Z życia codziennego

Czyszczenie miasta

19 listopada 2014

Czyszczenie miasta odbywa się w Berlinie już od miesiąca w godzinach nocnych wyłącznie. Dzienniki berlińskie podnoszą praktyczne strony tego zaprowadzenia, których w rzeczy samej niepodobna nie uznać. Zyskuje się na nocnej robocie z tego mianowicie powodu, że ani ruch wozów i przechodniów nie przeszkadza robotnikom, ani ci nie tamują ruchu; dalej, że n. p. błota, zaledwie zgarniętego, nie rozjeżdżają i nie rozdeptują jak się to zwykle we dnie dzieje, lecz można go swobodnie wywieźć przed nastaniem ruchu na ulicach o świcie. Wydatków większych czyszczenie miasta w nocy nie pociąga za sobą, ponieważ robotnicy nie są płaceni od czasu roboty, lecz godzeni do pewnej z góry określonej roboty, nie potrzebują więć koniecznie pracować jak we dnie godzin 12, lecz spełniwszy to, do czego zostali ugodzeni, choćby nawet w ciągu kilku godzin, mogą się potem rozejść do domów.

„Gazeta Lwowska” z 13 stycznia 1876

Bufety dworcowe 1904

24 października 2014

Posiłek czy trucizna.

Pytanie powyższe zadają sobie ci, którzy zmuszeni są w podróży posilać się w bufetach stacyjnych. Istotnie, na palcach policzyć można te stacye kolejowe, nie wyłączając nawet pierwszorzędnych, które posiadają bufety jako tako urządzone.

Przeważnie zaś na tych stacyach nic jeść nie można. Półbiedy jeszcze, gdy pociąg ma dłuższy postój, wtedy można sobie coś obstalować wprost z kuchni i wtedy przynajmniej cierpi tylko kieszeń, ale mniej już podniebienie i żołądek.

Natomiast gdy trzeba się zadowolić przekąską z bufetu – śmiało rzec można, że się przyjmuje truciznę, nie posiłek.

Wszystko tam brudne, masło stare, wędliny wysuszone, aż odraza bierze. Ale w drodze przebierać nie można, ba nawet nieraz niema czasu rozglądać się dokładnie po bufecie. Bierze się, co jest pod ręką, połyka i ucieka z powrotem do wagonu.

Zdaje się jednak, że korzystanie z tego, nadużywanie położenia podróżujących nie powinno być dozwolone. Wszak bufety stacyjne podlegają jakiejś kontroli i dzierżawca bufetu nie powinien być panem, jeśli nie życia i śmierci – to przynajmniej zdrowia podróżnych, zmuszonych twardą koniecznością do posilania się w bufecie.

Przy dzisiejszych cenach, jakie pp. dzierżawcy każą sobie na stacyach płacić, mogą robić doskonałe interesy, nawet dając towar w wyborowym gatunku.

W każdym bądź razie nie należy pozwalać na to, aby jednostki bogaciły się w krótkim czasie kosztem zdrowia ogółu.

Jest to anomalia, która tolerowaną być nie powinna, trzeba też corychlej wziąć bufety kolejowe w opiekę.

„Ziarno” z 22 kwietnia 1904


Uwaga: Cały rocznik 1904 pisma „Ziarno”, z którego pochodzi niniejszy wycinek, mamy w postaci papierowej – oprawione razem oryginalne czasopisma, podarowane naszemu projektowi przez Pana Roberta Adamowicza ze Szczecina.

Kto wynalazł szczotkę?

24 października 2014

Kto wynalazł szczotkę?

Wszelkiego rodzaju szczotka stała się dziś przedmiotem koniecznym codziennego użytku, mało jednak zapewne wie, kto był jej wynalazcą. W drugiej połowie 18 stulecia, niejaki Leodegar Thoma w Todtnau w Badenii, chłopak u tamtejszego młynarza, podobno wielki elegant okoliczny, przemyśliwając nad tem, w jaki sposób najlepiej oczyścić swoje ubranie, wiecznie powalane mąką, wpadł na pomysł sporządzenia szczotki. Wziął przeto kawałek deszczułki, wywiercił w niej otwory, do których powpychał szczeć świńską.

