Wpisy otagowane jako 1887

Spadochron 1887

26 marca 2015

We Walkill, w Ameryce Północnej, skutkiem stawionego zakładu fabrykant papieru zeskoczył z rozpiętym silnym parasolem w ręku z komina fabrycznego, mającego 164 stóp wysokości. Dobrze widać obliczył siłę unoszącego go parasola, gdyż nic mu się nie stało; – wpadł tylko w rzekę, z której go zaraz wyciągnięto i wygrał ten zakład karkołomny.

„Wielkopolanin” z 15 marca 1887

Spadkobierca w kłopocie

7 marca 2015

Spadkobierca w kłopocie.

W Montrouge, jak opisują dzienniki paryskie, otwarty został niedawno testament jednego ze zmarłych miejscowych mieszkańców, zawierający następujące dziwaczne rozporządzenie: „Oprócz mojego ruchomego i nieruchomego mienia, pozostawiam mojemu siostrzeńcowi 100.000 franków w złocie, które zakopałem w miejscu, wiadomem tylko mnie i mojemu psu Cezarowi. Siostrzeniec mój niechaj rozkaże tylko psu „szukaj!” a Cezar już do odpowiedniego miejsca zaprowadzi”. Łatwo się domyśleć, że uszczęśliwiony spadkobierca chwili nie zwlekał z udzieleniem odpowiedniego rozkazu, na który wszelako pies odpowiedział ukąszeniem go w łydkę! Podczas następnych ośmiu dni spadkobierca zalecony przez zmarłego wuja powtarzał sumiennie ze 20 razy, lecz zawsze ku wielkiej rozpaczy z tym samym rezultatem, tak, że zaczyna przypuszczać, iż wuj jeszcze na śmiertelnem łożu zadrwił z niego.

„Gazeta Lwowska” z 30 kwietnia 1887

Sprawa z wilkiem

6 września 2010

Sprawa z wilkiem.

Od naocznego świadka otrzymaliśmy opisanie zdarzenia prawdziwego, które podajemy niżej.

Dnia 24. stycznia r. b. oddalił się we wsi Osobnicy powiatu Jasielskiego, pies pewnego gospodarza o kilkadziesiąt kroków od domu i został napadnięty przez wilka. Zaczęła się gonitwa. Na nieszczęście wilka znalazła sią po drodze pomiędzy płotami studnia, którą pies znał dobrze. Uciekając w tym kierunku przeskoczył pies zręcznie studnię i pomknął dalej, podczas kiedy wilk nieznający miejscowości i zaślepiony pogonią wpadł w sam środek tejże. Znalazłszy się w tem niedogodnom położeniu zaczął wyć. tak przeraźliwie, że się pobudzili najbliżsi mieszkańcy. Zebrawszy się w gromadę i uzbroiwszy się w cepy, dodali sobie gospodarze nawzajem otuchy a idąc za głosem dotarli aż do studni. Oczywista nastąpiły, jak to u ludu w takich razach bywa, odgrażania się i obiecywanie zemsty za porwanego już poprzednio psa. Noc jednakże była bardzo ciemna i trudno było zabrać się do wilka. Cóż począć? Dobra rada zawsze się znajdzie, więc znalazła się i tutaj. Jeden z gospodarzy uczynił wniosek, ażeby studnię przykryć i udać się do karczmy, gdzie wygodnie poczekać można do rana. Wniosek tak praktyczny został jednogłośnie przyjęty i zacna gromadka potoczyła się do Hajzyka (karczmarza), gdzie oczywista pito na skórę wilczą do samego rana.

