Wpisy otagowane jako USA

Telefon 1876

7 marca 2015

Nowy przyrząd elektryczny, zapomocą którego można zwykłego telegrafu używać do przesyłania dźwięków muzyki i mowy ludzkiej na każdą odległość, wynalazł profesor Bell w Ameryce. Próby jakoby już dokonano pomyślnie między Bostonem a Nowym Jorkiem. Na ostatniej stacyi słyszeć miano wyraźnie melodyę, graną na organach na stacyi bostońskiej.

„Gazeta Lwowska” z 10 listopada 1876

Osobliwa zemsta

19 listopada 2014

Osobliwa zemsta.

Niejaka pani Weightman z Chicago, przekonawszy się, że mąż ożenił się z nią jedynie dla pieniędzy, zamieniła cały swój majątek w sumie 15.000 dolarów na banknoty i spaliła je.

„Gazeta Lwowska” z 12 stycznia 1906

Reklama amerykańska

24 października 2014

Zmyślność reklamy amerykańskiej może w zdumienie wprowadzić najsprytniejszych nawet ajentów handlowych w starej Europie. Niedawno n. p. pewien kupiec w Nowym Jorku kazał wydrukować książkę do nabożeństwa i rozdał ją między publiczność u wszystkich wejść do kościołów, a która to książka na każdej stronicy w połowie zawiera modlitwy, w połowie zaś inseraty. W innem mieście amerykańskiem rada gminna obradowała niedawno nad ofertą pewnego spekulanta, który ofiarowywał miastu znaczną kwotę za prawo przyczepiania swych ogłoszeń na plecach policmenów miejskich.

„Gazeta Lwowska” z 15 kwietnia 1874

Maggi

7 czerwca 2014

Umarł człowiek, który wynalazł… „Maggi”.

Maggi… Któż go nie zna? Te niewielkie kostki, lub flakoniki o długich, wązkich szyjkach, są równie dobrze znane śród wiecznych śniegów, jak pod zwrotnikami, są namiastką pożywności „chudych” potraw, któremi karmi się trzy czwarte ludzkości.

Człowiek, który wynalazł „Maggi” ma niewątpliwe zasługi wobec świata i należy mu się wdzięczne wspomnienie w chwili, gdy przyszła wiadomość o jego śmierci. Był nim John Dorrence, zmarły niedawno w Bostonie, kiedyś profesor jednego z uniwersytetów amerykańskich.

Karjera tego „dobroczyńcy ludzkości” była niezwykła nawet jak na amerykańskie stosunki. Olbrzymi majątek, obliczany na setki miljonów dolarów, zdobył Dorrence dzięki owym małym kostkom, które w ciągu dziesiątków lat zdobyły na świecie popularność, nie mniejszą od… gramofonu.

Dorrence, urodzony w 1858 roku, syn zwykłego farmera, otrzymał wykształcenie wyższe i obrał jako swą specjalność chemję. Poważne prace naukowe, dotyczące najbardziej skomplikowanych zagadnień chemicznych, zjednały mu sławę nie małą. Ale w Ameryce trudno zadowolić się samą sławą naukową. Młody uczony rzuca katedrę, laboratorja i ulegając potężnemu prądowi zdobycia karjery, wyjeżdża do Chicago, gdzie w dziale chemicznym fabryki konserw „Armoor et Company”, pracuje nad… wydobyciem z produktów spożywczych maksymalnej ilości „skondensowanej pożywności”. Z fabryki konserw mięsnych przenosi się do fabryki konserw jarzyn i pewnego dnia dochodzi do bardzo prostego stwierdzenia: istnieją oto najróżnorodniejsze odmiany konserwowanych potraw stałych – niema natomiast zup i buljonów. Zdobyte doświadczenie ułatwia mu drogę poszukiwań i w roku 1900 pojawia się na rynku produkt, którego intrygująca nazwa wszystkich zaciekawia. Było to w okresie jednego z kolejnych krachów giełdowych i bezrobocia w Ameryce, tuż przed samemi świętami Bożego Narodzenia.

Ten „gwiazdkowy” podarunek dla najuboższej ludności amerykańskiej zyskał sobie tak wielkie uznanie wśród kobiet, że… po dwóch latach Dorrence był milionerem, a żółte kosteczki „Maggi” stanowiły nieodzowną przyprawę każdego posiłku.

