Archiwum miesięcy: Lipiec 2011

Telegrafowanie obrazów

5 lipca 2011

Telegrafowanie obrazów.

Inżynier belgijski Henryk Carbonelle przedstawił w tych dniach małemu kółku uczonych i dziennikarzy nowy aparat, służący do przesyłania pism, autografów, rysunków i t. p. drogą telegraficzną. Aparat ten różni się zupełnie od aparatu profesora Kerna, o którym niedawno podaliśmy bliższe szczegóły Przewodnik przem. nr. 13 r. 1906. Kern posługuje się przy telefografii selenem, który stosownie do naświetlenia rozmaicie przewodzi prąd elektryczny; jest to system fotograficzny. Natomiast aparat Carbonelle’a jest oparty na zasadzie mechanicznej. Nadawca pisma pisze atramentem zmieszanym z gumy, i tuszu na papierze metalicznym, podobnym do staniolu. Papier ten zakłada się następnie na walec aparatu, podobny do walców, używanych w edisonowskich fonografach. Prąd elektryczny przechodzi przez membranę i sztyfcik na zapisany papier metaliczny, a stąd bieży dalej do stacyi odbierającej. Na stacyi tej znajduje się również przyrząd podobny do fonografu. Gdy sztyfcik dotyka liter, prąd się przerywa, na stacyi odbierającej zaś sztyfcik drugiej membrany kreśli analogiczne znaki na walcu. Fotografie, rysunki i t. p. muszą być przed przeniesieniem reprodukowane na papierze metalicznym; w tym celu stosuje się fotografię węglową.

„Goniec Polski” z 26 kwietnia 1907

Kradzież brody

5 lipca 2011

Kradzież…. brody.

Niejakiego G., czeladnika krawieckiego w Berlinie, obdarzyła natura niezwykle piękną, jedwabistą, wielką brodą. W tych dniach w jednej z restauracyj na Oranienbürgerstrasse, czeladnik ten zawarł znajomość z dwoma bardzo wesołymi towarzyszami kieliszka, którzy stawiali rozmaitego rodzaju napoje, dopóki krawczyk nie zasnął twardo, upojony alkoholem. Niezwykle smutne było obudzenie się G., który ocknął się pod wpływem chłodu, dokuczającego mu w podbródek. Jedno spojrzenie w lustro objaśniło go, iż miał do czynienia z rzezimieszkami, którzy obcięli i przywłaszczyli sobie jego piękną, jedwabistą brodę, bądź co bądź przedstawiającą wartość kilku marek.

„Gazeta Lwowska” z 8 czerwca 1897

Kuny we Lwowie

5 lipca 2011

Kuny we Lwowie.

W „Gazecie lwowskiej” czytamy:

„Mamy do zanotowania ciekawy fakt ubicia dwóch pięknych okazów kuny domowej we Lwowie. Komunikujący nam tę wiadomość p. Józef Kamberski, wracając w nocy z soboty na niedzielę (z 7. na 8. lipca) około godz. l do domu na ul. Gródeckiej pod l. 57. napotkał je na chodniku. Za zbliżeniem się do nich, wydawały kuny przeraźliwy głos, podobny do kociego, roztwierały groźnie pyszczki i rzucały się ku nogom p. Kamberskiego. Kilku uderzeniami laski zabił p. Kamberski jedną z nich, a również i drugą, która uciekła na przeciwną stronę ulicy, udało mu się dopędzić i ubić. Oba okazy są bardzo piękne. Fakt ubicia kun na jednej z najludniejszych ulic naszego miasta godny jest zaznaczenia.”

„Łowiec” z 1 sierpnia 1888

Mściciel swego honoru

5 lipca 2011

Mściciel swego honoru.

Dmytro Dubyk, stangret p. Brandowskiej z Jałowca, czekając z wózkiem na Wałowej ulicy, poczuł niespodzianie uderzenie w kark kamieniem. Dubyk, jako pochodzi z Rozdołu i niezna reguł wielkomiejskich, zeskoczył z kozła i dopadłszy batiara, który w ten sposób igrał z jego karkiem, zamalował go we facyatę, ale tak siarczyście, że batiar nakrył się nogami i nie mógł ich przez parę minut zdjąć ze siebie. Powstało wskutek tego wielkie zbiegowisko, podczas którego zeszedł na horyzoncie ulicznym półksiężyc i zawiódł Dubyka i batiara blaskiem swej światłości na inspekcyę policyjną, gdzie po spisaniu protokółu wypuszczono obu z zapowiedzią, że sprawa pójdzie przed trybunał sprawiedliwości, gdzie ów kamienujący i ów w gębę bijący srogiej ulegną karze.

