Rzeszowscy apasze
Syn stróżki w kamienicy pp. Alsów nabywszy skądś pistolet wykonuje w ogrodzie tamtejszym i przyległych prawo polowania, strzelania do ptactwa jakie się nawinie i tępiąc je bez miłosierdzia i to w porze gdy one szukają miejsca na gniazda.
Z ludzi dotychczas nikogo nie uszkodził. Wogóle w Rzeszowie zauważyć można, że dzieci rodziców ciężko za domem pracujących pozostawione same sobie, łączą się w hordy, grasujące po mieście bezkarnie.
Nic się przed nimi nie ostoi, a co nie mogą skraść to zniszczą.
Złośliwość rzeszowskich apaszów dochodzi do tego, że wyrywają z korzeniami krzewy i młode drzewka, a ze starych drzew, których nie mogą wyrwać obłupują korę dookoła nożami.
Spłoszeni odpowiadają kamieniami i ordynarnemi wyzwiskami.
Wołany do pomocy policyant z reguły odpowiada, że mu nie wolno zejść z posterunku.
Wśród kafrów lepsze obecnie panują stosunki.
„Głos Rzeszowski” z 24 kwietnia 1910
Z życia codziennego Czytano 843 razy
Brak komentarzy do wpisu “Rzeszowscy apasze”