„Gazeta Lwowska” z 21 grudnia 1930

Eldorado dla kobiet

7 czerwca 2014

Prawdziwem Eldorado dla młodych osób, pragnących wyjść za mąż, są jeszcze zachodnie okolice brytyjskiej Kanady w północnej Ameryce, gdzie brak kobiet jest taki dotkliwy, że każda panna czy wdowa, bez względu na miarę i siłę wdzięków, znajduje natychmiast cały mały legion konkurentów. Dnia 14 b. m. w Exeter-Hall odbył się właśnie wielki mityng pod przewodnictwem bawiącego właśnie w Londynie gubernatora Kanady, markiza of Lorne, na którym uchwalano najusilniej popierać wychodźtwo młodych kobiet z Anglii do owego błogosławionego kraju, zwłaszcza że w Anglii znowu żyje obecnie o milion kobiet więcej niż mężczyzn.

„Gazeta Lwowska” z 22 grudnia 1881

Ameryka przed Kolumbem

15 marca 2014

Ameryka przed Kolumbem.

Ciekawe szczegóły, dotyczące stosunku Europy z Ameryką, z epoki poprzedzającej odkrycie jej przez Kolumba, zawierają badania Napoleona Neya, prezydenta paryskiego „Stowarzyszenia dla geografii handlowej”, pomieszczone świeżo w dzienniku Matin. Że żeglarze europejscy na długo przed Kolumbem znali Amerykę, dowodzą tego „sagi” islandzkie, a nadto archeologiczne zabytki Norwegii, Danii, Islandyi, Grenlandyi i samej Ameryki. Już przed 1000 rokiem ery naszej, zwiedzali Normanowie t. zw. „Vndland”, pobrzeże Massachusset, aż do przylądka Cod, a nawet Florydę. Również stwierdzonym jest faktem, iż Normanowie na całem pobrzeżu zachodniem Grenlandyi kolonie zakładali i faktorye; wszystkie one razem tworzyły osobne biskupstwo, lista zaś biskupów, stolicę ową zajmujących, przechowała się do r. 1537. Niektóre ze statków normańskich dotarły aż do Brazylii, zdaje się jednak, iż trudne warunki klimatyczne przeszkodziły osiedleniu się tamże śmiałych żeglarzy. Wiadomo także, iż pewien kapitan marynarki handlowej z Dieppe wylądował na brzegach Ameryki południowej i odnalazł tu ruiny miasta, prawdopodobnie przez Skandynawów zbudowanego. Dokumenta, odnoszące się do wyprawy tej, przechowywane w archiwum w Dieppe, spłonęły w roku 1694. Natomiast „Smithsonien institute” w Waszyngtonie posiada bogaty zbiór dokumentów, stojących w związku z przedkolumbowemi stosunkami Europy z Ameryką. Ney zwiedzał pod Bostonem grobowiec murowany, odkryty w końcu zeszłego wieku, w którym spoczywał szkielet obok żelaznej rękojeści miecza. Kościotrup należał do człowieka rasy białej; rękojeść miecza pochodziła z Europy z przed XV wieku. Ney oglądał również runiczne napisy i rysunki na Digston Writing Roch, odnoszące się do przygód, jakich doznawali Skandynawowie w „Vinlandzie”. Jeden z napisów tych brzmi: „Stu trzydziestu jeden mężów z Północy wraz z Thornfinnem krainę tę podbili”. Ciekawym jeszcze jest napis: „Arsow-Head”, odkryty na pobrzeżu Potomaku. Wyryto go na głazie grobowca, obejmującego zwłoki żony jednego z naczelników normańskich, zabitej strzałą. Napis, także runiczny, opiewa: „Tu spoczywa Syasi, blondynka z Islandyi zachodniej, wdowa po Koldrze, siostra Thoryra po ojcu, żyła lat 25. Bodaj Bóg był dla niej miłosiernym, 1051″. W grobowcu tym znaleziono trzy zęby, kość, która za dotknięciem w proch się rozsypała, rozmaite ozdoby z bronzu i dwie sztuki monet z epoki wschodnio-rzymskiego cesarstwa. Te ostatnie nie były tu zjawiskiem nadzwyczajnem, wiadomo bowiem, iż Normanowie, Duńczycy, Szwedzi i Norwegczycy służyli tłumnie w Konstantynopolu w straży przybocznej cesarskiej.

