Dziwne

Romantyczna hrabianka i parobek od koni

17 listopada 2011

Romantyczna hrabianka i parobek od koni.

Przed niedawnym czasem piękna hrabianka Henrietta Pongracs, córka jednego z magnatów węgierskich, uciekła z ojcowskiego zamku; rzuciwszy nazwisko, majątek, świetne życie w przyszłości, poszła za parobkiem dworskim, który Się mieni Jovan Andrassik. Ten wybrany hrabianki spełniał w zamku jej ojca najniższe posługi domowe, co nie przeszkodziło, ażeby się hrabianka na śmierć zadurzyła w rosłym i smukłym Jovanie. Oboje udali się do zagrody rodziców Jovana, gdzie hrabianka żyje ubogo, całkiem po chłopsku, ale utrzymuje, że z losu swego, przy boku miłego, jest najzupełniej zadowoloną i czuje się szczęśliwą. Rodzina jej czyni rozpaczliwe wysiłki, aby marnotrawną córę, która ma obecnie lat 16, nakłonić do powrotu w domowe progi, ale hrabianka jest na to wszystko głucha i oświadcza, że skoro dojdzie do pełnoletności, zawrze ze swoim ukochanym po wszelkiej formie ślub cywilny i kościelny.

„Goniec Polski” z 6 września 1907

Ukazanie się nieboszczyka

17 listopada 2011

Ukazanie się nieboszczyka.

Z Mińska donoszą o niezwykłym fakcie, który przytrafił się niedawno w majątku Kutyłowo. Właściciel tych dóbr, p. Wiktor Drociański, miał brata chorego już od lat kilku na suchoty. Przed kilku dniami p. D., otrzymuje list od bratowej, wzywający go do siebie ze względu na pogorszony stan zdrowia chorego. List ten przychodzi w chwili, gdy w Kutyłowie zebranych jest kilka osób z sąsiedztwa. Pan D. zaniepokojony, postanawia jechać nazajutrz i wychodzi do przedpokoju w celu wydania odpowiednich rozporządzeń. Tu, z wielkiem zdumieniem spostrzega brata swego, zdejmującego palto. Działo się to o godzinie 11 wieczorem.

Cóż to za mistyfikacya? woła pan D. i wbiega do sąsiedniego pokoju, aby oznajmić swej rodzinie o przybyciu brata i pokazać temu ostatniemu list, który przed chwilą otrzymał.

W minutę niespełna wraca tam, lecz już brata nie zastaje w przedpokoju; nie ma go też i w innych pokojach; znikł gdzieś bez śladu!… Pan D. nie może wyjść z podziwienia. Wypytuje służbę i sąsiadów; ci ostatni, widzieli go wyraźnie w przedpokoju, lecz gdzie się następnie podział, pojąć również nie mogą.

Nazajutrz rano pan D. otrzymał telegram donoszący, iż właśnie o godzinie 11 wieczór brat jego ducha wyzionął.

Wypadek ten wywarł ogromne wrażenie na otaczających pana D. Fakt ukazania się brata w chwili śmierci nie ulega wątpliwości, gdyż przez kilka osób stwierdzony został.

„Gazeta Lwowska” z 1 czerwca 1897

Jak ludzie żyją na Marsie?

23 września 2011

Jak ludzie żyją na Marsie?

Na niebie naszem, w jasną noc gwiaździstą, dostrzedz można obecnie wielką gwiazdę, połyskującą jaskrawem światłem czerwonem. Jest to planeta Mars, najbliższy nasz sąsiad. Droga, po której obiega około słońca jest bardzo wydłużona i dlatego Mars to się zbliża, to się oddala od ziemi naszej, a jak obecnie, jest oddalony od nas o ośm milionów geograficznych mil, a od słońca o 32 miliony.

Takie zbliżenie w porównaniu z oddaleniem innych ciał niebieskich, dało możność człowiekowi przy pomocy udoskonalonych dalekowidzów i innych narzędzi fizycznych, wynalezionych w ostatnim czasie, zaglądnąć niedyskretnie w wewnętrzne życie naszego sąsiada i w warunki bytu jego. Ze zdumieniem dowiedziano się, że warunki te tak są podobne do naszych, ziemskich, iż godzi się przypuścić, że mieszkańcy Marsa są podobni do nas, iż twory tam żyjące mogłyby żyć i na naszej ziemi, a my na Marsie.

Dlatego też sądzimy, iż zaciekawimy czytelników, opisując co astronomowie i astrofizycy odkryli na Marsie i w jakich warunkach rozwija się tam życie.

