śliwa, chłop rodem z Chrobrza, specyalista od robót ziemnych, oraz 9 kopaczy, a w ich liczbie 2 dziewczyny, rozpoczęliśmy pracę śród mgieł leżących dokoła i słabych promieni słońca. Zaledwie wieś utopiona w jarach zauważyła ludzi na szczycie mogiły, wnet powstał w niej gwar, potem gromadki ludzi poczęły groźnie napływać dookoła. Najpierwej baby podniosły wrzask, że jakoby ich „zimioki” są zagrożone, następnie mężczyźni groźnie mruczeć poczęli, następnie wszystko to otoczyło kurhan i wcale niedwuznacznie wrogie przeciw „obcym” poczęło kierować uwagi.
Nie zważałem na to, ale ulżyło mi, gdy nadszedł miejscowy „polowy”, Kocioł, i nieco odciągnął gromadę.Naraz w głębi 0,6 m. rydel kopacza wydał niemiły zgrzyt, wszyscy nadstawili uszu, kowarscy chłopi poczęli wołać do mnie, że jeśli to „kocieł” z pieniędzmi, to ani mnie ani moich ludzi żywcem nie puszczą z miejsca. Spojrzałem na moich kopaczy, mieli rydle i motyki, a tamci tylko gołe ręce, i otucha mi w serce wstąpiła. Z wyniosłości kopca oświadczyłem rzeszy, że pieniądze należą do właściciela ziemi, p. hrabiego Morsztyna, zgrzyt zaś powstał z tego, że rydel trafił na kości.
Kopanie szło dalej, i oto wkrótce 11 szkieletów ludzi dorosłych oraz 2 szkielety dziecięce obnażone leżały na czarnej ziemi wnętrza mogiły. Rozpocząłem pomiary i zdejmowanie planu układu szkieletów oraz notaty niezbędne do naukowego referatu, (4) i tak się w tem zatopiłem, że dopiero szept Śliwy: „panie, chłopy nas zdały” (denuncyowali) zmusił mnie do podniesienia oczu. Właśnie na kurhan wdzierał się sołtys z blachą na piersi (znak roli oficyalnej) oraz 2 zbrojnych strażników.
Komisya ta najpierw poszła do moich worków, zbadała ich zawartość, t. j. czaszki i kości, jakie tam zebrałem, potem dziwnie jakoś rozczarowana spojrzała na mnie. Ja śród szkieletów z książką i sondą oraz miarą. Przy mnie Śliwa, a dokoła moi kopacze oraz mieszkańcy Kowar. Naturalnie, nie czekając zapytań, podszedłem do reprezentantów władzy. Ci, niby to o coś pytali, niby to szukali mego nazwiska w jakimś spisie urzędowych nazwisk, wreszcie przyznali, że „sotskij” przyjechał po nich do Proszowic z wiadomością, że w mogile znaleziono „szklaną trumnę, a w niej panienkę śpiącą i dużo złota, że oni widzą tu kości tylko, że nie wiedzą, jakie to kości i t.p.”
Ale oto na mogiłę wkracza pan Stanisław Suchecki; rzecz się wyjaśnia, władza zaczyna mi nawet okazywać „zakonnoje sodiejstwie” i rozpraszać zbiegowisko, przyczem zachodzą takie epizody, że młodszy strażnik mierzy z rewolweru do pasterza, a pastuszek wali go bryłą ziemi między oczy, na co uderzony woła: ,”a postoj ty, japoniec proklatyj!” Rozumie się, że na taki zwrot poczynamy robotę dalej. Za warstwą szkieletów 2,4 metr. czysta czarna ziemia, a w niej niemal, że nic. Dochodzimy do calizny – glina, jak podłoże pól okolicznych.
Wyeksploatowawszy wykop i ukończywszy pisanie raportu, oraz wydzieliwszy to, co z naukowych względów zabrać wypadało, poleciłem pozostałe kości złożyć razem, a gdy to uskuteczniono, przemówiłem do moich kopaczy, by zmówili wieczny odpoczynek za tych oto ludzi. To zrobiło wyborne wrażenie. Następnie poleciłem wykop zasypać. Zaledwie do tego przystąpiono, ściemniło się nagle, upadł piorun, burza przeszła o kilkaset metrów ku Imbramowicom (folwark Gruszowa). Pomyślałem, gdyby tak grom uderzył w którego z nas, lud widziałby w tem zapewne karę za naruszenie spokoju nieboszczyków.
O 5-ej popołudniu ukryłem w bryczce worki z łupami i ruszyłem do domu.
Wyznaję, iż gdy rącze konie uniosły mię w nasze krakowskie wąwozy, w te wąwozy, które ocaliły Kościuszkę pod Racławicami, zrobiło mi się lekko na sercu.
W hamaku śród lip lelowskich, w towarzystwie kochanej mej matki, uporządkowałem i dopełniłem notaty. Kowarska mogiła pozwoliła wydrzeć sobie tajemnicę swego łona.
Kopacze, p. Suchecki, strażnicy, sołtys i chłopi, wszyscy byli rozczarowani: myśleli o skarbach, a mogiła dała kości. Czyż dać mogła coś nadto?
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
W 1907 r. w gabinecie dr. Włodzimierza Demetrykiewicza piszący słyszał te słowa:
„Badania pańskie nad kurhanami okolicy Proszowic rzuciły ważne nowe światło na epokę pojawienia się słowian na tych ziemiach. Badania te zbiegły się z mojemi i dały mi niemal pewność, iż kurhany Proszowskiego, Szkalbmierskiego, Pińczowskiego i Wiślickiego zawierają cenny naukowy rnateryał i że winny być naukowo a nie dorywczo badane, gdyż materyał ten uledz może łatwo zatracie, a jest pierwszorzędnej dla nas doniosłości”.
Maryan Wawrzeniecki.
Przypisy oryginalne:
(1) „Omętra” i „spaleniec” – ognik błędny (pojęcia ludu z okolic Proszowic.)
(2) W 1911 r. lipy parcelanci wycieli w pień, a ogród zaorali.
(3) Zmarł w Proszowicach około 1909 r. jako 80 paroletni starzec po 40 latach pobytu w Kowarach; był niegdyś słuchaczem Uniw. Jagieł.; wmieszany w sprawę zabicia szpiega, Cielaka, musiał uciekać i zmienić całą swoją karyerę.
(4) Zob. T. X 1907 r. Materyałów antropolog., archeolog, i etnograf. Ak. Umiejętności w Krakowie str. 64.
„Ziemia. Tygodnik Krajoznawczy Illustrowany” z 30 grudnia 1911
Historia i archeologia Czytano 3 664 razy
Witam!
Natrafiłam na ten artykuł w poszukiwaniu miejsca urodzenia mojej Babci Honoraty z domu Nielepiec. Urodziła się właśnie w Kowarach w maju 1911 r. Mój pradziad Jakub Nielepiec ( ojciec Honoraty ) jest właścicielem nazwiska pochodzącego od założycieli wsi Nielepice spod Krakowa. Prawdopodobnie ma pochodzenie szlacheckie herbu Prus I. Internautów posiadających szerszą wiedzę oraz doświadczenie w heraldyce proszę o pomoc w poznaniu historii rodu mojego pradziada Jakuba Nielepiec. Zapraszam do mojej skrzynki e-mail. Dziękuję i pozdrawiam.