Wpisy otagowane jako zwierzęta

Niezwykli goście

5 lipca 2012

Niezwykli goście

Zabawna przygoda zdarzyła się w Hiszpanji. Z pewnej menażeryi w nocy małpy otworzyły klatkę, przelazły przez mur i parkany i dostały się do kuchni miejscowego kasyna arystokratycznego. Tu przedewszystkiem zabrały się do posiłku. Splądrowały całą kuchnię i doszczętnie pożarły wszystkie zapasy, do jakich się dostać mogły, a nawet nie darowały płynom i wypróżniły sumiennie wszystkie znalezione butelki. Najedzone i podniecone trunkami rozpoczęły takie hałasy i harce, że zbudziły głęboko śpiącą służbę. Służący wpadł do kuchni z latarką, lecz uciekł natychmiast z krzykiem, że jakieś potwory piekielne opanowały kuchnię i dopiero z resztą służby odważył się powrócić. Spłoszone małpy uciekły do sąsiedniego ogrodu i z wielkim trudem udało się służbie menażeryjnej pochwytać zbiegów.

„Przyjaciel Ludu” z 20 września 1902

Zdarzenia myśliwskie

5 lipca 2012

Prawdziwe wydarzenia.

Myślistwo jest najprzyjemniejszą rozrywką, jest to zdrowy sport, wykonywany stale na świeżem powietrzu i w ciągłym ruchu, hartuje więc ciało, rozwesela człowieka, daje wiele wrażeń, uczy poznawać życie zwierza, jego zwyczaje i różne sposoby bytowania.

Krążą między ludźmi śmieszne anegdoty o myśliwskich kłamstwach i utarło się przekonanie, że każdy nemrod to wierutny łgarz, któremu nikt nie wierzy, gdy opowiada jaką przygodę myśliwską, lub jakiś nadzwyczajny wypadek. Lecz proszę mi wierzyć, że czasami dzieją się na polowaniach takie rzeczywiście niewiarogodne, a jednak prawdziwe wydarzenia, że tylko człowiek, nie mający pojęcia o myślistwie, nie może, czy też nie chce w to uwierzyć; przytoczę tu kilka wypadków, słyszanych od ludzi osobiście mi znanych, uczciwych i wiarogodnych.

Ś. p. Józef Ostrowski, brat mój, o którym było wspomnienie w Nr. 18 „Łowca Polskiego”, opowiadał takie zdarzenie:

W czasie polowania w lasach Kaukazu, pewnego dnia, żołnierz z komendy myśliwskiej zabił szakala i momentalnie zdjął z niego skórę; pod koniec tej operacji nadszedł mój brat i widzi, że krwawe ścierwo szakala, z wytrzeszczonemi na wierzchu ślepiami podnosi się i chwiejąc się na wszystkie strony, pełznie, chcąc się ukryć w krzakach – był to widok tak okropny, że brat mój nie mógł na to patrzeć i kazał żołnierzowi dobić nieszczęśliwe zwierzę.   Czytaj dalej…

Tablice informacyjne

9 lutego 2012

Krótko, jasno, dobrze!

Francuski minister rolnictwa kazał poumieszczać obok lasów i przy drogach czarne tablice drewniane z następującymi napisami: Pożywienie jeża stanowią, myszy, ślimaki, pendraki, zwierzątka bardzo szkodliwe w ogóle. Nie zabijajcie jeża! – Ropucha niszczy w godzinie 20 do 30 owadów. Nie zabijajcie ropuchy! – Kret spożywa nieustannie pędraki, świerszcze, poczwarki i owady wszelkiego rodzaju. W żołądku jego nie znaleziono nigdy ani śladu roślin. Jest on bardziej pożyteczny niż szkodliwy. Nie zabijajcie kreta! – Chrząszcz majowy i pędrak są najgroźniejszymi nieprzyjaciółmi gospodarstwa wiejskiego. Chrząszcz majowy kładzie 60 do 100 jaj, z których powstają naprzód pędraki a potem znowu chrząszcze. Zabijajcie chrząszcza majowego! – Owady wyrządzają corocznie ogromne szkody. Ptactwa jedynie może z nimi walczyć pomyślnie, bo ptaki żywią się gąsienicami. Dzieci, nie wybierajcie gniazd ptasich!

Czy w naszym kraju nie byłoby rzeczą pożądaną postarać się o podobne tablice i odpowiednie napisy?