Przedewszystkiem musimy powiedzieć, że według pojęć naszych o stworzeniu świata, Mars jest planetą starszą od ziemi, a jako starszy ma losy dalej posunięte, aniżeli karmicielka nasza. Przypatrując się więc sąsiadowi naszemu, możemy się dowiedzieć co i nas czeka w przyszłości, jak rzut oka młodzieńca na pooraną zmarszczkami twarz starca, odkrywa mu kartę jego przyszłości. Jeżeli więc są tam ludzie, to prawdopodobnie fizycznie i moralnie są oni dalej posunięci, aniżeli ich sąsiedzi ziemscy.   Czytaj dalej…

Jeden wariat na 179 mieszkańców Irlandii

23 września 2011

Jeden waryat na 179 mieszkańców Irlandyi.

Dr. Graham dyrektor szpitala waryatów w Dublini, złożył sprawozdanie z którego się okazuje, że w Irlandyi znajduje się teraz 25.070 waryatów, czyli że przypada jeden waryat na 179 mieszkańców. W ciągu może jednego stulecia liczba waryatów powiększyła się dziesięciokrotnie. Jakaż jest tego przyczyna? Niejedna ale mnóstwo, odpowiada dr. Graham. Przedewszystkiem rozwój życia politycznego. Tłumy nie mogą dyskutować ani o religii, ani o polityce, bo niewygimnastykowany ich umysł schodzi zaraz na bezdroża. Każ drwalowi i parobkowi tańczyć pas de deux na wywoskowanej posadzce salonów. Do pięciu minut powywracają się wszyscy. Aż tu każą ciężkim i ciasnym umysłom rozstrzygać najzawilsze sprawy społeczne i polityczne, zastanawiać się nad budową państwa. przerabiać ją etc. Następnie strejki i podniecenie wszystkich uczuć, jakie one wytwarzają. Dalej alkohol i odbieranie tłumom pociech religijnych, przez propagandę bezwyznaniowości.

Wszystko to razem stwarza to, co nazywamy „degeneracyą”. To co jest teraz w Irlandyi, czeka całą Europę, a szczególnie i najrychlej – Galicyę.

„Goniec Polski” z 1 listopada 1907

Uwięzione diabły

23 września 2011

Uwięzione djabły.

Z Gorycji piszą pod datą 29. marca:

Zabobonność naszego ludu staje się słynną. Pomiędzy wielu baśniami, w które wierzą, jest i ta także, że w lesie Pannowity ukryte są od wieków nieprzeliczone skarby. Wielu ludzi starało się już odkryć te skarby i byłoby się im z pewnością udało, gdyby nieprzewidziany wypadek, który w ostatniej chwili zniszczył wszystko. Przed kilku dniami pewien wieśniak znów chciał próbować swego szczęścia, i poszedł szukać skarbu obok strzelnicy, tam się znajdującej. Straż, stojąca pytała go czego szuka w ziemi. Wieśniak przyznał się do wszystkiego, w nagrodę za to otrzymał od straży wyjaśnienie, że djabeł, który strzeże skarbu wtedy tylko go wyda, jeżeli mu się złoży haracz w sumie 200 zł. w banknotach, 11 w srebrze a 99 1/2 centów w miedzi. Wieśniak poskrobał się w ucho, ale wiedząc, że za tę sumę otrzyma miliony, zgodził się na to, że na trzecią noc pieniądze ma przynieść. O północy rzeczywiście wśród grzmotów pojawiły się djabły i witając piekielnie chłopa, zażądali oznaczonej sumy. Chłop zadowolony oddał pieniądze a djabły kazały mu wrócić na drugą noc, bo przez ten czas muszą się przekonać, czy pieniądze są prawdziwe. – Włościanin pełen ufności przyszedł rzeczywiście następnej nocy do lasu, ale na djabłów czekał nadaremnie. Tak samo drugiej i trzeciej nocy. Dał znać więc sądowi, a ponieważ doskonale znał straż więc policja niemiała wiele kłopotu w schwytaniu oszustów.

