Archiwum miesięcy: Wrzesień 2011

Wilk i zając

23 września 2011

Oryginalne polowanie.

Z Büd – Szent-Mihaly donoszą:

Wieśniak pewien, mieszkający na kresach wsi o świcie wychodząc z chaty zobaczył, jak pędem strzały wpadło dwoje zwierząt do własnej jego kuchni. Wieśniak poskoczył i szybko zatrzasnął drzwi a rozkazawszy żonie przez okno, aby nie wychodziła do kuchni, zwołał sąsiadów na walną naradę. Dwaj najodważniejsi dowiedziawszy się, że wilk i zając zamknięci są w chacie, wleźli przez komin do wnętrza i zabili widłami wilka, a następnie zająca schwycili żywcem.

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1877

Zabójstwo małpy

23 września 2011

Oryginalny proces, jak donosi Pielgrzym rozstrzygać będzie w Malborgu sąd powiatowy.

Przybył tam przed niedawnym czasem człowiek, który małpę pokazywał i mieszkał w hotelu, gdzie kilka dni dobrze jadł i pił. Kiedy nie mógł rachunku zapłacić, zostawił gospodarzowi małpę w zastaw. Gospodarz miał małpę w pokoju, w którym w szafie miał szkła, talerze, filiżanki itp. Jednego dnia przychodzi służąca, zabiera kilka filiżanek ze szafy i zostawia drzwi do niej otwarte. Małpa ciekawa zabiera się po wyjściu służącej do szafy, wyrzuca wszystko, co w niej było i tłucze na drobne kawałki. Na to wchodzi gospodarz, rozgniewany wybił małpę kijem i wsadził ją za karę niby do sklepu, w którym miał zapasy towarów kolonialnych. Kiedy po niejakimi czasie do sklepu zajrzał, przeląkł się bardzo, bo zobaczył, jak piwo, wino, petroleum i likiery rozmaite pomięszane, w sklepie się rozlewały, a w tej mieszaninie śledzie, sery i inne towary pływały. Rozgniewany gospodarz chwyta małpę, która jeszcze resztę śledzi z beczki wyrzucała, z całej siły rzuca ją o mur, i zabija. Właściciel małpy żądał tedy od gospodarza wynagrodzenia 210 marek, a że gospodarz tej sumy dobrowolnie zapłacić nie chciał, zaskarżył go.

„Gazeta Narodowa” z 22 kwietnia 1877

Głaskanie lwa

23 września 2011

W menażeryi na placu „de la Nation” w Paryżu rozegrała się niedawno temu przerażająca scena. Pewien robotnik założył się z kolegami, że pogłaska przez kratę lwa – i po chwili wykonał swój zamiar. W tej chwili pochwycił lew rękę nieszczęśliwego i pociągnął ku sobie. Zanim dozorcy nadbiegli i ocalili wpółżywego, straszny król pustyni odgryzł mu prawe ramię.

„Łowiec” z 1 maja 1891

Złodzieje prądu 1886

23 września 2011

Nawet elektryczności przed złodziejami uchronić nie można. W Nowym Yorku wykryto, że ludzie na szkodę „Kompanii oświetlenia Edisona” uprawiają tam przemysł kradzieży elektryczności. Robią to w sposób prosty. Do podziemnych drutów kompanii, rozprowadzających siłę elektryczną do stałych miejskich świeczników, przyczepiają sobie druty łącznikowe, robiąc podkopy na sposób nihilistów rossyjskich i tak sprowadzają sobie do domów siłę elektryczności, która służy im do wywołania światła i do innych użytków. Najgorszą wszakże jest rzeczą, że bardzo trudno wykryć, gdzie taki drut nieprawnie przyczepiono. Z osłabionego efektu lamp miejskich można zmiarkować, że zachodzi kradzież, ale nie można wykryć, kto ją popełnia i ukarać winnego, albowiem ubytek światła może także pochodzić ztąd, że łączniki zostaną gdzieś przypadkowo zepsute.

„Gazeta Lwowska” z 8 lutego 1886

Kapsuła czasu 1835

23 września 2011

Pewien mieszkaniec Southamptonu kazał 14,000 butelek napełnić 6000 egzemplarzami, zawierającymi rys historyi powszechnéj. Butelki te najszczelniéj zakorkowane i zapieczętowane kazał on wrzucić w najgłębsze rozpadliny lodów grenlandzkich, ażeby w przypadku, gdy ziemia zostanie zalaną, takowe po wierzchu wody pływały, i nowemu światu przechowały dzieje naszych czasów.

„Rozmaitości”, dodatek do „Gazety Lwowskiej” z 24 października 1835

Luksus za 5 centów

23 września 2011

Luksus za 5 centów
Poznajemy sekrety tanich magazynów New-Yorku

Najmniejsza moneta obiegowa w Stanach Zjednoczonych – 1 cent nie posiada w praktyce znaczenia, jako środek płatniczy. Setna cześć dolara (tyle bowiem wynosi cent), równa się po przeliczeniu naszym pięciu groszom, ale gdy za pięć groszy można nabyć szereg przedmiotów, to za centa otrzymuje się najwyżej mikroskopijny kawałek czekolady w automacie dworcowym, bądź też pastylkę gumy do żucia.