(Fr. päd. Bl. Nr. 33.)

„Szkoła. Tygodnik Pedagogiczny” z 30 września 1876

Wściekły wilk na Litwie 1869

9 lutego 2012

Z Litwy donoszą o strasznym wypadku:

Na polach włościańskich między lasem, zwanym „Sofki” a wsią „Pocie” niedaleko Berezyny, pracowało niedawno nad wieczorem kilka kobiet. Raptem wybiegł z poblizkiego lasu wilk niezwykłej wielkości i w okamgnieniu rozszarpał jedną z tych kobiet. Reszta z nich zdołała uciec do wsi; zanim się jednak mężczyźni uzbroili przeciw dzikiemu zwierzęciu, nie było już wilka. Znaleziono tylko na polu w najokropniejszy sposób rozszarpaną kobietę. Najstarszy z obecnych mężczyzn dał natychmiast znać o tym wypadku miejscowej władzy; przy trupie zaś zostawił sześciu tęgich, uzbrojonych chłopaków. Ci rozłożyli ogień, i poruczając straż jednemu z swego grona, położyli się naokoło ognia. W kilka godzin zjawił się wilk powtórnie, i tylko rozpaczliwej obronie zawdzięcza pięciu z nich że uszli nieochybnej śmierci, szósty zaś pozostał podczas ucieczki nieco w tyle, tego rozszarpał rozbestwiony zwierz. W tejże samej chwili wracał z lasu leśny, wilk rzucił się na niego i wygryzł mu dolną szczękę. Ztąd popędził wilk do wsi „Pocie” i „Ptorani”, napadał formalnie na zagrody włościańskie, wciskał się do pomieszkań, które, jak długo się w piecu pali, stoją otworem, i kaleczył ludzi i zwierzęta. Następnie wyleciał na łąkę, pokaleczył trzech pastuchów i wiele koni, a ztąd pobiegł na folwark „Berezyna”, gdzie się pasły dworskie konie. W jednej chwili rozszarpał z nich 10, a gdy parobcy wybiegli przeciw niemu, rzucił się na nich, skaleczył jednego z nich w głowę, drugiego w rękę, a służącę leśniczego Mankiewicza w szyję i ramię. Nakoniec napadła ta rozjuszona bestja na wieś „Chonytony” i „Makanynięta”, rozszarpała jednę kobietę, pokaleczyła wiele ludzi, psów i bydła i znikła w pobliskim lesie. W przeciągu kilku godzin rozszarpał ten wilk troje ludzi, pokaleczył 31 dorosłych osób i 45 sztuk bydła.

Jest to rzeczywiście straszny wypadek, zwłaszcza gdy się zważy, że według wszelkiego prawdopodobieństwa wilk ten był wściekłym. Wszyscy poszkodowani zgadzają się w tem, że wilk ten toczył pianę, i że ogon miał spuszczony. Przy rzucaniu się na ludzi i bydło podnosił jednak ogon w górę i stając na tylne łapy kąsał w twarz lub szyję. Z jak wielką forsą rzucał się na swe ofiary, na to niech służy za dowód ta okoliczność, że pewnemu chłopowi wybił swoja paszczą pięć zębów! – Obawę wznieca także i ta okoliczność, że nie żarł trupów i nie pił krwi.

Ponieważ ta cała scena odbywała się w nocy i nikt na taki napad przygotowanym nie był, przeto nie mogli mieszkańcy przedsięwziąć środków zaradczych. Jeden z włościan strzelił za wilkiem, i ranił go w tylną łapę, drugi znów wepchał mu podczas walki szydło w brzuch. Chociaż te skaleczenia nie odniosły pożądanego skutku, przyczyniły się jednak do osłabienia dzikiego zwierza, które w następnym dniu w sposób bardzo dziwaczny zabito. Gdy bowiem doniesiono o tym wypadku administratorowi dóbr, Fiedlerowi, rozkazał tenże zrobić nazajutrz wielką obławę. Z całej okolicy zebrali się chłopi na to zapowiedziane polowanie w lasach, zwanych „Sofki”. Niedaleko od tego lasu, w pośród pól włościańskich, są zarośla zwane „Dąbrową”. Ażeby skrócić drogę, udał się cały oddział chłopów przez te zarośla. Ponieważ ścieżka była bardzo wązka, przeto szli ci włościanie gęsiorem. Naraz poczuł ostatni z rzędu, mężczyzna słuszny i silny, że coś bardzo silnie chwyciło go z tyłu za kożuch. Sięgnął więc jedną ręką poza siebie i chwycił wilka za kark, a drugą przytrzymał łapę, sterczącą mu koło twarzy i podparł się pod sosnę. Towarzysze jego widząc go w takiem niebezpieczeństwie, dali zaraz drapaka, po chwili wrócili jednak i zabili kijami wilka wiszącego na plecach dziarskiego Litwina. W brzuchu sterczące szydło przekonało obecnych, że mają do czynienia z tym samym wilkiem, który wczoraj zrządził takie spustoszenia. Zabity wilk był nadzwyczajnej wielkości i koloru jasnego.

