Wpisy otagowane jako 1892

Tajemnicze balony

19 listopada 2014

Znowu balon.

Grodnen. Gubern. Wiedom.
piszą, że w dniu 27 z. m. po zachodzie słońca, od strony m. Augustowa, suwalskiej gubernii (od Łomży), pojawił się balon, który około pół godziny stał nad obozem w Grodnie i najdującemi się wokoło owego obozu fortami. Następnie balon ruszył w kierunku miasta i zatrzymał się w północno – zachodniej stronie, nad fortami „Pyszkow”. Bardzo częste zmniejszanie i zwiększanie się elektrycznego światła, padającego na ziemię, oraz zmiany w kierunku owego oświetlenia, nie pozwalają wątpić o obecności ludzi na owym balonie. O godzinie 83/4 balon zaczął oddalać się z powrotem, a o godz. 91/2 wcale go już widać nie było. Następnego dnia, 28 marca o zmierzchu znów pojawił się balon, który zatrzymał się nad miastem dość długo, a około godziny 7 rano dnia 29 marca ponownie przeleciał ponad Grodnem i wówczas było można go widzieć zupełnie dokładnie.

„Gazeta Lwowska” z 16 kwietnia 1892



Balon Andréego.

Rossyjska Agencya telegraficzna donosi z Krasnojarska, że szef policji okręgu jenisejskiego nadesłał uwiadomienie, iż jeden z zesłanych drogą administracyjną do wsi Antcifernowskoje, Hempel, widział na północno-zachodniej stronie widnokręgu napowietrzny statek znacznej wielkości. Hempel widział balon przez 5 minut, aż nadciągające chmury zakryły go obłokiem. Później jeszcze raz ukazał się balon jego oczom przez dwie minuty. Balon przedstawiał się przez cały czas jasno, jakby elektrycznie oświecony, a światło łamało się przepysznie w obłokach wszystkiemi barwami tęczy. Hempel oświadcza, że w roku 1895 w gubernii lubelskiej widział aerostatek prof Kołomicewa, wypuszczony przez nowoaleksandryjski zakład rolniczy i że widok ów zupełnie był podobny do tego, jaki obecnie zauważył. Przypuszczają, że był to balon Andreego.

„Gazeta Lwowska” z 22 września 1897

Ile można jeść najmniej

31 marca 2014

Ile można jeść najmniej.

Angielski doktor Parri twierdzi, iż człowiek w stanie bezwzględnego spokoju może żyć dziennie 16-ma uncyami pokarmu; człowiek, spełniający zwykłą lekką pracę, może wyżyć 23-uncyami, zaś ciężko pracujący potrzebuje 26 2/4 – 30 uncyj. Jest to pokarm, nie zawierający w sobie zupełnie wody. Nie należy jednak zapominać, że wszystko, co spożywamy, zawiera w sobie mniejszą lub większą ilość wody, tak, że dla zdrowego istnienia niezbędnem jest od 48 do 60 uncyj pokarmu, stosownie do pracy, jaką dany człowiek spełnia. Inny znowu autorytet w dziedzinie dyetetyki, proponuje następną miarę pokarmu dla człowieka zdrowego na tydzień: trzy funty mięsa z funtem tłuszczu, dwa zwyczajne bochenki chleba, uncya soli i 60 uncyj mleka lub zamiast mięsa 6 funtów mąki owsianej.

„Gazeta Lwowska” z 18 grudnia 1892

Ameryka przed Kolumbem

15 marca 2014

Ameryka przed Kolumbem.