Pewne, poważniejsze już możliwości, otwiera moneta pieciocentowa. Za „niklówkę” (tak brzmi jej popularna nazwa) możemy przejechać New Jork od końca do końca w kolejce podziemnej, wypić szklankę mleka lub doskonałej kawy „Express”, zjeść piękne jabłko kalifornijskie, a wreszcie oczyścić obuwie pastą „Shoe Shine”.

Dla przyjezdnych suma ta uprzystępnia jeszcze jedną, zupełnie specyficzną przyjemność, pozwala mianowicie pojechać windą na szczyt drapacza chmur.

W olbrzymich i słynnych z taniości magazynach Woolwortha można dostać poza tym za 5 centów ciekawe, ilustrowane magazyny i różne wyprzedażowe „okazje”, których cena koniunkturalna jest zazwyczaj wysoka, a wartość rzeczywista trudna do ustalenia.

Jeśli posiadanie 5 centów może dać właścicielowi dużo przyjemności, to 10-centówka jest poprostu czarodziejskim kluczem, którym można otworzyć mały skarbczyk. 10 centów – to tyle, co u nas 50 groszy, a nawet 53 grosze! Za takie pieniądze można i w Polsce nabyć to i owo. A w Nowym Jorku za 10 centów kupimy kanapki w ogromnym wyborze, parę dużych parówek, bocheneczek chleba, „szwedzkiego”, puszkę kompotu ananasowo – morelowego.

Za 15 centów – to już kompletne, dość sute śniadanie, za 30 centów dobry obiad w chińskich restauracjach!

Jeśli ceny amerykańskie nie przerażają nas w zestawieniu z europejskimi cenami artykułów spożywczych, czy drobiazgów przemysłowych – o tyle wydatki na kino czy inne rozrywki są za oceanem wyższe niż na starym kontynencie. Najtańsze miejsce na seans wieczorowy w gigantycznych kinach nowojorskich to wydatek conajmniej 1 dolara, na Broadway’u są jednak takie przytulne nie duże teatrzyki świetlne, w których 2 całe długie niezłe filmy zobaczyć można za 15 do 20 centów – ale po południu. – W teatrach popularnych, od których w Nowym Jorku tak rojno, kosztuje miejsce 25 centów. Nie drogo. Po angielsku można uczyć się bezpłatnie w szkołach publicznych (Public School) na specjalnych kursach wieczorowych dla cudzoziemców. ,

Triumf kalkulacji amerykańskiej widoczny jest dopiero przy artykułach droższych. Ceny przedmiotów dotychczas jeszcze uznanych w Europie za artykuły zbytku są rewelacyjnie niskie. Radioaparat nowiuteńki prosto z „igły” kosztuje 5 dolarów, samochodzik nowy drugiej klasy do nabycia już od 50 dol. Za to ładniejsze, choć skromne, dwupokojowe mieszkanko kosztuje przeciętnie 80 dolarów mies. (przeszło 420 zł.!). To minimum. Troszkę więcej komfortu kosztuje już o 20 dol. więcej. Malutki pokoik w starym domu bez windy i słońca nie do wynajęcia poniżej 25 dolarów. Kultura amerykańska mieszkaniowa – to cudownie złośliwa legenda, gdyż „przekrój” nowojorskiego mieszkania jest niesłychanie mizerny. Tylko rodziny bardzo zamożne mogą utrzymywać służbę domową.

„Czas” z 16 grudnia 1938

Ostrożnie z szampanówkami

23 września 2011

Ostrożnie z szampanówkami.

W berlińskiej Trib. czytamy : Niesłychanie smutny wypadek zdarzył się drugiego dnia świąt Wielkanocnych w domu pewnego wyższego oficera pruskiego. Oprócz rodziny siedziało przy stole kilka osób proszonych i bawiono się w najlepsze, gdy gospodarz przed zamknięciem uczty, kazał podać szampana. Otóż przy otwieraniu butelek, korek z jednej szampanówki zamiast pod powałę strzelił w bok i ugodził w same oko jedne z młodych pań siedzących przy stole. Na nieszczęście tkwił w tym korku drucik, który ostrym końcem wbił się w źrenicę tak, że ugodzona dama omdlała, a chociaż natychmiast udzielono jej pomocy lekarskiej, straciła oko na zawsze.

„Gazeta Lwowska” z 8 kwietnia 1875

Miliony z dymem

23 września 2011

Miliony z dymem!

Artykułem, na który w dosłownem znaczeniu wyrzuca się pieniądze bo z dymem je puszcza, jest bezsprzecznie tytoń, bowiem bez niego ludzkość najzupełniej obejść by się mogła, a jeżeliby owe mnogie miliony, które na tytoń wydaje rokrocznie, na produktywniejsze wydała cele, stanęłaby ogromnie wyżej ekonomicznie, nie mówiąc już nawet o tem, ile zyskałaby na zdrowiu.

