Wpisy otagowane jako 1908

Bilardy na monety 1908

21 grudnia 2014

(inserat)
Ważne dla oberżystów!

O automatycznie kasujących bilardach mówi się codziennie, bilardy te jako specyalność fabrykuję już od lat. Mój automatyczny, bez konkurencyjny bilard „Triumph”, który za wrzuceniem 10 fen. wyrzuca 7 piłek i po upływie 15 minut znów takowe usuwa, zmienić można w okamgnieniu poczwórnie i to na bilard rosyj., ameryk., do 3 dziur i i kręglami. Ustawić go można w najmniejszym pokoju, gdyż potrzebny tylko jeden kąt. Oberżyści powiększają obrót i korzyści przez ustawienie mych oryginalnych automatycznych samokasujących bilardów. Gwarantuję 2 lata za dobre funkcyonowanie mych urządzeń kasujących i ostrzegam przed zakupnem mniej wartościowych. Spłaty korzystne, stare bilardy przyjmuje się jako wpłatę. – Automatyczne bilardy dostarcza się także z muzyką najnowszej konstrukcyi.

Dalej fabrykuję i dostarczam pierwszorzędne bilardy karambolażowe, stołowe, Kindlinga uniwarsalne stołowe karambolażowe, z dziurkami i do kręgli mk. 175, – wszelkie gatunki bilardów dziurkowych. – Do Prus Wschodnich i Zachod. dostarczyłem około 3000 bilardów. – Najlepsze referencye. – Poszukuje się zastępców.

Magdeb. fabryka bilardów Gustaw Kindling
Magdeburg.

„Gazeta Toruńska” z 21 czerwca 1908

Jajka wielkanocne

31 marca 2014

Jajka wielkanocne.

Z najrozmaitszych tłumaczeń zwyczaju dawania jaj wielkanocnych, najprawdopodobniejszem jest tłumaczenie, że zwyczaj ten pochodzi ze Wschodu i sięga głębokiej starożytności. Jajko odgrywa ważna role w obrządkach religijnych Wschodu.

W najelementarniejszych wierzeniach Indyan jajko jest symbolem Chaosu, czyli pierwiastkowego stanu wszechświata. Na Wschodzie jest zwyczaj rozdawania jajek w dzień Nowego Roku. Obecnie jeszcze w Persyi, gdzie dzień ten jest jedynem świętem cywilnem, zwyczaj zamieniania i rozdawania jaj jest obchodzony ze szczególną uroczystością.

Pierwszy dzień roku przypada tam mniej więcej w czasie, kiedy my obchodzimy święto Zmartwychwstania. Persowie w dniu tym przesyłają sobie nawzajem jajka malowane i złocone. Niektóre z tych jajek są bardzo kosztowne, wykonane bywają z drogiego kruszcu, po większej części są to jednak jaja naturalne i maja z czterech stron malowane symboliczne figury, lub też miniaturowe wizerunki różnych osób.

W Rzymie, z pewnym rodzajem zabobonnego przesądu, podawano jajko przy rozpoczęciu uczty. Ztąd też bierze początek swój przysłowie rzymskie: ab ovo usque ad mala, co miało dwojakie tłumaczenie, od jajka aż do jabłek i od początku aż do końca. Złym było prognostykiem, jeżeli jajko padało i tłukło się.   Czytaj dalej…

Śmigus czyli dyngus

31 marca 2014

Śmigus czyli dyngus.

Stary zwyczaj w całej Polsce wzajemnego oblewania się wodą w drugim dniu świąt Wielkiejnocy, powszechny był zarówno u ludu wiejskiego, jak mieszczan i szlachty. Niegdyś w poniedziałek Wielkanocny mężczyźni oblewali niewiasty, a we wtorek, nazajutrz, niewiasty mężczyzn, co dotąd w niektórych okolicach lud kujawski zachował. Francuz Beauplan w opisie Ukrainy za Władysława IV. o tym zwyczaju oblewania się woda wspomina na Rusi. Z Haura widzimy, że w XVII. wieku w Polsce kawaler damie po śmigusie różą przysłużyć się winien.