W niedługim czasie cała okolica schodziła się do młyna i prosiła Thomę o szczotki. Początkowo dawał je darmo, w krótkim jednak czasie sprytny chłopiec spostrzegł, iż może na tem zrobić dobry interes. Porzucił służbę u młynarza, ożenił się i założył warstat szczotkarski, który odrazu rozrósł się w poważną nawet fabrykę. W r. 1770 w Todtnau większa część mieszkańców była zatrudniona w szczotkarniach Thomy. Długi czas Thoma nie miał konkurencyi, robiąc na swoim wynalazku majątek. Dopiero w kilkanaście lat potem czeladnicy Thomy rozeszli się po kraju i pozakładali fabryki szczotek, ciągle je ulepszając.

„Gazeta Lwowska” z 20 sierpnia 1914

Zwalczanie anarchii na drogach

4 października 2014

Okólnik p. premiera Składkowskiego w sprawie zwalczania anarchii na drogach.

Warszawa. 13. 5. (PAT.)

P. Prezes Rady Ministrów, jako minister spraw wewnętrznych, wydał do wszystkich wojewodów i starostów następujący okólnik w sprawie ruchu na drogach:

Pomimo mego zarządzenia z dnia 17 września r. ub., wykroczenia przeciwko przepisom o ruchu na drogach trwają w dalszym ciągu i nie są dość energicznie zwalczane. Oprócz wykroczeń, popełnianych przez używających drogi, którzy z reguły przepisów o ruchu nie przestrzegają, powodując tym ciągłe wypadki, szczególnie częste są wybryki nieletnich, którzy przejeżdżających, zwłaszcza samochodami obrzucają kamieniami, rozsypując szkło, gwoździe itp., powodując niebezpieczeństwo dla zdrowia jadących oraz uszkodzenia pojazdów.

Ten stan rzeczy bezwzględnie nadal tolerowany być nie może, polecam z całym naciskiem przystąpić do energicznej walki z anarchią na drogach publicznych. W stosunku do wykraczających należy z całą surowością stosować kary przewidziane w ustawie o przepisach porządkowych na drogach publicznych, szczególniej w tych przypadkach, gdy przepisy przekraczane są świadomie.

O ile chodzi o wybryki nieletnich, należy pociągnąć do odpowiedzialności za brak dozoru ich rodziców czy opiekunów. Przypominam również o przepisach porządkowych na drogach publicznych o odpowiedzialności majątkowej rodziców i służbodawców za nieletnie dzieci i służbę do lat 14, oraz o odpowiedzialności wsi, osad i miast, na których terenie dokonano szkody przez niewykrytych sprawców spośród ludności miejscowej.

W zakończeniu Minister poleca, aby szczególny nacisk położyć na szybkie załatwienie spraw karnych przy wykroczeniach przeciwko przepisom o ruchu. Sprawy takie winny być załatwiane bez żadnej zwłoki i traktowane jako bardzo pilne.

„Gazeta Lwowska” z 14 maja 1937

Brudy w wagonach

4 października 2014

Brudy w wagonach.

Wielkie brudy w wagonach kolejowych stały się już przysłowiowemi i prasa zniechęcona jest już do umieszczania wszystkich otrzymywanych skarg, uważając je za groch rzucany na ścianę obojętności zarządów niektórych naszych kolei.

Widocznie jednak znowu przebrała się miarka, gdyż oto w zeszłym tygodniu pasażerowie, którzy wsiedli do wagonu II klasy kolei żelaznej w Aleksandrowie zanieśli skargę do jednego z dzienników. Podłoga w wagonie była brudna niemożliwie, niedopałki papierosów wszędzie porozrzucane, z poduszek za byle dotknięciem unoszą się tumany kurzu. Z rozmowy z konduktorem okazało się że wagon dzień i noc stoi na stacyi, więc czas na uprzątnięcie był.

