Wpisy otagowane jako historia

W jaki sposób powstały znaczki pocztowe

23 grudnia 2016

W jaki sposób powstały marki pocztowe.

Najprostsze wynalazki, na które dziś każdy spogląda jak na coś, co się samo przez się rozumie, potrzebowały nieraz całych lat rozmyślań lub spowodował je prosty przypadek, Tak było i z marką pocztową. I ona, wydająca się nam dzisiaj rzeczą tak prostą i naturalną, zawdzięcza istnienie swoje przypadkowi. Przed 60 lub 80 laty musiał odbiorca listu płacić przesyłkę, co było nie tylko z wielu zachodami połączone, ale prowadziło jeszcze do nadużyć. W tych czasach Anglik Rowland Hill, był przypadkowo w oberży, kiedy wszedł posłaniec pocztowy, przynosząc list dla służącej. Dziewczyna przypatrzyła się uważnie listowi z obu stron, a potem poczęła płakać i narzekać, że nie może wykupić listu, bo nie ma pieniędzy. Listonosz odszedł, zabrawszy list z powrotem, co mu się często zdarzało. Zdziwiony Rowland Hill zapytał służącą, czy rzeczywiście nie posiadała drobnej kwoty na opłacenie listu, który mógł przecież zawierać ważne wiadomości. Wtedy przebiegła dziewczyna wyjaśniła z uśmiechem, że potrzebuje tylko rzucić okiem na adres, aby wiedzieć, co jej ojciec donosi. Robi on mianowicie na kopercie tajemnicze znaki, które ona tylko jedna rozumie. I ona pisuje do ojca w ten sposób. List wewnątrz jest pusty i niech go sobie poczta zatrzyma. Hill oburzył się, że w ten sposób oszukuje się zarząd pocztowy i wpadł na pomysł aby listy opłacać naprzód, gdy się je nadaje, a na znak opłaty przylepiać na nich odpowiednie znaczki. Wkrótce wstąpił do służby pocztowej i projekt swój przedstawił parlamentowi angielskiemu. Dnia 10 listopada 1840 projekt ten otrzymał moc prawną. Że Rowland Hill wprowadzeniem marki pocztowej ogromnie ułatwił prowadzenie korespondencyi i otworzył państwu źródło dochodu, dowiodły wkrótce wyniki. W następnym roku liczba nadanych na pocztę listów z 1,500.000 wzrosła na 7,230.950. W 9 lat później wprowadziła Francya u siebie marki listowe, wkrótce także Austrya i cały świat. Pierwsze marki, wydane w różnych krajach, mają dziś wysoką wartość, oczywiście, jeśli są prawdziwe. Zdarza się, że amatorzy za taką jedną starą markę płacą setki, nawet tysiące, ale marki te są dziś bardzo rzadkie, więc też o nie bardzo trudno, a spekulanci podrabiają je.

„Głos Pocztowców Austryackich” z 20 sierpnia 1913

Tajemnica dębów

4 października 2014

Tajemnica dębów.

W Warszawie na Saskiej Kępie znajduje się kopiec obszaru kilkunastu sążni. Przy tym kurhanie rosły dwa dęby, które padły pod toporem. Po oczyszczeniu kloców z kory i gałęzi przystąpiono do piłowania – lecz trudne to było zadanie. Piły potrzeba było co chwila zmieniać, a gdy po mozolnej pracy udało się przeciąć kloc na dwie części, okazało się, iż dęby owe naszpikowane są gęsto kulami ołowianemi. Kule są okrągłe i dość duże, a z dawniejszych czasów, bo od lat kilkudziesięciu do karabinów używane są kule stożkowe. Właściciel gruntu powziął zamiar rozkopania kopca. Może co znajdzie…

„Gazeta Narodowa” z 31 marca 1896

Jajka wielkanocne

31 marca 2014

Jajka wielkanocne.

Z najrozmaitszych tłumaczeń zwyczaju dawania jaj wielkanocnych, najprawdopodobniejszem jest tłumaczenie, że zwyczaj ten pochodzi ze Wschodu i sięga głębokiej starożytności. Jajko odgrywa ważna role w obrządkach religijnych Wschodu.