Początek tego zwyczaju sięgać musi czasów bardzo dawnych, skoro widzimy go zarówno w Azyi, u kolebki ludów aryjskich, jak i nad Wisła. Major angielski Symes, w relacyi z podróży odbytej r. 1795 z Bengalu do króla Birmanów w Pegu, powiada, że Budaizm tamtejszy około 10 kwietnia obchodzi trzydniowa pełna uciech uroczystością zakończenie starego roku. Drugiego dnia tych świat – pisze Symes – Birmanowie maja zwyczaj „obmywania się z grzechów starego roku”, przez oblewanie się wzajemne wodą. .Nikt się od tego wymówić nie może, nie wyłączając wice-króla, a wody leją się niespodziewanie z okien, dachów i wszędzie na głowy przechodniów.

Oczywiście zwyczaj ten u chrześcian musiał się przywiązać do jakiegoś wiosennego święta chrześciańskiego, wiec u Polaków do drugiego z świat Wielkanocnych. Lud wielkopolski w zwyczaju śmigusowym przechował jeszcze wyraźne ślady pierwotnego obmywania. Parobek bowiem wyłazi tam na dach karczmy wśród wioski z miednica w ręku i pobrzękując w nią, obwołuje dziewki wiejskie, które nazajutrz będą oblewane, przyczem zapowiada żartobliwie, ile dla której będzie potrzeba fur piasku do jej szurowania, perzu na wiechcie, grac do skrobania, ile kubłów wody i mydliska. Zarówno w Wielko- jak Małopolsce parobcy w dzień śmigusa łapią dziewoje wiejskie, ciągną pod żóraw do studni, gdzie kubłami wody oblewaja, a nieraz całe zanurzają w rzece lub sadzawce. Dziewczęta nawzajem, zmówiwszy się, napadają znienacka na parobka i odpłacają mu równie sowita kąpielą z wiader i dzbanów.

Co do nazwy „dyngus i śmigus”, to nie maja pochodzenia polskiego. Wyraz Dünn-guss jest czysto niemiecki, oznacza cienkusz, polewkę wodnistą, wreszcie chlust wody na kogoś wylany, a co do pochodzenia wyrazu „śmigus” uczeni nie są w zgodzie, lecz i w nim kryje się jakiś „guss”.

„Gazeta Lwowska” z 19 kwietnia 1908

Widokówki świąteczne 1908

27 grudnia 2013

Widokówki świąteczne przyjęły się u nas powszechnie, spełniając rolę najodpowiedniejszego pośrednika w przesyłaniu wzajemnych życzeń. To też dobrze czynią ruchliwsze firmy, usiłując wydawnictwa zagraniczne widokówek zastąpić krajowemi. W pierwszym rzędzie kroczy na tem polu zawsze pomysłowy i niestrudzony w pracy S. W. Niemojowski, tak zasłużony około podniesienia przemysłu krajowego. Obecnie wydał on nową seryę widokówek, wykonanych według wzorów prof. Tadeusza Rybkowskiego, w znanym od lat kilkunastu zakładzie graficznym F. K. Ziółkowskiego i spółki w Pleszewie. Nie wątpimy, iż w tygodniach świątecznych znajdą one licznych nabywców, odznaczają się bowiem wielką starannością wykonania i swojskim, rodzimym charakterem.

„Gazeta Lwowska” z 17 marca 1908

Zabobon

6 listopada 2012

Zabobon.

Z Łodzi donoszą: 

W miasteczku w Bełchatowie d. 11 b. m. pod parkanem cmentarza żydowskiego znaleziono głowę zmarłej córki dozorcy cmentarza. Jak wykazało śledztwo, profanacyi dopuściło się czterech młodych ludzi, którzy wykopali z grobu ciało zmarłej w celu oberznięcia ucha, posiadanie którego miało jakoby własność obdarzania pięknym głosem tego, który ucho to przechowuje. Jednego ze złoczyńców ujęto i osadzono w więzieniu.

„Gazeta Lwowska” z 16 stycznia 1908

Przepowiednie pogody

6 września 2010

Przepowiednie pogody.