Funkcyonaryusze kolei żelaznych, do których należy dbałość o porządek, dopuszczają takiego lekceważenia podstawowych przepisów sanitarnych.

Oczyszczenie i porządkowanie wagonów określa podobno instrukcya. Jest to jednak tylko t. zw. „wesoła teorya”, której wciąż kłam zadaje „smutna praktyka.”

Wagony rzadko podlegają gruntownemu oczyszczeniu, w kątach wagonów pokutują śmieci, całemi tygodniami tam gromadzone, a trzepanie poduszek, nabitych kurzem, odbywać się musi bardzo rzadko, jeśli się wogóle odbywa.

W wagonach III klasy oczywiście dzieje się daleko gorzej: niema tam poduszek, ale za to ławki drewniane są ohydnie brudne, lepkie.

Byłoby wielce pożądanem, aby nietylko urzędnicy ale i lekarze kolejowi przekonywali się od czasu do czasu o czystości w wagonach;

Trochę dobrej woli, szczotka, mydło i woda – toć to nie są chyba rzeczy, na które nasze zarządy kolejowe nie mogły by się zdobyć.

„Ziarno” z 1 lipca 1904


Uwaga: Cały rocznik 1904 pisma „Ziarno”, z którego pochodzi niniejszy wycinek, mamy w postaci papierowej – oprawione razem oryginalne czasopisma, podarowane naszemu projektowi przez Pana Roberta Adamowicza ze Szczecina.

Śmigus czyli dyngus

31 marca 2014

Śmigus czyli dyngus.

Stary zwyczaj w całej Polsce wzajemnego oblewania się wodą w drugim dniu świąt Wielkiejnocy, powszechny był zarówno u ludu wiejskiego, jak mieszczan i szlachty. Niegdyś w poniedziałek Wielkanocny mężczyźni oblewali niewiasty, a we wtorek, nazajutrz, niewiasty mężczyzn, co dotąd w niektórych okolicach lud kujawski zachował. Francuz Beauplan w opisie Ukrainy za Władysława IV. o tym zwyczaju oblewania się woda wspomina na Rusi. Z Haura widzimy, że w XVII. wieku w Polsce kawaler damie po śmigusie różą przysłużyć się winien.

Początek tego zwyczaju sięgać musi czasów bardzo dawnych, skoro widzimy go zarówno w Azyi, u kolebki ludów aryjskich, jak i nad Wisła. Major angielski Symes, w relacyi z podróży odbytej r. 1795 z Bengalu do króla Birmanów w Pegu, powiada, że Budaizm tamtejszy około 10 kwietnia obchodzi trzydniowa pełna uciech uroczystością zakończenie starego roku. Drugiego dnia tych świat – pisze Symes – Birmanowie maja zwyczaj „obmywania się z grzechów starego roku”, przez oblewanie się wzajemne wodą. .Nikt się od tego wymówić nie może, nie wyłączając wice-króla, a wody leją się niespodziewanie z okien, dachów i wszędzie na głowy przechodniów.

Oczywiście zwyczaj ten u chrześcian musiał się przywiązać do jakiegoś wiosennego święta chrześciańskiego, wiec u Polaków do drugiego z świat Wielkanocnych. Lud wielkopolski w zwyczaju śmigusowym przechował jeszcze wyraźne ślady pierwotnego obmywania. Parobek bowiem wyłazi tam na dach karczmy wśród wioski z miednica w ręku i pobrzękując w nią, obwołuje dziewki wiejskie, które nazajutrz będą oblewane, przyczem zapowiada żartobliwie, ile dla której będzie potrzeba fur piasku do jej szurowania, perzu na wiechcie, grac do skrobania, ile kubłów wody i mydliska. Zarówno w Wielko- jak Małopolsce parobcy w dzień śmigusa łapią dziewoje wiejskie, ciągną pod żóraw do studni, gdzie kubłami wody oblewaja, a nieraz całe zanurzają w rzece lub sadzawce. Dziewczęta nawzajem, zmówiwszy się, napadają znienacka na parobka i odpłacają mu równie sowita kąpielą z wiader i dzbanów.

