Archiwum miesięcy: Listopad 2012

Zdziczałe koty domowe w Australii

6 listopada 2012

Zdziczałe koty domowe w Australii.

Na podstawie krytycznego zestawienia literatury okazuje się, że ród kota domowego wywodzi się monofiletycznie od formy Felis maniculata, dotychczas jeszcze żyjącej w stanie dzikim w Nubii i Abissynii. Udomowienie jego odbyło się na 2000 lat przed Chr.; uskutecznione zostało przez Egipcjan. W pierwszem stuleciu po Chr. Grecy i Rzymianie poznali kota oswojonego, jednocześnie dostał się on i do Azji. Chiński kot domowy wyprowadza się również od kota, udomowionego w Egipcie. Z Europejczykiem dostało się to stworzenie i do Australji, gdzie puszczone samopas, plagą stało się kraju.

Koty domowe w Australji ulegają mianowicie często zdziczeniu i wtedy nie poprzestają na tępieniu królików, do czego je tam właściwie sprowadzono, lecz żywią się także ptakami, jaszczurkami, napadają na drobne ssaki i nawet mniej drobne; jagnięta padają nieraz ich ofiarą. Wobec zaś tego, że same poważnych wrogów nie spotykają, rozmnażają się nader obficie i w znacznym stopniu przerzedzają miejscowe ptactwo i drobne torbacze. Co do kwestji, czy koty urzeczywistnią pokładane w nich nadzieje i wytępią nadmiernie rozmnożone tam króliki – tymczasem nic stanowczego powiedzieć jeszcze nie można, wydaje się wszakże, że uczynią to istotnie. Wygląd zewnętrzny tych kotów, które przez kilka pokoleń już żyją w stanie zdziczenia, ulega wyraźnym zmianom; są one tęższe, niż zwykłe koty domowe, prócz tego zaś w miejscowościach niektórych sierść samców bywa plamista, w niektórych pręgowana, w innych jeszcze ciemna, szaro nakrapiana.

Przykład zdziczałych kotów australskich uczy, że należy być nadzwyczaj oględnym w razie sprowadzania obcych krajowi danemu zwierząt, nigdy bowiem nie można przewidzieć, co z tego z biegiem czasu wyniknie. Tak np. niezmiernie interesujące a nieprzewidziane były skutki kolejnego sprowadzania rozmaitych zwierząt na wyspy Makaryjskie. Przedewszystkiem zaczęto tam od tego, że sprowadzono króliki, jako zwierzęta dostarczające mięsa na pożywienie; króliki jednak w krótkim czasie rozmnożyły się tak silnie, że zaczęły wyrządzać poważne szkody w gospodarstwie rolnem. Wówczas dla wytępienia ich sprowadzono koty; te spełniły wprawdzie zadanie swoje w sposób zadowalający, lecz następnie zaczęły dziesiątkować ptaki morskie, których jaja służyły żeglarzom za pożywienie. I te więc zwierzęta, jako szkodliwe, musiały uledz wytępieniu; w tym celu sprowadzone z kolei psy, które istotnie zwalczyły koty, lecz następnie poczęły napadać na foki. Trzeba było przeto i psom walkę wypowiedzieć; uczyniono to też i gorliwie obecnie polują na nie.

j. b.

„Łowiec” z 1 sierpnia 1914

Wędrujące łyżki

6 listopada 2012

Wędrujące łyżki.

Gazeta Kołomyjska opowiada o następującym fakcie.

„Do rzemieślnika N. przyszedł w ubiegłym tygodniu sekwestrator i zagrabił dwie łyżki srebrne za zaległy podatek zarobkowy. Właściciel udał się za sekwestratorem do urzędu podatkowego i natychmiast je wykupił. Przyszedłszy do domu, zastał drugiego sekwestratora, który przyszedł go sekwestrować za zaległy podatek domowo – czynszowy. Ten znowu zabrał te same łyżki, które właściciel tego samego dnia wykupił. Jeszcze nie zdołano ich schować, a tu nazajutrz raniutko nadchodzi policyant i zabiera je za grzywnę, nałożoną przez radę szkolną za niejednostajne uczęszczanie dzieci do szkoły. Nie było co robić tylko znowu wykupić. Lecz jeszcze nie koniec na tem. Rewizor szarwarków przypomniał sobie tego samego dnia, że ma zaległość u N. przychodzi więc do niego i zabiera leżące jeszcze na stole, dopiero co przyniesione łyżki. Tym razem właściciel także je wykupił, ale już nie przyniósł ich do domu, tylko w mieście sprzedał nieszczęsny przedmiot ciągłej sekwestracyi. Fakt ten podajemy dla illustrowania sumienności, z jaką się w tym roku drożyzny ściąga zaległe podatki i opłaty.”