Skoro rozedniało, wzięto powrozy i wydobyto wilka, który był ciężki bardzo i nie dawał znaków życia. Studnia nie była wprawdzie głęboka, ale mimo to musiał się wody opić, a mróz ubezwładnił go do reszty. Mniemano, że się już udusił tembardziej, że go powrozem do góry windowano. Leży tedy wilk martwy koło studni, a przy nim stoi gromadka ludzi, między nimi arendarz, który teraz bardzo śmiały i drwi z wilka, a gospodarzy pyta, co ze skórą będą robili. – Damy ją wyprawić – powiada jeden, jest nas tu jedynastu, to będziemy z niego mieli 22 rękawic w sam raz. – Wy głupiaki – mówi Hajzyk – wy dacie ją pani hr. D., a ona wam da za to pastwisko, to będzie z pół wsi na nią chodzić. – Nie, to inaczej nie będzie, tylko na rękawice – odzywa się inny wieśniak – bo przypatrzcie się, jaki on piękny ma ogon, to będzie na okładziny do rękawic. I biorąc wilka za ogon, zachwyca się jego pięknością. Wtem nadbiega chłopak jednego z właścicieli przyszłych rękawic i woła: – Tatuniu dajcie ta powróz, bo Kasper jedzie do lasu po drzewo. – Tatuś zdejmuje powróz ze szyi wilka a kum jeszcze ogonem nacieszyć się nie może i pieści się z nim, a chwali, co to za piękne będą okładziny. Wilk tymczasem leży i słucha. Gazda zdjąwszy powróz ze szyi wilka, powiada: – Ja ci mego psa nie zapomnę i chociaż po śmierci, to cię jeszcze poczęstować muszę. – Rzekł i ściągnął grubym powrozem wilka po grzbiecie. Tu już nieboszczykowi cierpliwości zabrakło. Zerwał się przeto na równe nogi a amatorowi ogona bryzgnął w twarz tak, że go w sąsiednim rowie myć musieli, a nieoglądając się nawet, by zobaczyć wrażenie, jakie czyn jego sprawił, dał drapaka i zniknął z oczu rękawiczników.

„Łowiec” z 1 maja 1887

Dwa ogłoszenia

10 sierpnia 2009

„Hess. Schulzeitung” zamieszcza obok siebie dwa następujące ogłoszenia:

Z heskiéj „Sch. Ztg.”
Wakujące posady szkólne.

Wakujące posady szkólne.

Przez ustąpienie nauczyciela Geldmachera, otrzymującego emeryturę, zawakuje od 1 listopada b. r. w Afforden posada przy szkole. Normalne utrzymanie wynosi 800 marek oprócz wolnego mieszkania i opału (ewent. 90 m. na opał); z powodu jednak wypłacania emerytury ustępującemu, zamiast 800 marek wypłacane będą tylko 600 marek. Zdolni kandydaci i t. d.

Wildungen, 2 sierpnia 1887.
Zarząd szkoły.
Fresse.

Z kasselskiego „Tageblattu” i „Anzeigera”.

Od św. Marcina r. b. zawakuje posada pasterza krów i świń w połączeniu z nocném stróżowaniem; dochód roczny 700 do 800 marek. Kandydaci i t. d.

Bettenhausen, 14 lipca 1887.
Zarząd gminy.

„Kurjer Poznański” z 27 października 1889

Romans telegraficzny

10 sierpnia 2009

Romans telegraficzny.

Ekspedytorka pocztowa w X… zakochała się zapewne przez intuicję, w ładnym telegrafiście z innego biura, który gorącemi oświadczeniami zarzucał piękną ekspedytorkę.

Mnóstwo listów wymieniali z zapałem i pogrążeni byli w bezdennej szczęśliwości.

To im wystarczyło czas pewien, znajdując jednak, że przez listy bardzo wolno mogą zamieniać swoje uczucia, postanowili wziąść od aparatu Morsa to, czego pospolita poczta dać im nie mogła.

Każdego wieczora, o godzinie, w której biuro zamykało się dla publiczności, otwierało się dla zakochanych, którzy korzystali z niego, w całem znaczeniu tego wyrazu.