Co do nazwy „dyngus i śmigus”, to nie maja pochodzenia polskiego. Wyraz Dünn-guss jest czysto niemiecki, oznacza cienkusz, polewkę wodnistą, wreszcie chlust wody na kogoś wylany, a co do pochodzenia wyrazu „śmigus” uczeni nie są w zgodzie, lecz i w nim kryje się jakiś „guss”.

„Gazeta Lwowska” z 19 kwietnia 1908

Smutny skutek żartu

31 marca 2014

Smutny skutek żartu.

Wiadomy jest zwyczaj sławiański, wzajemnego oblewania się wodą młodzieńców i dziewcząt w poniedziałek wielkanocny. Praktykują go u nas z wielką satysfakcją zaściankowi adonisy na swych bogdankach i odwrotnie. Młódź wiejska hołduje jednak temu zwyczajowi z trochę zbyt rubasznem zamiłowaniem, pławiąc w czambuł wszystkie krasawice w pierwszym lepszym potoku lub rzece. Żart taki, posuwany po za wszelkie granice godziwości, smutne nieraz sprowadza skutki. Kilka dni temu stawało przed sądem krajowym lwowskim trzech parobków z Derewni, oskarżonych o zabójstwo z nieostrożności, popełniane właśnie skutkiem owego miłego zwyczaju. W tegoroczny poniedziałek wielkanocny ruski wrzucili oni służącą z nimi razem we dworze dziewkę do stawu w miejsce, gdzie woda sięgała na sążeń wysokości. Na krzyk topiącej się pospieszono z ratunkiem i wyciągnięto ją z wody, ale dziewka umarła jeszcze dnia tego samego. Cierpiała ona bowiem na wodną puchlinę w sercu, a gdy wpadła do wody, nastąpiła przerwa w cyrkulacji krwi a później śmierć przez paraliż. Sąd skazał każdego z winowajców na 2 miesiące więzienia. Godziłoby się naprawdę obywatelstwu i duchowieństwu wpływać, jeżeli nie na zniesienie, to przynajmniej na uszlachetnienie podobnych barbarzyńskich zwyczajów ludowych.

„Gazeta Narodowa” z 6 października 1864

Listonosz wiejski

31 marca 2014

LISTONOSZ WIEJSKI.

Władze pocztowe informują zainteresowanych, iż listonosz wiejski sprzedaje: znaczki i kartki pocztowe, doręcza; kartki i listy zwykłe i polecone, listy wartościowe do 200 zł., paczki wagi do 1 kg i telegramy, przyjmuje: kartki i listy zwykłe i polecone, listy wartościowe do 200 zł., paczki wagi do 1 kg, przekazy pocztowe do 200 zł., zlecenia na prenumeratę czasopism, telegramy i wpłaty na książeczki oszczędnościowe i konta czekowe P.KO. do 200 zł., inkasuje: opłaty radjofoniczne oraz należności na podstawie dokumentów wierzytelnościowych i zleceń inkasowych i wreszcie wypłaca przekazy pocztowe, telegraficzne, kasowe i czekowe P.K.O do 200 zł.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 12 maja 1937

Dzieci warszawskie 1919

22 lutego 2014

Dzieci warszawskie.
Życie na ulicy. – Dzieci – handlarze. – Kolporterzy. – Talent kupiecki warszawskiego malca – Czyścibut. – Kramikarz. – Papierosy. – „Fajanse za obierki!” – Pięść przed prawem. – Gońcy. – Tęsknota za mundurem.

(Korespondencya własna „Gazety Wieczor.”)

Warszawa, w grudniu.