Nie mamy dotąd żadnych pewnych instrumentów, które wskazywałyby nam zmianę pogody. Wprawdzie do tego celu powszechnie używa się barometru, ale właściwie instrument ten wskazuje tylko, jakie jest ciśnienie powietrza. Jeżeli barometr spada, t. j. jeżeli ciśnienie powietrza się zmniejsza, to zwykle następuje deszcz, ale nie zawsze, czasem kończy się tylko na wietrze; bywają też deszcze pomimo, że barometr zaczyna się podnosić. Jestto więc przyrząd, na którego czynności tylko nie wiele polegać można.

Raczej pamiętać należy, że w całej Europie, a tem samem i w naszym kraju, wiatry zachodnie, które nam napędzają powietrze od morza, a zatem przesycone parą wodną, prawie zawsze przynoszą, deszcze. Przeciwnie wiatry wschodnie są suche, (gdyż nie ma tam morza większego) i dlatego rzadko się zdarza, ażeby przy wschodnim wietrze padały deszcze, jeżeli zaś to się zdarzy, to można być pewnym, że deszcz taki będzie trwał tylko czas krótki. Tak samo rzecz się przedstawia, jeżeli po dłuższym deszczu, kierunek wiatru zmieni się na wschodni, wówczas, można spodziewać się rychłej pogody. Z innych oznak można też wróżyć o zmianie pogody i tak:

Jeżeli w czasie zachodu słońca, nieboskłon nie całkiem czysty, ale słońce zapada niejako za chmury, które coraz więcej wysuwają się z zachodniej strony, to można na pewno spodziewać się deszczu w krótkim czasie, prawdopodobnie dnia następnego. Czysty zachód słońca zwiastuje pewną pogodę dnia następnego.

Jeżeli księżyc na niebie nie czysty, ale przedstawia się jakby zamglony, lub okrążony pasem bledszego światła, to można się również spodziewać deszczu.

Jeżeli słyszymy głos dzwonów, albo gwizd lokomotywy z bardzo odległych miejsc, jest to dowodem, że powietrze stało się gęstsze wskutek przesycenia para wodna, a więc należy oczekiwać deszczu; gdy sól mokrzeje w izbie, a dym ściele się po ziemi, uważają to jako wróżbę deszczu.  Czytaj dalej…

Przyślij pan swój adres…

24 czerwca 2010

„Przyślij pan swój adres…”

W londyńskim hotelu „Royal” zamieszkał niedawno elegancki cudzoziemiec. W kilka dni po jego przybyciu pojawił się w angielskich dziennikach następujący anons: „Przyślij pan dokładnie swój adres wraz z dwiema markami po pensie (90 hal.) na ręce Augusta Brown Esq., hotel „Royal” w Londynie. Za to otrzymasz Pan sowite wynagrodzenie”. Ponieważ nie brak nigdy ludzi, którzy za zaspokojenie swojej ciekawości gotowi są zapłacić kilka centów, przeto w najbliższych dniach spadł formalny deszcz listów do Augusta Brown ż dwiema markami po pensie i dokładnym adresem posyłających. Jakżeż wielkie było zdziwienie tych ostatnich, kiedy w kilka dni potem otrzymali w kopercie prócz swoich wysłanych marek jeszcze dwie inne również po pensie. Interes był nie zły. Wkrótce hotel „Royal” zaroił się od tłumu ciekawych, którzy przychodzili po bliższe informacye co do osoby niezwykłego cudzoziemca. Ponieważ ten płacił czynsz punktualnie, a przytem nie skąpił napiwków, przeto informacye te wypadły dlań wcale dobrze; przyjęło się powszechnie mniemanie, że ma się tu do czynienia z jakimś amerykańskim milionerem oryginałem. — W kilka dni potem zjawił się znowu w dziennikach anons tej samej treści tylko z tą różnicą, że August Brown żądał teraz przysyłki marek listowych wartości sześciu pensów. Wysyłający zrobili znowu dobry interes, gdyż August Brown przysłał każdemu z nich markę za jednego szylinga. Do tego pojawiło się jeszcze kilka notatek dziennikarskich o bogatym oryginale, który w osobliwy sposób chce puszczać pieniądze. To też kiedy August Brown w trzecim anonsie zażądał dwóch szylingów i sześciu pensów (K 2,50.), musiał urząd pocztowy, w którego okręgu leży hotel „Royal”, powiększyć swój personal o dwóch urzędników, aby módz podołać ogromnej masie przesyłek, adresowanych do Augusta Brown’a. Ale teraz nastąpiło to, co nastąpić musiało. Łatwowierni nie otrzymali już żadnej odpowiedzi, a kiedy zgłosili się do hotelu „Royal”, dowiedzieli się, że August Brown, Esq., pozostawiwszy próżne kuferki, zniknął bez śladu.