„Gazeta Narodowa” z 2 lutego 1892

Żartownisie – adres policji

6 listopada 2012

Głupi żart.

Ulicą Serbską przechodził dziś włościanin z Janowa Wasyl Semeńczuk, i zapytał dwóch młodych ludzi, którędy się idzie na policyę, bo ma tam interes. Na to jeden z dowcipnisiów pokazał mu na wiszącą przed sklepem chustkę i powiedział: weź tę chustkę, a zaraz będziesz wiedział, którędy się na policyę idzie! Poczciwy i ograniczony chłopek pomyślał chwilę, a potem zdarł chustkę z wystawy, ale w tejże chwili wyskoczył kramarz i wśród wielkiego zbiegowiska kazał głuptasa aresztować i odprowadzić na policyę, gdzie biedaka, po wytłumaczeniu całego zajścia, wypuszczono znów na wolność. Czy jednak Semeńczuk zapamiętał sobie drogę na policyę – o tem wątpić należy.

„Goniec Polski” z 29 sierpnia 1907

Język polski w sądach pruskich

6 listopada 2012

Język polski w sądach pruskich.

Sędzia. No jo! wi jesteszta erby, pomarłego Jakob Kodritzky w Bruchu, a po grusku jego jest jeszcze sztama na jego gruntu zerbrecesu z r. 1798 z piątego dwudziestego apryla; procenty i ta sztama już to obże mają bić płacone, to brakuje z te kszączka hypoteczny wigaszyć. No, czy wy przynieśli waszego najstarszy brat tudyszajny i tofszajny?

Strona. Przeproszę wielmożnego landrychta, mój półbrat nie czuje (słyszy), leydował na głowę, to ja bede za niego godał.

Sędzia. No jo, cóż djabła, ty głupy, ty upity szwintuch, breda jaki, ja tobie nie fraguje, a cy ti erba, a ili sia (wiele, siła) ty od to majesz erbuszku, pies mam więce rozum, ty jak bydo (bydło). Bendziesz znów fordrowany itp.

„Dziennik Polski” z 6 sierpnia 1873

Zabobon

6 listopada 2012

Zabobon.

Z Łodzi donoszą: 

W miasteczku w Bełchatowie d. 11 b. m. pod parkanem cmentarza żydowskiego znaleziono głowę zmarłej córki dozorcy cmentarza. Jak wykazało śledztwo, profanacyi dopuściło się czterech młodych ludzi, którzy wykopali z grobu ciało zmarłej w celu oberznięcia ucha, posiadanie którego miało jakoby własność obdarzania pięknym głosem tego, który ucho to przechowuje. Jednego ze złoczyńców ujęto i osadzono w więzieniu.

„Gazeta Lwowska” z 16 stycznia 1908

Żołnierz rosyjski 1892

6 listopada 2012

Żołnierz rossyjski.

Korespondent jednego z pism zagranicznych podaje następującą ciekawą charakterystykę żołnierza rossyjskiego:

Żołnierz rossyjski jest cierpliwy, wytrzymały, znoszący wszelkie niewygody. Pochodzący z wielko-rossyjskich gubernij skłonny jest do grabieży, kradzieży i pijaństwa, z innych zaś gubernij zupełnie odmienny. Oryentuje się nieszczególnie, mianowicie w lesie, źle korzysta z zakrycia, a strzelać wcale nie umie. Podoficerowie i niżsi oficerowie obchodzą się z ludźmi niegodziwie, rekrutów zaś bija bez litości. Tak zwani „ratniki opołczenia”, wezwani w jesieni na 6-tygodniowe ćwiczenia, powracali do domu z opuchniętemi twarzami i sińcami na ciele. Naczelnik okręgu wojennego kijowskiego, generał Dragomirow, używający opinii wielce utalentowanego dowódcy i człowieka ludzkiego, był zmuszony w rozkazie dziennym zapowiedzieć, iż ostro poskramiać będzie wszelkie kułakowanie.