„Dziennik Polski” z 3 listopada 1869

Środek przeciw wściekliźnie

9 lutego 2012

Środek przeciw wściekliźnie.

Ojciec Haghenbeck, Jezuita, missyonarz, donosi do „Roczników szerzenia wiary” o szczególnym środku leczniczym, używanym przez dzikie plemiona w Bengalu, co następuje: „Przed kilku miesiącami, podróżując na północy, przybyłem z Dighia do Barambai, gdzie zamieszkałem u bogatego Bunyara, którego w styczniu r. b. (1889) ochrzciłem. Stało się, że wściekła suka pogryzła siedmiu ludzi, między którymi znajdowali się dwaj moi tragarze. Zarządziłem, aby natychmiast rozgrzano kawał żelaza dla wypalenia ran. Dzicy jednak spojrzeli na mnie śmiejąc się, a jeden z nich rzekł: „Ej sahibie, to drobnostka, my mamy znakomity środek przeciw wściekliźnie, zobaczysz.” W tem przybiegła znów wściekła suka; jeden rzucił się na nią z kijem i zabił ją na miejscu, a inny rozpruł jej brzuch i wyrwał jej wątrobę, pokrajał ją, w kawałki i podał każdemu ze zranionych, którzy zjedli ją surową z krwią. „Teraz już im nie grozi żadne niebezpieczeństwo” zapewniano mnie; gdy nie chciałem wierzyć i nalegałem na wypalenie, przyprowadzono mi człowieka, który miał wielkie blizny na nogach. Przed pięciu laty człowiek ten został pokąsany przez wściekłego psa, zjadł kawałek zakrwawionej wątroby zwierzęcia i rany nie pociągnęły za sobą żadnych skutków. Fakt opowiedziany zdarzył się w końcu marca, dziś mamy 3 października, rany pokąsanych zagoiły się, i są oni dotąd zupełnie zdrowi. Co właściwie myśleć o tym szczególnym środku, i co powiedziałby o nim Pasteur? Nasi krajowcy utrzymują nawet, że środek ów, dany człowiekowi, ulegającemu już napadom wścieklizny, uleczy go.”

„Gazeta Lwowska” z 25 lipca 1890

Niebieskie kanarki

9 lutego 2012

Niebieskie kanarki.

Na jednej z wysp archipelagu Bismarck’a, pewien uczony ornitolog angielski znalazł niedawno gatunek ptaków, nieróżniących się od kanarków niczem, prócz barwy upierzenia, które nie jest żółte, lecz niebieskie. Śpiew tych niebieskich kanarków podobny jest zupełnie do śpiewu słowika. Uczony przywiózł kilka okazów dla ogrodu zoologicznego.

„Łowiec” z 1 marca 1926

Niedźwiedź na peronie

9 lutego 2012

Niedźwiedź na peronie.

Gdy dnia 15. z rana pociąg kolejowy nadchodzący z Drezna, a który miał stanąć o godz. 9 z rana w Lipsku, zajechał przed dworzec w Coswig, spostrzegli pasażerowie ku największemu swojemu zdziwieniu na pustym peronie dużego niedźwiedzia, który niby naczelnik stacji przechadzał się spokojnie, stojąc na tylnych łapach. Maszynista skutkiem tego nie zatrzymał pociągu ale ruszył dalej, i dopiero gdy z pewnej od dworca odległości usłyszano strzał, pociąg powrócił na peron. Teraz dopiero wyjaśniła się rzecz jak następuje: W pobliskiej gospodzie stanął był na nocleg kuglarz z niedźwiedziem. Nad ranem niedźwiedź znalazł był sposobność zdezerterowania od swojego pogromcy i prostą drogą poszedł na peron. Na widok niespodziewanego gościa, którego na domiar trzymano za dzikiego, wszyscy uciekli i pochowali się w lokalnościach dworca. Przypadkiem nadszedł żandarm i ten z pokoju inspekcyjnego przez okno dobrze wymierzonym strzałem w głowę, położył niewinnego sztukmistrza trupem. W chwilę potem, oczywiście za późno, przybiegł właściciel jego i rozpaczał niezmiernie, bo mu ubito zwierza, który był dlań źródłem codziennego zarobku.