W najelementarniejszych wierzeniach Indyan jajko jest symbolem Chaosu, czyli pierwiastkowego stanu wszechświata. Na Wschodzie jest zwyczaj rozdawania jajek w dzień Nowego Roku. Obecnie jeszcze w Persyi, gdzie dzień ten jest jedynem świętem cywilnem, zwyczaj zamieniania i rozdawania jaj jest obchodzony ze szczególną uroczystością.

Pierwszy dzień roku przypada tam mniej więcej w czasie, kiedy my obchodzimy święto Zmartwychwstania. Persowie w dniu tym przesyłają sobie nawzajem jajka malowane i złocone. Niektóre z tych jajek są bardzo kosztowne, wykonane bywają z drogiego kruszcu, po większej części są to jednak jaja naturalne i maja z czterech stron malowane symboliczne figury, lub też miniaturowe wizerunki różnych osób.

W Rzymie, z pewnym rodzajem zabobonnego przesądu, podawano jajko przy rozpoczęciu uczty. Ztąd też bierze początek swój przysłowie rzymskie: ab ovo usque ad mala, co miało dwojakie tłumaczenie, od jajka aż do jabłek i od początku aż do końca. Złym było prognostykiem, jeżeli jajko padało i tłukło się.   Czytaj dalej…

Śmigus czyli dyngus

31 marca 2014

Śmigus czyli dyngus.

Stary zwyczaj w całej Polsce wzajemnego oblewania się wodą w drugim dniu świąt Wielkiejnocy, powszechny był zarówno u ludu wiejskiego, jak mieszczan i szlachty. Niegdyś w poniedziałek Wielkanocny mężczyźni oblewali niewiasty, a we wtorek, nazajutrz, niewiasty mężczyzn, co dotąd w niektórych okolicach lud kujawski zachował. Francuz Beauplan w opisie Ukrainy za Władysława IV. o tym zwyczaju oblewania się woda wspomina na Rusi. Z Haura widzimy, że w XVII. wieku w Polsce kawaler damie po śmigusie różą przysłużyć się winien.

Początek tego zwyczaju sięgać musi czasów bardzo dawnych, skoro widzimy go zarówno w Azyi, u kolebki ludów aryjskich, jak i nad Wisła. Major angielski Symes, w relacyi z podróży odbytej r. 1795 z Bengalu do króla Birmanów w Pegu, powiada, że Budaizm tamtejszy około 10 kwietnia obchodzi trzydniowa pełna uciech uroczystością zakończenie starego roku. Drugiego dnia tych świat – pisze Symes – Birmanowie maja zwyczaj „obmywania się z grzechów starego roku”, przez oblewanie się wzajemne wodą. .Nikt się od tego wymówić nie może, nie wyłączając wice-króla, a wody leją się niespodziewanie z okien, dachów i wszędzie na głowy przechodniów.

Oczywiście zwyczaj ten u chrześcian musiał się przywiązać do jakiegoś wiosennego święta chrześciańskiego, wiec u Polaków do drugiego z świat Wielkanocnych. Lud wielkopolski w zwyczaju śmigusowym przechował jeszcze wyraźne ślady pierwotnego obmywania. Parobek bowiem wyłazi tam na dach karczmy wśród wioski z miednica w ręku i pobrzękując w nią, obwołuje dziewki wiejskie, które nazajutrz będą oblewane, przyczem zapowiada żartobliwie, ile dla której będzie potrzeba fur piasku do jej szurowania, perzu na wiechcie, grac do skrobania, ile kubłów wody i mydliska. Zarówno w Wielko- jak Małopolsce parobcy w dzień śmigusa łapią dziewoje wiejskie, ciągną pod żóraw do studni, gdzie kubłami wody oblewaja, a nieraz całe zanurzają w rzece lub sadzawce. Dziewczęta nawzajem, zmówiwszy się, napadają znienacka na parobka i odpłacają mu równie sowita kąpielą z wiader i dzbanów.