„Głos Rzeszowski” z 2 sierpnia 1908

Nowe mundury

24 czerwca 2010

Już od dni kilku paradują na wiedeńskiej Ringstrasse nowo ubrani oficerowie. Szare czapki, szare płaszcze, szare uniformy, na podstawie nowego rozporządzenia Ministerstwa wojny. Nowy uniform w polu zapewne będzie bardzo praktyczny, lecz w mieście podczas pokoju będą pp. oficerowie wyglądali jak piekarze wojskowi. Mundur przestanie oddziaływać zabójczo na płeć piękną, lecz tylko mundur piechurów. Kawalerya po dawnemu będzie przypominała motylów różnobarwnych.

„Głos Rzeszowski” z 1 listopada 1908

Przeciw białym sukniom

14 listopada 2009

Przeciw białym sukniom.

Dotychczas wierzono powszechnie, że najlepszym środkiem ochronnym przeciw działaniu gorąca letniego jest białe ubranie. Przekonanie to zostało obecnie zachwiane przez badania angielskich lekarzy. Dokonano doświadczeń w rozmaitych okolicach podzwrotnikowych, które wykazały, że najlepszą zasłoną przeciw żarowi słonecznemu jest nie kolor biały ale czerwony, aby się zasłonić przed chemicznem działaniem promieni słonecznych, które często wywołują, nerwowe cierpienia i niedomagania, należy używać materyi farbowanych w taki sposób, że nie przypuszczają promieni światła.

„Głos Rzeszowski” z 2 sierpnia 1908

O uświadomieniu narodu ruskiego

14 listopada 2009

Ze świata.

Szczęśliwi ci Ukraińcy galicyjscy! Nie tylko kochają ich hakatyści, ale i los sprzyja im widocznie, gdyż po każdem ich żnamienniejszem wystąpieniu zsyła zaraz wypadki, które na to wystąpienie rzucają światło pouczające.

W tych dniach p. Budzynowski, jeden z wielkich koryfeuszów wielkiego galicyjsko-ukraińskiego narodu, w rozmowie z korespondentem „Słowa polskiego” twierdził, że porozumienie, że wynalezienie jakiegoś modus vivendi między Polakami a Rusinami jest koniecznością, gdyż bez tego zginą nie tylko Polacy i Rusini, ale Austrya, Rosya, no i zapewne świat cały, – z drugiej zaś strony dowodził, że do takiego porozumienia przyjść nie może i nigdy nie przyjdzie. A w trakcie tej złowrogiej rozmowy powiedział między innemi, że Polacy nie maja pojęcia, jak dobrze lud ruski jest już „uświadomiony.”

I oto jednocześnie w „Haliczaninie,” organie starorusinów, ukazała się korespondencya jednego z proboszczów ruskich, który donosi, że w tych dniach przyszli do niego jego parafianie z wiadomością, że u nich we wsi był – nieboszczyk arcyksiążę Rudolf.

Wiadomo, że wśród ludu wiejskiego, zwłaszcza ruskiego w Galicyi utrzymuje się wiara, że arcyksiąże nie zginął w Meierlingu, tylko przez długie lata więziony był w ciemnym lochu za to, że zanadto kochał chłopów i chciał im rozdać wszystkie „lisy i pasowiska” (lasy i pastwiska). Obecnie chodzi znów po świecie i w tych dniach pojawił się właśnie w okolicy Perehińska. Był bardzo blady, chudy i strasznie wymizerowany, ale od chłopów żadnego posiłku przyjąć nie chciał, mówiąc że żyje tylko własnemi łzami, które wylewa cierpiąc za miłość do chłopów i za prawdę. Miał dwa krzyże: jeden większy w ręku, drugi mały na piersiach, okrutnie błyszczący. Tym większym błogosławił lud i dawał go do pocałowania. Gdy się chłopi zaczęli uskarżać przed nim, że im jelenie i dziki wielkie szkody zrządzają w polach, uspokajał ich, że to wszystko będą mieli wynagrodzone. Jednemu z gospodarzy obiecał przysłać trzysta koron, tylko zażądał kilka koron na pocztę i stemple. Chłop nie mając pieniędzy, dał mu zegarek. Innym także naobiecywał różnych rzeczy i pobrał zaliczki na koszta przesyłki. Zapewnił, że za tydzień znów przyjedzie i zacznie rozdawać lasy kameralne. Wreszcie kazał się odwieźć do Słotwiny, a gdyż odwożący go chłop nie chciał wziąść zapłaty za furmankę, tak się rozszczulił, że całej wsi wszystkie podatki na wiek wieków darował.