Ciekawe szczegóły, dotyczące stosunku Europy z Ameryką, z epoki poprzedzającej odkrycie jej przez Kolumba, zawierają badania Napoleona Neya, prezydenta paryskiego „Stowarzyszenia dla geografii handlowej”, pomieszczone świeżo w dzienniku Matin. Że żeglarze europejscy na długo przed Kolumbem znali Amerykę, dowodzą tego „sagi” islandzkie, a nadto archeologiczne zabytki Norwegii, Danii, Islandyi, Grenlandyi i samej Ameryki. Już przed 1000 rokiem ery naszej, zwiedzali Normanowie t. zw. „Vndland”, pobrzeże Massachusset, aż do przylądka Cod, a nawet Florydę. Również stwierdzonym jest faktem, iż Normanowie na całem pobrzeżu zachodniem Grenlandyi kolonie zakładali i faktorye; wszystkie one razem tworzyły osobne biskupstwo, lista zaś biskupów, stolicę ową zajmujących, przechowała się do r. 1537. Niektóre ze statków normańskich dotarły aż do Brazylii, zdaje się jednak, iż trudne warunki klimatyczne przeszkodziły osiedleniu się tamże śmiałych żeglarzy. Wiadomo także, iż pewien kapitan marynarki handlowej z Dieppe wylądował na brzegach Ameryki południowej i odnalazł tu ruiny miasta, prawdopodobnie przez Skandynawów zbudowanego. Dokumenta, odnoszące się do wyprawy tej, przechowywane w archiwum w Dieppe, spłonęły w roku 1694. Natomiast „Smithsonien institute” w Waszyngtonie posiada bogaty zbiór dokumentów, stojących w związku z przedkolumbowemi stosunkami Europy z Ameryką. Ney zwiedzał pod Bostonem grobowiec murowany, odkryty w końcu zeszłego wieku, w którym spoczywał szkielet obok żelaznej rękojeści miecza. Kościotrup należał do człowieka rasy białej; rękojeść miecza pochodziła z Europy z przed XV wieku. Ney oglądał również runiczne napisy i rysunki na Digston Writing Roch, odnoszące się do przygód, jakich doznawali Skandynawowie w „Vinlandzie”. Jeden z napisów tych brzmi: „Stu trzydziestu jeden mężów z Północy wraz z Thornfinnem krainę tę podbili”. Ciekawym jeszcze jest napis: „Arsow-Head”, odkryty na pobrzeżu Potomaku. Wyryto go na głazie grobowca, obejmującego zwłoki żony jednego z naczelników normańskich, zabitej strzałą. Napis, także runiczny, opiewa: „Tu spoczywa Syasi, blondynka z Islandyi zachodniej, wdowa po Koldrze, siostra Thoryra po ojcu, żyła lat 25. Bodaj Bóg był dla niej miłosiernym, 1051″. W grobowcu tym znaleziono trzy zęby, kość, która za dotknięciem w proch się rozsypała, rozmaite ozdoby z bronzu i dwie sztuki monet z epoki wschodnio-rzymskiego cesarstwa. Te ostatnie nie były tu zjawiskiem nadzwyczajnem, wiadomo bowiem, iż Normanowie, Duńczycy, Szwedzi i Norwegczycy służyli tłumnie w Konstantynopolu w straży przybocznej cesarskiej.

„Gazeta Lwowska” z 26 sierpnia 1892

Stalowe pióra

15 marca 2014

Pióro stalowe wcale nie jest wynalazkiem naszego wieku jak powszechnie sądzą. Odkryto ślady istnienia jego w wiekach średnich, a mianowicie w stuleciu XIII. W pewnej kronice francuskiej znaleziono teraz wzmiankę, że pisarz, który sfałszował rękopis Eoberta d’Artois, celem lepszego naśladowania pisma, używał pióra stalowego. Nadto pod Aosta znaleziono rozszczepiony rylec rzymski, podobny zupełnie do naszego pióra. W wieku XV t. j. w epoce wynalezienia druku, używano również piór stalowych. Jeszcze przed dwustu laty pióra stalowe dla doktora Pristleya wyrabiała fabryka Hurrisona w Birminghamie. Wszakże pierwsze pióro stalowe, z wymienieniem daty wynalezienia go, zapisane jest w holenderskiej księdze patentów pod r. 1717. – W sto lat później, t. j. w r. 1816, piór stalowych używali już wszyscy. Pióra metalowe wyrugowały ostatecznie z użycia gęsie z chwilą wynalezienia prasy ręcznej dla ich wyrobu.