„Goniec Polski” z 20 października 1907

Niemoralne fotografie

5 lipca 2011

Niemoralne fotografie.

W Wiedniu senzacyę wywołało zarządzenie policyi, skierowane przeciw handlom artystycznym. Mianowicie wezwano na policyę właściciela takiego magazynu na Kärntnertrasse i kazano mu usunąć z wystawy kopie trzech dzieł Rubensa i Tycyana. Policya dodała, że niema nic przeciw sprzedaży tych kopij, jednakże nie pozwala ich trzymać na wystawie.

U nas we Lwowie w każdym niemal sklepiku papierowym, nagich niewiast na obrazkach i widokówkach i to bynajmniej nie klasycznych, pełno na każdej wystawie tam, gdzie widokówki sprzedają.

„Goniec Polski” z 30 lipca 1907     Czytaj dalej…

Psie historye

5 lipca 2011

Psie historye.

Jeden z najczcigodniejszych książąt Kościoła polskiego, ogromny amator psów, wywołał niebywałe zgorszenie w gronie pobożnych dam, twierdząc pół żartem a pół seryo, że i pies ma duszę, tylko inną niż człowiek.

Nie wdając się w dyskusyę na ten temat, przyznać jednak muszę, że czworonogi przyjaciel człowieka okazuje niejednokrotnie tak niezwykły rozum, iż tylko braknie mu mowy. Przywiązanie jego staje się przysłowiowem, poświecenie przechodzi częstokroć granice wiary w możliwość istnienia czegoś podobnego, umiejętność wyczytywania z oczu pana jego żądań i rozkazów jest wprost bajeczną.

Widziałem psa, który na drugi koniec miasta biegł sam z koszem w zębach do znanego sobie stragana po winogrona. Przybywszy na miejsce, stawiał kosz u nóg kupca, ten stosownie do znajdującej się na dnie kosza kwoty, ważył grona, pies tymczasem otrzymawszy gałązkę, owocu, przytrzymywał ją łapą, by ze smakiem spożywać jagody, które namiętnie lubił. Z pełnym koszykiem wracał potem z dumnie podniesioną głową do domu.

Znany jest we Lwowie z przed lat fakt, jak to pies samotnego dziennikarza Cz. wpadł do handelku, w którym zbierali się codziennie koledzy jego pana i tak długo dręczył ich szczekaniem i naprzykrzaniem się, aż wreszcie zwrócił na siebie uwagę i biegnąc w podskokach, zaprowadził do ciężko chorego, lezącego w gorączce bez żadnej pomocy samotnika.   Czytaj dalej…

Sąd chiński 1873

5 lipca 2011

Sąd chiński.

Jeden z amerykańskich dzienników tak opisuje posiedzenie sądu chińskiego, który się odbył niedawno w jednej z tamtejszych chińskich osad. Posiedzenie odbyło się w naumyślnie na to zbudowanej chacie drewnianej. Dziesięciu Chińczyków siedziało w półkole na ziemi z podłożonemi pod siebie nogami i z założonemi na krzyż rękami. W środku półkola stał oskarżony, a u stóp jego znajdowało się naczynie z rozżarzonemi węglami. Na znak przewodniczącego sędziowie powstali, odmówili modlitwę, poczem każdy z nich z rozmaitemi ceremoniami wrzucił na węgle pasek kolorowego papieru. Następnie zaczęło się właściwe badanie. Zdawało się, że oskarżony przyznawał się do winy bez oporu, gdyż niebawem sędziowie, którzy do badania usiedli, powstali znowu i stanęli dokoła naczynia z węglami. Każdy z nich wydobył znów pasek papierowy, poczem przewodniczący zapytywał o coś każdego z nich po kolei. Zamiast odpowiedzi, każdy rozdzierał pasek papierowy i rzucał go na węgle, co znaczy tyle co „winny”. Potem usiedli znów w kuczki, z wyjątkiem przewodniczącego, na którego rozkaz obżałowany zdjął sandały i musiał się położyć na brzuchu, podniósłszy nogi od kolan do góry. Tymczasem włożono dwie stopy długi pręt żelazny w rozpalone węgle, który brał z kolei każdy z sędziów i rozpalonym końcem pociągał po obu podeszwach obżałowanego. Podczas tej procedury przewodniczący sypał na węgle jakiś aromatyczny proszek, jak się zdaje dla zagłuszenia fetoru palonego mięsa. Po skończonej operacji, zalano rany winowajcy oliwą, poczem dwaj woźni zanieśli go na stojące w kącie łóżko. Zbrodnia obżałowanego polegała na tem, że ukradł drugiemu Chińczykowi bożka potężniejszego, dobroczynniejszego, lepszego, aniżeli ten którego sam posiadał, albo sobie go był w stanie kupić. Jestto jedna z najcięższych zbrodni, a w każdym razie cięższa, niż kiedy kto ukradnie bożka, równie albo mniej potężnego niż jego własny. Egzekwowany w ten sposób delikwent musi zwykle 5 – 6 miesięcy odleżeć, zanim znów stanie na nogach.