Dziecko lwowskie posiadło w ostatnich walkach o wolność swego miasta przecudny przydomek „bohatera”. I jeżeli mimo wszystko niejednemu z tych dzieci skrzywiła się linia życia, jeżeli, może nawet wskutek swego bohaterstwa, nie stanie się użytecznym członkiem społeczeństwa, to jednak tradycya o niem będzie kiedyś spełniała rolę „magistrae vitae”, będzie szkołą przyszłych dzieci lwowskich, górnem wskazaniem wysokiej cnoty: miłości ojczyzny. – Mimowoli, w tych dniach rocznicy walki o Lwów, młode chłopięta warszawskie zwróciły ma siebie moją uwagę. I to nie te otulane w dobre płaszczyki, dobrze obute i w mundurkowych czapeczkach szkolnych goniące z rumianą beztroską ma twarzyczkach. Ale dzieci warszawskie, te żyjące na ulicy i z ulicy.

Na pociechę naszej ojczyzny skonstatować należy, że dzieci mamy sporo, a na utrapienie Warszawy – stwierdzić musimy – że dzieci jej przebywają staje na widoku publicznym. Bez względu na porę roku, gzi się to, hałasuje, goni się, wpada pod samochody i tramwaje. Zamknięte czworobokiem domu podwórze jest albo za ciasne dla temperamentu dzieciarni, albo ze względu na hałas terenem zakazanym przez mieszkańców. Ogrodów, plant i placów posiada Warszawa nie wiele, albo są one tak położone, że dzieci nie z każdej dzielnicy mogą z nich korzystać. Stało się więc charakterystyczną cechą naszej stolicy, że dzieci jej jak krzykliwe ptactwo zalegają chodniki.  Czytaj dalej…

Koślawe kolana u dzieci

22 lutego 2014

Koślawe kolana u dzieci coraz, częściej dają się spostrzegać. Według słynnego chirurga prof. Lücke, zwykłą przyczyną tego kalectwa bywa noszenie przez dłuższy czas szelek u pończoch, które są przytwierdzone do pończochy z zewnątrz, idą następnie ku górze po zewnętrznej części uda i przyczepiają się do kaftanika lub gorsetu. Szelki te bywają lniane, bawełniane; zwykle zaś elastyczne. Mechanizm, wywołujący koślawe kolana, bywa bardzo prosty. Przy każdym chodzie, szczególniej przy bieganiu, tak przy zgięciu, jak i przy wyprostowaniu nogi w stawie biodrowym, w chwili kiedy goleń jest wyciągniętą, szelki się naprężają. Działanie tego naprężenia przenosi się na udo i ostatecznie musi się odbić w stawie kolanowym i wywołać w nim obrót ku zewnątrz. Ten ruch zwykle malcy wykonywują dobrowolnie, instynktowanie, aby uniknąć ile możności hamującego i nieprzyjemnego pociągania. Lücke spostrzegał często na ulicy dzieci skaczące, jak one ten obrót goleni widocznie wykonywały, i za każdym razem szelki były naciągane. U dziewczynek jeszcze częściej można spostrzegać to zjawisko. Naturalnie, że dzieci z twardemi kośćmi i z silnie rozwiniętą muskulaturą, mogą przezwyciężyć to pociąganie, u delikatnych zaś i nieco krzywicowych, szelki te wytwarzają koślawe kolana Szelki te od pewnego czasu bywają polecane przez domowych lekarzy, ponieważ dawniejsze podwiązki powodowały zastój krwi żylnej. Według L. to tylko wtedy się wydarza, jeżeli podwiązka nałożoną jest w dole podkolanowym i bezpośrednio ciśnie na naczynia, a przytem jest wązka i silnie uciskająca. Jeżeli zaś pończochy będą długie i podwiązki będą nakładane w 1/3 części dolnej uda, wtedy nie mamy powodu obawiać się zastoju krwi żylnej.

„Gazeta Toruńska” z 16 października 1885

Kraków – miastem alpejskiem

6 lutego 2014

Kinematograf.
Kraków – miastem alpejskiem.