„Gazeta Lwowska” z 13 kwietnia 1892

Wędrujące łyżki

6 listopada 2012

Wędrujące łyżki.

Gazeta Kołomyjska opowiada o następującym fakcie.

„Do rzemieślnika N. przyszedł w ubiegłym tygodniu sekwestrator i zagrabił dwie łyżki srebrne za zaległy podatek zarobkowy. Właściciel udał się za sekwestratorem do urzędu podatkowego i natychmiast je wykupił. Przyszedłszy do domu, zastał drugiego sekwestratora, który przyszedł go sekwestrować za zaległy podatek domowo – czynszowy. Ten znowu zabrał te same łyżki, które właściciel tego samego dnia wykupił. Jeszcze nie zdołano ich schować, a tu nazajutrz raniutko nadchodzi policyant i zabiera je za grzywnę, nałożoną przez radę szkolną za niejednostajne uczęszczanie dzieci do szkoły. Nie było co robić tylko znowu wykupić. Lecz jeszcze nie koniec na tem. Rewizor szarwarków przypomniał sobie tego samego dnia, że ma zaległość u N. przychodzi więc do niego i zabiera leżące jeszcze na stole, dopiero co przyniesione łyżki. Tym razem właściciel także je wykupił, ale już nie przyniósł ich do domu, tylko w mieście sprzedał nieszczęsny przedmiot ciągłej sekwestracyi. Fakt ten podajemy dla illustrowania sumienności, z jaką się w tym roku drożyzny ściąga zaległe podatki i opłaty.”

„Gazeta Narodowa” z 2 lutego 1892

Żołnierz rosyjski 1892

6 listopada 2012

Żołnierz rossyjski.

Korespondent jednego z pism zagranicznych podaje następującą ciekawą charakterystykę żołnierza rossyjskiego:

Żołnierz rossyjski jest cierpliwy, wytrzymały, znoszący wszelkie niewygody. Pochodzący z wielko-rossyjskich gubernij skłonny jest do grabieży, kradzieży i pijaństwa, z innych zaś gubernij zupełnie odmienny. Oryentuje się nieszczególnie, mianowicie w lesie, źle korzysta z zakrycia, a strzelać wcale nie umie. Podoficerowie i niżsi oficerowie obchodzą się z ludźmi niegodziwie, rekrutów zaś bija bez litości. Tak zwani „ratniki opołczenia”, wezwani w jesieni na 6-tygodniowe ćwiczenia, powracali do domu z opuchniętemi twarzami i sińcami na ciele. Naczelnik okręgu wojennego kijowskiego, generał Dragomirow, używający opinii wielce utalentowanego dowódcy i człowieka ludzkiego, był zmuszony w rozkazie dziennym zapowiedzieć, iż ostro poskramiać będzie wszelkie kułakowanie.

Żołnierz karmiony jest źle, a do tego jednostajnie. Dają mu zawsze na obiad kapuśniak z kawałkiem mięsa i kaszę hreczaną, polaną łojem, zebranym z kotła o godzinie 7 wieczorem cienki krupnik, i 3 funty chleba razowego na dzień. Kapusty, jak powiadają, jest dosyć, ale mięsa i kaszy dają dozy homeopatyczne. Od godziny 7 wieczorem do następnego południa żołnierze nic nie dostają, i na ćwiczenia idą naczczo. Żywią się więc z własnych zasobów. Każdy rekrut zabiera z domu najmniej kilkanaście rubli, przez cały czas służby dosyła mu rodzina pieniądze, co wszystko idzie na pożywienie.   Czytaj dalej…

Uwięziony w szafie pancernej

5 lipca 2012

W szafie.