Żołnierz karmiony jest źle, a do tego jednostajnie. Dają mu zawsze na obiad kapuśniak z kawałkiem mięsa i kaszę hreczaną, polaną łojem, zebranym z kotła o godzinie 7 wieczorem cienki krupnik, i 3 funty chleba razowego na dzień. Kapusty, jak powiadają, jest dosyć, ale mięsa i kaszy dają dozy homeopatyczne. Od godziny 7 wieczorem do następnego południa żołnierze nic nie dostają, i na ćwiczenia idą naczczo. Żywią się więc z własnych zasobów. Każdy rekrut zabiera z domu najmniej kilkanaście rubli, przez cały czas służby dosyła mu rodzina pieniądze, co wszystko idzie na pożywienie.   Czytaj dalej…

Żywienie wojsk

6 listopada 2012

Żywienie wojsk.

Podczas wojny francusko-pruskiej, głównymi dostawcami żywności dla armji niemieckiej byli bracia Lachman z Berlina. Dla powzięcia wyobrażenia o rozchodzie prowiantu i furażu dość powiedzieć, że korpus, składający się z 40.000 ludzi i 12.500 koni potrzebował dziennie: 300 cetnarów mięsa, albo 133 cetn. słoniny, 100 cetn. ryżu i krup, albo 200 cetn. grochu., 20 cetn. palonej kawy, 20 cetn. soli, 600 cetn. chleba, 1400 cetn. owsa i 375 cetn. siana. Dla oznaczenia dziennie przez całą armię niemiecką spożywanego prowiantu, dość byłoby powyższe cyfry pomnożyć przez 20. Po przejściu granic wojsko otrzymywało po 5 cygar na głowę, czyli 200.000 sztuk na korpus, tj. 4 miliony sztuk dziennie na całą armię niemiecka. Podczas silniejszych pochodów dodawano żołnierzom pewną ilość wódki, mięsa, jarzyn i kawy. Do każdego magazynu dodany był urzędnik i lekarz, których obowiązkiem było czuwać nad szybką dostawą żywności dla wojska i dobrocią prowiantu. Można powiedzieć, że do zwycięztw pruskich przyczyniła się wiele akuratność liwerantów i dobrze uorganizowana intendentura.

„Dziennik Polski” z 13 lipca 1871

Cyganie

6 listopada 2012

Cyganie.

Arcyksiążę Józef jest wielkim przyjacielem Cyganów i rok rocznie ogłasza rezultaty swoich badań etnograficznych nad tym ludem poetycznym a niezwykłym, dla którego cywilizacya zatrzymała się w jednym punkcie, jak słońce dla Jozuego. Od wieków cyganie nie cofnęli się ani na krok, ale też i nie postąpili naprzód ani o krok. Dziś, jak przed wiekami, żebrzą o chleb powszedni, jako plemię bez przeszłości, bez stałego zajęcia, jako lud koczowniczy i włóczęgoski wśród osiadłych, stałej oddanych pracy obywateli państw europejskich. Dla Europy pozostaje wciąż tajemnicą, co się dzieje w głębi tego plemienia.

Cyganie, noszący z sobą skarby fantazyi i niewyczerpane źródła poezyi, rzadko bywają, przedmiotem studyów specjalnych. Dopiero w ostatnich czasach „lud Faraonów”, jak ich nazywają na Węgrzech, znalazł uczonych, którzy mu poświęcają długie lata badań. Między innymi arcyksiążę Józef rok rocznie ogłasza drukiem rezultaty swoich badań. I obecnie w tomie VI. czasopisma specyalnego Am Urquell znajdujemy notatki arcyksięcia, dotyczące cyganów.