Co do nazwy „dyngus i śmigus”, to nie maja pochodzenia polskiego. Wyraz Dünn-guss jest czysto niemiecki, oznacza cienkusz, polewkę wodnistą, wreszcie chlust wody na kogoś wylany, a co do pochodzenia wyrazu „śmigus” uczeni nie są w zgodzie, lecz i w nim kryje się jakiś „guss”.

„Gazeta Lwowska” z 19 kwietnia 1908

Jak długo kobieta jest piękną?

31 marca 2014

Jak długo kobieta jest piękną?

Pewne czasopismo amerykańskie, zajmujące się „estetyką praktyczną”, w ostatnim swoim zeszycie poruszyło ciekawą kwestyę: jak długo kobieta jest piękną? I, o radości, wynik przechodzi najśmielsze marzenia – kobieta do śmierci niemal dzierżyć może berło urody, która kulminacyjnego punktu dosięga pomiędzy 35 a 40 rokiem życia. Piękna Helena miała lat 48, gdy przybyła do Troi. Aspazya poślubiła Periklesa w 37 roku swego życia i przez następne lat 38 sławiona była nie tylko za rozum, ale i za urodę. Kleopatra miała lat 30 z górą, gdy Antoniusza poznała. Diana de Poitiers liczyła lat 36, gdy podbiła serce Henryka II, król był prawie o połowę młodszy, mimo to do końca życia kochał ją szalenie. Anna Austryaczka miała lat 38, gdy ją uznano za najpiękniejszą kobietę w Europie. Pani de Maintenon, gdy Ludwik XIV ją poznał, liczyła już lat 48. Mademoiselle Mars, słynna artystka, dosięgła szczytu swej piękności w 45 roku życia, zaś pani de Récamier – pomiędzy 35 a 55. Najgwałtowniejsze i najtrwalsze uczucia wzbudzają kobiety „dojrzałe”, które już przekroczyły trzydziestkę. „Świeżość cery – to można znaleźć i u woskowych lalek, nic jednak nie zastąpi powabu, który kobieta z życiem tylko nabiera”. Te słowa amerykańskiego autora trafią zapewne do niejednego serca – kobiecego.

„Gazeta Lwowska” z 17 września 1897

Ameryka przed Kolumbem

15 marca 2014

Ameryka przed Kolumbem.