Hrabia A., mieszkaniec jednego z miast północnej Europy, sprowadził sobie z Londynu wielką kasę ogniotrwałą. Zamek kasy był tak skomplikowany, iż oprócz właściciela nikt nie byłby w stanie jej otworzyć. Po przywiezieniu sprzętu hrabia zamknął się w swym gabinecie, otworzył zamek tajemniczy, włożył klucz do kieszeni i wszedł do szafy, aby tam starannie ułożyć listy i papiery wartościowe. Nagle drzwi szafy zatrzaskują się i hrabia zostaje w pułapce. Można sobie wyobrazić przerażenie bogacza, gdy pozostał sam na sam ze swemi skarbami! Napróżno więzień starał się otworzyć zamek z wewnątrz. Tak upłynęło kilka godzin. Wreszcie służba zaczęła szukać pana, a po słabych dźwiękach dochodzących z szafy doszła, iż hrabia stał się ofiarą, niezwykłego wypadku. Posłano natychmiast po ślusarza, który oświadczył, iż nigdy w życiu tak skomplikowanego zamku nie widział, i że nie jest w stanie otworzyć go żadną miarą. Udano się do miejscowego fabrykanta kas ogniotrwałych, ten jednakże powtórzył to samo, co ślusarz. Wysłano tedy depeszę do Londynu. Odpowiedź była niepocieszajacą: „Tajemnicy wydawać nie możemy. Wolno nam tylko wysłać nowy klucz”. Wówczas udano się do środka ostatecznego. Wezwano ponownie ślusarzy, którzy po długotrwałej pracy wypiłowali wreszcie dno szafy i uwolnili niefortunnego hrabiego, który przez półtory doby miał wszelkie widoki umrzeć z głodu na swoich milionach.

„Gazeta Lwowska” z 9 stycznia 1892

Mrożone mięso 1892

5 lipca 2012

Mrożone mięso.

Do przysmaków, jakie czekają żołnierzy w najbliższej kampanii – gdziekolwiek się ona odbędzie – przybywa teraz nowa delicya: – mrożone mięso. Francuskie ministerstwo wojny zarządziło już przed rokiem próby konserwowania mięsa za pomocą wielkiego zimna. Próby te okazały, że można mięso zachować w stanie świeżości, nawet aż przez ośm miesięcy w pewnej temperaturze. Trudności okazały się tylko przy transporcie tak zakonserwowanego mięsa z jam lodowych, na miejsce przeznaczenia, t. j. ewentualnie na pole walki, gdzie miałoby być przyrządzone i żołnierzom podane.

„Gazeta Lwowska” z 13 kwietnia 1892

Hygiena włosów

5 lipca 2012

Hygiena włosów.

Specyalista dr. Rudolf Lessner ogłosił niedawno broszurę o hygienie włosów. Streścimy ją pokrótce:

Klęska łysienia dotyka przeważnie sfery inteligentne, co zresztą zgadza się z brzmieniem trywialnego nieco przysłowia: „Głupia głowa nie łysieje.” Niestety, orzeczenie to, wymyślone prawdopodobnie przez łysego, niczego nie dowodzi. Jeżeli bowiem Szekspir był łysy, jak kolano, to Goethe za to do końca życia zachował lwią grzywę

Włościanie, używający dowoli powietrza i słońca, rzadko łysieją. Jak zapewnia Lessner, przyczyna tkwi głównie w różnicy traktowania włosów przez ludność miejską a wiejską. Wieśniak nie zna, co to żelazko do fryzowania, a z nożycami spotyka się rzadko. Zdaje się nawet, iż zbyteczne pieszczenie włosów nie wychodzi im na dobre. Najlepszym dowodem cyganie, którzy w wędrówkach swych nie wiele chyba mają czasu na trefienie się, a jednak piękne do późnej starości zachowują włosy. Kobiety również rzadziej, niż mężczyźni łysieją, długie bowiem włosy są trwalsze od krótkich. Swobodnie rosnące włosy mają daleko zdrowsze i silniejsze cebulki, podczas gdy krótkie i raz po raz strzyżone są niezmiernie łamliwe i do wyrwania łatwe. Powietrze zresztą, zbyt łatwo przy krótkich włosach dochodzące do cebulek, szkodliwie wpływa na ich trwałość. Artyści n. p. lubujący się w długich włosach, rzadko kiedy doświadczają klęski wczesnego łysienia.