„Dziennik Polski” z 27 lutego 1877

Wpływ alkoholu na kury

9 lutego 2012

Wpływ alkoholu na kury.

Pewien francuski hodowca drobiu zapewnia w piśmie fachowem, że podając kurom wino, można nadzwyczajnie zwiększyć ich produktywność w dziedzinie niesienia jaj. Próby, poczynione w tym zakresie, wykazały, że kury, które oprócz zwykłego pożywienia dostawały 300 gramów wina dziennie, zniesły w przeciągu czterech miesięcy 148 jaj więcej, aniżeli ich towarzyszki, nie pojone winem. Ten sam dodatni wynik udało się osiągnąć także u kaczek.

„Gazeta Lwowska” z 27 lipca 1917

Osobliwi pasażerowie

17 listopada 2011

Osobliwych pasażerów przewoziła niedawno barka brytyjska „Margareth” z zachodniego wybrzeża Afryki do Bostonu. Ładunek barki składał się z 12 więźniów, 400 papug, orangutana, goryla, kilku innych małp oraz dwóch krokodyli. Szczury zjadły cały zapas ziarna, przeznaczony dla ptaków, tak, że wszystkie papugi wymarły. Podczas burzy węże i krokodyle wydostały się ze swoich skrzynek na pokładzie i wtargnęły na posłania majtków, których skutkiem tego musiano umieścić w kajutach. Gady toczyły nieustanną walkę ze szczurami i między sobą, dopóki ostatni krokodyl nie pożarł ostatniego węża, który wszakże został pomszczony, gdyż skrzynia spadła na krokodyla i zabiła go na miejscu. Podczas walki gadów, małpy powłaziły na liny okrętowe i żadną miarą zejść nie chciały, aż w końcu uniosły je fale z pokładu, gdzie pozostały tylko cztery. Najgorszym pasażerem jednak był goryl, mający pięć stóp wysokości. Pomimo, iż drewniana skrzynia jego była bardzo mocna, strzaskał wieko, wydostał się, i ku przerażeniu załogi chwycił drąg żelazny, którym zaczął wywijać na wszystkie strony, tak, iż pokład w jednej chwili został pusty. Pewnego dnia oskalpował na wpół kucharza, murzyna, i puścił nieboraka dopiero wówczas, gdy padł pod ciosami siekiery. Pazury goryla wszystkim dały się we znaki, a załoga barki przez całą drogę ani na chwilą nie była pewną życia.

„Łowiec” z 1 maja 1890

Sposób uleczenia kanarków z zatycia

17 listopada 2011

Sposób uleczenia kanarków z zatycia.

Częstokroć strata rzeczy na pozór mało wartości maiącéy, do którey się iednak przez upodobanie z czasem mocno przywiązuiemy, bywa nieodżałowaną dla właściciela, który ją poniósł. Przyiemną więc zapewne będzie dla miłośników kanarków, wiadomość o sposobie leczenia tychże na zatycie, z którego one bardzo często zdychaia. Ta słabość poznaie się po tém, kiedy kanarek przestaie śpiewać, często zasypia, zupełnie iest osłabiony, i kiedy zdmuchnąwszy mu piórka z pod brzucha widzieć się daie żółty tłuszcz. W takowym razie trzeba go winem francuzkiém skropić, bawełną obwinąć i w cieple trzymać ażeby obsechł, potém mu z ogonka dwa lub trzy piórka wyrwać, a za kilka godzin do zupełnego zdrowia powróci.