Ciekawe szczegóły, dotyczące stosunku Europy z Ameryką, z epoki poprzedzającej odkrycie jej przez Kolumba, zawierają badania Napoleona Neya, prezydenta paryskiego „Stowarzyszenia dla geografii handlowej”, pomieszczone świeżo w dzienniku Matin. Że żeglarze europejscy na długo przed Kolumbem znali Amerykę, dowodzą tego „sagi” islandzkie, a nadto archeologiczne zabytki Norwegii, Danii, Islandyi, Grenlandyi i samej Ameryki. Już przed 1000 rokiem ery naszej, zwiedzali Normanowie t. zw. „Vndland”, pobrzeże Massachusset, aż do przylądka Cod, a nawet Florydę. Również stwierdzonym jest faktem, iż Normanowie na całem pobrzeżu zachodniem Grenlandyi kolonie zakładali i faktorye; wszystkie one razem tworzyły osobne biskupstwo, lista zaś biskupów, stolicę ową zajmujących, przechowała się do r. 1537. Niektóre ze statków normańskich dotarły aż do Brazylii, zdaje się jednak, iż trudne warunki klimatyczne przeszkodziły osiedleniu się tamże śmiałych żeglarzy. Wiadomo także, iż pewien kapitan marynarki handlowej z Dieppe wylądował na brzegach Ameryki południowej i odnalazł tu ruiny miasta, prawdopodobnie przez Skandynawów zbudowanego. Dokumenta, odnoszące się do wyprawy tej, przechowywane w archiwum w Dieppe, spłonęły w roku 1694. Natomiast „Smithsonien institute” w Waszyngtonie posiada bogaty zbiór dokumentów, stojących w związku z przedkolumbowemi stosunkami Europy z Ameryką. Ney zwiedzał pod Bostonem grobowiec murowany, odkryty w końcu zeszłego wieku, w którym spoczywał szkielet obok żelaznej rękojeści miecza. Kościotrup należał do człowieka rasy białej; rękojeść miecza pochodziła z Europy z przed XV wieku. Ney oglądał również runiczne napisy i rysunki na Digston Writing Roch, odnoszące się do przygód, jakich doznawali Skandynawowie w „Vinlandzie”. Jeden z napisów tych brzmi: „Stu trzydziestu jeden mężów z Północy wraz z Thornfinnem krainę tę podbili”. Ciekawym jeszcze jest napis: „Arsow-Head”, odkryty na pobrzeżu Potomaku. Wyryto go na głazie grobowca, obejmującego zwłoki żony jednego z naczelników normańskich, zabitej strzałą. Napis, także runiczny, opiewa: „Tu spoczywa Syasi, blondynka z Islandyi zachodniej, wdowa po Koldrze, siostra Thoryra po ojcu, żyła lat 25. Bodaj Bóg był dla niej miłosiernym, 1051″. W grobowcu tym znaleziono trzy zęby, kość, która za dotknięciem w proch się rozsypała, rozmaite ozdoby z bronzu i dwie sztuki monet z epoki wschodnio-rzymskiego cesarstwa. Te ostatnie nie były tu zjawiskiem nadzwyczajnem, wiadomo bowiem, iż Normanowie, Duńczycy, Szwedzi i Norwegczycy służyli tłumnie w Konstantynopolu w straży przybocznej cesarskiej.

„Gazeta Lwowska” z 26 sierpnia 1892

Pochodzenie Romanowów

15 marca 2014

Car Paweł I. synem nieznanych rodziców.
Sensacyjne rewelacje dekabrysty o pochodzeniu Romanowych.

Kraków, 11 listopada.

W Rosji przygotowują obecnie obchód setnej rocznicy rosyjskiej rewolucji grudniowej z 1825 roku. Wśród opublikowanych z tego powodu niezliczonych materjałów archiwalnych, znajduje się także pamiętnik wybitnego ówczesnego rewolucjonisty Brigena. Otóż pamiętnik ten zawiera sensacyjne rewelacje o pochodzeniu cara Pawła I.

Brigenowi udało się mianowicie stwierdzić, że Paweł I. nie był synem carycy Katarzyny II., gdyż według zeznań naocznych świadków pierwsze dziecko Katarzyny przyszło na świat nieżywe. Tego samego dnia podłożono jednak na miejsce nieżywego niemowlęcia, syna pewnej pasterki krów ze wsi Kotła, leżącej w pobliżu rezydencji carskiej Oranienbaum pod Petersburgiem. Matka tego dziecka była Finką, całą jej rodzinę fińską zesłano natychmiast na Kamczatkę.

Brigen opowiada w swoim pamiętniku, jak starannie zacierano wszelkie ślady tego czynu i jak nieubłaganie caryca Katarzyna prześladowała wszystkie te osoby, które cośkolwiek o tej tajemnicy wiedziały,

Dopiero w roku 1846 historja ta rozgłoszona została przez powracających z Syberji rewolucjonistów rosyjskich, a rewelacje ich wywarły w Petersburgu wielkie wrażenie.

Ukazały się nawet w Petersburgu tajne proklamacje, w których car Mikołaj I. nazywany był „Karolem Iwanowiczem”. Wydział spraw tajnych w rosyjskiem ministerjum spraw wewnętrznych wdrożył natychmiast energiczne dochodzenia, ale nie udało się jednak nazwiska „zdrajcy” stwierdzić.