Co najważniejsza, kobiety nie uczęszczają, a przynajmniej uczęszczają rzadko do razur i zakładów fryzjerskich, w których cały świat czesany bywa jednym i tym samym grzebieniem, cały świat gładzony jedną i tą samą szczotką, tak, iż zdrowe i chore włosy są nieustannie ze sobą w pośredniem dotknięciu.

Przypiekanie włosów jest jedną z najczęstszych przyczyn łysienia. Dotknięcie rozgrzanego żelaza sprawia, iż włosy stają się suchemi, łamliwemi, łatwo wypadającemi. Zresztą przyczyna łysienia jest często niewytłómaczoną. Ma tu wpływ ważny i dziedziczność.

Łysina zaś, prócz względów estetycznych, ma i hygieniczne znaczenie. Z niej to powstają bole głowy, migreny, newralgie i t. p. dolegliwości, które tak często trapią ludzi, pracujących umysłowo. Przy upowszechnionym zwyczaju zdejmowania czapki przed pierwszym lepszym znajomym, spotkanym na ulicy, łysi w czasie mrozów narażani bywają co chwila na zaziębienie.

„Gazeta Lwowska” z 12 stycznia 1892

Zegar gadający

23 września 2011

Zegar gadający.

Genewski zegarmistrz, Kazimierz Livau, uzyskał od rządu szwajcarskiego patent na wynaleziony przez niego zegarek repetier, który godziny i kwadranse, nie jak dotąd dzwonkiem, lecz głosem ludzkim wymawia. Wynalazca osiągnął ten cel przez zastosowanie odpowiedniej budowy fonograficznej płytki, w zegarku umieszczonej. Na płytce znajduje się 48 bruzdek fonograficznych, z których 12 wymawia całe godziny, 12 godziny i jeden kwadrans, 12 godziny i dwa kwadranse, 12 godziny i trzy kwadranse. W tylnej kopercie zegarka znajduje się mały otworek głosowy, tak jak w telefonie, który, aby wyraźniej słyszeć wymówioną godzinę, przykłada się do ucha. Ponieważ zastosowanie wynalazku tego ceny zegarków zapewne zbytecznie nie podwyższy, można przewidywać rychłe rozpowszechnienie gadających zegarków.

„Gazeta Lwowska” z 30 października 1892

Kanarki gadające

5 lipca 2011

Kanarki gadające.

Ornitolog, dr. Karol Russ, opowiada w poświęconym przedmiotowi temu artykule, o łatwości, z jaką niektóre kanarki powtarzają dźwięki ludzkiej mowy. W roku 1883 widział on u żony radcy tajnego Gräber w Berlinie, kanarka, który naśladował natychmiast wszystko, co posłyszał, z wielka dokładnością. Ptaszek nie odznaczał się żadną cechą zewnętrzną od innych tego gatunku. W r. 1885, będąc sędzią na międzynarodowej wystawie ptaków w Kopenhadze, tenże uczony słyszał kanarka gadającego. W roku następnym podziwiał taki sam okaz w Waake, pod Getyngą, u żandarma w Gronau i w Görtz u niejakiego Schüllera. Kanarki takie niechętnie produkują się wobec osób obcych, mowa ich jest przeciągła, podobna do śpiewu i naturalnie repertuar słów bardzo szczupły, jak u gadających papug.

