Wpisy otagowane jako polityka

Z Berezy Kartuskiej

26 listopada 2018

Z BEREZY KARTUZKIEJ

Obóz izolacyjny wypełnia się w szybkim tempie. Jakkolwiek daleko do liczby 1500, w każdym razie 400 już jest. Izolowani zajęci są przy budowie dróg. Są oni pilnowani podwójnym kordonem policjantów. Prócz tego po obu stronach na szosie są policjanci na koniach.

Służbę w obozie pełni 300 policjantów przeważnie z Żyrardowa. Wysoka liczba policjantów tłumaczy się trudnością strzeżenia więźniów i spodziewanem zwiększeniem się ich liczby.

Koszta utrzymania ustalono na 28 gr. na głowę i na dzień. Jak widać, liczono się, żeby skarb państwa jak najmniejszemu uległ obciążeniu. Wprawdzie mogą oni otrzymywać paczki żywnościowe od rodzin, lecz za lada przewinieniem prawo to będzie im odebrane. Podobnie rzecz się przedstawia z korespondencją, która poprzednio ulegać będzie surowej cenzurze.

„Ziemia Czerwieńska” z 29 lipca 1934.

Czy będzie wojna?

5 kwietnia 2015

Czy będzie wojna? – na to pytanie jeden z angielskich dyplomatów dał odpowiedź przeczącą, ponieważ Austrja nie ma gotowych wojsk, Rosja pieniędzy, Anglia popularnego gabinetu, Turcja żadnej potrzeby, Francja cesarza, a Bismark ochoty.

„Dziennik Polski” z 23 października 1886

Torpedy na raty

26 marca 2015

Torpedy na raty.

Uchwała parlamentu greckiego, aby rząd zakupił torpedy na raty, wywołała homeryczny śmiech w całej Europie. Jeden z dzienników niemieckich żartując sobie z tej uchwały, zamieszcza następujący inserat: „Torpedy na raty! Za złożeniem 1 zł. jako pierwszej raty otrzyma każde porządne państwo jeden torped najnowszej konstrukcyi. Spłata dalszych rat zależy od umowy. Torpedy nieeksplodujące przyjmują się napowrót.”

„Gazeta Lwowska” z 20 sierpnia 1877

Cała Orawa trzęsła się ze śmiechu

13 stycznia 2014

Jak dwa patrole czeskie stoczyły ze sobą walkę?
3 zabitych – 2 ciężko rannych – 1 utopiony.
Cała Orawa trzęsie się od śmiechu.
Nowy Targ, 7. listopada.

W poniedziałek dnia 27 października br. rozegrała się charakterystyczna bitwa nad granicą między Czarnym Dunajcem a Jabłonką. Od dawien dawna ludność polska z Górnej Orawy wybiera się co drugi poniedziałek do Czarnego Dunajca na jarmark. Ponieważ Czesi jednego dnia przywożą na Orawę różne plebiscytowe towary a drugiego dnia je kradną i rekwirują, więc uboga ludność orawska skazana jest na zaopatrywanie się we wszystko na Podhalu. Musi to czynić w wielkiej tajemnicy, aby jej Czesi i tu nabytych towarów, zwłaszcza soli i nafty nie pokradli. Na jarmark 27 października wybierało się także i z innych powodów bardzo wielu Orawców. Zwąchali to Czesi i posłali dwa patrole po kilkunastu najodważniejszych rycerzy dla udaremnienia Orawcom przejścia przez granicę.

Była mgła, Patrole szły dwiema drogami ku polskiej granicy, aż się po jakimś czasie straciły z oczu, wtedy ogarnął ich znany z europejskiej wojny specyalny, tak zwany czeski strach. Zaczęli się szukać. Bohaterom z pierwszego patrolu zamajaczyły nagle jakieś postacie we mgle. Może to Polacy? Jakiś zastępca „dostojnika” kazał padnąć na ziemię i strzelać. Przeciwnicy też runęli na ziemię i otworzyli ogień

Strzelanina trwała od godziny 10 do 11 rano.

Były dwa trupy i 3 ciężko rannych. I cóż się okazało? To oba czeskie patrole ze strachu przed Polakami, strzelały do siebie całą godzinę.

Lecz nie koniec na tem. Poniósłszy straty 2 zabitych i 3 ciężko rannych (jak się rzekło) oba patrole porzuciły broń i zaczęły przed sobą uciekać, krzycząc na cały głos, że Polacy idą na Orawę. Podczas tej ucieczki utopił się jeszcze jeden Czech, ten który całą noc z niedzieli na poniedziałek nie spał z przerażenia, że ma iść ku granicy polskiej.