„Gazeta Lwowska” z 26 sierpnia 1892

Strzeżcie się brunetek

15 marca 2014

Strzeżcie się brunetek!…

Brunetek należy unikać – zawyrokował sędzia najwyższy z Los Angelos w Kalifornii, udowodniając przytem, że najczęściej brunetki są przyczyną zdrady małżeńskiej. Liczba brunetek, które oskarżone są w procesach o przyczynienie się do zdrady małżeńskiej, jest wprost olbrzymia. Swoje śmiałe wywody popiera sędzia długoletniem doświadczeniem, podczas którego rozważał sprawy przeszło 4000 rozwodów i przytacza dane statystyczne. Od d. 1-go do 26-go z. m. prowadził sędzia 110 procesów rozwodowych. W 94 przypadkach ustalono istotną przyczynę rozwodu, w 71 – udowodniono winę męża, a w 23 – winę żony. W 2/3 przypadków przyczyną rozwodu była zdrada małżeńska z winy brunetek, gdyż tylko 5 żon było w tem blondynkami. Zdaje się, że ten sam fenomen da się zauważyć i wśród mężczyzn. W małżeństwach, które rozchodzą się z powodu zdrady, 3/6 mężów to bruneci – tak przynajmniej utrzymuje New-York World w jednym z ostatnich swoich numerów.

„Gazeta Lwowska” z 22 listopada 1913

Domy papierowe

13 stycznia 2014

Domy papierowe zaczynają budować Amerykanie. W Stanie Wisconsin stanęła fabryka, która wyrabia płyty z masy papierowej, grube na pół stopy, a przeznaczone do budowy domów Są one spajane jak cegły, a odznaczają się trwałością i nieprzepuszczalnością.

„Słowo Polskie” z 17 marca 1897

18 milionów Amerykanów do sterylizacji

12 października 2013

18 milj. Amerykanów należy poddać sterylizacji.
W przeciwnym razie naród amerykański czeka degeneracja.

Duże wrażenie obudziło w Ameryce ogłoszenie pod adresem do władz Stanów Zjednoczonych memorjału Amerykańskiego Towarzystwa Eugenicznego (Human Betterment Foundation), w którem związek ten domaga się poddaniu wyjałowienia (sterylizacji) 18 miljonów obywateli.

Wedle obliczenia związku 6 miljonów Amerykanów jest niebezpiecznymi obłąkanymi, wymagającymi umieszczenia w zakładach, Drugie sześć miljonów, to psychopaci, cierpiący na wybitne zboczenia psychiczne, jednak nie niebezpieczni. Wreszcie sześć miljonów, to indywidua cierpiące na niedorozwój umysłowy, ludzie małowartościowi.

Upośledzone te osobniki rozmnażają się bardzo silnie, podczas gdy rodziny złożone z osobników zdrowych mają bardzo mało dzieci. Grozi więc Ameryce w niedługim czasie degeneracja, jeżeli się tych anormalnych nie podda sterylizacji.

Dotychczasowe doświadczenia na tem polu dały bardzo dobre wyniki. Ustawa o sterylizacji obowiązuje bowiem od kilku lat w Kalifornji. Otóż w stanie tym przeprowadzono sterylizację 6000 psychopatów, którzy mimo to prowadzą przykładne życie rodzinne i oddają się skutecznie swym normalnym zajęciom.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 5 lipca 1932

Herbaciarki

29 września 2013

Herbaciarki.

Mało komu wiadomo, że od lat dziesięciu grasuje pomiędzy młodemi amerykankami ohydny zwyczaj, a raczej nałóg zasadzający się na paleniu papierosów… z herbaty. Dym herbaty powoduje lekki zawrót głowy, któremu znowuż Amerykanki zapobiegają wypijaniem paru kieliszeczków mrożonego z wodą absyntu! Dr. Pichon gwałtownie powstaje w kilku lekarskich pismach francuskich na herbaciarki, dowodząc, iż ze wszystkich nałogów palenie herbaty jest najszkodliwszym.

„Gazeta Narodowa” z 9 maja 1890

Oryginalne spodnie

31 sierpnia 2013

Najoryginalniejsze spodnie w świecie znajdują się na obecnej wystawie międzynarodowej w Nowym-Orleanie. Składają się one z paru tysięcy różnych łat i łateczek, wszywanych w miarę niszczenia się pierwotnego materjału, z którego pozostał już tylko maleńki kawałeczek mający 1 1/2 cala szerokości i 1 cal długości. Właścicielem tych różnobarwnych shoking jest 83 letni murzyn nazwiskiem Edla White; zapewnia on, że spodnie owe włożył po raz pierwszy przed laty 43-ma i odtąd nosił je bez przerwy codziennie. Liczba łat wszywanych, zdartych i zastąpionych przez nowe, wynosi około kilku tysięcy, szwy wszystkie wykonane są z nadzwyczajną starannością, a całe spodnie utrzymane nader czysto. White bardzo niechętnie rozstawał się z ulubioną częścią garderoby swojej i tylko argument, iż wymaga tego przedsięwzięcie międzynarodowe, zniewolił go do wystawienia swego skarbu.