Któż z nas mieszczuchów, przykutych obowiązkami i stosunkami do bruku krakowskiego nie zatęsknił w wyjątkowo pięknej tegorocznej porze zimowej do zwiedzenia Szwajcaryi lub Tyrolu, by tam poznać prawdziwy czar i potęgę dzikiej przyrody z jej lodowcami, lawinami i bystrymi strumieniami górskimi rzucającymi się z ścian skalistych?!…

Farsą jest Szwajcarya i Tyrol, prawdziwy Krakowiak, „niezdeflorowany” lokalny patryota, pomny słów wieszcza: „Cudze chwalicie – swego nie znacie”… – zostaje w rodzinnem swojem mieście, gdzie przy odrobinie dobrej woli i fantazyi – może sobie wyobrazić, że jest w Szwajcaryi lub Tyrolu…

Przejdźmy się po mieście. Z hukiem spada ci jakaś mokro-zimna masa na łeb. To lawina – z dachu. Strzepnąwszy ze siebie śnieg – idziesz dalej… Zimny strumień wody buchnął ci w twarz z boku… Czy potok górski? Coś w tym guście, bo mokre i zimne, tylko pochodzenie jego trochę odmienne. Wyjaśnię Wam to. Rynna opuszczająca się z dachu wzdłuż muru – posiada mały otwór, będący zupełnie na wysokości twej głowy.

Czy myślicie, że brak u nas zamarzniętych jezior o gładkiej lśniącej powierzchni? I to mamy!… Przejdź tylko na Zwierzyniec lub Dębniki – są tam w miejscach, gdzieby się ich najmniej spodziewano (i w tem cały ich urok) – a więc na środku gościńca, gdzieniegdzie i po chodnikach – duże zamarznięte kałuże, przypominające w miniaturze – piękne zamarznięte alpejskie jeziora.

Ucieszna rzecz widzieć jak ludzie i konie koziołkują na gładkiej a utajonej pod śniegiem ich powierzchni.

Więc pytam się na co jechać do Alp, dla czego zapoznawać cuda ojczystej przyrody do uwydatnienia których przyczynia się znakomicie świetny Magistrat swą abstynencyą w usuwaniu śniegu i oczyszczania z lodu chodników i ulic?

„Cudze chwalicie – swego nie znacie”!…

Kruk.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 9 lutego 1912

Urzędowanie w paltach i futrach

6 lutego 2014

Urzędowanie w paltach i futrach odbywa się w urzędach lwowskich, w których panuje przeraźliwe zimno z powodu braku opału. Strony znowu, wyczekujące swojej kolei na korytarzach z kamienną posadzką, ćwiczą się w gimnastyce szwedzkiej, byle nie skostnieć z zimna. Niebawem, gdy mrozy przycisną, z takiej wizyty w urzędzie będzie się powracać z odmrożonym nosem, uszyma, rękoma i nogami.

„Gazeta Poranna” z 18 listopada 1919

Fabrykacja herbaty

6 lutego 2014

FABRYKACYA HERBATY.

Sądzicie szanowni czytelnicy, że tylko Chiny są ojczyzną herbaty, że tylko tam roślina ta, której kwiat zgotowany służy nam jako zdrowy, przyjemny i miłą wonią pokrzepiający napój, że artykuł ten w handlu bardzo ważną odgrywający rolę jest wyłączną własnością państwa Niebieskiego i jego długowarkoczych mieszkańców. – Gdzie tam! – I w naszym grodzie produkują herbatę, wprawdzie cokolwiek gorszą, odznaczającą się zupełnie odmienną wonią, barwą i smakiem, ale za to też tańszą, boć przecież nie każdy może kupić dobrą herbatę u Czaczkesów, lub u p. Landaua.

Fabrykacya sztucznej herbaty odbywa się w następujący sposób:

Po jedno – często dwurazowem przegotowaniu lepszej sorty herbaty, używanej w domach zamożniejszych i bogatszych składają sługi lub kucharki mokre liście na miseczce lub blaszce (nie zawsze wzorowej czystości) i suszą takowe w piecu (pełnym kurzu i starych brudnych łachów). Nazbierawszy cały worek tej herbaty, sprzedają ją handełesom za kilka lub lub kilkanaście centów, a ci znowu z małym zyskiem odsprzedają całymi worami fabrykantom.   Czytaj dalej…

Choroby zawodowe maszynistek

13 stycznia 2014

Choroby zawodowe maszynistek.