Jeżeli więc rewelacyjne relacje Brigena są zgodne z prawdą, a trudno o nich powątpiewać, to car Mikołaj I., a wraz z nim całe potomstwo Romanowych od Pawła I., pochodziło od nieznanej fińskiej krowiarki.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 12 listopada 1925

Stalowe pióra

15 marca 2014

Pióro stalowe wcale nie jest wynalazkiem naszego wieku jak powszechnie sądzą. Odkryto ślady istnienia jego w wiekach średnich, a mianowicie w stuleciu XIII. W pewnej kronice francuskiej znaleziono teraz wzmiankę, że pisarz, który sfałszował rękopis Eoberta d’Artois, celem lepszego naśladowania pisma, używał pióra stalowego. Nadto pod Aosta znaleziono rozszczepiony rylec rzymski, podobny zupełnie do naszego pióra. W wieku XV t. j. w epoce wynalezienia druku, używano również piór stalowych. Jeszcze przed dwustu laty pióra stalowe dla doktora Pristleya wyrabiała fabryka Hurrisona w Birminghamie. Wszakże pierwsze pióro stalowe, z wymienieniem daty wynalezienia go, zapisane jest w holenderskiej księdze patentów pod r. 1717. – W sto lat później, t. j. w r. 1816, piór stalowych używali już wszyscy. Pióra metalowe wyrugowały ostatecznie z użycia gęsie z chwilą wynalezienia prasy ręcznej dla ich wyrobu.

„Gazeta Lwowska” z 13 kwietnia 1892

Karciarze przed wiekami

29 września 2013

Dla lubowników kart.

Warto przypomnieć, jak się zapatrywano na grę hazardową – w dawnej Polsce i jakie nakładano kary na zbyt namiętnych graczy. Wyszła właśnie z druku ciekawa broszura dr. Klemensa Bąkowskiego pt. „Sądownictwo karne w Krakowie w wieku XIV.”

Otóż czytamy tam:

Osobna ustawa z roku 1342, zatwierdzona przez Kazimierza Wielkiego, stanowiła: „Ktokolwiekby grał drożej nad jednego fertona, czyby to byli obywatele, czy kupcy, kostkami czyli kulkami, zapłaci jedną grzywnę miastu na poprawę.” Widocznie jednak kara ta była za mało odstraszającą, bo w spisach proskrybowanych spotykamy kary znacznie surowsze.

Naprzykład:

„Junge ślubował publicznie pod karą swego gardła nie grać w kostki w okręgu jednej mili dokoła miasta, ani z nikim grającym się nie wdawać” roku 1380.

„Mikołaj, sługa Lidmeta kotlarza, schwytany z powodu gier częstych, które z innymi niecnymi graczami prowadził w mieście i za miastem, a potem na prośby dobrych ludzi był puszczony pod warunkiem, że podniósłszy palec, czystą przysięgą przed radą, pod karą swego gardła odprzysiągł się kostek i innych wszelkich gier sam i przez kogo swem imieniem, tak, że gdyby go na tem przydybano, ma stracić głowę” 1383.

„Piotr Gleywicz, Mikołaj Knap odrzekli się gry pod karą obicia rózgami.”

„Gazeta Narodowa” z 1 lutego 1902

Posucha vel „globalne ocieplenie” sprzed wieków

5 lipca 2012

Posucha.

Wobec panującej posuchy, przypominają dzienniki posuchy z dawnych lat i wieków. Kroniki przypominają trzy lata podobne do obecnego, mianowicie; rok 1000, 1473 i 1540. W r. 1473 na Węgrzech można było Dunaj przejść w bród. W r. 1540 rozpoczęto na Zachodzie żniwa już 10. czerwca. W r. 1232 miało być tak gorąco, że jaja gotowano w piasku. W wieku 19. zapisał się pod tym względem rok 1811, już wkońcu czerwca jedzono chleb ze świeżej mąki.

„Przyjaciel Ludu” z 4 września 1904

Polskie zbroje w amerykańskim muzeum

5 lipca 2012

Renesansowe zbroje polskie z Nieświeża ozdobą amerykańskiego muzeum

Jeszcze przed kilku laty, zbrojownia zamku Radziwiłłów w Nieświeżu reprezentowała się znakomicie, gdyż miała wśród swych zbiorów – kilka wczesnorenesansowych kompletów ludzkich i 2 komplety końskie.