Wszelkie perswazye księdza, że to prosty oszust wywiódł ich w pole, nie zdały się na nic, nawet i to, że ów „Rudolf boży” nie dotrzymał słowa i nie pojawił się więcej, nic nie pomogło, bo to widocznie „pany”, w strachu o „lisy i pasowiska”, pochwycili go znowu i napowrot wsadzili do lochu.

Oto faktyczne stwierdzenie chełpliwych słów p. Budzynowskiego o wysokiem uświadomieniu i kulturze ludu ruskiego w Galicyi!

„Głos Rzeszowski” z 6 września 1908

Maszyna, której się dyktuje

14 listopada 2009

Maszyna, której się dyktuje.

Ideałem wynalazców jest stworzenie maszyny do pisania, którą głosem możnaby w ruch wprawiać, której możnaby dyktować, jak się dzisiaj dyktuje żywemu pisarzowi. W teoryi pomysł ten nie jest niemożliwy. Wiadomo, że każda głoska wywołuje inne drgania i że można sztucznie wytworzyć błony, które będą nastrojone na pewną głoskę, tak, że wymawianie jej wprawi membranę w ruch drgający. Za pomocą, odpowiedniej kombinacyi elektromagnesów możnaby w ten sposób wprawić w ruch dźwignię, która uderzając o papier wydrukowałaby tę właśnie głoskę. Tak przedstawia się kwestya ta w teoryi. Praktycznem jej rozwiązaniem zajmuje się od długiego czasu Piotr Matwiejew z Petersburga.

Cel swój chce on osiągnąć za pomocą tak zwanych figur głosowych Chladniego, pogrubiając membrany w tych miejscach, gdzie pod wpływem danego dźwięku tworzą się węzły. Aparat jego ma się więc składać z całego szeregu membran, nastrojonych na rozmaite głoski. Do fabrykacyi tych membran z: figurami Chladniego używa się Matwiejew następującej metody:

Na pudełku resonansowem, połączonem z rurą do mówienia, umieszcza się cienką, przejrzystą błonę w ten sposób, że na wierzchu można ją pokryć jakąś cieczą, która podczas dźwięku drga razem z membraną. Aby uwidocznić tworzące się podczas drgania figury Chladniego, ciecz zabarwia się barwikiem, który skupia się silniej w węzłach, lub posypuje się delikatnym proszkiem, który w węzłach się zatrzymuje, a z miejsc większych wychyleń zsypuje,

Zamiast dna rezonatora umieszcza się soczewkę, pod nią silna lampkę elektryczną, naprzeciw zaś membrany aparat fotograficzny. W ten sposób można zdjąć momentalny obraz membrany w chwili drgania i wedle tego obrazu sporządzić membranę z figurą Chladniego, odpowiadającą danej literze.

Gdy ma się już do rozporządzenia membrany dla wszystkich liter alfabetu, można przystąpić do konstrukcyi maszyny, która jednak jest niezmiernie skomplikowana. Nad każdą poszczególna membraną jest umieszczona dźwignia, zakończona po obu stronach sztyfcikami, z których jeden opiera się o membranę, drugi zaś wznosi się nad naczyńkiem, zawierającem rtęć. Naczyńko to jest częścią przewodu elektrycznego, prąd zaczyna krążyć w chwili zetknięcia się rtęci ze sztyfcikiem.

Prąd wpływa na mały elektromagnes, który znowu oddziałuje za pośrednictwem klucza (relais) na dźwignię, zakończoną czcionką. Na podstawie tych danych można sobie już poniekąd wyobrazić działanie maszyny.