„Nowy Kalendarz Domowy na rok zwyczajny 1830″

Stonka ziemniaczana

17 listopada 2011

Szczególniejsze koncepta przychodzą ludziom do głowy pod wpływem – powietrza amerykańskiego. Kilkakrotnie już się zdarzało, że przybyłe z Ameryki osoby przywoziły z sobą, zapewne dla pochwalenia się przed Europą, żywe okazy chrząszczyka Kolorado; pewien Amerykanin przed kilkoma miesiącami wprawił w niemały kłopot upominkiem takim całą Anglię. Inni znowu miłośnicy małego niszczyciela ziemniaków w szkatułkach nadsyłają żywe jego okazy do Europy. Tylko czujności władz celnych w Niemczech zawdzięczyć można, że straszny owad dotad jeszcze nie zdobył sobie „prawa obywatelstwa” w Europie, jak to się mu powiodło już dawno w Ameryce. Świeżo znów na komorze w Bremie skonfiskowano paczkę adresowaną do Döbeln w Saksonii, którą przywiozła ostatnia poczta z Nowego Jorku, a która zawierała cztery żywe owady Kolorado. Tym razem już wziął tę sprawę prokurator w swe ręce.

„Orędownik” z 1 listopada 1877

Tygrys… w naszych lasach

23 września 2011

Tygrys… w naszych lasach.

W Radomiu i jego okolicy rozeszła się wieść, jakoby w lasach kozienickich ukazał się tygrys! Od dni kilku odbywają się skutkiem tego obławy. Zbieg ten pochodzi zapewne z jakiejś menażerji, której kraty wysadził i dostał się na wolność. Dotąd na szczęście nie było z nim żadnego wypadku. Pomimo to między ludem wiejskim, a szczególnie defraudantami lasu, panuje straszna panika…

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1883

Wilk i zając

23 września 2011

Oryginalne polowanie.

Z Büd – Szent-Mihaly donoszą:

Wieśniak pewien, mieszkający na kresach wsi o świcie wychodząc z chaty zobaczył, jak pędem strzały wpadło dwoje zwierząt do własnej jego kuchni. Wieśniak poskoczył i szybko zatrzasnął drzwi a rozkazawszy żonie przez okno, aby nie wychodziła do kuchni, zwołał sąsiadów na walną naradę. Dwaj najodważniejsi dowiedziawszy się, że wilk i zając zamknięci są w chacie, wleźli przez komin do wnętrza i zabili widłami wilka, a następnie zająca schwycili żywcem.

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1877

Zabójstwo małpy

23 września 2011

Oryginalny proces, jak donosi Pielgrzym rozstrzygać będzie w Malborgu sąd powiatowy.

Przybył tam przed niedawnym czasem człowiek, który małpę pokazywał i mieszkał w hotelu, gdzie kilka dni dobrze jadł i pił. Kiedy nie mógł rachunku zapłacić, zostawił gospodarzowi małpę w zastaw. Gospodarz miał małpę w pokoju, w którym w szafie miał szkła, talerze, filiżanki itp. Jednego dnia przychodzi służąca, zabiera kilka filiżanek ze szafy i zostawia drzwi do niej otwarte. Małpa ciekawa zabiera się po wyjściu służącej do szafy, wyrzuca wszystko, co w niej było i tłucze na drobne kawałki. Na to wchodzi gospodarz, rozgniewany wybił małpę kijem i wsadził ją za karę niby do sklepu, w którym miał zapasy towarów kolonialnych. Kiedy po niejakimi czasie do sklepu zajrzał, przeląkł się bardzo, bo zobaczył, jak piwo, wino, petroleum i likiery rozmaite pomięszane, w sklepie się rozlewały, a w tej mieszaninie śledzie, sery i inne towary pływały. Rozgniewany gospodarz chwyta małpę, która jeszcze resztę śledzi z beczki wyrzucała, z całej siły rzuca ją o mur, i zabija. Właściciel małpy żądał tedy od gospodarza wynagrodzenia 210 marek, a że gospodarz tej sumy dobrowolnie zapłacić nie chciał, zaskarżył go.

„Gazeta Narodowa” z 22 kwietnia 1877

Głaskanie lwa

23 września 2011

W menażeryi na placu „de la Nation” w Paryżu rozegrała się niedawno temu przerażająca scena. Pewien robotnik założył się z kolegami, że pogłaska przez kratę lwa – i po chwili wykonał swój zamiar. W tej chwili pochwycił lew rękę nieszczęśliwego i pociągnął ku sobie. Zanim dozorcy nadbiegli i ocalili wpółżywego, straszny król pustyni odgryzł mu prawe ramię.

„Łowiec” z 1 maja 1891

« Poprzednia stronaNastępna strona »