Komplety owe – jak pisze „Goniec Warszawski” – wśród dziwnych okoliczności wywędrowały z Polski i dzisiaj stanowi chlubę i ozdobę – Metropolitan Museum w Nowym Jorku.

Mianowicie w Warszawie bawił kustosz nowojorskiego muzeum p. Grancsaing. Za pośrednictwem jednego ze znanych na gruncie warszawskim spekulantów i handlarzy z działu antykwaryjnego otrzymał on zaproszenie do Nieświeża. Jako gość śp. księcia Albrechta Radziwiła – Grancsaing okazał żywe zainteresowanie dla świetnej zbrojowni nieświeskoej i wyraził gotowość zajęcia się uporządkowaniem i konserwacją militariów radziwiłłowskich. Tytułem honorarium za swą pracę zażądał ośmiu kompletów zbroi dla muzeum nowojorskiego.

Ks. Albrecht Radziwiłł zgodził się ofiarować pięć kompletów. Grancsaing przyjął ten warunek i przystąpił do pracy. Kupił więc beczkę nafty dla przeprowadzenia koniecznej kąpieli zbroi, umożliwiającej następnie należyte oczyszczenie żelaza.

Wysiłek amerykańskiego kustosza ograniczył się do dość powierzchownego uporządkowania zbrojowni i oczyszczenia jej eksponatów, głównie zaś zakrzątał się on około przygotowania dla siebie ofiarowanych mu kompletów i wybrał pięć wczesnorenesansowych, z tych dwa końskie.

Owe komplety końskie były to nie tylko jedyne komplety, jakimi dysponowała zbrojownią nieświeska, ale zarazem jedyne jakie zachowały się w zbiorach polskich.

O ile wyłudzenie cennych zbroi przez Amerykanina było sprawą czysto prywatno-prawną, to jednak rzecz komplikuje się w punkcie – jak mianowicie p. Grancsaing zdołał, wbrew ustawie, zabytkowe zbroje wywieźć zagranicę. Amerykanin otrzymał bowiem legalne pozwolenie na wywóz historycznych pamiątek wbrew przepisom o ich ochronie.

Rzeczą władz naszych zwłaszcza wojskowych które sprawa ogołocenia zbrojowni nieświeskiej z pewnością zainteresuje, – jest zbadać kto ów fatalny dokument wystawił i jak umotywowal pozwolenie na wywiezienie z Polski jedynych okazów kompletów wczesnorenesansowych zbroi

„Dziennik Ostrowski” z 15 czerwca 1938

Wóz triumfalny Sobieskiego

5 lipca 2012

Wóz tryumfalny Sobieskiego.

Mało komu znane jest, że złocony wóz tryumfalny, jaki otrzymał Sobieski w darze od m. Wiednia za oswobodzenie go od Turków, znajduje się obecnie w małej wiosce na Pomorzu pruskim, nazw. Raddatz (pewnie Radacz) pod Szczecinkiem (Kleinstettin). Wóz ten, pozbawiony kół, służy już od przeszło 170 lat – jako kazalnica w kościele miejscowym. Baldachim wozu przytwierdzony jest do sklepienia kościoła i nosi napis: Currus triumphalis Joannis Sobieski, regis Polonorum. Na baldachimie znajduje się orzeł polski i napis: J. S. R. P. Nic nie zmieniono u historycznej pamiątki, jedynie z przodu umieszczono datę 1742 r. i herb pomorskiego jenerała Henniga v. Kleist, ongiś właściciela wioski Raddatz, którego grenadjerzy zdobyli ów wóz w wiosce śląskiej, należącej swego czasu do spadkobierców Sobieskiego. Na jego prośbę ofiarował Fryderyk W. zdobyty łup jenerałowi, który przeznaczył go na kazalnicę. Grubo złocone koła zabrać mieli Francuzi w r. 1807.

„Dziennik Białostocki” z 28 sierpnia 1919

Klęska mrozów

18 listopada 2011

Klęska mrozów.