Gdy wymówimy jaką głoskę, odnośna membrana zostaje wprawiona w ruch, odepchnięcie sztyfcika z jednej strony powoduje zanurzenie się przeciwnej w rtęci a prąd zaczyna krążyć, elektromagnes przyciąga. umieszczone nad niem miękkie żelazo, wprawiając w ruch dźwignię, zamykającą przeciwnym końcem prąd w kluczu. Relais zostaje wprawiony w ruch, a jego dźwignia uderza drugim końcem, zaopatrzonym w czcionkę, o zwój papieru.

„Głos Rzeszowski” z 12 lipca 1908

Niebezpieczne ukłony

14 listopada 2009

Ile reumatyzmów, bólów głowy, przeziębień, ba nawet zapaleń mamy do zawdzięczenia pozdrawianiu się w zimie przez zdejmowanie okrycia z głowy! Krótkie włosy, co gorsze rzadkie włosy, co najgorsze łysina są doskonałymi przewodnikami przeziębiań zawsze wtenczas, kiedy się głowę oddaje na pastwę mrozu i wichru. Jestto zwyczaj barbarzyński, uchylić go mogą tylko kobiety. Niech nie tylko nie wymagają chorobliwej szarmanteryi, ale niech same ujmą w swe ręce akcye pomocniczą. Pamiętać o tem powinny, że ich ojcowie, mężowie, bracia, ich przyszli mężowie, synowie nabawiają się przez nędzny system kłaniania się w zimie długotrwałych chorób, połączonych z tem strat materyalnych, zgryźliwości itp., a przecież głównie rozchodzi się o objawy grzeczności wobec kobiet. Mężczyźni sami sobie nawzajem bez różnicy wieku i stanowisk nietylko nowy obyczaj wybaczą, ale owszem zachęcają się do tego, by powszechnie unikać dzisiejszej sposobności do choroby. – Gdyby się znalazło sto kobiet w mieście, któreby zgodziły się powiedzmy „podpisać się” na plan akcyi, by w zimie mężczyźni kłaniali się według systemu wojskowego – rzecz byłaby załatwioną.

Niestety – kobiety dotąd milczą, inicyatywa mężczyzn rozbija się o to milczenie. Łatwo jednak milczeć, kiedy pukle włosów – mniejsza o to własnych czy sztucznych – chronią piękną główkę od choroby! Przypatrzmy się jednak uważnie temu dorywczemu ukłonowi zimowemu, temu udawaniu, nie spostrzeganiu się, lub spóźnionemu poznaniu, temu szybkiemu nakrywaniu głowy, podsłuchajmy narzekań i krótkich przekleństw – a zrzekniemy się owego zaszczytu, jaki nam musi wyrządzać zirytowany w duszy bliźni. Ukłon systemu wojskowego może być również elegancki – zresztą stosujmy go w zimie.

„Głos Rzeszowski” z 19 stycznia 1908

Nowy sposób tępienia drapieżników

26 lipca 2009

Nowy sposób tępienia drapieżników.

Pewien przemysłowy fabrykant broni w Niemczech, wynalazł samopał do tępienia szkodliwych dla zwierzyny ptaków. Słup jest zaopatrzony w lufkę automatycznie nabijaną, mogąca dać sto strzałów po jednorazowem nabiciu; u szczytu znajduje się sprężyna, którą ptak siadając na słup musi przycisnąć swym ciężarem, co powoduje wystrzał, a kulka flobertowa trafia go z pod spodu, powodując śmierć natychmiastową. Maszynerya bardzo prosta jest tak urządzona, że można jej działanie zastosować do ciężaru ptaka, a więc np. tak urządzić, by ptaki lżejsze od wron usiadłszy na słupie, nie powodowały wystrzału. Samopał taki, nie mówiąc już o praktyczności w użyciu, ma tę zaletę, że zabija zwierzę natychmiastowo, oszczędzając mu długich i strasznych męczarni, jakich doznają zwierzęta schwytane w żelaza. Cały przyrząd jest bardzo tani, kosztuje bowiem 15 marek.

„Łowiec” z 16 stycznia 1908