We Francyi nazywają ich bohémiens w przypuszczeniu, iż Czechy były ich kolebką; Hiszpania zowie cyganów gitanos, Anglia gypsies, Włochy zingari, Turcya tchingenes. Wszystkie te nazwy oznaczają „cygana pospolitego”, którego kolebką są prawdopodobnie Indye Wschodnie, sądząc z ich języka, który odznacza się uderzającem podobieństwem do niektórych narzeczy hinduskich. Deklinacya ma tu 8 przypadków, w tem podwójny przypadek 4 i 6. Przypadek 2 kończy się jak u hindusów na o lub i, język cygański nie zna trybu bezokolicznego ani czasu przyszłego. Jest to słowem narzecze hinduskie, pomieszane ze słowami najrozmaitszych krajów, w których przebywają. Oto próbka piosenki w języku cygańskim.  Czytaj dalej…

Kąpiele japońskie

6 listopada 2012

Kąpiele japońskie.

Pod względem utrzymania ciała w czystości Japończycy przodują pośród wszystkich narodów. W każdym bogatszym domu w Japonii istnieje osobna część, przeznaczona na kąpiel, a ludzie ubożsi chodzą do publicznych zakładów kąpielowych, znajdujących się na każdej niemal ulicy. Kąpiele te są urządzone inaczej, niż nasze. W spodzie drewnianej wanny wpuszczona jest miedziana rura, od dołu zamknięta rusztem. Kilka żarzących węgli drzewnych, wrzuconych w tę rurę, wystarcza do ogrzania wody w godzinę. Japończyk kąpie się w wodzie mającej 36° R. (*), a mniemaniu, że częsta gorąca kąpiel osłabia, zaprzecza tu doświadczenie. Europejczyk przygląda się ze zdumieniem, jak wielkie ciężary może nosić kulis, jakie przestrzenie może przebyć biegnąc, w jak nędznem ubraniu, boso, w krótkich spodniach bawełnianych i kurtce pracuje zimą i latem. Na północy, gdzie śniegi bywają zimą niemałe, Japończyk w swoim drewnianym, niczym nieosłoniętym domku, niema innego opału prócz garści węgli drzewnych, a dzieci cały dzień spędzają boso na dworze. Stoją też Japończycy zimą całemi godzinami boso w śniegu, łowią ryby w zimnej jak lód wodzie, lub szukają w niej korzeni lotosu, śpią na wilgotnej ziemi itp. Ręce jedynie mają wrażliwe niesłychanie na zimno i muszę je, o ile możność, ciągle grzać nad garnkiem z węglami; Japończyk będzie marzł w dobrze ogrzanym pokoju europejskim, jeżeli przypiekać sobie rąk nad węglami nie może. Zresztą nie odczuwa zimna nigdy, a skłonność do przeziębienia się jest u Japończyków bardzo mała.

(*) 36° Reamura = 45° Celsjusza

„Gazeta Narodowa” z 29 sierpnia 1895

Kawa i herbata zamiast tytoniu

6 listopada 2012

Ludzie słabej woli, przyzwyczajeni do palenia, przechodzili nieopisane męki, skoro lekarz z jakichkolwiek powodów palić im zabronił. Obecnie zło to już jest usunięte. Niejaki p. Jakób Barrat poleca takim właśnie – we francuskim czasopiśmie „La Naturę” – cygara i papierosy z liści kawowych. Mają one odznaczać się czystym dymem i wybornym smakiem, a są przytem zupełnie dla zdrowia nieszkodliwe. O ile się więc pomysł p. Barrata rozpowszechni, tytoniowi grozi wcale poważna konkurencja.

„Głos Rzeszowski” z 5 stycznia 1902



Herbaciane sygara.

W Petersburgu wynaleziono sygara z zielonej herbaty i już je nawet fabrykują i rozsełają. Do Wiednia nadeszły już nawet te nowowynalezione herbaciane sygara. Mają być one daleko zdrowsze i przyjemniejsze niż tytoniowe; a woń ich prześciga najwytworniejsze dymy hawańskie.

„Gazeta Narodowa” z 25 października 1864

« Poprzednia strona