„Gazeta Lwowska” z 8 czerwca 1892

UFO z 1892 roku

24 czerwca 2010

W sprawie balonów pruskich, ukazujących się ponad fortecami i obozami rosyjskiemi, zabierają głos wszystkie dzienniki rosyjskie. Swiet p. Komarowa podaje projekt strzelania z karabinów do balonów pruskich. Środka tego już próbowano, ale okazał się bezskutecznym, ponieważ balony trzymają się na wysokości 2500-3000 metrów, dokąd kule karabinowe nie sięgają. Zresztą dla przebicia powłoki balonowej nie wystarcza kilka otworów od kul karabinowych, albowiem potrzeba przynajmniej od 100-120 takich otworów, aby balon nie był w stanie utrzymać sie w powietrzu. Gdyby zaczęto strzelać do aeronautów pruskich, reflektują niektóre dzienniki, to nie omieszkaliby i Prusacy odpłacić się wzajemnością, zwłaszcza że i Rosyanie posiadają oddziały aeronautów w Warszawie i Osowcu. W tejże sprawie zamieszcza Nowoje Wremia list oficera rosyjskiego, p. E. S. Według jego zdania, w razie ukazania się ponad fortami balonów pruskich, należy puszczać w górę t. zw. ballons captifs systemu Giffera, z których żołnierze, wzniósłszy się do pewnej wysokości, mogliby wystrzałami z karabinów wyrządzać znaczne szkody aeronautom niemieckim.

„Czas” z 14 kwietnia 1892


Balon czy gwiazda?

W Wilnie obserwowano w ciągu trzech dni ukazywanie się jakiegoś światła, które jedni brali za „balon pruski”, a inni za gwiazdę. Najwyraźniej można było obserwować to zjawisko dnia 5 marca. O wynikach dwugodzinnych nad niem badań zdaje sprawę współpracownik Wilenskaho Wiestnika. Trwało ono od godz. 9 wieczorem do godz. 11, a ruch kuli świetlanej odbywał się od zachodu w kierunku południowo – wschodnim. Kuli tej towarzyszył odblask elektryczny, wielkości i formy koła wozowego. Na pytanie: czy te, obserwowane w Królestwie i na Litwie zjawiska, są balonami czy gwiazdami, dawał wyjaśnienia znany astronom petersburski, p. Glasenap, sprawozdawcy Gazety Petersburskiej. Zdaniem p. Glasenapa, nie są to ani komety, ani gwiazdy. W chwili obecnej można obserwować tylko dwie komety: Wolfa i Deninga, ale ich gołem okiem dostrzedz nie można. Również nie przypuszcza p. Glasenap, aby to była planeta Wenus i aby balon, oświetlony elektrycznością, można było wziąć za nią. Natomiast gotów jest mniemać, iż mogą to być meteory.

„Czas” z 15 kwietnia 1892



Ciekawe zjawisko.

Gazeta przemyska pisze:

W Przemyślu obserwowano w ubiegłą sobotę o godz. 9 1/2 w nocy punkt świetlany, który się ukazał nad Jarosławiem, w stronie północno-wschodniej. Punkt ten świetlany miał kształt kuli, wyrzucającej ze siebie to ku górze, to ku dołowi snopy światła o blasku elektrycznym, formy stożkowatej. Za pomocą dalekowidza, nadzwyczaj ostrego i dokładnego, przekonano się, iż punkt świetlany nie był ani płanetą, ani kometą, ani meteorem, ponieważ zawieszony w przestworzu, w wysokości około 600 metrów nad ziemią, krążył ruchem miarowym w promieniu 4 do 5 kilometrowym. Wypada zatem z tych objawów wnioskować, że był to balon, z którego przy świetle elektrycznem czyniono próby nocnego badania.

„Czas” z 20 kwietnia 1892

Ofiara lichwy

24 czerwca 2010

Ofiara lichwy.