„Gazeta Narodowa” z 8 kwietnia 1877

Dziki człowiek

6 lipca 2011

Jakiś „dziki człowiek”, pokazywany w budzie jarmarcznej w Grudziądzu, stał się przedmiotem rozmaitych szykan i dokuczliwości z strony gawiedzi ulicznej, która zwykła się gromadzić w koło bud i dziurami przyglądać się dziwom w nich pokazywanym. Gdy mu dokuczono zbytecznie, kłując ostro zarzniętemi kijami, wypadł z pałką w ręku i niebezpiecznie jednego z swych napastników pobił. Uwięziono go i wykazało się przed sądem, że pochodzi z wyspy św. Maurycego w pobliżu Madagaskaru, że jako majtek przybył do Hamburga i tam się wynajął do pokazywania się za pieniądze. Kara zapewne spotka go łagodna ze względu na dokuczliwe drażnienie go i właściwą ludziom jego narodowości gwałtowność.

(G. T.)

„Orędownik” z 24 listopada 1877

Mycie tygrysa

6 lipca 2011

Ciekawy wypadek, a może dotychczas niebywały, wydarzył się niedawno temu w Moskwie. Francuski pogromca zwierząt Pepon, przyjął do służby jakiegoś kozaka, któremu dał znakami, bo kozak po francusku nie rozumiał, zlecenie, aby klatki zwierząt wyczyścił. Tymczasem kozak nie zrozumiał go, i na drugi dzień rano wszedł z naczyniem z wodą, szczotką i mydłem do klatki, w której się mieścił dziki i nieoswojony jeszcze tygrys bengalski. Tygrys spał, obudził się jednak, kiedy do klatki jego wszedł nieproszony gość, spojrzał gniewnie na niego, czem tenże jednak nie pozwolił się zbić z tropu, tylko z wszelkim spokojem począł dziką bestyę myć i szorować. A tygrysowi ta ranna tualeta nadzwyczaj się podobała, bo koziołkował się z jednej strony na drugą i pozwolił się zlewać zimną wodą. Po skończonej pracy wyszedł kozak spokojnie z klatki i zamierzał właśnie do drugiej wchodzić, kiedy przyszedł Pepon i przemocą tylko od kroku nierozważnego go powstrzymał.

„Gazeta Lwowska” z 17 lipca 1898

Uzdrowiony przez piorun

6 lipca 2011

Uzdrowiony przez piorun

Podczas burzy jaka przeszła nad Łodzią i okolicami piorun uderzył w dom mieszkalny Jerzego Kowalaka we wsi Józefów pod Chojnicami. Kowalak został zabity, zaś obecny w domu sąsiad jego ciężko porażony. Piorun miał również następstwa dodatnie. Zamieszkały bowiem w sąsiedztwie Józef Motłecki od lat sparaliżowany w chwili uderzenia piorunu spadł z krzesła na którym siedział a w następstwie lęku i bodźca zerwał się z podłogi po czym o własnych siłach wybiegł z izby. Od tej pory Motłecki chodzi już normalnie.

„Dziennik Ostrowski” z 27 czerwca 1939

Dlaczego kawalerowie się nie żenią?

6 lipca 2011

Dlaczego kawalerowie nie żenią się?

Taką ankietę ogłosiło jedno z pism sztokholmskich. Odpowiedzi nie są, ma się rozumieć, pochlebne dla kobiet: trzeba się przecież czemś usprawiedliwić. Jeden dowodzi, że się nie ożenił, bo „kobiety cały czas trawią na pisaniu listów i na rozmowach przez telefon”. Inny tłómaczy swe kawalerstwo tem, że „kobiety zanadto lubią się stroić”. Taka zwrotka powtarza się najczęściej. „Kobiety dzisiejsze są zbyt wymagające” – mówi wielu. Jeden tak pisze: „Gdyby można się ożenić bez paradnego wesela, to byłbym się może zdecydował – ale rozpoczynać nowe życie w tłumie ciekawych, rozbawionych gości, wśród toalet, gwaru, nie – tego nie chciałem”. Innemu znowu „nie chciało się urządzać mieszkania”. Przeciwko tym wszystkim zarzutom oburza się jedna z czytelniczek owego pisma. „Ileż to kobiet żyje tylko dla dobra męża i dzieci – przypomina – a gdyby ci panowie zechcieli przejrzeć rachunki domowe mnóstwa małżeństw, toby się przekonali, że najwięcej pieniędzy wychodzi na przyjemności, wygody i żołądek mężów. A ileż to kobiet, przez miłość dla tych mężów, obywa się bez służby, spełniając najgrubsze roboty!” Jak zwykle w zatargach, i jedna i druga strona ma słuszność – po części.

„Goniec Polski” z 3 kwietnia 1907

Balony nad Rzeszowem

5 lipca 2011

Balon nad Rzeszowem.

