Strona główna » Medycyna, Z życia codziennego » Żywcem pogrzebany

Żywcem pogrzebany

Żywcem pogrzebany.

Okropną zbrodnię odkryto przed kilku dniami w miasteczku Grajewie, gub. łomżyńskiej, w Królestwie Polakiem. Osiadły tam niedawno budowniczy z Warszawy, p. Mieczysław Grabowski, miał dokonać pomiarów realności niejakich Łupieńskich, a to w celach ubezpieczeniowych. W tym celu wypadło mu takie zrobić wymiar piwnicy. Właściciele niezbyt chętnie zgodzili się na wydanie kluczów od piwnicy, która, jak się pokazało, kryła w sobie straszną tajemnicę zbrodni.

Po otwarciu kłódki i odsunięciu żelaznej sztaby, którą drzwi się zasuwają, zeszedł p. Grabowski wraz z pomocnikiem mierniczym po pięciu schodach w głąb, gdzie napotkał drzwi drugie, również na klucz zamknięte. Otworzywszy je, ujrzał obraz, który go przejął najwyższą grozą. Na brudnej pryczy, wśród śmiecia i gnoju, leżał młody, około 20 lat liczący młodzieniec w skurczonej pozycji. Ujrzawszy wchodzącego, wykrzywił twarz, na której malował się przestrach i ból i począł okrywać się cuchnącymi łachmanami. P. Grabowski zbliżył się doń i począł przemawiać łagodnemi słowy. Chłopak spojrzał nań wystraszonemi oczyma, nie odrzekł jednak nic, tylko zaciągnął na siebie jeszcze wyżej płachtę. Po chwili przestał patrzeć na przybysza, a obojętny na wszystko, co działo się około niego, skierował oczy ku zabrudzonej szybie jedynego w lochu okienka, zakratowanego żelaznemi sztabami. Zaduch w piwnicy był tak wielki, że p. Grabowski nie mógł tam wytrwać długo i musiał umykać z tajemniczego lochu.  

Przerażony niezwykłem odkryciem, p. Grabowski zawiadomił o niem naczelnika gminy i władze policyjne i ku większemu jeszcze zdumieniu usłyszał, że o przebywaniu młodego człowieka w lochu wie całe miasto od dawna, że raz już było w tej sprawie dochodzenie policyjne, ale „jakoś spełzło na niczem”… Wiadomość o całej sprawie przesłał p. Grabowski pismom warszawskim; poczęto badać bliżej i wyjaśniono niezwykłą tajemnicę.

Przed laty mieszkał w Grajewie Paweł Łupieński, kontroler objazdowy, niegdyś właściciel dóbr. Zmarł on w r. 1894, pozostawiając dwie zamężne córki i syna Jana, który uczęszczał do 5-tej klasy gimnazjalnej w Łomży. Tym sukcesorom przypadły po nieboszczyku dwa duże domy w Grajewie, oraz 2 tysiące rubli gotówki. Wkrótce po śmierci ojca Jan, który był doń bardzo przywiązany i po stracie rodzica nieustannie rozpaczał, popadł w cichą melancholję. Stan chłopca pogarszał się z dniem każdym i doprowadził do cichego, łagodnego obłąkania. Siostry odebrały go ze szkoły i oddały początkowo do zakładu psychjatrycznego w Tworkach; później jednak zabrały go do domu, nie chcąc płacić zań 40 rubli miesięcznie. Tutaj mieszkańcy Grajewa widywali biednego Jana w stanie coraz bardziej opłakanym. Obłąkany, mający przebłyski zupełnej przytomności, świecił nagością, nieraz po ulicach i z kanałów wydobywał kości, główki od śledzi i t. p., ażeby się niemi nakarmić. Rodzina nie chciała go nawet wpuścić do domu. Razu pewnego, gdy szwagrowie wypchnęli „głupiego” na ulicę, Jan przydźwigał z podwórza drabinkę, przystawił ją od ulicy do balkonu i chciał tą drogą wejść do mieszkania siostry. Ale i to mu się nie powiodło. Oburzony taką śmiałością warjata szwagier, p. B., nietylko, że kazał Janowi ciężką drabinę odnieść z powrotem na podwórze, ale jeszcze zaczął bić w sposób straszliwy nieszczęśliwego. Na krzyki i płacz biedaka zbiegło się na podwórze do 50 ludzi, którzy podnieśli krzyk, pani B. płakała rzewnie, a inna osoba przyniosła powrozy. Zbitego, związanego Jana odstawiono do aresztu gminnego.

Na początku zimy 1894 r. zniknął Jan Łupieński oczom ludzkim. Dowiedziano się niebawem, że obłąkany chłopak, wskutek bicia nabawił się ruptury i że rodzina przechowuje go w piwnicy, „aby nie zawadzał na ulicach…” Gdy ktoś żalił się na to postępowanie przed naczelnikiem gminy, ten odpowiedział, iż rodzina czyni bardzo dobrze, nie wypuszczając obłąkanego kaleki na miasto, bo tacy nieszczęśliwcy są tylko powodem zbiegowiska…

I tak biedny chłopiec przez siedm lat przesiedział, zamknięty w lochu, którego nigdy nie czyszczono! Kiedy obecnie obiecano mu uwolnienie ze szponów wyrodnych sióstr, które wyczekiwały śmierci brata, ażeby podzielić się przypadającą nań po ojcu schedą – nieszczęśliwy Jan prosił, by nie ujmowano się za nim: „Nic nie zrobicie – rzekł – a mnie będzie jeszcze gorzej…”

I rzeczywiście, jak donoszą dzisiaj otrzymane pisma warszawskie, Jan Łupieński dotychczas jeszcze przebywa w piwnicy!

„Dziennik Polski” z 7 marca 1902

Medycyna, Z życia codziennego , , Czytano 967 razy

Brak komentarzy do wpisu “Żywcem pogrzebany”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*