Tak zajęci byli sobą, że pewnego dnia, w upojeniu szczęścia, zakochany telegrafista, zapomniał odjąć przyrząd do wypisywania telegramów.

Cała rozmowa podpadła pod oczy naczelnika, który się zadziwił niezmiernie, przeczytawszy od pierwszego rzutu oka kilka namiętnych frazesów.

Jako sumienny naczelnik nic nie powiedział, ale postanowił ukarać podwładnego urzędnika.

Pewnego wieczora kiedy naczelnik został sam w biurze czule wezwał piękną ekspedytorkę, która odpowiedziała mu w tym samym tonie.

Rozmowa się rozpoczęła, a naczelnik o poprzedniej dobrze będąc poinformowany, wiedział więc od czego zacząć i ekspedytorka, nie domyślając się, odpowiada mu tak, jak odpowiadała zwykle zakochanemu.

Rozmowa zakończyła się tysiącznymi pocałunkami i życzeniami słodkich snów i dobrej nocy…

Nazajutrz gdy ekspedytorka zostająca jeszcze pod wpływem wczorajszej rozmowy, wzięła się do swojej codziennej pracy, znalazła pod swoim adresem list, który zawierał, ni mniej ni więcej, tylko rachunek na 32 złotych reńskich. 25 centów., za telegram składający się z dwustu dziewięćdziesięciu dwóch wyrazów.

Naczelnik spełnił swój obowiązek.

Nie wiemy kto zapłacił rachunek – czy młody telegrafista, czy też potrącono go ekspedytorze z jej miesięcznej pensyi, prawdopodobnie to ostatnie, bo łatwo się jest kochać, ale płacić za kochanie trochę trudniej, zwłaszcza urzędnikom z poczty i telegrafu.

„Unia” z 12 czerwca 1887

Zakazane cylindry

28 lipca 2009

Noszenie kapeluszy cylindrowych ma być w Petersburgu wzbronione, a to z tego powodu, iż spiskowcy nihilistyczni noszą w nich ukryte bomby i inne przyrządy zbrodnicze.

„Pogoń” z 10 kwietnia 1887

Mniej całusów

25 lipca 2009

Mniej całusów.

Niewątpliwie stwierdzony we Lwowie przypadek zarażania się dyfteryą przez pocałunek, który zakończył się śmiercią, skłania nas do zrobienia kilka uwag ze stanowiska hygienicznego zupełnie usprawiedliwionych. Nie występujemy przeciwko zwyczajowi mającemu być szczególnym wyrazem przywiązania i życzliwości, sądzimy jednak, że należałoby mniej często dawać dowody tego rodzaju przywiązania i życzliwości, a przez to niejedno złe uniknąćby można. Dzisiaj, gdy wiemy, że wiele chorób udziela się przez bezpośrednie zetknięcie, należy bardzo zwracać uwagę, kogo całujemy. Oddawna wiemy, że groźna choroba znana pod nazwą syfilis często udziela się przez pocałunek, stwierdziwszy pasożytniczą naturę gruźlicy niejednokrotnie udowodniono, ze pocałunek stał się powodem gruźlicy u pocałowanego, że dyfterya w ten sposób się przenosi, świadczy powyżej przytoczony przypadek. Pocałunki i używanie niedokładnie oczyszczonych kubków i naczyń do picia jest powodem roz padlin w kątach ust u dzieci, szczégólnie w szkołach, rozpadlin wywołanych również obecnością pasożytu, a w ostatnich czasach w berlińskiem Towarzystwie lekarskiem omawiano niezawodnie stwierdzony przypadek udzielenia się tasiemca przez pocałowanie psa. Przytoczone fakta pouczają, że lepiej robią ci, którzy całusów unikają, a gdy już koniecznie ktoś pragnie powitać czy pożegnać całusem, niechaj unika zetknięcia się z ustami i całuje policzki i czoło.

„Unia” z 26 czerwca 1887