We czwartek dnia 20. b. m o godz. 7.10, spostrzegli mieszkańcy naszego grodu wysoko szybujący balon, zdążający od zachodu południowego w stronę ku Łańcutowi. Wspaniale było można przez kilka minut obserwować niewiadomego pochodzenia balon przy jasnym księżycu otoczonym chmurami barankowemi. Tłumy spacerujących na ulicy 3-go Maja – gromadami wpatrywały się w to niezwykłe zjawisko i na ten temat snuło małą i wielką politykę brukową. Jedni widzieli światełko, inni chorągiew, a kilku dalekowidzów nawet kilka osób, biorących rzekomo udział w powietrznej wiosennej wycieczce. Młodzież złota wyjechała czemprędzej przez Nowe miasto ku nowemu cmentarzowi, twierdząc, że zapewne balon tam spadł – lecz o rezultacie tego poszukiwania nic nam nie doniesiono. Złośliwy pan twierdził, że to wycieczka balonowa rzeszowskich polityków, szukających kandydatów do przyszłej Rady m.[iasta]

„Głos Rzeszowski” z 23 marca 1913


Czyj balon, austryacki, czy rosyjski ?

W nocy z dnia 10 na 11 bm., od godziny 12 do 2 nad ranem obserwowaliśmy między gwiazdami, w stronie południowej w znacznej wysokości, dużą gwiazdę, która zmieniała pozycye, raz się zniżając, to znowu podnosząc,

Gdy ta gwiazda zbliżyła się ku Rzeszowa, zauważyliśmy, że to wojskowy balon sterowy. Tajemniczy ów balon zatrzymawszy się, jak przypuszczajmy nad Drabinianką – zaczął ukośnemi snopami światła oświetlać po kilkakroć „Stajnie”, następnie cofnąwszy się trochę wstecz tj. ku południowi – oświetlał również po kilkakroć gmach sądu, poczem powtórnie się zbliżył i po raz drugi oświetlał Stajnie i sąd, i to przez dłuższą chwilę, poczem wzniósłszy się, z wielką szybkością odleciał w prostym kierunku ku granicy węgierskiej, wskutek czego światło w oddaleniu znikło nam z przed ócz.

Po przeszło półdziennem wyczekiwaniu, przez szkła dojrzeliśmy wracający balon z tą samą szybkością, z południa w kierunku zachodnio północnym który zatrzymał się – o ile mogliśmy w nocy osądzić, nad Budkami cały oświetlony, i stamtąd począł oświetlać po kilkakroć koszary obrony krajowej i ułańskie przez przeszło kwandrans, poczem odrazu w całym balonie zostało światło zgaszone – i mimo wyczekiwania do godziny 3 nad ranem i rozglądania się przez szkła po firmamencie, nie dostrzegliśmy, w którą stronę balon udleciał. Ciekawi jesteśmy, czy sfery wojskowe wiedzą coś o tem ?

„Głos Rzeszowski” z 13 lipca 1913

Potęga ciemnoty

5 lipca 2011

Potęga ciemnoty.

We wsi Kamionka w gubernii Lubelskiej powstała w zeszłym tygodniu kłótnia pomiędzy dwoma chrześcijanami, skutkiem której jeden z nich udał się do policyi ze skargą na drugiego, że przed rokiem odkopał grób na cmentarzu żydowskim, gdzie uciął głowę trupa, którą przechowuje u siebie na strychu. Uczynić to miał dla przesądu, że głowa taka przyczynia się do skutecznego rozmnażania się owiec, których hoduje znaczną ilość. Policya dokonała rewizyi i znalazła rzeczywiście głowę trupa. Przechowujący ją został uwięziony.

„Goniec Polski” z 25 sierpnia 1907

Samoloty-widma nad Skandynawią

5 lipca 2011

Samoloty-widma nad Skandynawją.

Sztokholm, 9 VII. (PAT) Szwedzka Ag. Telegr. donosi:

Ogłoszono raport szefa sztabu generalnego o dochodzeniu w sprawie tak zwanych samolotów-widm, które wywołały wielkie podniecenie umysłów w całej Skandynawji w zimie 1933/45. Sztab generalny zgromadził 96 raportów władz szwedzkich, 134 norweskich i 157 finlandzkich. Z tych raportów uznano 46 za całkowicie wiarogodne. – Na zasadzie tych raportów, szwedzki sztab generalny stwierdza, że w zimie 1933/34 roku przelatywały nad północną Skandynawią samoloty o nieznanej przynależności państwowej. Loty odbywały się na dużej wysokości ponad okręgami słabo zaludnionemi. Pewne fakty wskazują, że samoloty te conajmniej przez jakiś czas miały jako bazę okręty, stacjonowane na wybrzeżu Norwegji.