„Gazeta Narodowa” z 16 kwietnia 1885

Niedyskrecje stacji nadawczej

6 listopada 2012

Niedyskrecje stacji nadawczej.

W Stanach Zjednoczonych radjofonja nie jest zmonopolizowana, jak w Europie; ogromna ilość firm przemysłowych, kościołów, dzienników, agencji prasowych, propagandowych i t. p. w rozmaitych stanach, w różnym czasie i na różnych falach, nadaje komunikaty lub koncerty najbardziej odpowiadające celom, stawianym przez nadawców. Ponieważ nikt w Ameryce nie wie, kto, co i o jakiej. porze będzie nadawał przez radjo, ta okoliczność nasunęła żartownisiom w małem mieście stanu Ohio pomysł połączenia domowej instalacji telefonicznej z głośnikiem pewnego wytwornego klubu.

Kiedy rzecz cała była gotowa, w godzinach, gdy w klubie zbierało się najliczniejsze towarzystwo, sprawcy „kawału” radjowego zaczęli nadawać sensacyjne wiadomości, ujawniające pewne, wymyślone lub istotne, wykroczenia, których mieli dopuścić się wybitni członkowie tego klubu. Podano więc sensacyjne wiadomości o uprawianiu przez owych członków klubu, szmuglu napojów alkoholowych, zdrad małżeńskich, zaciąganiu wielkich długów, nie wahając się przed rozgłoszeniem tą drogą wielu innych, intymnych szczegółów z życia prywatnego osób, cieszących się opinią ludzi bardzo zamożnych i solidnych. Zrozumiała była panika, która podawanie codzienne tego rodzaju wiadomości, nie nadających się do rozgłaszania publicznego, musiało wywołać w sferach towarzyskich. Skompromitowani obywatele postanowili wreszcie wnieść skargę do władz policyjnych, które ze swej strony zwróciły się przedewszystkiem do Waszyngtonu z zapytaniem, jak należy postąpić w tej sprawie?

Otrzymano odpowiedź, aby natychmiast zmontować automobil z przyrządami radjogonometrycznemi i wysłać na miasto, celem wykrycia tajnej stacji nadawczej. Jak podają dzienniki amerykańskie, sprawcy tego niesmacznego kawału zameldowali się sami w policji, dzięki czemu afera ich została wykryta i zdemaskowana.

„Gazeta Lwowska” z 23 marca 1929

Rasizm w Ameryce 1906

6 listopada 2012

Z CAŁEGO ŚWIATA
(fr.)

Amerykanie (oczywiście północni), którzy, jak wiadomo, są zdumiewającym organizmem, złożonym z najsprzeczniejszych wad i zalet, zbrodniczych popędów i szlachetnych porywów, teraz wzięli na czułość i zabierają się do odradzania, a właściwie do leczenia chorych – roślin! W pobliżu Waszyngtonu istnieje już, jedyny naturalnie na całym świecie, szpital roślinny. Ci dobrodzieje roślinności twierdzą, że drzewa, kwiaty, jarzyny i t. p. doznają tych samych chorób co ludzie, suchot, reumatyzmu, scyatyki, zaburzeń w narządach trawienia i t. d., i że je należy leczyć zapomocą tych samych środków co człowieka, a więc zapomocą morfiny, boraksu, antypiryny i t. d., i t. d. Tak np. goździk-suchotnik potrzebuje leczenia formolem, więc należy go podlewać mocno rozcieńczonym roztworem tej cieczy. Ta kuracya ma zabijać zarodki trapiących kwiat pasożytów.

Czy który goździk został w ten sposób ocalony od zgonu na suchoty nie wiem; tylko to wiem, że szpital roślinny waszyngtoński zostaje pod opieką i nadzorem ministeryum rolnictwa, i że lekarze roślinni naliczyli już 500 rozmaitych chorób, którym podlegać mają rośliny, nie licząc w to wypadków trapienia ich przez pasożyty. Spodziewam się, że jak na taki krótki czas badania, to chyba dosyć.