Cała Orawa trzęsła się ze śmiechu, gdy się dowiedziała o tej bitwie czeskiej. I odrazu powstało przysłowie: „Bieda też to, kie zające idą na polowanie”.

„Gazeta Poranna” z 10 listopada 1919

Austriackie guldeny

27 grudnia 2013

Austrjackie guldeny srebrne są w nowem cesarstwie niemieckiem jeszcze ciągle przyczyną rozmaitych trudności w handlu i obrotach pieniężnych, a bez rozsądnego powodu.

Pieniądz ten, bity w myśl konwencji monetarnej z 24 stycznia 1857, zawartej między ówczesnym związkiem celnym a Austrją. W konwencji tej postanowiono, aby bić z funta czystego srebra 30 talarów, albo 45 złr. austrjackich. Z tego wypływa, że co do wartości srebra ma złoty reński austrjacki dokładnie i rzetelnie wartość 2/3 talara, czyli 20 sgr. W tej wartości przy spłacie kontrybucji 1860 r. przyjmował rząd pruski złote austrjackie i po tej cenie wydawał je w własnym kraju. Twierdzić, że złoty austrjacki w srebrze nie ma wartości 2/3 talara, jest to zarzucać rządowi austrjackiemu fałszerstwo monety, a w gruncie rzeczy prawić nieprawdę. Rząd saski teraz właśnie jeszcze kazał probierzom w mennicy dochodzić wartości austrjackich reńskówek i moneta okazała się rzetelną. Rząd francuski skupuje więc austrjackie reńskówki, przetapia je i przekuwa na swoje 5-frankówki, aby resztę haraczu spłacić Niemcom, a tak Niemcy to samo srebro dostają z powrotem, tylko w podwójnych sztukach, bo 5-franków to dokładnie 2 złote reńskie austrjackie. Szkoda tedy roboty! Nadto, kiedy Austrja reńskówki bije w pełnej wartości. Wiadomo bowiem, że z funta czystego srebra będą bili w Niemczech 100 marek, lubo funt srebra daje rzeczywiście tylko 90 marek; zaczem austrjacki złoty reński ma 2 sgr. więcej niż przyszła moneta niemiecka równej ilości.

Wobec tego wszystkiego trudno się domyśleć racjonalnych powodów, dla czego tak rząd pruski postępuje. Bo w pierwszym rzędzie cierpią przez to właśni poddani Prus, gdyż na ich koszt wykonuje się zniżenie ceny austrjackich reńskówek. Mniemają, że rząd pruski usiłuje przez wywołanie austrjackiego srebra sprowadzić austrjackie złoto do swego kraju; ależ mennice niemieckie wykazują, że mają dość złota. Największa niekorzyść z tego, że się utrudniają stosunki handlowe przez postępek rządu pruskiego. Kredytu Austrji ten fortel pruski przecie nie zdoła podkopać.

„Dziennik Polski” z 3 października 1873

Kraj półinteligencji i analfabetów

29 września 2013

Kraj półinteligencji i analfabetów
Z ludnością równą dwum Warszawom
To współczesne państwo Litewskie
Którem się obecnie interesuje świat z powodu ostatniego przewrotu

Żywiołem najbardziej aktywnym na Litwie jest półinteligencja, którą tworzą przeważnie księża, pochodzący z ludu i stąd niosący nienawiść chłopa do dziedzica.

Dwa lata temu sąsiedzi Litwinów, światli Łotysze, wykazali w szczegółowo opracowanej statystyce, że na całą Litwę przypada zaledwie 1000 ludzi z jakiemś możliwie zaokrąglonem wykształceniem.

Wogóle 4-klasowe wykształcenie jest tam prawie, że jedyne.

Garstka doktorów, prawników i uczonych dopiero ostatniemi czasy na gwałt przyswaja sobie litewski język.  Czytaj dalej…

Ruszczenie nazwisk

29 września 2013

NIESAMOWITY „REKORD”.
Zruszczył ponad półtora tysiąca polskich nazwisk?

(H. S.). Przed sądem okręgowym w Samborze na sesji wyjazdowej w Drohobyczu, pod przew. s. o. Chrząszczewskiego rozpoczął się proces przeciwko proboszczowi parafji grec.-kat. w Bolechowcach ks. Iwanowi Szewczykowi.