„Gazeta Lwowska” z 10 lipca 1935

Bielenie Murzynów

12 maja 2011

Bielenie murzynów.

Czarni murzyni afrykańscy, sprowadzani do Ameryki do robót plantacyjnych, a następnie tam się osiedlający, są tak próżni – jak niejedna najbielsza angielska aktorka. I właśnie zazdroszczą, szczególnie murzynki tej białej cery swoim europejskim siostrzyczkom. Mają zresztą oprócz próżności jeszcze inne powody do zazdroszczenia Amerykanom białej skóry. Wiedzą doskonale, że z powodu swej czarnej barwy są uważani za pośledniejszą rasę – i na każdym kroku upośledzani. Wiadomo, że w Ameryce murzyni muszą wsiadać do osobnych wagonów podczas podróży, że żaden właściciel hotelu „biały” nie da „czarnemu” gościowi pokoju i t. p. Murzyni dążą więc do „równouprawnienia” z Amerykanami na punkcie skóry, a że nie mogą białych pomalować na czarno, więc łamią sobie głowy nad tem jakby sami w białych przemienić się mogli. Spostrzegli tę żądzę niektórzy „sławni” i „cudowni” lekarze amerykańscy i postanowili bić z niej… dolary. – I oto teraz ogłaszają rozmaite środki i specyfiki, za których użyciem skóra „najczarniejszego” ma się stawać bielszą od alpejskiego śniegu. Oczywista, że wszystko to blaga i humbug na wielką skalę – a jednak znajdują się łatwowierni, którzy radziby co prędzej „wyskoczyć ze skóry”, a bodaj trochę poblednąć. Niestety nie znają widocznie naszego przysłowia: „nic pomoże krukowi mydło i t. d.” Nie bieleją więc i nie wyskakują ze skóry, chyba wtedy, gdy muszą płacić lekarzom szarlatanom słone rachunki. Wtedy „wyskakują rzeczywiście ze skóry” – ale tylko w przenośnem znaczeniu…

„Goniec Polski” z 17 sierpnia 1907

Czy kanonady armatnie sprowadzają deszcz?

24 czerwca 2010

Czy kanonady armatnie sprowadzają deszcz?

W Tygodniku wychodzącym w Cincinnatti znalazł się ktoś co napisał artykuł pod tytułem: Czy można deszcz sprowadzić, kiedy się zechce i gdzie się żąda? W tym artykule pisze między innemi, że w wojnie teraźniejszej kanonady nad Potomakiem, York River, James River, Mississipi, zawsze za sobą ciągnęły deszcze i burze. Później dopiero opatrzono się, że wstrząśnienia powietrza sztuczne, mogło być ich przyczyną. Gdyby wojna amerykańska fakt ten wyjaśniła, mogłyby z niego wyniknąć wielkie korzyści dla rolnictwa i nowa epoka w produkcyi zbóż, które niebo podlewałoby na żądanie człowieka. Należy więc wszędzie czynić nad tem pilne postrzeżenia. Po bitwie pod Bull Run w Wirginii, cały następny dzień deszcz padał, w Węgrzech w kampanii 1849 pod Budą każdy szturm i odstrzeliwanie sprowadzały deszcze.

„Nadwiślanin” z 4 lutego 1863

I po śmierci nie miała spokoju

24 czerwca 2010

I po śmierci nie miała spokoju.

Ciężkiem było życie Katarzyny Piętakowej przedmieszczanki z Lipowicy, bez żalu też pożegnała życie. W poniedziałek d. 8. bm. wyniesiono ją na cmentarz. Po odprawieniu modłów kościelnych, gdy trumnę spuszczano do grobu, ludzie dozorcy cmentarza widocznie podchmielini tak się wzięli do tego nieglaźnie, że trumna wysunęła się ze sznurów, ciężar ciała zmarłej wytłoczył wieko i do grobu wpadło naprzód wieko od trumny, na nie zwłoki, na zwłoki zaś dopiero trumna. Ksiądz i orszak pogrzebowy pierzchli przerażeni a pachołcy cmentarni spuścili się do mogiły, aby wydobyć zwłoki i włożyć je do trumny.

„Gazeta Przemyska” z 11 grudnia 1890

« Poprzednia stronaNastępna strona »