W Szczercu zdarzył się temi dniami wypadek, który zainteresować powinien władze szkolne, a nawet prokuratoryę państwa. Stanisław Budziński, nauczyciel szkoły ludowej w Czerkasach, w powiecie lwowskim, pobierający miesięcznie 20 złr., z której musi żonę i troje dzieci utrzymać, popadł z powodu słabości swej rodziny w ręce niejakiej Chany Müller, handlarki wiktuałów. Wyłudziła ona mianowicie w zamian za dostarczoną żywność od Budzińskiego arkusz pensyjny w zastaw i co pierwszego pobierała za niego pensyę, dając mu z takowej, co łaska jej raczyła. Budziński, zrozpaczony, w ostatecznej nędzy nie widział innego punktu wyjścia dla siebie, jak zjawić się dnia l czerwca b. r. w urzędzie podatkowym i przy wypłacie pensyi wyrwać Müllerowej z rąk swój arkusz, z oświadczeniem, że dalej wyzyskiwać się nie da, gdyż dziesięć razy już zapłacił to, co jej był winien. Jak pantera rzuciła się Müllerowa na niego, chwyciła obiema rękami za piersi, domagając się zwrotu arkusza. Budziński chciał udać się do urzędu gminnego, lecz Müllerowa w pogoń za nim się puściła i tuż przed samym urzędem gminnym na jej krzyk zbiegło się wielu żydów, porwali Budzińskiego, obalili go na ziemię i póty bili, dopóki mu arkusza nie wydarli. Na ratunek nikt się nie zjawił. Müllerowa jest dalej w posiadania arkusza płatniczego i dalej ma pobierać pensyę. Fakt ten nie należy wcale do rzadkości, albowiem w każdem mieście znajduje się podobny lichwiarz nauczycielski, który stosami przechowuje u siebie arkusze płatnicze, zostające u niego w zastawie za udzielone nauczycielom pożyczki i zaliczki, które biedny nauczyciel jest zmuszony zaciągać w nagłych wypadkach, a dostawszy się raz w ręce takiego lichwiarza, nie rychło z jego szpon wyrwać się może.

„Czas” z 29 czerwca 1892

Kości walczących o wolność Polski

28 lipca 2009

Kości walczących o wolność Polski.

Dzienniki warszawskie donoszą, iż podczas kopania ziemi na fundamenta pod budowę domu na rogu ulic Hortensyi i Szpitalnéj, natrafiono na mnóstwo kości ludzkich. Kości te na dziesięciu wozach szpitalnych wywieziono na cmentarz brudzieński. W miejscu, gdzie kości te znaleziono, były one pogrzebane w czterech wielkich dołach, a w jednym z nich, najszerszym i najgłębszym, położonym w blizkości ulicy Szpitalnéj, ciała zmarłych były ułożone w cztery warstwy, jedna na drugiéj, a każda przesypywana była ziemią, bez trumien i jakichkolwiek śladów odzieży.

Natrafiono na jednego tylko nieboszczyka w trumnie, która w połowie przegniła.

Lekarze oświadczyli, iż są to czaszki młodych mężczyzn, liczących od lat 18-30 i przed blizko stu laty w tem miejscu zmarłych. Dziennikom warszawskim opiekuńcza cenzura nie pozwoliła o wypadku tym zamieszczać żadnych komentarzy; należy więc zaznaczyć, iż znalezione kości były ostatniemi szczątkami Polaków, walczących w 1794 r. podczas powstania Kilińskiego. Młodzież polska, należąca do pułków Działyńskich, walczyła podówczas z wojskami rosyjskiemi pod dowództwem Gagarina na placu Trzech krzyży, w pobliżu kościoła świętego Krzyża, oraz na Końskim targu, istniejącym podówczas na Nowym świecie. Liczba zabitych przenosiła 400. Pogrzebano ich we wspólnéj mogile na ówczesnym cmentarzu przy szpitalu Dzieciątka Jezus i teraz dopiéro kości ich poruszone zostały.

„Kurjer Poznański” z 2 lipca 1892