Niechby panowie amerykanie czuli się do roślin, niechby je leczyli morfiną, antipiryną a nawet olejem rycynowym; niechby zakładali nie tylko szpitale ale nawet kliniki chirurgiczne, naprzykład dla zbóż połamanych gradem, – ale niechby obok tego pamiętali zawsze o obowiązkach względem swoich bliźnich, o obowiązku poszanowania godności ludzkiej w każdym człowieku, choćby do rasy anglosaskiej nie należącym.  Czytaj dalej…

Reklamy 1932

5 lipca 2012

Każdy sposób dobry!

Plotki o artystach. – Sałatka a długowieczność. – Tea-room w kościele. – „Co może miłość!”. – Od pięści do befsztyka. – Przekupki w modnych kapeluszach. – Król reklamy a kokardki.

Znane są dobrze sposoby zwracania uwagi w prasie na artystów, o których chwilowo jakoś mniej się mówi. Reporterzy lansują wówczas pogłoskę o wypadku samochodowym, ciężkiej chorobie, a nawet… śmierci. Tak było z plotką o śmierci Betty Amman. Są to tricki nie nowe, ale niezawodne. Oczywiście bardziej poszukiwane są pikantne historje z życia intymnego, historje o zaręczynach ze znanemi osobistościami i t. p. Plotki te kursują z ust do ust i osiągają doskonale cel: zwracają uwagę ogółu na osobę artysty czy artystki. Reklama gotowa.

Rzecz prosta, że prym dzierży w tych sprawach Ameryka. Reklama tam stoi na najwyższym poziomie, jeśli chodzi o pomysłowość, ale… nie zawsze, jeśli chodzi o dobry smak. Tak np. na jednej z uczęszczanych alei cmentarza na Long Island, przechodnie mogą odczytać następujący napis na nagrobku:

Tu spoczywa ANNA HAYKINS. Mogłaby zachować swą urodę znacznie dłużej, gdyby używała za życia kremu i mydła firmy CARTON i SYN.

Na tym samym cmentarzu spotykamy jeszcze reklamy następujące:

Jeśli chcecie jeszcze długo przebywać poza murami tego cmentarza, przyprawiajcie spożywane przez was sałatki przyprawą RED PILL!

Czytaj dalej…

Pancerz ochronny

5 lipca 2012

Pancerz ochronny.

Kazimierz Żegleń, braciszek OO. Zmartwychwstańców, rodem z Kaczanówki w pow. skałackim, jest obecnie w Chicago bohaterem dnia. Dziennik Chicagoski donosi: Onegdaj zebrali się w lokalu przy ul. Randolph, oficerowie z twierdzy Sheridan, przywódzcy milicyi ze stanu Illinois, urzędnicy policyjni, przedstawiciele towarzystw asekuracyjnych i byznesiści. Poddano ponownej próbie mniejszy pancerz Kazimierza Żeglenia, wykonany tym razem po raz pierwszy fabrycznie, skutkiem czego płyta przedstawia się obecnie cieńsza, więcej jednolita i bardziej odporna. Strzelano z rewolwerów 38 i 44 kalibru z odległości 8 kroków do psa, a następnie do samego wynalazcy, za każdym razem z równym skutkiem. Kule płaszczyły się o pancerz jak gałki z gliny i spadały na ziemię. Trafiany kulami pies nie przestawał kręcić ogonem, a Źegleń, pewny siebie, nadstawiał oficerom pierś opancerzoną, składając im namacalne dowody, że kule rewolwerowe są w obec jego wynalazku bezsilne. Niebawem odbędzie się w forcie Sheridan oficyalna próba z fabrycznie wykończonym pancerzem, zastosowanym do celów wojennych. Będą, na niej obecnymi przedstawiciele państw zagranicznych i pułkownik Hall, reprezentant rządu Stanów Zjednoczonych. Zdadzą oni swym rządom sprawozdania szczegółowe z odbytych prób, o których rezultacie nikt już dzisiaj nie wątpi. Zamówienia na pancerz ochronny mniejszy napływają już w znacznych ilościach. Najwięcej przybyło dotąd z Texasu, Meksyku, Guatemali, Hondurasu i wyspy Kuby. Wynalazek naszego rodaka przestał być zabawką i staje się faktem wielkiego, poważnego znaczenia.

„Gazeta Lwowska” z 31 września 1897

« Poprzednia stronaNastępna strona »