Strona główna » Folklor Wielkiej Wojny » Architektura rowów strzelniczych

Architektura rowów strzelniczych

Architektura rowów strzelniczych.

„Frankfurter Zeitung” zamieszcza list z zachodniego pola walki, opisujący nader ciekawie budowę rowów strzelniczych. Korespondent ów pisze:

Pod wielu względami cofnęliśmy się o wieki całe w zaspokojeniu mianowicie potrzeb życiowych atak samo w objawach sztuki. Architektura naszych wykopanych schronisk podziemnych i ubezpieczeń przypomina palowe budowle i mieszkańców jaskiń. Wszędzie tutaj mamy bardzo miękki kamień, w którym tuż pod ziemią znajdujemy wykute ogromne jaskinie, dziś nam nader pożądane schroniska. Niekiedy całe kompanie mogą się w nich pomieścić. W jednej z nich, którą dokładnie obejrzałem, stoi 60 koni, a oprócz tego znajduje się kuźnia, pracownia do wyrabiania ręcznych granatów i skład ich, i pomieszczenie dla potrzebnych do tego ludzi. Odpowiednio do miękkiego kamienia i wielkich rozmiarów porozstawiane filary i ściany podtrzymują sklepienie.

A teraz przystępuję do opisu samych rowów strzelniczych.  

W ciemną noc przechodzi się z kwater na stanowiska we froncie. O ile możności jak najciszej maszeruje kompania przez porozstrzeliwane wioski, mijając groby towarzyszy broni. Kolumna z amunicyą zatrzymuje nas na chwilę, poczem maszerujemy polną drogą na lewo pod górę. Lasy ukazują się niewyraźnie w oddali; kroki nasze zaczynają się głośniej odbijać, jesteśmy na drodze wyłożonej kawałami drzewa.

Jest to czysta, lubo nieco wydelikatniona budowla palowa. Mamy przecież siekiery i pałasze ze stali, a więc o wiele lepsze narzędzia do obrabiania drzewa, aniżeli mieszkańcy budowli palowych, ale zresztą różnicy nie ma.

W dodatku mamy rydle, którymi na ciężkim gliniastym terenie rowy kopiemy, głębokie na mniejwięcej wysokość człowieka, tak szerokie, aby żołnierz z tornistrem mógł się przecisnąć. Na środku podeszwy rowu kopie się na szerokość rydla 15-20 cm. głęboką rynnę do odcieku wody i w całej szerokości wykłada się drewnianymi kołkami. Jeżeli droga prowadzi pod górę, kołki umocowuje się prętami leszczyny przytrzymywanymi przez klamry. Gwoździ niema, a przynajmniej w początkach nie było. Ten tak ważny środek kulturalny jest bardzo rzadkim na froncie.

Natomiast przy pierwszej już orientacyi w rowach widzimy dwa środki pomocnicze, których przodkowie nasi nie znali: deski i drut. I desek było z początku bardzo mało, a zastępowano je matami z drobnych kołków i gałęzi. Każdą deseczkę, którą znaleźć było można w pobliskich miejscowościach, skrzętnie zbierano i zużywano. Dokonywano cudów zręczności budując z grubych blochów i cienkich deseczek jedynie prawie z pomocą pali, niewielu gwoździ i drutu bardzo udatną całość. Jest to architektura nader prymitywna, ale i nader oryginalna.

A cóż dopiero nakrywki!

Tam znaleść można wszystkie stopnie rozwoju: zwyczajną jamę, w której wszystkie cztery ściany gołe, tak samo jak podłoga; jedynie posowa jest z okrąglaków przykrytych ziemią, wsparta w narożnikach na silnych podporach. Dwa pale przytrzymują drwi, w których jedyne okienko daje światło. Dalej znajdujemy formalne blokhauzy z ociosanych bierwion, a nareszcie urządzone z desek mieszkania. W nich bywają czasem i okna na stronie niezwrócone ku nieprzyjacielowi.

Tak samo rozmaitem jest i wewnętrzne urządzenie. Nader prymitywne w jednych, zbytkowne (względnie naturalnie) w drugich.

Pierwszą nader ważną kwestyą jest ogrzanie. Już co do samego opałowego materyału jesteśmy skazani na prymitywne stosunki, przedewszystkiem z wojskowych względów. Pali się tylko węglem drzewnym, który nie daje dymu, bo ten mógłby nas zdradzić. W lasach za frontem wypalają węgle. Bywają i piecyki rekwirowane w pobliskich miejscowościach albo przysyłane na etap z magazynów miast, leżących za frontem. Ale starczą one zaledwie dla dowódców; żołnierze budują sobie sami piece, własnym przemysłem. Kopią dziurę w ziemi, zawieszają nad nią kociołek polowy, albo też wyginają sztucznie gruby drut na trójnóg, stawiają na nim kociołek, w dziurę sypią żarzące się węgle zapożyczone od towarzysza i gotują a zarazem i ogrzewają to prymitywne mieszkanie.

Tak samo ma się ze stołami i siedzeniami. W salonach rowów strzelniczych pana majora stał rodzaj wygodnego fotelu, ale inni zadowalają się mniej wykwintnemi siedzeniami. Szaf nie ma, w ich miejsce poprzybijane do ścian deski. Na nich stoją rozmaite pudełka z nadesłanymi darami, bochenek chleba i inne rozmaite rzeczy w malowniczym nieładzie. Na stole rysunki i książki, odłam granatu jako popielniczka, tuleja od szrapnela jako wazon od kwiatów. Butelka w miejsce lichtarza jest rzeczą przestarzałą; z drutu skonstruowano sobie wiszącą lampę i w tak prymitywny sposób urządzono i upiększono sobie mieszkania. W lepszych nakrywkach występuje wprost sztuka ozdobnicza. Znajdują się tam na ścianach krajobrazy, łby jelenie wielkości naturalnej, sentencye rozmaite, niebieskim ołówkiem narysowane. Karty z widokami, otrzymane z domu, dostają ramki z kory brzozowej lub pudełek od cygar i występują dopiero w tej ozdobie w całej swej piękności. W rowach samych znajdujemy nazwiska dowódców plutonów i nazwy ulic powycinane na korze brzozowej a wszędzie przebija się dążność aby wszelkiemi sposobami uprzyjemnić i upiększyć życie pośród największego niebezpieczeństwa.

„Dziennik Poznański” z 26 czerwca 1915

Folklor Wielkiej Wojny , , Czytano 941 razy

Brak komentarzy do wpisu “Architektura rowów strzelniczych”

Zostaw odpowiedź

(wymagane)

(wymagany)


*