Oskarżono go o to, że w Bolechowcach w latach 1936-1938 jako urzędnik stanu cywilnego, w związku ze swem urzędowaniem w księgach urodzin, ślubów i zgonów w celu użycia ich za autentyczne do nazwisk wymienionych w akcie oskarżenia dopisywał końcówkę „j” zmieniając w ten sposób polskie brzmienie na nazwiska ruskie.

W ten sposób zmienił w księdze małżeństw tom IV Bolechowce 22 nazwisk, w księdze urodzeń tom V, Bolechowce 2 nazwiska, tom VI – 165 nazwisk, tom VII – 58 nazwisk, w księdze zmarłych Bolechowce 82 nazwiska, w księdze urodzeń tom IV Raniowice 485 nazwisk, tom V – 52 nazwiska w księdze małżeństw tom II – Raniowice 26 nazwisk.

Poza tem ks. Szewczyk oskarżony jest o bezprawną zmianę wielu nazwisk przez przerobienie poszczególnych liter np. „i” na „y” itp..

Rozprawa została odroczona. Oskarża prokurator Lekwarski.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 21 stycznia 1939

Angielski okręt pod rosyjską twierdzą

4 sierpnia 2013

Niemało popłochu narobił w Kronstadzie i w Petersburgu wypadek, który się stał 6 b. m. Zrana gdy się mgła, osłaniająca zatoki kronsztadzkie rozwiała, ujrzeli moskale tuż u przystani wschodniej Aurorę, wojenny okręt angielski, który nie wiedząc jakim sposobem i dlaczego podemknąwszy się aż pod same mury Kronsztadu, osiadł na mieliżnie. Moskale pośpieszyli z pomocą i udało im się zwlec kolos angielski, lecz wizyta ta zagadkowa wcale im nie do smaku. Podejrzywają, że kapitan angielski rekognoskując znienacka twierdzę moskiewską, naraził się z umysłu na ławę piaskową.


„Gazeta Narodowa” z 21 czerwca 1863

Jeńcy polscy w Japonii

6 listopada 2012

Jeńcy i ranni żołnierze rossyjscy i polscy.

Londyński Daily Mail otrzymał od swego sprawozdawcy z Tokio następujący telegram, który podajemy za Gazetą Narodową:

Powróciłem właśnie z Metsujama, gdzie odwiedziłem jeńców i rannych rossyjskich, na co otrzymałem specyalne zezwolenie generalnego sekretarza ministerstwa wojny, gen. Ishimoto. Jeńcy w liczbie przeszło 1.500 są rozmieszczeni w 5 świątyniach buddyjskich, w różnych stronach miasta. Zwiedziłem wszystkie. Jeńcy okazują wielką uległość swym zwycięzcom. Żołnierze rossyjcy są przeważnie słusznego wzrostu, łagodni, milczący. Oficerowie i straż japońska zachowują się wobec jeńców bardzo uprzejmie. Kilku oficerów i kadetów japońskich mówi biegle po rossyjsku. Japończycy dali jeńcom nowe mundury letnie; żywność otrzymują przyrządzoną na sposób rossyjski. Jeńcy dostają porcye trzy razy większe aniżeli żołnierze tutejsi. Rossyanie są bardzo zadowoleni z wiktu i obchodzenia się z nimi.

Ustanowiono osobny urząd, który się zajmuje przesyłaniem za granicę wiadomości o jeńcach i ich listów; pośredniczy w tem legacya francuska z ministrem Harmandem na czele. Jeńcy należą do 7 narodowości i 5 wyznań. Są tu: Rossyanie, Polacy (w wielkiej liczbie), Niemcy, Tatarzy, żydzi, Gregoryanie i Ormianie.

Polakom (nietylko oficerom ale i żołnierzom) okazują Japończycy na każdym kroku wielką sympatyę i uszanowanie. Między jeńcami jest 20 do 30 procent Polaków. Jeńcy polscy są trzymani zdala od Rossyan i zgromadzeni w osobnej świątyni. Polaków poznają Japończycy przedewszystkiem po sposobie żegnania się. Jeńcy polscy są bardzo zadowoleni z „niewoli” japońskiej. Panie przynoszą im codziennie mnóstwo kwiatów. Polacy okazują wielką wdzięczność władzom wojskowym za umieszczenie wszystkich pospołem.

Rozmawiałem z oficerami rossyjskimi. Przyznają oni otwarcie, że Rossyi brak dobrych dowódców; generałowie tracą głowę i popełniają bezustannie wielkie błędy, tem fatalniejsze, o ile nie znają kraju. Wielu jeńców wierzy w zwycięstwo Rossyi; jest jednak sporo i takich, którzy tej wiary nie podzielają.