Mrozy ostatnich dni dziwnie przeobraziły ludzi i naturę całą. Wszyscy chodzą zwarzeni, z minami nieszczęśliwemi i pewną bojaźnią w oczach. Mróz!… Straszne słowo dla bezdomnych i dla tych, którym brak na kawałek drzewa.

Temperatura utrzymuje się od trzech przeszło dni stale na poziomie śmiertelnym dla wszelkiego życia na wolnem powietrzu. Ptactwo ginie. Nie spada podczas lotu nagle na ziemię, jak to opowiadają na rynku mleczarki ze Zniesienia, gdyż to bajka, ale w schroniskach, jakie wyszukują sobie na noc, dosięga biedne wygłodzone ptaszęta nielitościwy mróz i przecina pasmo ich życia. Na Łyczakowie n. p., wybrały wczoraj dzieci z dziupła spróchniałej wierzby ośm zmarzłych jak kość wróbli. Mróz i śnieg wypędza z lasu zwierzynę. Sarny biegają stadkami bezradne po skraju lasu, zające cisną się do ogrodów i niemiłosiernie ogryzają szczepy do żywego. W Krzywczycach jednemu z tamtejszych ogrodników objadły zające korę z 10.000 drzewek akacyowych, tak, że cała szkółka zniszczona. Na Jałowcu, obok karczmy Pordesa, pojawił się wczoraj wieczorem wypędzony głodem z lasu lis i pochwycił przebiegającego przez podwórze kota. Biedny kotek krzyknął rozpaczliwie raz tylko i legł rozszarpany, kiedy zaś lis uciec chciał ze swym łupem, zastąpili mu drogę odpoczywający przy karczmie furmani i rabusia drągami zabili. Lis był wychudzony do ostatnich granic.

Zresztą pocieszyć się możemy, że nam we Lwowie nie jest jeszcze najzimniej. Jak wczorajsze doniosły telegramy, petersburscy uczeni odkryli powód obecnych mrozów w tem, że na Oceanie Lodowatym panuje obecnie anticyklon. Jeśli więc skutki owego anticyklonu o tysiąc mil, we Lwowie, tak srodze dają się we znaki, to cóż dopiero dziać się musi na wybrzeżach tegoż oceanu i w Rosyi północnej!

Surowa zima teraźniejsza jest o tyle zjawiskiem niezwykłem, że zazwyczaj zbiegały się podobne zimy z latami wojen. Tak było przynajmniej w ubiegłem stuleciu, w którem upamiętniły się zwłaszcza zimy w roku 1812, 1870 i 1877.

Sięgając jeszcze dalej w przeszłość, wymienić należy jako jedną z najostrzejszych wogóle zimę r. 1709. Jeszcze w marcu panował wówczas taki mróz, że „ślina zamarzała, zanim dosięgła ziemi”, na początku zaś maja jeżdżono sankami po Morzu Bałtyckiem. Wszystkie zasiewy zimowe zmarzły doszczętnie, ziemia bowiem przemarzła do głębokości 9 stóp. Mróz zniszczył też doszczętnie winnice Francyi południowej, a Morze Adryatyckte zamarzło. Pamiętna ta zima stanowiła epokę, od której lud prosty rachował lata następne.

Podczas zimy 1693 r. wilki podchodziły gromadnie w Polsce i w Austryi do miast, porywając ludzi i zwierzęta.

W r. 1664 Tamizę pod Londynem pokrył lód, grubości 61 cali, a ptaki wyginęły w całej Anglii skutkiem mrozów prawie zupełnie.

W r. 1687 jeżdżono w marcu sankami przez zatokę Gdańską do półwyspu Heli.

Dnia 30. stycznia 1658 r. król szwedzki Karol X. przeszedł z armią i działami Mały Bełt po lodzie i zdobył wyspę Fühnen.