„Gazeta Lwowska” z 24 września 1873

Zemsta bociana

5 lipca 2011

Zemsta bociana.

Ciekawe zdarzenie opisują gazety rossyjskie. We wsi Minżyn w pow. izmajłowskim, na chacie włościanina Kornieja uwiły sobie gniazdo bociany. Korniej nie lubił tych ptaków, głównie z powodu przesądów. Ujrzawszy więc gniazdo bociana, przeraził się strasznie. Po namyśle jednak postanowił bociana wypędzić. Wszedł na dach, spłoszył ptaka, który siedział na jajach, wyrzucił je z cała nienawiścią z gniazda, poczem gniazdo zrujnował. Dokonawszy tego, chłopek uspokoił się nieco.

Po dwu dniach, Korniej, zjadłszy obiad, położył się w pobliżu chaty na murawie. Pomimo upału, spał twardo. Nagle zbudził go jakiś syk. Spojrzał i w mgnieniu oka zerwał się na nogi. W pobliżu miejsca, na którem leżał, znajdował się waż wyprężony, gotowy do rzucenia się na niego.

Korniej pochwycił kapotę, która miał pod głową i rzucił na węża, poczem go zabił kamieniem. Zaledwie jednak to uczynił i wszedł do izby, usłyszał brzęk stłuczonej szyby w oknie. Obejrzał się. W oknie zobaczył głowę bociana, który w długim swym dziobie trzymał wijącego się gada. Bocian wypuścił węża, który, dokonawszy kilku skrętów, wyprężył się, podnosząc łeb do góry. Przerażony włościanin krzyknął i wybiegł z izby.

Przez cały tydzień Korniej spał w innej izbie, nawet nie zaglądając do tej świetlicy, w której bocian wybił szybę i puścił węża. Wreszcie zdecydował się zajrzeć tam i odskoczył z przestrachu. W izbie kotłowało się od wężów.

Chłop zawiadomił sąsiadów, którzy przyodziawszy długie kapoty i skórzane owczarskie spodnie, uzbroiwszy się nadto w kłonice, rozpoczęli walkę z wężami. Oczywiście wszystkie pozabijano.

Korniej wszakże wpadł w jakąś melancholię, a na widok bociana drży cały.

„Gazeta Lwowska” z 14 lipca 1910

Owocowy pociąg pośpieszny w Czechosłowacji 1931

5 lipca 2011

„Owocowy pociąg pośpieszny” w Czechosłowacji.

Zarząd kolei czechosłowackich zaprowadził w letnim okresie szereg t. zw. „owocowych pociągów pośpiesznych”. W wschodnich krajach państwa, na Słowaczyźnie i Rusi Podkarpackiej spodziewany jest nadzwyczajny urodzaj owoców, zwłaszcza owoców miękkich i brzoskwiń, winogron itp. Nadmiar tych owoców nie może być zużytkowany w miejscu, wobec czego wywożone będą do zachodnich krajów Śląska, Moraw i Czech a zwłaszcza do wielkich miast. Aby jednakowoż owoce te nie uległy uszkodzeniu w czasie długiego, kilkunastogodzinnego przewozu, zarząd koleji ustanowił specjalne pociągi towarowe pośpieszne, które z głównej stacji owocowej ruszą wprost do Pragi, zatrzymując się tylko w kilku miejscowościach, by w przeciągu 24-40 godzin, owoce te mogły być dostawione na targ praski.

„Gazeta Lwowska” z 24 czerwca 1931

« Poprzednia strona