Zwiedziłem też szpital z rannymi rossyjskimi; jest ich tam 400. Porządek i czystość wzorowa. Polacy mają nad łóżkami katolickie obrazki. Lekarze japońscy udzielali mi z największą uprzejmością wszelkich wyjaśnień. Chorych doglądają należące do arystokracyi damy „Czerwonego Krzyża”.

„Gazeta Lwowska” z 24 lipca 1904

Patriotyczne wybijanie okien

6 listopada 2012

Złoczów, 3. grudnia.

Wczoraj o godzinie 9. wieczór zdarzył się następujący wypadek w Złoczowie. Mieszkając w dość ustronnej uliczce, sama jedna, wdowa (nie po urzędniku) nie uznałam potrzeby oświetlenia moich okien, zwłaszcza, że i sąsiednie okna tejże uliczki nie były oświetlone; jednak jakiś gorliwy patrjota, oburzony tym mojem niepatrjotycznem postąpieniem, ugodził tak potężnym kamieniem w moje okno, po dwakroć, że nietylko wybił dwie szyby, potłukł dość kosztowne rzeczy, będące na stoliku przy temże oknie, ale omal mnie samej nie ukamienował.

Teodozja z Niedźwiedzkich Cholewina.

„Dziennik Polski” z 5 grudnia 1873

Wojna 1904

9 lutego 2012

Wojna.

Po nieudałej akcji zaczepnej, czyli tak zwanej ofenzywie Moskali, na placu boju zapanowała chwilowa cisza, która już trwa dni parę. Zrazu mówiono o 48-godzinnem zawieszeniu broni, tak ze strony rosyjskiej jak i japońskiej, aby można było pochować poległych i zarządzić, co potrzeba pod względem sanitarnego opatrzenia. 48 godzin minęło, a żadna strona wojująca nie zaczyna zaczepki. Z tego widać, że i Moskale i Japończycy oczekują na posiłki, albowiem tak jak rzeczy obecnie stoją, do absolutnie rozstrzygającej bitwy przyjść nie może. Lada dzień należy oczekiwać nowej masowej rzezi, nowych dziesiątek tysięcy poległych, nowych dziesiątek tysięcy rannych i kalek rozmaitego rodzaju.

Najnowszy ukaz carski nakazał mobilizację w ziemiach polskich. Pójdą nasi jeszcze w większej liczbie, położy tam głowę jeszcze więcej braci niewinnych, którzy za cara, za błędy dyplomacji rosyjskiej przelewają krew polską w obronie swego… tyrana. Wziąwszy jednak na wzgląd fakt ten, że w ziemiach polskich pułki są przeważnie o rodowitych Moskalach, liczba Polaków w szeregach o pewien procent się tylko podniesie, a nie wzmoże rażąco. Dotychczas Moskale szafowali żołnierzem na wybitek Polakami i Finlandczykami, niech więc teraz trochę więcej padnie słowiańskich mongołów (Moskali).

Rosyjska flota bałtycka wyjechała już na wody japońskie. Admirał Togo zapowiedział z ironją, że ją Japończycy potrafią godnie „przywitać”. Moskale po 8. miesiącach niepowodzeń wojennych i po rozmaitych zamachach na ich flotę, tak się boją Japończyków, że już na morzu niemieckiem przestraszyli się angielskich łodzi rybackich i w myśli, że to przebrani wysłannicy japońcy, którzy podwodnemi torpedami zamierzają uszkodzić flotę rosyjską, otworzyli na łodzie rybackie ogień z dział, przyczem kilka łodzi zniszczyli, a 16 rybaków postradało życie. Czyn ten, który pisma ironicznie nazwały „pierwszem zwycięstwem floty bałtyckiej”, wywołał w Anglji niesłychane oburzenie. Pisma żądają kategorycznie, by rząd angielski wymagał najdalej idącego zadośćuczynienia, a pierwszym warunkiem ma być odwołanie komendanta floty rozbójniczej admirała Roździestwieńskiego. Rosja podobno trzęsie się od strachu i są widoki, że uniżenie przeprosi Anglję i wypełni jej warunki.

Port Artura ciągle się jeszcze trzyma. Załoga jego ma już wynosić tylko 5000 ludzi, a trzy czwarte części miasta przedstawia prawdziwe góry gruzów. Pomimo to przed miesiącem nie można się jeszcze spodziewać zdobycia tej największej i najdoskonalszej twierdzy na świecie. Japończycy zapowiadają, że na każdy sposób na imieniny carskie t. j. na Mikołaja, będą mogli rosyjskiemu władcy powinszować upadku Portu Artura.