Pisanie na maszynie, mimo pozornej prostoty tej czynności, jest pracą bardzo wyczerpującą.

Badania wykazały, że na 100 maszynistek na skrzywienie kręgosłupa cierpi – 15, na oczy – 41, na migrenę i nerwobóle – 19, na płuca – 23, na zaburzenia krwi obiegu – 1.

Ustalono, że głównym źródłem chorób zawodowych maszynistek jest niedostateczne lub wadliwe oświetlenie maszyny do pisania i rękopisu, jak również niewygodna pozycja przy przepisywaniu, zmuszająca maszynistkę do kilkuset ruchów kręgosłupa dziennie przy pochylaniu się nad leżącym rękopisem.

W rezultacie pracownice tracą zdrowie, społeczeństwo ponosi straty na wcześniejszej utracie zdolności zarobkowych maszynistek (wcześniejsza wypłata rent), pracodawcy zaś mają do dyspozycji personal mniej wartościowy.

Instytut Racjonalnych Metod Biurowych po dłuższych badaniach zakwalifikował do użytku maszynistek prosty, lecz pomysłowy pulpit z reflektorem elektrycznym „Simplex”, który całkowicie usuwa wspomniane bolączki zawodowe maszynistek. Pulpit ten może być zastosowany do każdej maszyny do pisania i nie jest kosztowny.

Niewątpliwie zarówno same maszynistki, jak również szefowie instytucyj i firm z zadowoleniem powitają ukazanie się w sprzedaży tego doskonałego urządzenia.

Demonstracje i sprzedaż pulpitów „Simplex” odbywają się w Instytucie Racjonalnych Metod Biurowych „Organizacja Nowoczesna”, Warszawa, ul. Zgoda 1, Tel. 5-99-06.

(na)

„Ilustrowany Kuryer Codzienny” z 12 maja 1937

Podarki gwiazdkowe 1926

27 grudnia 2013

Gdy gwiazdka nadchodzi

Kolorowe błyskotki, zabawki i słodycze, spoglądające kusząco ze sklepowych wystaw, mówią nam o zbliżającej się coraz bardziej Gwiazdce, owym dniu, którego oczekują najbardziej nasi Milusińscy, w przekonaniu, że „dobry, siwy dziadek” przyniesie im oprócz choinki wiele ładnych podarków.

Podarki te powinny łączyć miłe z pożytecznem i dlatego jednym z najbardziej polecanych będą zawsze książki. Wybór w wydawnictwach jest duży, trzeba tylko dobierać takie książki, któreby posiadały pewną wartość pedagogiczną.

Poza książkami zawsze przez młodzież mile widziane są także podarki, jak łyżwy, narty, saneczki, umożliwiające korzystanie z zimowych przyjemności.

Bardziej kosztowne, jak aparaty radjowe lub fotograficzne, są napewno ukrytem marzeniem, niestety niezawsze mogącem się ziścić. Przystępniejsze w cenie są przybory do metaloplastyki, wypalania na drzewie, batików oraz komplety farb akwarelowych i pastelowych, które u młodocianych miłośników sztuki, ujawnią lub rozwiną wrodzone artystyczne skłonności.

Dla dziewczynek, prócz wyżej wymienionych, poleca się wszelkiego rodzaju robótki oraz przybory do szycia.

Zresztą rodzice po większej części sami znają zamiłowania swych dzieci i ich utajone pragnienia.

Jedynie tylko ci najmłodsi z Milusińskich odnajdują świat swych marzeń w krainie lalek, piłek i puszystych Misiów.

Mira.

„ABC” z 13 grudnia 1926

« Poprzednia stronaNastępna strona »