W r. 1651 spadły w Niemczech, jak opowiada kronikarz Stollberger, takie śniegi, że od miasta do miasta kopano przejazdy, aby umożliwić dostawę żywności. Nawet wozy próżne zaprzęgano w cztery konie, a w całym kraju modlono się o odwrócenie klęski. Gdy następnie śniegi stopniały, olbrzymia powódź zalała wszystkie drogi, przecinając komunikacyę od niedzieli Palmowej do Wielkiejnocy.

W XVI. wieku odznaczyły się ostremi zimami lata 1592, 1593, 1578, 1573, 1569, 1564, 1514 i 1513.

Jak kroniki wspominają, dnia 17. marca 1459 r. jeżdżono po lodzie z Lubeki do Danii sankami.

Podczas zimy 1442 roku, śnieg pokrył ziemię w niektórych miejscowościach Saksonii na 36 stóp, tak, że według słów kronikarza, ani konno, ani powozem, ani też piechotą nie można było podróżować.

„Goniec Polski” z 26 stycznia 1907

O prześladowaniu dawnych palaczy

14 listopada 2009

DYMEK Z PAPIEROSA.

Minęło właśnie lat sześćdziesiąt pięć…

Nie sądźcie że chodzi o wiosnę ludów, rewolucyę lutową, bombardowanie Rzeszowa, albo powstanie węgierskie, albo o wiele innych rzeczy, które się działy w wielkim roku 1848.

Wynalazłem rocznicę inną, rocznicę którą daremnie staralibyście się odgadnąć.

Odkryłem, iż minęło właśnie sześćdziesiąt pięć lat od chwili, w której pozwolono ludziom w Europie… na ulicy palić papierosy! Do roku 1847 rzecz taka była w większości państw europejskich surowo wzbroniona.

Nie rozśmiej się, czytelniku. Sprawa traktowana seryo.

Jeśli się zaś roześmiejesz, to okazujesz się tem samem czarnym niewdzięcznikiem wobec papierosa, którym się właśnie rozkosznie przy czarnej kawie zaciągasz. Dla przodków mieszkańca twej srebrnej papierośnicy była bowiem owa chwila w r. 1848 przełomowa w dziejach walki jaką prowadzili, aby zdobyć i zabrać w niewolę – człowieka, aby się nierozerwalnym powojem owinąć dokoła jego egzystencyi. A walka to była zaciekła wytężająca i przebiegła, a ciągnęła się jeszcze od czasów Kolumba. Przez 500 lat brał się narkotyk za bary z człowiekiem.   Czytaj dalej…

Polacy w kraju góralów czeskich

14 listopada 2009

Polacy w kraju góralów czeskich.

W najbardziej na zachód wysuniętej części Czech jest kraj, od wieków zamieszkały przez Czechów (po czesku t. zw. chodów, to jest Czechów rodzimych niejako górali, którzy zachowali najbardziej typ ludowy czeski), dotąd najwierniej ze wszystkich krajów czeskich obstawający przy swych tradycyach narodowych, przy swych zwyczajach i strojach narodowych. Chodowie ci utrzymali cały stary typ słowiański i osiedleni są przy samej granicy bawarskiej, której zawsze z zapałem wprost przysłowiowym bronili przed najazdami Niemców. W literaturze czeskiej uwiecznił ich boje narodowe w obronie Czech najlepiej ich narodowy powieściopisarz Al. Jirasek w powieści „Psohlawcy” (Chodowie mają w znaku, herbie, głowę psa, ztąd tytuł powieści), wydanej po czesku w 27 wydaniach a dwa razy przetłumaczona już też na język polski. Jest to dzisiaj najbardziej rozpowszechniona książka czeska. Chodowie do dziś dnia noszą jeszcze swój stary barwny krój narodowy a kraj ich corocznie w porze letniej jest celem, wycieczek turystów francuskich, włoskich, szwajcarskich, angielskich i niemieckich. Do tego kraju przybyło teraz także kilka tysięcy uciekinierów polskich z Galicyi. Przyjmowano ich tam ze starą gościnnością słowiańska i zaraz też założono dla dzieci ich dwie szkoły polskie.

„Dziennik Poznański” z 10 grudnia 1914

Następna strona »