Ucieczka wojskowych z Rosji do Galicji wzmaga się, tak dalece, że codziennie przewożą pociągi kolejowe po 800 ludzi. Uciekinierzy jadą do Ameryki przez Tryest, gdyż w Niemczech żandarmi wyłapują ich i odstawiają napowrót do granicy rosyjskiej.

„Przyjaciel Ludu” z 30 października 1904

Lżył cara

9 lutego 2012

Kupiec Goryc z Poznania z Małych Garbard wyjechał 5. b. m. za interesami do Konina i tam, podpiwszy sobie, zaczął lżyć cara. Uwięziono go natychmiast; myślano już, że p. Goryca wywiezą na 2 lata do Sybiru, żona jego udała się natychmiast do Warszawy i po 2tygodniowem więzieniu powróciła z mężem do Poznania. Uwolniono go jedynie z względu na to, że nie był w trzeźwym stanie.

„Orędownik” z 22 grudnia 1877

Wojna rosyjsko – japońska – 5 anegdot i przygoda Moskala w Galicji

18 listopada 2011

W Warszawie mówią teraz, że car zgubił marynarkę, utopił majtki i nie ma floty na sprawienie nowej.
(Mowa tu o marynarce wojennej, która zniszczała pod Portem Artura i marynarzach, którzy utonęli. „Flotą” znowu nazywają warszawiacy pieniądze.)

„Przyjaciel Ludu” z 10 lipca 1904


Dobrze powiedział.

Moskale zbierają składki na zakupno podwodnych okrętów. Do jednego Polaka w Warszawie zwraca się znajomy urzędnik, Moskal, z zapytaniem:
- A czy pan nie da kilku rubli na flotę podwodną…
- Po co? Jeżeli Japończycy tak jak dotąd będą zatapiać wasze okręty, to wkrótce cała flota będzie podwodną.

„Przyjaciel Ludu” z 31 lipca 1904



Dowódcy między sobą. Generał Stakelberg telegrafuje do Kuropatkina: Co mam robić, aby mnie Japończycy nie odcięli ? 

- Kuropatkin odtelegrafował Stakelbergowi: Powiesić się!

„Przyjaciel Ludu” z 14 sierpnia 1904         Czytaj dalej…

Z życia hajdamaków

23 września 2011

Z życia hajdamaków.

Dziwimy się, że młodzież ruska dopuściła się na uniwersytecie takich czynów, jakich niepowstydziliby się ich przodkowie: Naływajki i Chmielniccy, lecz dziwić się przestaniemy, gdy popatrzymy na ich życie, na ich otoczenie, w jakiem od maleńkości aż do uniwersytetu przebywają, gdy rozbierzemy ich dusze, to wtedy przyjdziemy do przekonania, że ta młódź ruska już od najwcześniejszej swej młodości wprawia się do hajdamaczyzny.

Ruska młodzież szkolna rekrutuje się z pomiędzy rodzin księży ruskich i chłopów. Z małymi bardzo wyjątkami ruski ksiądz tak sposobem życia jak też i kulturą moralną mało od chłopa się nie różni, gdyż nabrawszy w szkole jakiej takiej ogłady, zatracił ją na wsi i znów zchłopiał.

W gimnazyum znachodzą się znów na jednej ławce, a także mieszkają na wspólnej stancyi, najczęściej najgorszego gatunku za tanie pieniądze, gdzie od swych gospodarzy uczą się już za młodu wszystkiego najgorszego, wyzwisk, pijatyki, gry w karty, a gdzie niema nad niemi żadnego nadzoru, robią co chcą, a władza szkolna ruska z reguły nie nadzoruje takich stancyj, w których pomieszczeni są wychowankowie powierzeni ich pieczy. Ksiądz ruski z natury skąpy, chłop znów z potrzeby i chciwości szukają takich umieszczeń dla dzieci, gdzieby ich najmniej kosztowało, w których po kilkunastu uczni dusi się w ciemnicy i dymem tabacznym nasiąkniętej atmosferze, pośród flaszek z piwa i wódki, nierzadko u rębacza lub dozorcy kamienicznego, wogóle u ludzi, którzy z inteligencyą nie mają nic wspólnego.