Wśród mocarstw Europy, Austrya niewątpliwie – mimo zapewnień ministeryalnych – jest najbiedniejszem, a mimoto ludność wydaje na tytoń przeszło ponad 200 milionów rocznie. Nie jest to fikcyą, ale cyfry wzięte na podstawie rządowego sprawozdania ministerstwa skarbu. Otóż w I. półroczu 1906 wyniósł przychód ogólny ze sprzedaży tytoniu w Austryi (bez Węgier) 117,084.438, a o 7,200.586 więcej niż w tym samym okresie 1905 roku.

W olbrzymiej tej milionowej sumie biedna Galicya partycypuje na trzecim miejscu z 16,431.621, Czechy i Austrya Dolna konsumują prawie 2 razy tyle, co Galicya. Palimy zatem mniej tytoniu. Bieda nasza okazuje się w cyfrze t. zw. „specyalitetów”. Otóż w Austryi Dolnej spalają ich za 2,915.286 Czechach za 1,184.931; w Galicyi tylko za 947.717 koron. A przecież Galicya ma więcej ludności. Ano bieda!

Pod względem wydatności trybutu tytoniowego to oczywiście płaci go najwięcej ta klasa, która ma najmniej pieniędzy i której tytoń szkodzi najwięcej i ekonomicznie i fizycznie. Z cygar bowiem spalono najwięcej t. zw. Gemischte Ausländer, po 5 halerzy, bo 240,210.515; z cygaret t zw. „Sport” po 2 h, 997,793.339 i „Drama” po 1 halerzu (596,268.300 sztuk).

Na klasy średnio-zamożne, a właściwie także biedne, wypada druga kategorya tanich cygar, a więc „Portorico” po 7 hal. (97,297.778); „Virginia” po 10 h (82,879.622) i „Kuba” po 10 hal. (81,212.557 sztuk). Z papierosów na te klasy przypadają „Damen” po 3 hal. (157,994.934), dalej „Memfis” po 4 hal. (57,798.825) i „Sultan” po 4 hal. (40,041.511).

Z cygar drogich jeszcze jako tako idą „Trabucos” po 16 hal. (15,502.385) i „Britannica” po 14 hal. (14,629.275); z papierosów: „Donau” po 2 hal. (12,577.914) i „Hercegowina” po 3 hal. (6,527.625).

Iście proletaryackich cygar i papierosów z najgorszej sorty tytoniu idzie stosunkowo najmniej; i tak cygar „Kleine Inlender” po 3 hal., 48,696.036, zaś papierosów „Ungararische”po 1 hal., 103,321.122 sztuk. Widać, że proletaryat austryacki ma podniebienie wybredne i nie dziwne to, że „burżujom” zazdrości choćby takich „Damen”, lub „Portorico”.

Nakoniec dodamy, że najmniejsza konsumcya ogranicza się na t. zw. „Regalitas” po 18 hal., bo sprzedano ich tylko 1,385.414, a w dziale papierosów na „Stambuł” po
5 hal., 2,646.111.

Specyalna taryfa nie jest tu wzięta w rachubę.

„Goniec Polski” z 6 kwietnia 1907

Minister roznosicielem gazet

23 września 2011

Minister roznosicielem gazet.

Nowy angielski minister poczt i telegrafów, Lee Smith, opowiada o zabawnem zdarzeniu, które mu się przytrafiło, gdy bawił niedawno na urlopie w pewnym zakątku Walji.

Minister wszedłszy do biura pocztowego, aby kupić znaczków pocztowych, zauważył, że jedyna urzędniczka, a zarazem telegrafistka tego biura jest wprost w rozpaczy. Zapytał więc o powód tego zdenerwowania i otrzymał odpowiedź, że nadeszła depesza terminowa, która ma być natychmiast odesłana adresatowi, tymczasem chłopiec biurowy roznosi właśnie listy.

Według zaś przepisów pocztowych nie wolno urzędniczce opuścić pod żadnym pozorem biura pocztowego, ma jednak prawo powierzyć, w braku roznosiciela depesz, depeszę terminową osobie budzącej zaufanie, do odniesienia adresatowi za wynagrodzeniem 3 pensów.

Minister, widząc rozpacz urzędniczki, podjął się odniesienia depeszy.

Panna spojrzała wobec tego uważnie na usłużnego klienta i rzekła:

- Wygląda pan na człowieka, któremu można zaufać. W imię więc Boże powierzam panu depeszę.

Minister nietylko odniósł zaraz wręczony sobie telegram pod wskazanym adresem, ale także przyjął zarobione uczciwie trzy pensy.

Na pytanie jednak, co sobie za te trzy pensy kupił, odpowiada tylko uśmiechem.

„Gazeta Lwowska” z 19 września 1929

« Poprzednia strona