Siedliskiem – że się tak wyrazimy – ruskiej uczącej się młodzieży jest okolica placu Strzeleckiego i Benedyktyńskiego. Okoliczne szynkownie roją się od tej młodzieży, a powszechnie wiadomo, że są to najgorsze jaskinie rozpusty, a żaden z profesorów choć dokładnie wiedzą, jakie ich uczniowie prowadzą poza szkołą życie, nie wybierze się tam nigdy na ich połów. A ręczymy, że połów ten byłby obfity. Piszący te słowa był przypadkowo świadkiem w jednej z nocnych kawiarni, tuż pod bokiem ruskiej cerkwi św. Mikołaja, jak pewien student z ruskiego gimnazyum o trzech złotych paskach wycinał hołubce przy akordzie wstrętnych pieśni, a licznie zebrana rzesza podochoconych towarzyszy biła mu huczne oklaski.

Czegóż więc społeczeństwo spodziewać się może po takiej młodzieży? Dlaczego dziwimy się, że po setkach lat z ruskiej duszy nie znikła tradycya Żeleźniaków, Naływajków i Chmielnickich?

„Goniec Polski” z 7 marca 1907

Chłopi rusińscy a dwory

23 września 2011

Chłopi rusińscy a dwory.

„Lwowska Gazeta Narodowa” w artykule p.n. „Bolesna sprawa” pisze:

Kraj nasz padł ofiarą wojny. Na zachodzie przelewała się niszcząca lawina tam i z powrotem kilkakrotnie. Tymczasem na wschodzie, gdzie na ogromnej połaci kraju przeszła zawierucha w jednym tylko kierunku, gdzie zdawałoby się, ostać się powinien był dorobek pracy i kultury wielu stuleci, widzimy również podobne obrazy. Ktokolwiek zdoła przedostać się ze wschodnich powiatów, każdy ma na ustach tę samą straszliwą, goryczy pełną opowieść o smutnych dziejach dni ostatnich. Wszędzie obraz jest mniej więcej ten sam. Wsie pozostały, długie sznury chałup podolskich stoją jak stały. W oborach tam nieraz i stajniach pusto, w stodołach także, ale ostoje życia wiejskiego, chata, chłop, rodzina pozostały. Młoda ludność męska przerzedzona, ale i nic więcej. Za to w komorach i w świetlicach znajdziesz rzeczy, jakich nigdy przedtem tam nie bywało.

A dwory? Gdzie brak właściciela, tam wszędzie rozpostarła się ruina. Rodzi się pytanie, czemu się to stało, że w okolicach, gdzie huku dział nawet nie słyszano, że i tam także dosięgła pożoga wojny. Z relacyi przybyłych jest jedna i ta sama odpowiedź: nie wojny to pożoga, ale całkiem co innego. Bo niemal wszędzie, gdzie pana nie stało, ruszała sąsiednia wieś. Padało wówczas ofiarą wszystko: nie tylko zawartość obór, stodół i śpichlerzy, pochłonięta raczej stosunkami ogólnemi. Ale palono gorzelnie, ale znęcano się nad maszynami rolniczemi, ale gromadzone z pokolenia na pokolenie dzieła sztuki, zbiory książkowe, sięgające kilku stuleci wstecz, zbiory rękopisów, dzieje rodów, dzieje wsi, wszystko poszło z dymem, albo rozniesione, albo w strzępach wśród gruzów budynków obrócone w kupy śmiecia. Dwory, z których niejeden widział czambuły tatarskie, niejeden podjazd zaporoski, niejeden janczarską nawałę, obrócone zostały w perzynę przez odwiecznych, tuż przy nich a często i z nich żyjących sąsiadów.

Przez długie lata umiejętnie podsycano i hodowano te uczucia w ludzie. I oto trzeba było jednej chwili, gdy zabrakło na posterunku gminnym żandarma, gdy znikła obawa przed odpowiedzialnością „za kratkami”, aby długoletnia działalność „Siczy” bujny dała plon.

Słowa, które piszemy, są przykre i bolesne. Do ludu zbałamuconego, sprowadzonego na manowce, w odróżnieniu od jego wychowawców, do ludu tego, tak nam bliskiego, wspólną z nami dolę i niedolę przez tyle wieków dzielącego, serdeczne zawsze czuliśmy uczucia. Tem boleśniej odczuliśmy straszliwe dzieje ostatnich czasów na wsi wschodnio-galicyjskiej. A przecież żyć będziemy koło siebie i z sobą w przyszłości.

„Dziennik Poznański” z 9 czerwca 1915.

Następna strona »